Anna Misiec

3 szkice z ┐ycia codziennego




TANIEC




To, ┐e byli razem i dzisiejszego wieczoru by│o czym╢
zupe│nie nie zamierzonym. Zwyk│y przypadek sprawi│, ┐e
sta│o siΩ co╢ na co dawno czekali. Czekali na dotyk dw≤ch
cia│ pogr▒┐onych w sobie wzajemnie i skrycie, poch│oniΩtych
sob▒ tak bardzo, ┐e nawet kiedy z si│▒ wtuleni w siebie
ta±czyli, ich cia│a nie odczuwa│y b≤lu i niewygody. Jedna
my╢l przenika│a ich splecione d│onie; dotykaµ wszΩdzie,
niczego nie pomijaµ, nie wypuszczaµ z d│oni, trzymaµ
namiΩtnie, zatrzymaµ ju┐ na zawsze. Zawsze to przecie┐ tak
niewiele. Nie. wystarczy jeden moment, kt≤rego nie da siΩ
wymazaµ z pamiΩci, a pamiΩµ bΩdzie w Tobie. Tak.

Ta±czyli tak ca│kiem nied│ugo, ale nie o to tu chodzi.
Ta±czyli tak ca│kiem wolni, do muzyki, kt≤r▒ sami
skomponowali, a si│a z jak▒ siΩ przytulali do siebie
przypomina│a jedno: bicie serca, takt w takt, ┐ywe ╢wiat│o,
┐ycie. Tak, to jest ┐ycie.

Przera┐eni tym co siΩ sta│o, przera┐eni swoim
odkryciem, ┐e przecie┐ do tego tak naprawdΩ zawsze
tΩsknili, ta±czyli dalej, a uczucie niewygody nie by│o przeszkod▒.
Ta±czyli przera┐eni, nie mog▒c spojrzeµ sobie w oczy. Nie
patrzyli, bo my╢l, ┐e o to tu przecie┐ chodzi jest ponad ich
si│y. Tak, o to w ┐yciu chodzi i na tym polega ╢wiat. To takie
proste, takie ulotne i takie dalekie od rzeczywisto╢ci. Nie
mogli spojrzeµ sobie w twarz, zaciskaj▒c zΩby ze szczΩ╢cia i b≤lu
jaki sprawia│a prawda, kt≤r▒ w│a╢nie odkryli, ta±czyli ca│y czas.
Nie mogli spojrzeµ sobie w twarz. Jak dobrze czuµ ciep│o twojego
cia│a, jak dobrze, ┐e zdarza siΩ taki czas.

Muzyka ucich│a, w powietrzu jakby ch│≤d, czar prys│.
Kobieta wsta│a od okna, z d│oni wypu╢ci│a motyla.

Szalona...
















PRZEMIANA




Mo┐e byµ np. tak, ┐e idzie sobie cz│owiek ulic▒, tak
zwyczajnie jak co dzie±, (a w g│owie pe│no codziennych
spraw, wa┐nych, mniej wa┐nych i tych zupe│nie b│ahych, ale
to nie ma znaczenia), wiΩc idzie sobie cz│owiek i nagle
u╢wiadamia sobie, ┐e s│yszy i widzi jak drzewa, kt≤re go
otaczaj▒,( bo te te┐ czasem po swojej drodze mija)
zaczynaj▒ oddychaµ, no i przecie┐ jak ≤w cz│owiek m≤g│
zapomnieµ, ┐e one oddychaj▒, przecie┐ to wiedzia│, no i jak
m≤g│ przez jaki╢ czas tego nie s│yszeµ ani nie zwracaµ na to
uwagi. I sta│o siΩ, ┐e zwyk│y oddech drzewa przy chodniku
da│ cz│owiekowi do my╢lenia, cz│owiek zacz▒│ drzewo
ogl▒daµ z bliska, wdychaµ jego zapach, nas│uchiwaµ czy ono
wci▒┐ m≤wi to samo, czy mo┐e teraz co╢ innego opowie,
podpowie, pomo┐e zwr≤ciµ oczy w inn▒ stronΩ... na chwilΩ
cz│owiek mo┐e obj▒µ drzewo i powiedzieµ mu w my╢lach jak
bardzo je kocha za jego m▒dro╢µ ┐yciow▒, za m▒dro╢µ
wszech╢wiata ukryt▒ w korze, li╢ciach, zapachu i ka┐dej
kom≤rce kt≤ra ┐yje swoim ╢wiatem i za to, ┐e pozwala
oceniµ cz│owiekowi swoje miejsce na Ziemi. Cz│owiek
prze┐ywa wstrz▒s, a to znaczy ┐e jest dobrze, bo p≤╝niej
us│yszy te┐ morsk▒ wodΩ, kt≤ra przep│ynie przez niego z
takim lekkim szumem, jaki mo┐na us│yszeµ w muszli i
pomy╢li sobie, ┐e przecie┐ to morze jest w nim tak czΩsto jak
tego potrzebuje. P≤╝niej zagra w nim muzyka, kt≤r▒ przecie┐
od dawna zna a przez d│u┐sz▒ chwilΩ jakby og│uch│ na jej
d╝wiΩki. Muzyka taka czasem prowadzi│a do sadu pe│nego
kwitn▒cych jab│oni, albo przez rozgwie┐d┐one niebo prosto
do tajemnicy jak▒ w sobie kryje »ycie. Tej tajemnicy nie da
siΩ odgadn▒µ, mo┐na jedynie rozpoznaµ jej istnienie gdzie╢
blisko, mo┐na poczuµ jej smak choµby w niewielkim stopniu.
To wszystko - to jest przebudzenie na krotk▒ chwilΩ, po to by
wej╢µ do swojego ╢wiata jakby bogatszym i orze╝wionym...
Jeszcze przez jaki╢ czas cz│owiek bΩdzie zauwa┐a│ du┐o
niesamowitych rzeczy, du┐o gest≤w nie umknie jego
uwadze, zajmie siΩ trochΩ innymi rzeczami ni┐ na codzie±,
bΩdzie siΩ zastanawia│ nad wszystkim wok≤│ i nad sob▒, a
p≤╝niej to minie bo taka jest kolej rzeczy.

Jeden z wielu dni.














WIECZ╙R




Chcia│abym,
┐eby╢ by│ tu teraz ze mn▒
da│abym Ci kieliszek wina
najlepiej czerwonego
i ogl▒daliby╢my razem noc
usiedliby╢my na oknie...

ale Ciebie tu nie ma i mo┐e nawet lepiej bo nie
wykrztusi│abym z siebie ani s│owa. PatrzΩ na rzekΩ, patrzΩ
na most, na kt≤rym wci▒┐ tyle samochod≤w chocia┐ ju┐
p≤╝na pora. Ogarniam wzrokiem rzekΩ, most, miasto,
ogarniam ca│y ╢wiat - ramionami, my╢lami, marzeniami; to
taka chwila kiedy czujΩ spe│nione marzenie. Czasem na tak▒
chwilΩ czeka siΩ mn≤stwo lat. KsiΩ┐yc patrzy na mnie
jakbym by│a tylko ja - jedna jedyna i nic poza mn▒.
A przecie┐ tak nie jest. MogΩ mu patrzeµ w oczy, on przecie┐
je ma i mogΩ nigdy nie przestawaµ. MogΩ patrzeµ na ╢wiat│a
w oknach wysokich blok≤w i mogΩ byµ spokojna bo nic mi tu
nie grozi. My╢lΩ, ┐e to uczucie to przecie┐ nic innego jak
spok≤j, zwyczajne poczucie bezpiecze±stwa i jak dobrze mi
z tym. Chcia│abym Ci daµ tego trochΩ, w│a╢ciwie to ca│y czas
czekam na tw≤j telefon - nie dzwonisz.

M≤g│by╢ tu teraz byµ, widzΩ tw≤j wzrok zatrzymany na mnie,
widzΩ jak nachylasz kieliszek do ust. Czasem mi ciebie brakuje,
tak jest - ale tego ci nigdy nie powiem. W my╢lach zbudowa│am
sobie moj▒ w│asn▒ wie┐Ω, z kt≤rej wszystko wydaje siΩ byµ
bardzo proste i takie dobre.
Z g≤ry │atwiej ogarn▒µ ╢wiat i │atwiej nad nim zapanowaµ.

WidzΩ twoje oczy wpatrzone we mnie i jest mi dobrze, ┐e
taki dobry dzisiaj jest ╢wiat.

Zadzwoni│e╢.

Teksty pochodz▒ ze strony 5000s│≤w
prawa autorki tekst≤w zastrze┐one