Matematyka nikt nie tyka
"A jednak są łzy szczęścia, które spływają z oczu mych", kiedy niespokojnie siedzę w ławce w czasie lekcji matematyki i pani profesor słodkim głosem ogłasza wyrok: to może pan X do tablicy... biedny skazaniec idzie jak na śmierć, a reszta klasy oddycha z ulgą... im się teraz upiekło, ale może będą kolejni... Ci, którzy myślą trzeźwo wtapiają wzrok w zeszyt od matematyki i próbują dalej uczyć się wypytując inteligentniejszych kolegów jak zrobić takie i takie zadanie... niektórzy na to zlewają i patrzą, co robi skazaniec przy tablicy.. wszyscy słyszą słodki głos pani od matematyki, która dyktuje zadanie do zrobienia... każdy uważnie notuje je w zeszycie i bezlitośnie spisuje z tablicy myśląc, z czego jeszcze może być spytany.. spokojni są tylko Ci, którzy już kiedyś odpowiadali.. nie przejmują się tą atmosferą, jaka panuje w klasie... żeby tylko pani profesor przestała pytać - pół klasy ma taką nadzieję... skazaniec robi na tablicy zadanie.. ludzie z pierwszej ławki nieśmiało podpowiadają mu to, co sami potrafią, a nieczęsto potrafią więcej od niego... wreszcie ta straszna katorga dobiega końca... pan X siada w ławce nawet nie pytając jaką dostał ocenę.. zapada chwila ciszy.. chwila oczekiwania... no to jak było z kolejką - słychać pytanie pani profesor... fala ulgi przechodzi przez klasę... jak co lekcję dziewczyny siedzące z tyłu zapewniają gorliwie, że je ta kolejka przeszła.. pani profesor patrzy na nie podejrzliwie, ale bierze od nowego rzędu.. dziewczyny uszczęśliwione pochylają się nad zeszytami i spisując wszystko z tablicy klną, że sposób, którym karze robić kobieta jest idiotyczny.. ale tak będzie trzeba robić na sprawdzianie, więc własnych pomysłów nie wcielają w życie... pogrążają się w rozmowie na temat bezsensu tego, co kobieta powiada.. ludzie po kolei chodzą do tablicy.. w którymś tam momencie pani profesor opowiada jakąś zabawną historyjkę z życia.. klasa parska ze śmiechu.. ale nie przez śmieszność historii, tylko przez radość kobiety, która tak się z tego śmieje.. nagle dzwonek... klasa wylewa się na zatłoczony korytarz... ludzie rozsiadają się w ławkach i na podłodze.. w maleńkich grupkach... dziewczyna z ostatniej ławki ucieka od nich wszystkich i powoli snuje po korytarzu w całkiem inną stronę... jej kroki prowadzą do sklepiku.. rozgląda się czy spotka kogoś znajomego, ale nie ma tam nikogo takowego... wraca na korytarz szkolny, łazi po ludziach, staje przy jednej grupce, potem idzie do drugiej, ale w rezultacie zatapia się w rozmowie z kolegą.. a ich wywody przerywa dzwonek na lekcje.. z daleka widać już podążającą panią profesor... wszyscy z hałasem wchodzą do klasy, narzekają na zimno, zamykają okna, siadają w ławkach, a ten, który robił ostatnio zadanie, dalej męczy się nad jego dokończeniem... inni żywo rozprawiają o jakiś błahostkach.. nagle powietrze przecina rzucona kreda... trafia w kogoś.... pani profesor rozkazuje, aby się uciszyć... przez klasę przechodzi fala śmiechu... niektórzy oczekują kolejnego idiotyzmu z jej strony... ale zapada cisza.. ustala się rytm lekcji.. ktoś robi kolejne zadanie, siada, wstaje następny i tak w kółko... monotonia.. zaczyna się robić nudno... dziewczyny z ostatniej ławki rozprawiają żywo ze swoimi koleżankami z przodu.. jedna z nich rozmawia jeszcze z kolegą, który siedzi dwie ławki dalej... nagle dochodzą do niej słowa pani profesor: a Y zaczepia teraz dziewczynki.. dziewczyna zaczyna się głupio na nią gapić... jej ławka i dziewczyny z przodu zaczynają się śmiać... i cisza... dalej monotonia... dziewczyna znowu rozmawia.. kobieta patrzy w dziennik i nagle.. Y, Y pobiła dzisiaj na przerwie chłopca z pierwszej klasy.. klasa wybucha śmiechem i zwraca uwagę na dziewczynę.. ona się tylko uśmiecha i mówi, że wcale nie... kilka osób pyta się jak było naprawdę.. głupia zabawa sznurkami.. droczenie się ze sobą wygląda dla pani profesor na bójkę.. no cóż.. niech wierzy sobie w to, co chce... dalej monotonia... nagle dzwonek.. pani profesor dyktuje ostatnie zadania domowe, nikt nie zwraca na nią uwagi, ludzie zbierają swe rzeczy i wychodzą.. jak najdalej od tego koszmaru... klasa idzie teraz na kolejne skazanie... na fizykę...
Opowiadała: Danuta "Grzanka" Zioło