Teksty Anny Misiec

Nad brzegiem oceanu czekamO rozmowie z oceanemprawie 2000 s│≤w
Trzy szkice z ┐ycia codziennegoTrzy kr≤tkie obrazy "z ┐ycia codziennego" - jak nazywa je autorka. Za inspiracjΩ pierwszego tekstu, Taniec, pos│u┐y│a rze╝ba Camille Claudel - Walc. Dwa pozosta│e teksty to Przemiana oraz Wiecz≤rrazem: 850 s│≤w
MostO szale±czym biegu przez most - i nie tylko230 s│≤w
Przed chwil▒PiΩkny opis chwili po wyj╢ciu ukochanego240 s│≤w
Nowe opowiadania:
Zima
Rano
Jeste╢
Drzewa wi╢niowe
WierszeJak twierdzi Autorka - to "starocie i tylko sentyment ka┐e je trzymaµ". Ale to nie sentyment ka┐e mi umie╢ciµ je tutaj. Wiersze maj▒ du┐▒ warto╢µ nie tylko dla Autorki - pokazuj▒ obserwacje, a tak┐e zupe│nie szczere wyznania konkretnej osoby, kt≤re mimo to s▒ uniwersalne - my╢lΩ, ┐e niejedna kobieta mog│aby siΩ pod nimi podpisaµ. Nie ma w nich pretensjonalno╢ci ani pogoni za oryginalno╢ci▒. To bezpo╢rednie "zapisy my╢li" i trudno nie przeczytaµ ich z zadum▒ i zafascynowaniem. A tak zupe│nie poza tym, niekt≤re por≤wnania i metafory s▒ niesamowite i bardzo dobitnie trafiaj▒ w sedno, np. ta: "czekam co przynosi godzina, nastΩpna i kolejna, pusta jak kiesze±" - bardzo mi siΩ to podoba.

Nad brzegiem oceanu czekam

PamiΩtam, ┐e sz│am przez pustyniΩ. By│o gor▒co, a piach wia│ w ka┐d▒ stronΩ, niezbyt mocno, ale na tyle dotkliwie, ┐e twarz trzeba by│o zakryµ chust▒. M≤wi▒, ┐e pustynia to dusza ╢wiata. To przez t▒ ciszΩ jaka siΩ roztacza wok≤│. Mo┐e te┐ przez jej wielko╢µ, tutaj nikt nie jest silny, ka┐dy musi siΩ podporz▒dkowaµ jej prawom. Sz│am tak do╢µ d│ugo, a cisza pustynna i suche, gor▒ce powietrze zdawa│y siΩ mieµ moc hipnotyczn▒. W takiej ciszy cz│owieka najpierw zag│uszaj▒ jego w│asne my╢li i nie mo┐e siΩ od nich uwolniµ choµby nie wiem co, a p≤╝niej do g│osu dochodzi jego w│asna dusza, jego ukryte wnΩtrze, o kt≤rym sam nawet nie zawsze wie, ┐e ono jest i jest w│a╢nie takie jak to mo┐e teraz us│yszeµ. P≤╝niej udaje siΩ us│yszeµ g│os duszy ╢wiata, w kt≤rym ┐yjemy i g│os duszy wszech╢wiata, powi▒zanych razem ze sob▒ jak dw≤ch kochank≤w pozostaj▒cych w ci▒g│ej od siebie zale┐no╢ci.
PamiΩtam, ┐e pierwsze my╢li jakie mnie dopad│y na tej pustyni to niedalekie wspomnienia, s│owa pomieszane, jakie╢ my╢li pourywane, te kt≤re zd▒┐y│am ju┐ wypowiedzieµ i te kt≤rych powiedzieµ nie umia│am. Ju┐ wtedy zaczyna│o mi go brakowaµ, a co by by│o gdybym zosta│a jeszcze d│u┐ej. Nie, to nie dla mnie, ja siΩ do tego nie nadajΩ. Cisza pustynna i moje my╢li nie dawa│y mi spokoju. Kiedy╢ w takich chwilach zag│usza│am my╢li g│o╢n▒ muzyk▒, i og│usza│am siΩ tak d│ugo, a┐ g│owa my╢la│a ju┐ tylko o nadej╢ciu spokoju i ukojenia. Skutkowa│o. A teraz sz│am przez pustyniΩ i ws│uchiwa│am siΩ najpierw w moje niedawne my╢li, p≤╝niej w g│os wiatru i g│os swojej duszy. Ale nie bardzo j▒ rozumia│am. Chyba by│am zmΩczona, bo kiedy tylko na horyzoncie pojawi│a siΩ pierwsza palma, wszystkie my╢li usta│y i s│ysza│am ju┐ tylko kroki, coraz szybsze, prowadz▒ce mnie w stronΩ oazy. Widzia│am siebie u│o┐on▒ do snu pod ogromn▒ palm▒, a kiedy taki obraz sta│ mi przed oczami, to stopy jakby same nios│y mnie do przodu, bez krzty wysi│ku z mojej strony.
Kocham pustyniΩ i dobrze o tym wiem. Wiem te┐, ┐e ka┐dy cz│owiek ma swoj▒ w│asn▒ pustyniΩ i raz na jaki╢ czas powinien siΩ na ni▒ udaµ, to nie jest bez znaczenia. Kocham pustyniΩ i wiem, ┐e moja pustynia czasem sama do mnie przychodzi kiedy widzi, ┐e w│a╢nie w tym momencie jej potrzebujΩ. Moja przychodzi│a ju┐ do mnie jakie╢ dwa razy. Ale chocia┐ kocham t▒ pustyniΩ to widok palm i widok oazy sprawi│ mi tym razem tak wielk▒ rado╢µ, ┐e chcia│am j▒ ju┐ jak najszybciej opu╢ciµ i m≤c zasn▒µ spokojnie pod cudem oazy jakim jest jej drzewo. Drzewo, kt≤re od razu uca│owa│am jak tylko przy nim stanΩ│am. Tak nakazuje pustynny zwyczaj. Drugim cudem oazy jest woda, pomy╢la│am sobie, przygl▒daj▒c siΩ wodzie w moich d│oniach. Jaki to wielki skarb i szczΩ╢cie, ┐e mogΩ go zakosztowaµ. r≤d│o bi│o niesamowit▒ si│▒ ┐ycia, to siΩ czuje, bardzo g│Ωboko.
PamiΩtam, ┐e siedzia│am nad brzegiem morza i s│ucha│am muzyki fal. Wiatr owiewa│ delikatnie moj▒ twarz, a ja wystawia│am j▒ jeszcze bardziej przed siebie, by m≤c go bardziej czuµ. By m≤g│ przenikaµ nie tylko twarz ale wnikaµ w ca│▒ mnie, bardzo tego potrzebowa│am. S│one, ciΩ┐kie powietrze, muzyka fal i spok≤j jaki mnie otacza│. To nie by│o chyba morze tylko ocean. Ludzie wol▒ ocean, bo robi wiΩksze wra┐enie, mo┐e przez swoj▒ wielko╢µ, mo┐e przez swoj▒ si│Ω. Poniewa┐ zajmuje stanowczo wiΩksz▒ powierzchniΩ tego ╢wiata ni┐ morze zdaje siΩ byµ bli┐ej nieba, bli┐ej gwiazd, kosmosu, wszech╢wiata. My╢lΩ, ┐e ocean jest bli┐ej tego, czego tak naprawdΩ szukamy. Ale czego my w│a╢ciwie szukamy, czego ja tutaj szukam?
SiedzΩ nad brzegiem oceanu i wpatrujΩ siΩ w fale, my╢lΩ o wszystkim i o niczym. Ludzie m≤wi▒, ┐e ka┐dy z nas ma w sobie sw≤j w│asny ogie± i ┐e on zawsze w nas jest, nawet je╢li wydaje siΩ, ┐e gdzie╢ w│a╢nie znikn▒│. Nawet je╢li wydaje siΩ, ┐e siΩ w│a╢nie wypali│. SiedzΩ naprzeciw fal i my╢lΩ, ┐e ten ocean to jedna z tych rzeczy na ╢wiecie, jakie uwielbiam i bez kt≤rych istnienia ┐ycie nie mia│oby sensu. To prawda. Ale co z tym ogniem, kt≤ry powinien we mnie byµ, a ja go nie czujΩ? Wiem, ┐e kiedy╢ by│. Wiem, ┐e bez niego ┐ycie nie jest ┐yciem, ogie± kt≤ry jedni nazywaj▒ p│omieniem ┐ycia, inni p│omieniem mi│o╢ci, p│omieniem wiary, inni jeszcze inaczej. To nie ma znaczenia. M≤wi▒, ┐e je╢li nic ju┐ nie pomaga to jeszcze s│o±ce mo┐e pom≤c rozpaliµ w cz│owieku ten p│omie±.
SiedzΩ nad brzegiem oceanu i czekam. Czekam na s│o±ce, co przyjdzie i rozpali we mnie m≤j p│omie±. Niebo jakby w p≤│mroku, fale zbli┐aj▒ siΩ do mnie jakby chcia│y co╢ powiedzieµ. Fale jakby bli┐ej i bli┐ej. S│yszΩ, ┐e nie jestem tu sama.
- twarz twoja smutna, serce jakby puste, pomocy ci trzeba - powiedzia│ ocean.
- Ach, sama ju┐ nie wiem, dobrze mi tutaj, i lubiΩ patrzeµ na wodΩ, wiΩc jeszcze trochΩ posiedzΩ.
- Czego szukasz u fal moich brzegu? I m≤wi▒c te s│owa przykry│ mnie ocean swoimi wodami, fale otoczy│y mnie swoim ch│odem ale zaraz cofnΩ│y siΩ delikatnie.
- Przysz│am tutaj po s│o±ce. Nad oceanem s│o±ce kiedy wschodzi jest najwiΩksze i najbardziej widoczne. ChcΩ tu na nie poczekaµ, by przysz│o i rozpali│o we mnie ogie±, dziΩki kt≤remu bΩdΩ mog│a dalej ┐yµ. Chcia│am zobaczyµ te┐ czy to prawda co m≤wi▒ ludzie.
- Ogie± przecie┐ ka┐dy ma sw≤j w│asny w sobie - odpar│ ocean - i nie musisz czekaµ na s│o±ce by ci go da│o.
- Ja swojego ognia ju┐ nie mam, znikn▒│ gdzie╢ i zapodzia│ siΩ, nie mogΩ go odnale╝µ, nie mogΩ odnale╝µ te┐ siebie, nie mam ju┐ na to si│y.
- PatrzΩ na ciebie ju┐ nie od dzisiaj, chocia┐ przychodzisz tutaj po raz pierwszy i my╢lΩ, ┐e si│ masz pod dostatkiem, jedyne czego ci potrzeba to w nie uwierzyµ. Przysz│a╢ do mnie z pustyni. Znam t▒ pustynie i wiem dlaczego ludzie tam chodz▒, wiem te┐ dlaczego ty tam chodzisz. Pustynia jest m▒dra, wie kiedy cz│owiek jej potrzebuje i wtedy do niego przychodzi. Cz│owiek jest m▒dry i wie, ┐e czasem pustyni potrzebuje i przemierza jej piaski. Ale cz│owiek te┐ wie, ┐e woda daje ┐ycie, a wody najwiΩcej jest w oceanie. Woda daje ┐ycie i jest jak ┐ycie, w ci▒g│ym ruchu, czasem potΩ┐ny i okrutny ┐ywio│, czasem najdelikatniejszy i najcenniejszy skarb. Wiesz, ┐e ┐ycie to ci▒g│a zmiana, wiesz to, bo przychodzisz nad wodΩ. Przychodzi│a╢ nad rzekΩ, i to dawa│o ci wielkie szczΩ╢cie, nie by│a╢ nad rzek▒ sama. Mia│a╢ te┐ piΩkne marzenia. Rzeka mi je opowiedzia│a.
- To prawda, tak by│o.
- Wiesz, ┐e ┐ycie to ci▒g│a zmiana, raz jest dobrze i wiesz, i chcesz i kochasz. Innym razem jest ╝le i wtedy szukasz i nie wiesz, nie kochasz i nie chcesz. To mija. Trzeba odczekaµ, wierzyµ. Na tym polega ╢wiat.
- To piΩkne co m≤wisz, ale ja to wszystko wiem, wiem, ┐e musi byµ dobrze, czasem musi byµ ╝le i wszystko ma sw≤j sens. Trzeba doznawaµ, poznawaµ, szukaµ, kochaµ i wierzyµ. Raz jest dobrze raz jest ╝le, ja to wszystko wiem. Ale co, kiedy nie ma siΩ ju┐ na to si│? Co, kiedy ju┐ nie dajΩ rady budowaµ, patrzeµ jak wszystko siΩ zapada, budowaµ od nowa, i znowu to samo. Wiem, ┐e ┐ycie to wieczna podr≤┐, podr≤┐ w nieznane, ci▒gle do przodu, ci▒gle przed siebie, czy │atwo czy ciΩ┐ko. Ale co, kiedy zawsze chcia│am kochaµ, a kiedy mi│o╢µ przychodzi to nie mam ju┐ na ni▒ si│y nawet je╢li chcΩ, nawet je╢li pr≤bujΩ. Nie wiem ju┐ zreszt▒ czy nie z braku si│ poddajΩ siΩ i mo┐e jest mi wszystko obojΩtne. Mo┐e tak naprawdΩ to ju┐ nie chcΩ. Mo┐e ju┐ nie umiem. I co wtedy.
- Cz│owiek jest m▒dry i chocia┐ my╢li, ┐e nie ma ju┐ w sobie swojego p│omienia, i chocia┐ my╢li, ┐e nie ma ju┐ w sobie wiary, to jest przecie┐ jego dusza i ona mu podpowie.
SiedzΩ na brzegu oceanu i my╢lΩ o wszystkim co mi w│a╢nie powiedzia│. Na my╢l przychodzi mi moja podr≤┐ po pustyni kiedy to powinnam us│yszeµ g│os swojej duszy i mo┐e co╢ nawet s│ysza│am ale nic z tego nie zrozumia│am. Nie ma ju┐ dla mnie ratunku. Wszystko na nic. SiedzΩ i patrzΩ na wodΩ, patrzΩ na fale, kt≤re zawsze budzi│y m≤j podziw. Jest kto╢ kto daje mi potajemnie sw≤j spok≤j. Jest kto╢ kto jest dla mnie jakby puchow▒ ko│dr▒, kt≤r▒ mogΩ siΩ okryµ kiedy jest ╝le i przeczekaµ wszystko. Potajemnie czasem siΩ ni▒ okrywam. Ale nie jestem w stanie o tym powiedzieµ, nie mogΩ ju┐ wiΩcej i nie chcΩ siΩ do nikogo ani niczego przywi▒zywaµ. »ycie powinno nie uwzglΩdniaµ mi│o╢ci. Nie umiem naprawdΩ kochaµ i nie umiem siΩ tego nauczyµ. To wszystko bez sensu, a tak trudno wszystko zapomnieµ. Jestem zbyt zmΩczona by m≤c siΩ czegokolwiek nauczyµ, jestem zbyt zmΩczona by m≤c us│yszeµ i zrozumieµ g│os swojej duszy.
- »ycie jest jak woda, p│ynie nieustannie, wnika w g│▒b i choµ czasem nie rozumiesz to ono i tak zawsze jest i ciΩ nie opuszcza.
- A co na przyk│ad z jeziorem?
- Jezioro pozornie tworzy atmosferΩ spokoju. Wody jego stoj▒ wed│ug cz│owieka dlatego bo on nie potrafi dojrzeµ ich ruchu. A one p│yn▒, wnikaj▒ w g│▒b ziemi, karmi▒ drzewa i ro╢liny, karmi▒ ludzi i zwierzΩta. Daj▒ wodΩ na deszcz, kt≤ry nape│ni ┐yciem powietrze. I wszystko to ┐yje i wszystko to daje pocz▒tek i koniec nowemu ┐yciu.
- A je┐eli ┐ycie nigdy mnie nie opuszcza, to dlaczego go ju┐ nie czujΩ, dlaczego nie chcΩ i nie umiem z niego ju┐ wiΩcej korzystaµ? Wiem, powiedzia│am, ┐e dobrze jest tylko raz. Wiem, ┐e to nieprawda. Ale to mi wcale nie pomaga. Ludzie pisz▒ ksi▒┐ki o ┐yciu, jakie jest, co w nim najwa┐niejsze i jak z niego korzystaµ, tak jakby posiedli ju┐ ca│▒ m▒dro╢µ ╢wiata. Ludzie czytaj▒ ksi▒┐ki, wierz▒ w stare, m▒dre s│owa, kt≤re ucz▒ nas ╢wiata. I mo┐e maj▒ racjΩ, mo┐e to wszystko jest tak, ale to mi wcale nie pomaga. M≤wisz, ┐e wszystko mija i nastΩpuje nowe, minie i moje zmartwienie. Pewnie tak, i ja to wiem, ale to mi te┐ nie pomaga. Chcia│abym okryµ siΩ moj▒ puchow▒ ko│dr▒ i zasn▒µ na d│ugo. Odpocz▒µ. Wiem, ┐e ╢wiat jest tak pomy╢lany, ┐e wszystko ma sw≤j sens, ┐e nie ma na ╢wiecie przypadk≤w, nie spotykamy ludzi tak sobie, ani rzeczy nie wydarzaj▒ siΩ nam tak bez celu. Wiem, ┐e to wszystko ma jakie╢ znaczenie, i je╢li nie dzi╢ je odkryjesz to nawet za 5 czy 10 lat, ale to jeszcze przyjdzie. Wiem, ┐e tak jest ale to mi nie pomaga.
- Pomo┐e ci wiΩcej ni┐ my╢lisz i nie s│o±ce na kt≤re czekasz, i nie twoja wiara, o kt≤rej my╢lisz, ┐e jej ju┐ nie masz, i nie twoja dusza, kt≤rej s│≤w nie rozumiesz. Znajd▒ siΩ te┐ si│y, w kt≤rych istnienie ju┐ zw▒tpi│a╢. Znakiem jest choµby to, ┐e tutaj przysz│a╢. Pomo┐e, musisz trochΩ poczekaµ.
Tyle powiedzia│ ocean i ju┐ wiΩcej nic nie m≤wi│. Jedyne co s│ysza│am i co naprawdΩ koi│o moje serce to muzyka fal i szept s│onego, ch│odnego wiatru. Siedzia│am na brzegu oceanu, na z│otym piachu i czeka│am na s│o±ce, kt≤re mia│o przyj╢µ i rozpaliµ m≤j ogie±. Ogie± ten mia│ mnie ju┐ nigdy nie opu╢ciµ.
SiedzΩ nad brzegiem oceanu i czekam na s│o±ce co rozpali we mnie m≤j p│omie±. S│yszΩ wiatr, s│yszΩ mewy. Oddycham g│Ωboko, tak by m≤c ch│on▒µ ca│e piΩkno tego co mam przed oczami, chocia┐ nie ma tam jeszcze s│o±ca, na kt≤re czekam. WidzΩ siebie spaceruj▒c▒ brzegiem oceanu, fale op│ywaj▒ mi stopy, a ja zbieram kolorowe kamyki. WierzΩ czy nie wierzΩ? Ciekawe, czy jest jeszcze to drzewo nad rzek▒, kt≤re zawsze tak piΩknie kwit│o. Nad brzegiem oceanu - siedzΩ i czekam.
Znowu s│yszΩ jaki╢ g│os, co╢ delikatnie muska moj▒ twarz. Otwieram powoli oczy. Tym razem to kot pr≤buje swoich porannych sztuczek by powiadomiµ o tym, ┐e oto wsta│ i czas na ╢niadanie i porann▒ zabawΩ. Niech poczeka. Nie chce mi siΩ jeszcze wstawaµ. Ale za chwilΩ s│yszΩ jeszcze, ┐e moje czarodziejskie ptaki ╢piewaj▒ za oknem, tak nazywam ptaki, kt≤re mieszkaj▒ w parku niedaleko mojego bloku, a ╢piew ich mo┐na tylko okre╢liµ jako magiczny, zaczarowany. NatrΩtny kot nie daje za wygran▒.
No dobrze, niech ci bΩdzie. WstajΩ.

Tekst pochodzi ze strony 5000slow.