|
Transkomunikacja I.
Wprowadzenie Od tysiącleci ludzkość głowiła się nie tylko nad zagadką istnienia i kształtem zaświatów (ten temat szerzej poruszam w cyklu artykułów pod wspólnym tytułem "Za zasłoną śmierci"), ale także nad problemem komunikacji pomiędzy tym i tamtym światem. Poprzez wieki swego istnienia różne kultury wypracowały swoje własne sposoby porozumiewania się ze swoimi zmarłymi, rozmaitymi duchami przyrody, duchami opiekuńczymi, demonami, aniołami, bogami, czy jakimikolwiek innymi istotami niematerialnymi. Często właśnie na kanwie takich doświadczeń (i to bez względu na ich powodzenie) powstawały nowe kulty i religie. Zdecydowana większość z tych, które przetrwały do dziś swoje istnienie opiera na bezpośrednim przekazie informacji bądź to od głównego bóstwa, bądź to bóstw pomocniczych, duchów przodków lub istot pozaziemskich. Nic więc dziwnego, że funkcja pośrednika między tym i tamtym światem stała się zajęciem intratnym, w mniejszym stopniu służącym rzeczywistym kontaktom, w większym zaś podnoszeniu prestiżu lokalnego kultu i jego opiekunów. Nie jest więc dziwne, że jedna z największych obecnie ziemskich religii (zapewne w obawie przed potencjalną konkurencją) stanowczo zabroniła swoim wyznawcom jakichkolwiek prób kontaktu z tamtą stroną na własną rękę. Spoglądając na dzisiejszy zasięg tego kultu przyznać należy, że pod względem taktycznym było to posunięcie genialne. Szkoda tylko, że dzięki temu zdecydowana większość jego wyznawców nie potrafi już doznawać sacrum, misterium kontaktu ze swoim własnym wnętrzem bez pośrednictwa kapłanów, których indolencja, chciwość, ograniczenie światopoglądowe i umysłowe płaskostopie powalają na kolana. Ale zdaje się, że cały czas właśnie o to chodziło. Powróćmy jednak do początków. Techniki wykorzystywane dla uzyskania kontaktu z tamtym światem były i są tak różne, jak kulty i cywilizacje, które z nich wyrosły. Jedną z pierwszych, a jednocześnie najczęściej stosowanych - także i dziś - była technika transu. Do jego osiągania używano różnych środków; od roślin halucynogennych, a nawet silnie trujących, poprzez trucizny odzwierzęce, tańce i muzykę transową aż po współczesne oddziaływania hipnotyczne. Trans wywoływany środkami odurzającymi stosują do dziś szamani wszystkich kultur koczowniczych, ale korzystano z niego także w starożytnej Grecji i Egipcie. Muzyka i tańce transowe zachowały się do dziś wśród wielu plemion Afryki, ale także w Indiach (tańczący Derwisze). Wreszcie techniki oparte na hipnozie i pokrewne - wynalazek końca XIX wieku - stosowany przede wszystkim przez tak zwanego "cywilizowanego białego człowieka", czyli rasę, która całkowicie zatraciła poczucie jedności ze swoim środowiskiem naturalnym. Ostatnią zaś grupą w tej kategorii są sny. Dostępne dla każdego; profana i kapłana, cynika i mistyka. Wymagające jedynie minimum wrażliwości i spostrzegawczości. Kolejnym - równie starym, choć znacznie mniej rozprzestrzenionym - sposobem rozpoznawania woli bogów, czy znaków nadchodzących z tamtego świata były techniki wróżebne. Choć w sumie stanowiły dość znaczący odsetek prób kontaktów z zaświatami, każda z nich z osobna była jedynie lokalnym wynalazkiem ułatwiającym oszukańcze praktyki różnej maści kapłanom i wróżbitom. Należały do nich wróżby z wnętrzności zwierząt, obserwacja kształtu ognia i dymu z ofiar całopalnych lub konwulsji człowieka, któremu zadawano śmiertelne pchnięcie (w czym podobno specjalizowali się celtyccy Druidzi). Zbliżone techniki opierały się na rzutach łodyg krwawnika chińskiego (Księga Przemian I-Cing), obserwacji chmur, drzew, zachowania zwierząt w określonych warunkach itp. Cała ta kategoria charakteryzowała się całkowitą dowolnością interpretacji obserwowanych zjawisk według mniej lub bardziej sprecyzowanych prawideł znanych jedynie wąskiej grupie "wtajemniczonych" czerpiących z tego tytułu spore korzyści majątkowe. Kategorią
pokrewną do poprzedniej są wszelkie, stosowane do dziś, techniki medialne
polegające na próbach uzyskania kontaktu z tamtym światem za pomocą
rozmaitych rekwizytów pomocniczych. Wśród najdziwniejszych przedmiotów
znajdziemy tak popularne i rozpowszechnione, jak karty (z Tarotem na czele),
szklane kule, tabliczki "oui-ja", kamienie runiczne, tabele
numerologiczne, księgi kabalistyczne, talizmany i amulety (produkowane obecnie
w hurtowych ilościach i przez to nic nie warte) i dziesiątki innych, których
jedynym zadaniem jest zwodzenie oczu i umysłów tych, którzy mają z nich
korzystać. Do grupy tej dołączyły ostatnio najnowsze "zabawki" człowieka
- radio i telewizja. Trudno tu mówić o zwodniczości tych urządzeń i
uzyskiwanych dzięki nim kontaktom z zaświatami. Zwolennicy ich skuteczności
stanowczo twierdzą, że o jakichkolwiek wątpliwościach nie może być mowy. Cóż.
Podobnie twierdził Torquemada paląc czarownice na stosach... Wymieniłem
i opisałem krótko zaledwie kilka przykładów z przebogatego arsenału
transkomunikacji. Nie znający mnie czytelnik pomyślał zapewne, że jestem w
tej materii całkowitym sceptykiem. Nic bardziej mylnego. Mój sceptycyzm odnosi
się do owczego pędu (używając słów pana prezydenta) do korzystania z
pomocy pośredników i rekwizytów w poszukiwaniu odpowiedzi, które dostępne
są dla każdego z nas bezpośrednio. Odpowiedzi, które nosimy w sobie. Co zaś
do technik moje zaufanie wzbudzają jedynie te, które pozwalają samodzielnie
eksplorować niezbadany, niematerialny świat. Zaliczam do nich niemalże całą
pierwszą, spośród wymienionych w tym tekście, grupę. A także - co
zapewne nie jest niczym nowym dla tych, którzy zetknęli się już z moimi
artykułami - OBE. Czy to uzyskiwane na drodze medytacji, długotrwałych ćwiczeń
umysłu, czy też drogą indukcji hipnotycznej. Do tej pory zajmowałem się technikami. Jednakże nie tylko one zmieniały się przez tysiąclecia. Zmieniało się także ludzkie nastawienie do samego faktu istnienia zaświatów i możliwości kontaktu z nimi. Generalnie - im wyższy poziom techniczny, tym słabsza wiara w tamten świat i większa pogarda dla prób komunikacji z nim. Renesans transkomunikacji (nazywanej wówczas spirytyzmem) przypadł na drugą połowę XIX wieku, kiedy to udział we wszelkiej maści seansach spirytystycznych należał do dobrego tonu, a nawet obowiązku każdego szanującego się człowieka. Był to jednak także okres największej kompromitacji tego zagadnienia. Żądne sławy i pieniędzy media nagminnie fabrykowały dowody swoich "zdolności", co nietrudno było udowodnić, a co stawiało w złym świetle także media uczciwe i posiadające realne uzdolnienia w tym kierunku. Dlatego przyznać należy, że późniejsza fala krytycyzmu i powszechnego odrzucenia spirytyzmu wyszła temu zjawisku na dobre. Dziś obserwujemy ponowną falę zainteresowania transkomunikacją, jednakże zupełnie nowe techniki badawcze pozwalają starannie weryfikować otrzymywane rezultaty, dzięki czemu jedno fałszywe medium nie rzuca cienia na całe zjawisko. W ten oto sposób udało mi się zasygnalizować tematykę kolejnych artykułów z tego cyklu. Postaram się przybliżyć w nich kolejno wymienione wyżej grupy technik transkomunikacji, zaczynając od technik transowych. Do lektury którego to artykułu serdecznie zapraszam... |