![]() numer pierwszy - lipiec '01 - razem: 190kb | |||
Rozgrzewka » Wstępniak » Subskrypcja » Współpraca » Bilbord » bana on-line Poważnie » Hipokryci... » O mojej miłości » Też o miłości » A może przyjaźń? Lirycznie » Trzy wiersze Bezczelny Ryj » Magia kolorów » O! Holender... » O przyjaźni Rozrywka » O sobie samym... » Lamers Quest (1) » Manifest Przed monitorem » Informa-deforma » Test: Bankrut 1.6SE2 » Wirtualny seks MAGnateria » @t » Memories Service » Noname » Pro Stopka » Pomóż nam! » REDakcja |
..........................................................................................................................................................................................
Poważnie: woj2ś Też o miłości Czyste i boskie uczucie miłości dotknęło mego ramienia. Zwróciłem ku Niej zeszklone oczy, rozdarte zmarzniętym do cna nosem. Nieprawdopodobne. Mam w nim dwie dziurki. Mam też dwoje oczu, pracowite nerki i prawie całą resztę, dzięki której moje życie ma swój stały punkt zaczepienia w rzeczywistości. I serce, różowe z miłości, przypomina o sobie dudniąc niemiłosiernie. Wypuściłem parę dziurkami w nosie. Taki zimowy wieczór w parku pod potężnym kasztanowcem, taki prolog prawdziwej, mroźnej nocy, gdy to gwiazdy giną pod tumanami śniegu. Taka noc dla nas niestraszna. Spacerujemy wzrokiem po parku; my, świadkowie ptasiej eutanazji, przykuci lodem do ławki. Latawiec wyrwał się z mojej dłoni. Swoim czerwonym ogonem musnął sierp księżyca. Złapałem go w swoich myślach, a Ona trzymała mnie za stopy, bym nie uleciał ku niebu, jak Ikar. Ha! Czy złapałaby mnie w swe ręce? Nie wiem. Może spadłbym na dno łódki i przygniótł złowioną makrelę. A na jej dłoniach, w głębokich wąwozach i kotlinach, giną bezwiednie śnieżne płatki. Błyskawicznie topią się i spływają po długim, zielonym płaszczu na ziemię. Czasem nie zdążą i wtedy tworzą szklaną koronkę, bratającą się z zalegającym na trawniku śniegiem. Ten zielony płaszcz wcale mi jej nie przysłania. Nawet wysoki kołnierz, świetnie dopasowany do niegdysiejszego koloru jej włosów. Ona tez patrzy się na mnie zmęczonym wzrokiem. Też ma dwie dziurki w nosie. Boże... jak wspaniale wypuszcza nimi parę... Chyba wie, że to coś więcej niż siedzenie na tej samej ławce. To na pewno coś więcej, niż czuły pocałunek i ślad tłustej szminki, który zmywany ze skóry i tak pozostaje na wieki. Dzisiaj jest szczególnie piękna. Mówię sobie to w duszy, ale Ona słyszy i posyła mi odpowiedź przymykając oczy. Wygrzebałem kapciem kasztana spod śniegu. Ocalał biedaczek. Oczyszczam kolejne centymetry ziemi. Może znajdę drugiego. Wtedy oba przeżyją. Zadyszany czuję jej dłoń, kilkakrotnie dotykającą mych drżących pleców. Dobrze - dziś niech właśnie ten kasztan zostanie "świętej pamięci". Trudna to dla mnie decyzja, skoro jednak Ona tego chce, to niech tak będzie. Wyjęła drugą dłoń z kieszeni i wolno przybliżyła mi ją ku oczom. Kasztan do pary... Kocham Ją... Jest ideałem. Ktoś mi kiedyś powiedział, że tacy ludzie nie maja prawa bytu. Ona wcale nie jest wyjątkiem - Ona jest sobą. Dała mi swojego kasztana. Tylko Boga bardziej uwielbiam. Lubię, kiedy do mnie mówi. Wcale nie muszę jej słyszeć, wystarczy sam ruch ust i tchnienie, od którego rumienią się policzki. Lubię z nią siedzieć na tarasie i w zależności od pory roku odprowadzać wzrokiem ku chmurom to powabne parasole dmuchawców, to znowu różowe płatki wiśni z przyszpi- talnego sadu. Wiatr się chyba zapomniał , bo widziałem go ostatnio wczesnym rankiem, kiedy podczas śniadania spojrzałem przez małe okno. Może się po prostu zakochał? Na pewno nie ma go u siebie, bo w lesie panuje taki spokój, a płatki śniegu tak dokładnie trafiają na miejsce swego przeznaczenia. Mimo to przygładzam dłonią jej włosy, bo wiem doskonale, że to wprost uwielbia. Od razu widzę, iż sprawia jej to ogromną przyjemność - jej twarz jeszcze bardziej jaśnieje, a usta lekko uginając się pod nadmiarem radości układają się w śliczny uśmiech. Uwielbiam te nasze wspólnie spędzone chwile. Każdego wieczora wspominam miniony dzień i to, co w nim było najpiękniejsze. Moje nocne rozmyślania trwają zazwyczaj do samego rana, gdy słońce wstając oznajmia mi, że żyję już kolejny, przyjemny dzień dłużej. Myślę o niej i o naszej przyszłości; wiem, że w naszym przypadku jej kraniec jest właściwie w zasięgu ręki. Ani Ona, ani ja nie odczuwamy jednak z tego powodu trwogi. Dzień na Ziemi, czy dzień w Niebie - cóż za różnica? Bylebyśmy tylko byli razem. Nie pamiętam jak to się zaczęło. Musiało być naprawdę przyjemnie, skoro jesteśmy razem po dziś dzień. Każda chwila przy niej jest dla mnie prezentem - a ten najwspanialszy, który chciałbym otrzymać w życiu już mi ofiarowano. Siedzi właśnie obok mnie i ogrzewa otoczenie ciepłem swego serca. Cóż mi więcej trzeba? Ujrzałem księżyc, który na chwilę rozświetlił mroczne oblicze parku. Usłyszałem za sobą znajomy szmer i już po chwili byli przy nas dwaj pielęgniarze. Ulokowali nas w wózkach, które poniosły Ja i mnie w ostatnią tego dnia wspólna podróż . Jeszcze moment i zostanę sam na sam z moim respiratorem, który monotonnie pikając, usypia mnie każdego wieczora. Mnie, przytulonego do ściany, za którą Ukochana pewnie też o miłości... |