|
DANIEL, KUNDEL I JA.
Na przeciwko naszego bloku stoi dom jednorodzinny, w kt≤rym mieszka
Daniel .Wprowadzi│ siΩ na nasze osiedle mniej wiΩcej dwa miesi╣ce
temu. Kiedy go obserwowa│am z balkonu, wydawa│ mi siΩ postaci╣ godn╣
uwagi. Fakt, ┐e mieszka w tym ogromnym domu z tarasem, dwoma samochodami
w gara┐u, choinkami na wypielΩgnowanym trawniku £wiadczy│ o tym, ┐e
pochodzi z bogatej i kulturalnej rodziny. Na dodatek jego obraz: niedba│e,
ale pe│ne gracji ruchy, gustowne ciuchy, nieprzenikniony wyraz twarzy, w
rΩce sk≤rzana smycz, a na smyczy piΩkny, czarny chart. Pies prawie
nigdy nie biega│ po ogrodzie wok≤│ domu, za to wychodzi│ z w│a£cicielem
na d│ugie spacery po osiedlu. Obserwacje z balkonu prowadzi│am do£µ
skrupulatnie, stwierdzi│am wiΩc, ┐e w domu za efektownymi firankami
mieszka tak┐e elegancka mama, reprezentacyjny tato (kt≤rego mia│am
okazjΩ raz widzieµ) i swojska babcia. Niewiele mi to da│o, bo nadal nie
mia│am pomys│u, jak zawi╣zaµ znajomo£µ. Czasami, gdy siedzia│am na
│aweczce z przyjaci≤│mi, my£la│am, ┐e podejdzie do nas i poznamy siΩ,
ale on tylko przechodzi│ z tym swoim psem i nawet nie spojrza│ w nasz╣
stronΩ. Okazja nadarzy│a siΩ sama. Pewnego wieczoru m≤j brat przyni≤s│
pod pach╣ k│apciate zwierze.
- Znalaz│em go na ulicy. Piszcza│ - powiedzia│ niezbyt pewnie. - O,
patrzcie, jakie ma fajne uszy. To szczeniak.
Tato obejrza│ pieska uwa┐nie i r≤wnie┐ niezbyt pewnie powiedzia│:
- Ma co£ z wy┐│a. Albo z foksteriera. By│by dobry do polowania.
Zapad│a d│u┐sza cisza i wszyscy patrzyli£my to na mamΩ, to na
wypieszczon╣ pod│ogΩ. Mama milcza│a chwilΩ, a┐ wreszcie siΩgnΩ│a
po mleko i nala│a psu na talerzyk.
- Trzeba kupiµ miskΩ - powiedzia│a.
W ten spos≤b szczeniak zosta│ äzatwierdzonyö. Wyjrza│am na podw≤rze.
Daniel z chartem wychodzi│ w│a£nie z ogrodu swojego domu.
- WyprowadzΩ psa na spacer - powiedzia│am szybko. Smyczy oczywi£cie
jeszcze nie mieli£my, wiΩc wziΩ│am go na sznurek, ┐eby nie uciek│.
Trzeba przyznaµ, ┐e nie by│o to eleganckie, ale nie mia│am ochoty
przegapiµ takiej okazji. Przybra│am minΩ posiadaczki psa i wolnym,
niedba│ym krokiem przedefilowa│am wzd│u┐ £mietnik≤w ku skwerkowi, na
kt≤rym w│a£nie za│atwia│ siΩ czarny chart. Na jego widok m≤j pies
wyda│ z siebie ca│╣ seriΩ radosnych dƒwiΩk≤w, za£ chart pomacha│
rasowym ogonem i szarpn╣│ smycz, a wraz z ni╣ Daniela, w naszym
kierunku.
- PiΩkny pies - powiedzia│am grzecznie - Bardzo rasowy.- Z rodowodem od
pi╣tego pokolenia. Po medali£cie Spike - poinformowa│ mnie ch│odno.
Chart w│a£nie szczeg≤│owo obw╣chiwa│ mojego szczeniaka rozp│aszczonego
na trawniku w pozie pe│nej radosnego oczekiwania.
- Ten nie jest rasowy, ale za to sympatyczny. M≤j brat go znalaz│
dzisiaj... Daniel obrzuci│ szczeniaka fachowym spojrzeniem i zawyrokowa│:
- Zwyk│y kundel.
Poczu│am, ┐e robiΩ siΩ ca│a czerwona, bo zrozumia│am, jak strasznie
spud│owa│am. On tu z chartem na smyczy, a ja z kundlem na sznurku.
Kompromitacja. Wezbra│a we mnie z│o£µ na brata, mamΩ i siebie.
Zwyczajny kundel... W tym momencie na tarasie pokaza│a siΩ babcia. Taka
jak wszystkie inne babcie na ca│ym £wiecie. Taka co zajmuje k╣t w
eleganckim mieszkaniu, taka, co gotuje, sprz╣ta i chodzi po zakupy i do
kt≤rej potomstwo m≤wi jak do hrabiny. Babcia by│a w swojskim fartuchu i
przydeptanych kapciach. Spojrza│a na nas i zawo│a│a:
- Danielku, po┐egnaj siΩ z panienk╣, bo ju┐ kolacja!
Zauwa┐y│am, ┐e Daniel rzuci│ w£ciek│e spojrzenie na taras, lekko
pozielenia│ na twarzy i powiedzia│ lodowato:
- LecΩ. Gosposia mnie wo│a...
I w tym momencie wszystko w mojej g│owie wr≤ci│o do normy i u│o┐y│o
siΩ we w│a£ciwy wz≤r. Szczeniak na trawniku by│ znowu uroczym
zwierzakiem, sznurek w mojej rΩce przesta│ byµ ha±b╣, ja sama odzyska│am
ludzk╣ godno£µ i zupe│n╣ trzeƒwo£µ.
- Dobranoc snobie - mruknΩ│am pod nosem. Skre£li│am go z listy i wtedy
us│ysza│am okrzyki zachwytu za moimi plecami. To by│ kolega z mojej
paczki, wzi╣│ szczeniaka na rΩce i wychwala│ jego urodΩ. Wtedy
zrozumia│am w kt≤r╣ stronΩ powinnam skierowaµ moje uczucia...
|
|