home *** CD-ROM | disk | FTP | other *** search
/ PC Shareware 14 / pc_shareware_14.zip / MISZMASZ.RAR / RIMBAUD.TXT < prev    next >
Text File  |  1995-09-01  |  47KB  |  1,047 lines

  1. Literatura:
  2.  
  3. 1. Arthur Rimbaud
  4.     Wiersze
  5.     Sezon w piekle
  6.     Iluminacje
  7.     Listy
  8.    Wybór i opracowanie Artur Mi⌐dzyrzecki
  9.    Wydawnictwo Literackie, Kraków 1993
  10.  
  11. 2. Ja to ktoÿ inny. Korespondencja Artura Rimbauda.
  12.    Wybór i przekêad Julia Hartwig i Artur Mi⌐dzyrzecki
  13.    Czytelnik, Warszawa 1970
  14.  
  15. 3. Arthur Rimbaud
  16.     Poezje wybrane
  17.    Wybór i opracowanie Artur Mi⌐dzyrzecki
  18.    Ludowa Spóêdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1993
  19.  
  20. ■ 1854 - 20 pa½dziernika w Charleville, Ardeny, urodziê si⌐ Jean Arthur  Rimbaud, syn Fryderyka Rimbauda, zawodowego oficera i Vitalie Cuif, z rodziny  drobnych wêaÿcicieli ziemskich.
  21.  
  22. ■ 1862 - Artur Rimbaud wst⌐puje jako ekstern do szkoêy w Charleville.  Pierwsze próby poetyckie i prozatorskie. W wieku 8 (!) lat.
  23.  
  24. ■ 1864 - Ojciec Rimbauda przechodzi na emerytur⌐ i zrywa z rodzinÑ, z którÑ i  tak od paru lat nie utrzymywaê stosunków. Dziwak bez poczucia rodzinnego.  Podobno pisaê coÿ na tematy wojskowe, a nawet przekêadaê Koran. R⌐kopisów  tych nie znaleziono. Matka Rimbauda, dumna szlachecka córka, podaje si⌐ od  tej pory za wdow⌐. Jak to w maêym miasteczku. Rodzina, wychowanie, atmosfera  w domu i miasteczku, wszystko to musiaêo mieå wpêyw na twórczoÿå Artura  Rimbauda.
  25.  
  26. ■ 1865 - Rimbaud wst⌐puje do gimnazjum w Charleville. Zasób jego wiedzy jest  ju╛ tak du╛y, ╛e w póêtora roku robi trzy klasy.
  27.  
  28. ■ 1869 - Jako nastolatek pisze mistrzowskie wr⌐cz êaciΣskie heksametry.  Dostaje za nie w szkole wiele wyró╛nieΣ, publikuje trzy poematy êaciΣskie w  czasopiÿmie szkolnictwa ÿredniego, za jeden z nich zdobywa pierwszÑ nagrod⌐ w  konkursie gimnazjów z kilku departamentów. Wtedy te╛ powstaje pierwszy znany  (bo wydrukowany w gazecie) wiersz francuski Rimbauda.
  29.  
  30. ■ 1870 - To bardzo pêodny poetycko rok. Rimbaud dojrzewa w tempie eksplozji.
  31. Wybucha wojna francusko-pruska, zaczynajÑ si⌐ ucieczki i wêócz⌐gi Rimbauda.
  32. Najpierw do Pary╛a, tam zostaje aresztowany za wêócz⌐gostwo. W czasie  obl⌐╛enia Pary╛a przez Prusaków mieszkaΣcy zjedli podobno wszystkie koty i  myszy. Wkrótce Rimbaud ucieka z domu po raz drugi i pieszo w⌐druje do  Brukseli. Po drodze pisze takie wiersze jak "Moja bohema", "Zielona gospoda",  czy "Marzenia zimowe". W koΣcu matka ÿciÑga go do Charleville.
  33.  
  34. ■ 1871 - Rimbaud caêymi dniami ÿl⌐czy w bibliotece. Pisze buntownicze teksty  przeciwko wstr⌐tnym mieszczuchom. Prowokuje i êajdaczy si⌐. W lutym znowu  ucieka z domu do Pary╛a i po dwóch tygodniach wraca pieszo do Charleville.  Jest ÿwiadkiem, podobno czynnym, Komuny Paryskiej. WiosnÑ pisze "Modlitw⌐  wieczornÑ". W maju Rimbaud ma ju╛ wêasnÑ koncepcj⌐ poezji, którÑ wykêada w  "Liÿcie Jasnowidza". To tak╛e blu½nierczy okres dojrzewania Rimbauda.
  35. Pastwi si⌐ poetycko nad pierwszÑ komuniÑ swojej siostry. Pisze do Banville'a,
  36. sêawnego parnasisty, i przesyêa mu wiersz "Co mówiÑ poetom na temat kwiatów".
  37. W tym te╛ "wspaniaêym" roku powstajÑ dwa najsêynniejsze wiersze Rimbauda:
  38. "Samogêoski" i "Statek pijany". Za poÿrednictwem oryginaêa z Charleville  (wiedziaê z kim warto si⌐ przyja½niå) Rimbaud nawiÑzuje korespondencj⌐ z  paryskim poetÑ Paulem Verlaine'm, który przeczytawszy "Statek pijany" od razu  rozpoznaje w Rimbaudzie geniusza. We wrzeÿniu Rimbaud przyje╛d╛a do  Verlaine'a i zamieszkuje w domu jego ╛ony i teÿciów.
  39.  
  40. ■ 1872 - Rimbaud i Verlaine caêymi dniami wêóczÑ si⌐ po Pary╛u, podobno ich
  41. zwiÑzek to coÿ wi⌐cej ni╛ przyja½Σ. Verlaine kêóci si⌐ z ╛onÑ. Rimbaud  przenosi si⌐ kolejno do mieszkaΣ Banville'a i Foraina. WiosnÑ wraca do  Charleville i pisze tam m.in. "Michaêa i Krystyn⌐", "Komedi⌐ pragnienia",  "Pami⌐å" oraz "¥z⌐". W lipcu Rimbaud i Verlaine wyje╛d╛ajÑ do Brukseli,  stamtÑd pêynÑ do Anglii. ╜ona Verlaine'a wnosi o separacj⌐. Rimbaud znowu  wraca do Charleville i zaczyna pisaå poematy prozÑ. Zauwa╛my t⌐ prawidêowoÿå:  dzi⌐ki ucieczkom i wêócz⌐gom Rimbaud dojrzewa i ma o czym pisaå, a po  powrocie pisze. Powroty to pisanie. Co mu pozostaje w prowincjonalnym
  42. Charleville poza pisaniem? Inna sprawa, ╛e w ówczesnej Europie wszystko, co  nie byêo Pary╛em, byêÑ prowincjÑ.
  43.  
  44. ■ 1873 - W styczniu Rimbaud jedzie do Londynu, do Verlaine'a, na jego proÿb⌐.
  45. WiosnÑ wraca do domu i pisze "Sezon w piekle". Znowu spotyka si⌐ z Verlaine'm  i jadÑ razem do Londynu, potem Verlaine wyje╛d╛a do Brukseli, Rimbaud za nim,  tam dochodzi do dramatycznej kêotni mi⌐dzy nimi, Verlaine strzela do Rimbauda
  46. i rani go lekko, za co zostaje skazany na dwa lata wi⌐zienia. W sierpniu  Rimbaud wraca do rodzinnej posiadêoÿci i koΣczy "Sezon w piekle". Drukuje go  nawet w Brukseli, ale nie ma pieni⌐dzy, by wykupiå od drukarza nakêad. Tylko  par⌐ egzemplarzy rozsyêa przyjacioêom.
  47.  
  48. ■ 1874 - Zim⌐ sp⌐dza w Pary╛u, gdzie nawiÑzuje przyj½Σ z poetÑ Germainem  Nouveau, z którym wyje╛d╛a do Londynu. Tam utrzymuje si⌐ z lekcji  francuskiego. W latach 1873-1875 pisze poematy prozÑ nale╛Ñce do  "Iluminacji".
  49.  
  50. ■ 1875 - Na Bo╛e Narodzenie przyje╛d╛a do Charleville, ale ju╛ w styczniu  wyrusza do Niemiec. Pisze dalsze cz⌐ÿci "Iluminacji" i na zawsze zrywa z  literaturÑ. OdtÑd ju╛ tylko w⌐drówki, podró╛e i przygody: latem tego roku  przez Niemcy i Szwajcari⌐ do Wêoch. Zim⌐ sp⌐dza w domu rodzinnym. Uczy si⌐  kilku j⌐zyków naraz. 
  51.  
  52. W nast⌐pnych latach:
  53. Holandia, Djakarta, Austria, Szwecja i Dania. Potem znowu Niemcy, Szwajcaria  i Wêochy. Na zim⌐ nieodmiennie wraca do Charleville. Usiêuje si⌐ wydostaå z  Europy. Pêynie na Cypr. Wraca. Znowu pêynie na Cypr, gdzie pracuje jako  nadzorca budowlany. W koΣcu przybywa do Hararu. Tam, na tym swoim Wschodzie,  mi⌐dzy Adenem i Hararem (dzisiejszy Jemen i Etiopia), zajmujÑc si⌐ gêównie  handlem (w tym tak╛e broniÑ, a legenda gêosi, ╛e i niewolnikami) i   nabijaniem sobie kiesy, ale tak╛e wyprawami badawczymi, sp⌐dza kilka lat.  Jest ju╛ "tylko" kupcem myÿlÑcym i piszÑcym o sumach, po╛yczkach i  procentach. Wraca do Europy, do Francji, do Charleville - ju╛ ÿmiertelnie  chory na raka. Amputacja nogi nie pomaga, po kilku miesiÑcach wszystko si⌐  koΣczy.
  54.  
  55. ■ Umiera 10 listopada 1891 roku, w wieku 37 lat.
  56.  
  57. Oprowadz⌐ ci⌐ po twórczoÿci Artura Rimbauda. Oprowadz⌐ ci⌐ tak╛e po swoich
  58. fascynacjach jego poezjÑ. Zapomnij o wszystkim. WyêÑcz telewizor, radio,
  59. telefon. Zamknij drzwi na klucz. WygoΣ wszystkich z domu. I czytaj. To b⌐dÑ
  60. krótkie podró╛e, wi⌐c wybierz którÑÿ z dróg i ruszaj.
  61.  
  62. Zima si⌐ skoΣczyêa, nadeszêa wiosna. Marzy si⌐ lato mêode i wolne, ÿwie╛e
  63. i wonne. ùwiat stoi otworem. Nic nie jest wa╛ne. Wa╛na jest tylko w⌐drówka  samotna przez letnie pola. Lato jest wieczne. Mêodoÿå jest wieczna, gdy si⌐  ma 16 lat.
  64.  
  65.  WRA╜ENIE
  66.  
  67.  W bê⌐kitne zmierzchy letnie pójd⌐ miedzÑ polnÑ
  68.  Skroÿ traw i zióê, muskany przez dojrzaêe ╛yto...
  69.  ùniÑc, b⌐dÑ czuê pod stopÑ ÿwie╛oÿå ros podolnÑ,
  70.  Pozwol⌐ wiatrom kÑpaå mÑ gêow⌐ odkrytÑ.
  71.  
  72.  Nie b⌐d⌐ tedy mówiê ani myÿlaê wcale.
  73.  Lecz niekoΣczona miêoÿå w moje serce spêynie...
  74.  I b⌐d⌐ szedê jak Cygan - w coraz dalsze dale,
  75.  W przyrodzie, jak z kobietÑ, szcz⌐sny w tej godzinie.
  76.  
  77.  
  78. Bronisêawa Ostrowska
  79.  
  80. Teraz ten sam wiersz w têumaczeniu Miriama. Zêapmy nieco tego findesieclowego  ducha...
  81.  
  82.  WRA╜ENIE
  83.  
  84.  W modre, letnie wieczory, pójd⌐ miedzÑ kêoÿnÑ,
  85.  ¥echtany zbó╛ kitami, deptaå trawy pêowe:
  86.  MarzÑc, czuå b⌐d⌐ ÿwie╛oÿå pod stopami roÿnÑ.
  87.  Dozwol⌐ wiatrom kÑpaå nagÑ mojÑ gêow⌐.
  88.  
  89.  Nie b⌐d⌐ mówiê, myÿlaê. W ciszy niewysêownej,
  90.  W duszy miêoÿå ogromna wzbierze mi z pogodÑ;
  91.  I pójd⌐, het, daleko, jak cygan w⌐drowny,
  92.  W Natur⌐ - szcz⌐sny taki, jak z kobietÑ mêodÑ.
  93.  
  94.  
  95. Miriam
  96.  
  97.  
  98. Miêoÿå, to nie jest miêoÿå, to jest coÿ innego. To jest poezja, mêodoÿå i  ona. Mieliÿmy wtedy po szesnaÿcie lat.
  99.  
  100.  
  101.  KOMEDIA W TRZECH POCA¥UNKACH (fragment)
  102.  
  103.  [...]
  104.  
  105.  Ucaêowaêem jej kostki
  106.  U nóg; wybuchêa ÿmiechem,
  107.  Który si⌐ rozprysê w trel boski,
  108.  Krysztaêów zabrzmiaê echem.
  109.  
  110.  Schowaêa stopy, a potem
  111.  ùmiejÑc si⌐ rzekêa: No, no, no!
  112.  ùmiech kazaê zapomnieå o tem,
  113.  ╜e mnie za ÿmiaêoÿå skarcono.
  114.  
  115.  Pocaêowaêem jej oczy...
  116.  Jak ptak pod wargÑ si⌐ trzepie...
  117.  Gest czyniÑc gêowÑ uroczy
  118.  Rzekêa mi: A, jeszcze lepiej!
  119.  
  120.  Mam ci powiedzieå coÿ, panie.
  121.  Lecz reszt⌐ w gardlem jej zdêawiê
  122.  Caêusem, co jÑ o ÿmianie
  123.  Ju╛ mi ╛yczliwe przyprawiê.
  124.  
  125.  Miaêa koszulk⌐ cieniutkÑ,
  126.  A drzewa zaciekawione
  127.  Przez okna bliziutko, bliziutko
  128.  Schylaêy liÿcie zielone.
  129.  
  130.  
  131. Jarosêaw Iwaszkiewicz
  132.  
  133. Na placyku w Charleville, prowincjonalnym miasteczku francuskim z drugiej
  134. poêowy XIX wieku. Jest pó½ne popoêudnie letnie. Szesnastoletni poeta patrzy  pobêa╛liwie na mieszczuchów, filistrów, damulki, wojskowych, dzieciaki i  m⌐tniaków, na caêÑ t⌐ mena╛eri⌐. W taki wieczór nie chce si⌐ nawet epatowaå  bur╛ujów... Nastrój dobry, ╛eby wypiå piwo i zdybaå panienk⌐. Niedêugo i tak  stÑd zwieje. To ju╛ postanowione. Nie mo╛e byå inaczej.
  135.  
  136.  
  137.  PRZY MUZYCE (fragment)
  138.  
  139.  Co czwartek na placyku, wÿród traw wypêowiaêych,
  140.  Gdzie wszystko jest w porzÑdku: drzewa i stokrotki,
  141.  Mieszczuchy, których duszÑ lipcowe upaêy,
  142.  Wieczorami obnoszÑ familijne plotki.
  143.  
  144.  Tu wojskowa orkiestra w takt koêysze bêogo
  145.  BêyszczÑce swoje czaka ÿpiewnÑ fletów ariÑ.
  146.  Dokoêa, w pierwszych rz⌐dach, paraduje gogo,
  147.  U zegarka jak brelok dynda pan notariusz.
  148.  
  149.  Rentierzy z fraz walczyka wyêawiajÑ pstryczki,
  150.  Brzuchaci urz⌐dnicy wlokÑ swoje damy,
  151.  Przy nich panny sêu╛Ñce, dumne przewodniczki,
  152.  PrezentujÑ falbanki sztywne jak reklamy.
  153.  
  154.  Na zielonych êaweczkach, gêaszczÑc gaêki lasek,
  155.  Klub kupców emerytów z daleka od gwaru
  156.  W bardzo powa╛nych sporach rozgrzebuje piasek
  157.  I oblicza w gotówce: «Wi⌐c summa summarum...»
  158.  
  159.  RozwalajÑc na êawce okrÑgêe poÿladki
  160.  Jakiÿ mieszczuch flamandzki, p⌐katy jak klucha,
  161.  Delektuje si⌐ fajkÑ, z której - szmugiel rzadki -
  162.  Wysypuje si⌐ tytoΣ w drobniutkich okruchach.
  163.  
  164.  Tam znów banda êobuzów wrzeszczy w mroku alej,
  165.  A walcem nastrojeni do czuêej sielanki
  166.  ZaciÑgajÑ si⌐ dymkiem gêupawi kaprale
  167.  I pieszczÑc dzieci w wózkach baêamucÑ mamki.
  168.  
  169.  [...]
  170.  
  171.  
  172. Wêodzimierz Lewik
  173.  
  174. Lato si⌐ koΣczy. Latem du╛o si⌐ dziaêo - miêostki, lektury, pisanie. Lenistwo
  175. sêodkie i êajdaczenie si⌐. Tak nieznoÿnie dojrzewa geniusz poety w ardeΣskiej  mieÿcinie. Tak nieuchronnie i bez powodów. Zupeênie jakby musiaêo tak byå.  Ach, Pary╛, Pary╛, uciec do Pary╛a. Ale jeszcze w Charleville, pod koniec  wrzeÿnia, z odrobinÑ ironii i czuêoÿci dla siebie i reszty, ta rozkoszna  dziecinada:
  176.  
  177.  
  178.  ROMANS
  179.  
  180.  I
  181.  
  182.  Ach, nie jest si⌐ powa╛nym w siedemnastej wioÿnie.
  183.  Wieczorem, wÿród bomb piwa, szklanek lemoniady,
  184.  Kawiarni oÿwietlonych i gwarnych radoÿnie,
  185.  Aleja lip ocienia ciche promenady.
  186.  
  187.  Powietrze takie sêodkie przymyka powieki,
  188.  Tak dobrze pachnÑ lipy w czerwcowe wieczory,
  189.  Wiatr obciÑ╛ony gwarem - miasto niedalekie -
  190.  Ma w sobie zapach winnic i piwa odory.
  191.  
  192.  II
  193.  
  194.  Nagle malutki skrawek nieba gdzieÿ widnieje,
  195.  Granatowy, oprawny w drobniutkie gaêÑzki,
  196.  Przepi⌐ty gwiazdkÑ maêÑ, co sêodko topnieje
  197.  I jak dreszczyk przesyêa swój promyczek wÑski.
  198.  
  199.  Noc czerwcowa! I mêodoÿå! - To upaja troch⌐!
  200.  Krew staje si⌐ szampaΣskÑ, do gêowy uderzy,
  201.  Gada si⌐! A na wardze caêus czeka pêochy
  202.  I dr╛y na niej jak maêe niecierpliwe zwierz⌐.
  203.  
  204.  III
  205.  
  206.  Przez powieÿci szaleΣcza serc robinsonada
  207.  Zacznie si⌐, gdy z powagÑ daty bardzo ÿwie╛ej
  208.  Minie ci⌐ panna w miejscu, gdzie latarnia blada
  209.  Ujmie jÑ caêÑ w cieniu ojcowskich koênierzy.
  210.  
  211.  Poniewa╛ ona myÿli, ╛eÿ nader naiwny,
  212.  TupocÑc drobnym krokiem posêusznej panienki
  213.  Obraca si⌐ i wzrok swój zasyêa przedziwny,
  214.  Tak ╛e na ustach gasnÑ ci wszystkie piosenki.
  215.  
  216.  IV
  217.  
  218.  Wi⌐c jesteÿ zakochany strasznie a╛ po sierpieΣ,
  219.  Przyjaciele odchodzÑ, jesteÿ ½le widziany,
  220.  ùmieszÑ jÑ twe sonety, owoc dêugich cierpieΣ.
  221.  - A╛ wieczorem otrzymasz list od ukochanej.
  222.  
  223.  W taki wieczór w kawiarni szumiÑcej radoÿnie
  224.  Ka╛esz daå bomb⌐ piwa albo lemoniady.
  225.  Ach, nie jest si⌐ powa╛nym w siedemnastej wioÿnie,
  226.  Tam, gdzie cieΣ lip zielonych kryje promenady.
  227.  
  228.  
  229. Jarosêaw Iwaszkiewicz
  230.  
  231. Przeczucie zimy. Zima przyjÿå musi. Rimbaud mówi: "I obawiam si⌐ zimy, bo  jest porÑ wygód". Trzeba uciekaå z tej mieÿciny i trzeba wracaå. Pierwsze
  232. pociÑgi. Jesienne marzenia o zimowych pociÑgach. On i ona. Ale tak naprawd⌐  to jej nie ma i nigdy nie b⌐dzie.
  233.  
  234.  
  235.  MARZENIA ZIMOWE
  236.  
  237.  Dobrze nam b⌐dzie w tej zimowej je½dzie
  238.     W mi⌐kkim ró╛owym wagonie.
  239.  W bê⌐kitnych kÑtach poduszek jak w gnie½dzie
  240.     Caêusów rój utonie.
  241.     
  242.  Aby nie patrzeå na okienne szyby,
  243.     Zamkniesz ocz⌐ta strwo╛one,
  244.  Bo taΣczÑ w nocy czarne wilki niby
  245.     A niby czarne demony.
  246.     
  247.  Nagle poczujesz dotyk poêechtliwy -
  248.  To caêus mi⌐kki, pajÑk dokuczliwy,
  249.     Po karku ci ci⌐ snuje.
  250.     
  251.  Powiesz mi: «Zêap go!», uchylajÑc gêowy,
  252.  I rozpoczniemy bestii dêugie êowy,
  253.     Która daleko w⌐druje.
  254.     
  255.  
  256. Jarosêaw Iwaszkiewicz
  257.  
  258. Nadal piesze w⌐drówki latem 1870. Po okolicach bli╛szych i dalszych,
  259. a nawet do Brukseli. Europa jest taka maêa, ale czy mo╛na z niej uciec?  Poezja roÿnie, umysê roÿnie, dusza roÿnie. Na razie sÑ to "tylko" sonety. Bo  najprzyjemniej uciekaå z domu wtedy, gdy si⌐ go ma.
  260.  
  261.  
  262.  ZIELONA GOSPODA
  263.                       PiÑta po poêudniu
  264.  
  265.  
  266.  Ju╛ od tygodnia darêem, jak potrzeba,
  267.  Trzewiki w drodze skaêami usianej,
  268.  Kiedym w ober╛y kazaê podaå chleba,
  269.  Masêa i szynki leciutko ogrzanej.
  270.  
  271.  Siadêem szcz⌐ÿliwy wyciÑgajÑc nogi,
  272.  Naiwny deseΣ tapet oglÑdaêem.
  273.  Rozkosznie byêo zm⌐czonemu z drogi,
  274.  Kiedy dziewczyna z rozwini⌐tym ciaêem
  275.  
  276.  - Dla takich caêus to jest tylko hasêo -
  277.  Rozÿmiana chleb mi przyniosêa i masêo,
  278.  Szynk⌐ zêo╛onÑ na wzorach talerza,
  279.  
  280.  CiepêÑ, ró╛owÑ, czosnkiem nacieranÑ,
  281.  I szklank⌐ wielkÑ, peênÑ piwa z pianÑ,
  282.  W której si⌐ paliê promieΣ odwieczerza.
  283.  
  284.  
  285. Jarosêaw Iwaszkiewicz 
  286.  
  287. Znowu w domu. Nie ma jak w domu? Rimabud mówi: "Ile jest zmyÿlnoÿci w  wiejskim wyczekiwaniu". Na co czekaå? Czekanie jest przyjemne, wyobra½nia  roÿnie, przelewa si⌐ na papier. Owoców mnóstwo daêo lato tego roku.
  288.  
  289.  
  290.  ZALOTNA
  291.  
  292.  Ciemno╛óêtÑ jadalni⌐ przepaja woΣ ÿwie╛a:
  293.  Pachnie pokost i jabêka dojrzaêe i miodne,
  294.  A ja sam nawet nie wiem, co zmiatam z talerza
  295.  W okazaêym fotelu siedzÑc najwygodniej.
  296.  
  297.  JedzÑc sêucham, jak zegar wydzwania godziny...
  298.  Nagle przez drzwi otwarte z kuchni, naprzeciwko,
  299.  Wchodzi sêu╛Ñca - nie wiem dla jakiej przyczyny
  300.  W bluzce na póê rozpi⌐tej, z rozburzonÑ grzywkÑ...
  301.  
  302.  Dziewczyna wodzÑc dr╛Ñcym, maleΣkim paluszkiem
  303.  Po twarzy jak brzoskwinia z aksamitnym puszkiem
  304.  I wargi strojÑc drobne w uÿmieszek niewinny
  305.  
  306.  Coraz nowe troskliwie odmienia mi dania...
  307.  Potem - widaå dziewczynie chce si⌐ caêowania -
  308.  Podsuwa mi policzek: Dotknij, jaki zimny.
  309.  
  310.  
  311. Wêodzimierz Lewik
  312.  
  313. Wêócz⌐gostwo nigdy nie byêo w cenie. A cyganeria... Gdzie mieszkasz, gdzie  pracujesz, gdzie si⌐ uczysz? Wsz⌐dzie. Jestem wsz⌐dzie i nie mam przy sobie  pagera. Ten uroczy, p⌐dracki sonecik mo╛e pomóc w wielu powa╛nych sytuacjach.  Niepowa╛ne. Je½dziêem po wiochach rowerem bez celu. Chaêupy nie mogêy chodziå  za mnÑ. Widziano mnie tylko przez chwil⌐ to tu, to tam. Wolnoÿå to teraz  nieuchwytnoÿå. Tuwim oddaê tu znakomicie francuskoÿå tego wiersza. "Oh! la  la!" - to byêo genialne.
  314.  
  315.  
  316.  MOJA BOHEMA
  317.  
  318.  Wêóczyêem si⌐ - z r⌐koma w podartych kieszeniach,
  319.  W bluzie, co ju╛ nieziemskÑ prawie byêa bluzÑ,
  320.  Szedêem pod niebiosami, wierny ci, o Muzo!
  321.  Oh! la la! co za miêoÿå widziaêem w marzeniach!
  322.  
  323.  SzerokÑ dziur⌐ miaêy me jedyne portki,
  324.  W drodze, p⌐drak-marzyciel, ukêadaêem wiersze,
  325.  Na Wielkiej Nied½wiedzicy miaêem swÑ ober╛⌐,
  326.  A od mych gwiazd na niebie pêynÑê szelest sêodki.
  327.  
  328.  Sêuchaêem gwiazd w te dobre wieczory wrzeÿniowe,
  329.  SiedzÑc na skraju drogi, i czuêem, ╛e gêow⌐,
  330.  Jak mocne wino, rosa kroplista mi zrasza.
  331.  
  332.  Lub gdy w krÑg fantastycznych cieni rosêy têumy
  333.  - Jak gdybym lir⌐ trÑcaê, wyciÑgaêem gumy,
  334.  Stop⌐ majÑc przy sercu, ze zdartego kamasza.
  335.  
  336.  
  337. Julian Tuwim
  338.  
  339. W liÿcie do profesora literatury i poety Paula Demeny'ego, napisanym 15 maja
  340. 1871 roku, a nazwanym pó½niej "Listem Jasnowidza", przedstawiê Rimbaud swojÑ  koncepcj⌐ poezji i poety. Nastolatek z Charleville podsumowaê te╛ krótko i  dosadnie francuskÑ literatur⌐ wspóêczesnÑ.
  341.  
  342.  
  343.  LIST JASNOWIDZA (fragment)
  344.  
  345. [...]
  346. Bo JA to ktoÿ inny. Jeÿli mied½ budzi si⌐ jako trÑbka, nie ma w tym jej winy.
  347. To dla mnie oczywiste: jestem obecny przy wykluwaniu si⌐ mojej myÿli: oglÑdam
  348. jÑ, sêucham jej; pociÑgam smyczkiem: symfonia zaczyna drgaå w gê⌐biach lub
  349. jednym skokiem zjawia si⌐ na scenie. Gdyby starzy durnie nie znale½li jedynie
  350. faêszywego znaczenia JA, nie musielibyÿmy wymiataå tych milionów  koÿciotrupów, które od nieogarnionych czasów gromadziêy wytwory swej  podejrzanej inteligencji, obwieszczajÑc si⌐ autorami!
  351.  
  352. [...]
  353. Pierwszym celem dociekaΣ czêowieka, który chce byå poetÑ, jest znajomoÿå  samego siebie, zupeêna; szuka swej duszy, kontroluje jÑ, poddaje próbom, uczy  si⌐ jej. Od chwili, kiedy jÑ pozna, powinien jÑ uprawiaå!
  354.  
  355. [...]
  356. Mówi⌐, trzeba byå jasnowidzem, uczyniå si⌐ jasnowidzem. Poeta czyni si⌐  jasnowidzem przez dêugotrwaêe, bezmierne i ÿwiadome rozprz⌐╛enie wszystkich  zmysêów. Wszystkie formy miêoÿci, cierpienia, szaleΣstwa; sam szuka i  wyczerpuje w sobie wszystkie trucizny, by zachowaå z nich tylko kwintesencje.
  357.  
  358. [...]
  359. Poeta jest wi⌐c naprawd⌐ zêodziejem ognia. Jest obarczony ludzkoÿciÑ,
  360. zwierz⌐tami nawet; powinien daå odczuå, dotknÑå, usêyszeå swe wynalazki;
  361. jeÿli to, co przynosi stamtÑd, ma form⌐, daje form⌐; jeÿli jest to  bezksztaêtne, daje bezksztaêtne. Znale½å j⌐zyk. ZresztÑ ka╛de sêowo jest  myÿlÑ, nadejdzie czas j⌐zyka uniwersalnego!
  362.  
  363. [...]
  364. Musset po czternastokroå odra╛ajÑcy jest dla nas, obolaêych i ogarni⌐tych
  365. wizjami pokoleΣ, które zniewa╛a jego anielskie lenistwo!
  366.  
  367. [...]
  368. Ale ╛e oglÑdaå niewidzialne i sêyszeå niesêyszalne to co innego, ni╛  przejmowaå ducha rzeczy martwych, Baudelaire jest pierwszym jasnowidzem,  królem poetów, prawdziwym Bogiem! ╜yê on jednak w ÿrodowisku zbyt  artystycznym i forma, tak w nim chwalona, jest licha.
  369.  
  370.  
  371. Julia Hartwig, Artur Mi⌐dzyrzecki
  372.  
  373.  
  374. Ucieczka w "rozprz⌐╛enie wszystkich zmysêów" od koszmarnej beznadziei  miasteczka. Jasnowidzenia poetyckie. I nadwer⌐╛anie faêszywej rzeczywistoÿci.  A marzenia coraz gor⌐tsze. Wyobra½nia wrze. Tylko upiå si⌐ warto.
  375.  
  376.  
  377.  MODLITWA WIECZORNA
  378.  
  379.  ╜yj⌐ siedzÑc jak anioê w r⌐ku cyrulika,
  380.  W garÿci kufel ╛êobiony mam, w r⌐kach cygaro.
  381.  Grdyka si⌐ z kolanami zgi⌐tymi spotyka
  382.  Pod nieb nieprzenikliwÑ i ci⌐╛kÑ kotarÑ.
  383.  
  384.  Marzenia, jak gorÑce ptaków wydzieliny,
  385.  ObdarzajÑ me wn⌐trze tysiÑcem upieczeΣ,
  386.  Czasem serce me cichnie jak gaêѽ tarniny,
  387.  Gdy je skrwawi czarniawe, mêode zêoto cieczy.
  388.  
  389.  Gdy starannie marzenia ju╛ wepchnÑêem w siebie,
  390.  Odwracam si⌐, wchêonÑwszy coÿ trzydzieÿci bomb,
  391.  I skupiam si⌐, by ul╛yå naglÑcej potrzebie,
  392.  
  393.  Jak Pan, ponad hyzopy i nad cedrów zrÑb
  394.  ¥agodny - szczam wysoko, ku chmurom na niebie,
  395.  Gdy╛ mi zezwoliê na to heliotropów klomb.
  396.  
  397.  
  398. Jarosêaw Iwaszkiewicz
  399.  
  400. Nie ma nic bardziej wzruszajÑcego, jak genialny nastolatek wspominajÑcy  dzieciΣstwo... SkÑdÿ si⌐ to wszystko w nim wzi⌐êo. Ten bunt genialnej  wyobra½ni. Co on sam o tym myÿli? Jak to w nim narastaêo? Przeczuwaê.
  401. "Wielki poeta musi byå stary w momencie, gdy pisze swój pierwszy wiersz".
  402. Nawet gdy ma siedemnaÿcie lat.
  403.  
  404.  
  405.  SIEDMIOLETNI POECI (fragment)
  406.  
  407.  [...]
  408.  W ciÑgu dnia - co za m⌐ka - byê grzeczny, wzorowy:
  409.  Lecz pewne drobne fakty i czarne narowy
  410.  ùwiadczyêy o obêudzie chêopca. Wi⌐c bywaêo,
  411.  ╜e w mrocznym korytarzu z tapetÑ spleÿniaêÑ
  412.  WyciÑgaê w przejÿciu j⌐zyk, pi⌐ÿå w pachwin⌐ wciskaê,
  413.  W jego oczach zamkni⌐tych rój punkcików bêyskaê.
  414.  Wieczorem otwieraêy si⌐ drzwi. On - wysoko
  415.  Na schodach siedziaê, charczÑc, a╛ pod dnia zatokÑ,
  416.  Co si⌐ z dachu zwieszaêa. Zaÿ w letnie upaêy
  417.  Gêow⌐ mu t⌐pe, gêupie myÿli zaprzÑtaêy:
  418.  Zamykaê si⌐ na dêugo w przewiewnym wychodku
  419.  I oddychaê, i dumaê spokojnie tam w ÿrodku.
  420.  
  421.  Gdy woniÑ dnia skÑpany ogródek za domem
  422.  Jaÿniaê zimÑ w ksi⌐╛yca ÿwietle nieruchomem,
  423.  Chêopiec si⌐ u stóp muru kêadê w gliniastej ziemi
  424.  I wizje wywoêywaê oczy ÿciÿni⌐tymi,
  425.  SêuchajÑc, jak robactwo toczy szpaler zgniêy.
  426.  [...]
  427.  
  428.  Trwo╛yêy go grudniowe, niedziele ponure,
  429.  Kiedy na gierydonie, ulizany gêadko,
  430.  Czytywaê Pismo ùwi⌐te z zielonÑ okêadkÑ.
  431.  A co noc go têoczyêy zjawy snów koszmarnych.
  432.  [...]
  433.  
  434.  A ╛e si⌐ w rzeczach mrocznych najbardziej lubowaê,
  435.  Wi⌐c zapuszczaê ╛aluzje, w pokoju si⌐ chowaê,
  436.  W nagim, tchnÑcym wilgociÑ, wysokim pokoju,
  437.  I w gê⌐bokiej zadumie czytaê powieÿå swojÑ,
  438.  PeênÑ ci⌐╛kich nieb rudych, lasów zatopionych
  439.  I drzew rozrosêych gwiezdnie i kwiatów czerwonych
  440.  - Zawrót gêowy, spadanie i chaos popêochu!
  441.  Tymczasem si⌐ ulica budziêa po trochu...
  442.  On, samotny, pod pêótno surowe si⌐ wsuwaê,
  443.  W nim zaÿ - ╛agiel rozpi⌐ty okrutnie przeczuwaê!...
  444.  
  445.  
  446. Julian Tuwim
  447.  
  448. "Ja te╛ b⌐d⌐ parnasistÑ!" - pisaê w lipcu 1871 roku do Teodora de Banville'a,
  449. wydawcy czasopisma "Le Parnas contemporain" (Parnas Wspóêczesny). Wêaÿnie,
  450. co widzi poeta, gdy patrzy na kwiaty lub cokolwiek? I jak to napisaå. A co  czytaå? Ten wiersz Rimbaud podpisaê jako Alcide Bava.
  451.  
  452.  
  453.  CO MαWIñ POETOM NA TEMAT KWIATαW (fragment)
  454.  
  455.                     Panu Teodorowi de Banville
  456.  
  457.  
  458.  [...]
  459.  Lilie! Nie widaå tych lilii!
  460.  Tylko w twych wierszach dygocÑ,
  461.  Jak r⌐kawy spod mantyli
  462.  Grzesznic snujÑcych si⌐ nocÑ.
  463.  [...]
  464.  O, swojskich gajów i ╛yta
  465.  Beznami⌐tne fotografy!
  466.  Flora bywa rozmaita,
  467.  Tak jak korki od karafy!
  468.  [...]
  469.  Tropicielu, co na przyboÿ
  470.  Obiegasz jurne pastwiska,
  471.  O, byêoby lepiej, gdybyÿ
  472.  Botanik⌐ ÿledziê z bliska.
  473.  
  474.  Wnet oddaå miaêbyÿ ochot⌐
  475.  Gzy rude za kantarydy,
  476.  Ren siny za Rio zêote,
  477.  A Norwegie za Florydy.
  478.  [...]
  479.  Bierz nade wszystko za temat
  480.  Ziemniaczane paso╛yty!
  481.  - ZresztÑ, skêadajÑc poemat,
  482.  Gdzie sens tajemny ukryty,
  483.  
  484.  W Paramaribo Treguiera
  485.  Powinien czytaå poeta,
  486.  Jak równie╛ tomy Figuiera
  487.  Z rycinami, u Hachette'a!
  488.  
  489.  
  490. Adam Wa╛yk
  491.  
  492. No, tak: STATEK PIJANY. Tym wierszem zachwycaêy si⌐ pokolenia. Wyobra½nia  genialnego nastolatka rzeczywiÿcie zwala z nóg. Ale ten wiersz to nie tylko  wyobra½nia. To logika i dojrzaêy kunszt poetycki. Rimbaud, mêody gniewny, byê  doskonaêym rzemieÿlnikiem poetyckim. ZresztÑ ju╛ jako dziecko pora╛aê  nauczycieli gêadkoÿciÑ swoich êaciΣskich heksametrów. "Le bateau ivre".
  493. Ile╛ to razy czytaêem ten wiersz, i ile╛ to razy dzi⌐ki niemu ten brzydki  ÿwiat wydawaê mi si⌐ pi⌐kny. Rimbaud nadaê tu doskonaêy poetycki ksztaêt  wybuchowi poetyckiej wyobra½ni. Musiaêo tak byå. W tym maêym, zgniêym  Charleville Rimbaud musiaê w koΣcu napisaå coÿ takiego. A potem? Dalej ju╛ z  pozoru nie mo╛na byêo pójÿå. Rimbaud poszedê. Ale o tym pó½niej. "Statek  pijany" w kongenialnym przekêadzie Zenona Przesmyckiego - Miriama. Tylko o  tym jednym wierszu Rimbauda napisano tomy. Ja ju╛ nic nie napisz⌐. Tym, co  rozumiejÑ, nie musz⌐ têumaczyå. A tym, co nie rozumiejÑ, wytêumaczyå nie  potrafi⌐. Ale wyruszamy.
  494.  
  495.  
  496.  STATEK PIJANY
  497.  
  498.  PrÑdem Rzek oboj⌐tnych niesion w ujÿcia stron⌐,
  499.  Czuêem, ╛e ju╛ nie wiedzie mnie dêoΣ holowników;
  500.  Dla strzaê swych za cel wzi⌐êy ich Skóry Czerwone
  501.  I nagich do pstrych sêupów przybiêy wÿród krzyków.
  502.  
  503.  Nie dbaêem o zaêogi po wszystkie me czasy,
  504.  Ja, d½wigacz zbó╛ flamandzkich, angielskiej baweêny.
  505.  Gdy si⌐ z holownikami skoΣczyêy haêasy,
  506.  Gdzie chciaêem, poniosêy mi⌐ Rzek spienione weêny.
  507.  
  508.  Poÿród wÿciekêych koêysaΣ przypêywów, odpêywów,
  509.  Ja, przeszêej zimy gêuchszy nad mózgi dziecinne,
  510.  Biegêem! Tryumfalniejszych nie zaznaêy dziwów
  511.  Póêwyspy wzi⌐te lÑdom przez bezdro╛e pêynne.
  512.  
  513.  Zbudzenie me na morzu ÿwi⌐ciê wir powietrzny.
  514.  Dziesi⌐å nocy, jak korek, taΣczyêem na fali,
  515.  W której ludzie koêowrót widzÑ ofiar wieczny,
  516.  Nie t⌐skniÑc do mdêych latarΣ znikêych gdzieÿ w oddali.
  517.  
  518.  Sêodsza ni╛ ustom dzieci miazga jabêek kwaÿnych,
  519.  Wód zieleΣ w mÑ sosnowÑ wdarêa si⌐ êupin⌐,
  520.  Uniosêa ster, kotwic⌐, stosy lin zapaÿnych
  521.  I zmyêa kaêy wstr⌐tne i win plamy sine.
  522.  
  523.  I odtÑd kÑpaêem si⌐ w wielkiej pieÿni Morza,
  524.  Przesyconej gwiazdami, ÿpiewnej jak muzyka,
  525.  Po╛eraêem toΣ modrÑ, gdzie poÿród bezdro╛a
  526.  Zadumany topielec niekiedy przemyka.
  527.  
  528.  Gdzie barwiÑc nagle szafir - pijanymi wiry
  529.  Albo rytmem powolnym, pod sêoΣc pêomienienie -
  530.  Mocniejsze nad alkohol, olbrzymsze nad liry,
  531.  FermentujÑ miêoÿci ╛óêciowe czerwienie.
  532.  
  533.  Znam nieba p⌐kajÑce w gromy i wichrzyce,
  534.  Nawroty wÿciekêe waêów, prÑdy, znam wieczory,
  535.  Znam jutrzenki srebrzyste jako goê⌐bice,
  536.  Widziaêem to, co czêowiek widzieå zawsze skory.
  537.  
  538.  Widziaêem sêoΣce nisko w plamach zgróz mistycznych,
  539.  Jak sêaêo dêugie, zimne fioletów martwice,
  540.  Podobne do aktorów w dramach praantycznych,
  541.  Na fale w dal toczÑce swych drgaΣ tajemnic⌐.
  542.  
  543.  Marzyêem noc zielonÑ wÿród ÿniegów olÿnienia,
  544.  Caêunki na mórz oczy kêadnÑce si⌐ wolno,
  545.  ╜óêtomodre fosforów ÿpiewnych przebudzenia
  546.  I niesêychanÑ soków pogoΣ dookolnÑ.
  547.  
  548.  MiesiÑce caêe z falÑ, równÑ histerycznym
  549.  Oborom, szturmowaêem ku raf skalnym ÿcianom,
  550.  Nie ÿniÑc, ╛e stopy Maryj na sierpie ksi⌐╛ycznym
  551.  MogÑ êeb dychawicznym zetrzeå Oceanom.
  552.  
  553.  PotrÑcaêem, czy wiecie? Florydy bajeczne
  554.  Z chaosem ócz panterzych i kwiatów, urody
  555.  Ludzkiej i t⌐cz, wiodÑcych, jak cugle powietrzne,
  556.  Pod mórz widnokr⌐gami lazurowe trzody.
  557.  
  558.  Widziaêem wrÑce bagnisk olbrzymich fermenty,
  559.  Sieci, gdzie wÿród trzcin gnijÑ caêe Lewiatany,
  560.  Zapadania wód nagêe ÿród ciszy zakl⌐tej,
  561.  Katarakty oddaleΣ ku bezdni nieznanej.
  562.  
  563.  Lodowce, sêoΣca srebrne, opal fal, nieb ╛ary,
  564.  Przeokropne mielizny w zatok ciemnych toni,
  565.  Gdzie ╛arte przez robactwo olbrzymie w⌐╛ary
  566.  PieszczÑ drzewa skr⌐cone jadem czarnych woni.
  567.  
  568.  Chciaêbym dzieciom pokazaå te dorady, gwiazdy
  569.  Fal modrych, ryby zêote, ryby ÿpiewajÑce...
  570.  Piany kwietne ÿwi⌐ciêy me z golfów odjazdy,
  571.  Niewysêowionych wichrów skrzydliêy mi⌐ goΣce.
  572.  
  573.  Czasem, gdy mi⌐ znudziêy bieguny, zwrotniki,
  574.  Morze, sêodko mi⌐ êkaniem koêyszÑc omdlaêem,
  575.  Wznosiêo ku mnie ssawki flory mroków dzikiej,
  576.  I - jak kobieta w modêach - wraz nieruchomiaêem;
  577.  
  578.  Jak wysepka goÿciêem ptaków roje gwarne,
  579.  Swarliwe i niechlujne, o ½renicy pêowej,
  580.  I ╛eglowaêem dalej, gdy me wi⌐zy marne
  581.  Zerwaê, na sen zst⌐pujÑc w gêÑb, topielec nowy.
  582.  
  583.  Otó╛ ja, êód½ ginÑca w golfach pod zióê brodÑ,
  584.  Miotana przez orkany w eteru przestwory,
  585.  Ja, którego kadêuba pijanego wodÑ
  586.  Nie wyêowiÑ ╛aglowce Hanz ni Monitory,
  587.  
  588.  Wolny, rze½wy, dymiÑcy, odzian w mgêy dziewicze,
  589.  Ja, com zachodów mury dziurawiê pêomienne,
  590.  W których dla dobrych piewców przednie sÑ sêodycze:
  591.  Mchy sêoneczne i strz⌐py lazurów bezcenne;
  592.  
  593.  Ja, co biegêem w pêomykach elektrycznych caêy,
  594.  SzczÑtek pêochy, ÿród morskich rumaków eskorty,
  595.  Gdy skwarne lipce maczug ciosami strÑcaêy
  596.  Ultramaryny niebios we wrzÑce retorty;
  597.  
  598.  Ja, co dr╛aêem, o sto mil czujÑc bekowiska
  599.  Behemotów i wÿciekêe Maelstromów ukropy,
  600.  Pielgrzym wieczny bê⌐kitów cichych rozlewiska,
  601.  Ja t⌐skni⌐ do wybrze╛y odwiecznych Europy.
  602.  
  603.  Archipelagi gwiezdne widziaêem! Wysp roje,
  604.  Gdzie ╛eglarzom otwarte niebo szalejÑce.
  605.  - W tych╛e to nocach bez dna ukrywasz sny swoje,
  606.  Milionie zêotych ptaków, przyszêej Mocy sêoΣce?
  607.  
  608.  Lecz zbyt wiele pêakaêem! Jutrznie sÑ bolesne,
  609.  Srogie - wszystkie ksi⌐╛yce, gorzkie - wszystkie zorze.
  610.  Cierpka miêoÿå mi daêa str⌐twienie przedwczesne.
  611.  O, niechaj dno me p⌐knie! Niech pójd⌐ pod morze!
  612.  
  613.  Je╛eli jakiej wody tam w Europie pragn⌐,
  614.  To bêotnistej kaêu╛y, gdzie w zmrokowej chwili
  615.  Dziecina peêna smutków, kucnÑwszy nad bagnem,
  616.  Puszcza statki wÑtlejsze od pierwszych motyli.
  617.  
  618.  SkÑpanemu, o fale, w waszej omdlaêoÿci,
  619.  Nie ubiec ju╛ d½wigaczy baweênianych plonów,
  620.  Nie mknÑå w pysze sztandarów i w ogni ÿwietnoÿci!
  621.  Nie pruå wód pod oczami strasznymi pontonów.
  622.  
  623.  
  624. Miriam 
  625.  
  626.  
  627. Tym wierszem zaczytywali si⌐ symboliÿci, impresjoniÿci, ekspresjoniÿci,  nadrealiÿci i co tam si⌐ jeszcze urodziêo. Interpretatorów byêo bez liku z  kierunków takich i owakich, z psychoanalitykami wêÑcznie. Synestezja i tak  dalej. Wynalazca Rimbaud byê piekielnie konkretny. Co symbolizuje ten obraz,  a co tamten? Ba. Zale╛y, co komu w duszy gra. W wierszach Rimbauda nie ma  nic, czego by on wczeÿniej gdzieÿ nie widziaê. Muchy na gównie mogÑ byå  pi⌐kne i wiele w ╛yciu konkretnego czêowieka znaczyå po prostu jako muchy na  gównie. Ale zobaczmy jak wyglÑdajÑ te wszystkie "po prostu". Oczywiÿcie nadal  w⌐drówki, wêócz⌐gi, widoki.
  628.  
  629.  
  630.  SAMOG¥OSKI
  631.  
  632.  A czerΣ, E biel, I czerwieΣ, U zieleΣ, O bê⌐kity.
  633.  Tajony wasz rodowód któregoÿ dnia ustal⌐:
  634.  A, wêochaty gorsecik much brz⌐czÑcych wspaniale
  635.  W locie nad kupÑ gnoju; mrok w zatok⌐ zaszyty.
  636.  
  637.  E, ÿnie╛ny blask namiotów, igêa w lodowej skale,
  638.  Opary, biali króle, dreszcz pod baldaszkiem skryty;
  639.  I, plama krwi w plwocinie, purpurowe rozkwity,
  640.  ùmiech pi⌐knej wargi w gniewie lub w pokutniczym szale;
  641.  
  642.  U, cykle, opalowa gra mórz, spokój pastwiska
  643.  Usiany zwierz⌐tami, spokój, który odciska
  644.  W skórze uczonych czóê bruzda alchemii gê⌐boka;
  645.  
  646.  O, trÑba niebiaΣska, co dziwne ÿwisty koêysze,
  647.  Obszary, gdzie Anioêy i ùwiaty prujÑ cisz⌐:
  648.  - Omego, fioletowy promieniu Jego Oka!
  649.  
  650.  
  651. Adam Wa╛yk
  652.  
  653. To ju╛ sÑ bardzo dojrzaêe, "dorosêe" wiersze. Osiemnastoletni Rimbaud jest  ju╛ duchowo stary. ùmiertelnie znudzony i rozczarowany. W jego poezji zaczyna  si⌐ NOWE. W jego ╛yciu nast⌐pujÑ radykalne zmiany. Europa, có╛ to jest  Europa. Mo╛na jÑ pieszo obejÿå w par⌐ miesi⌐cy. A poezja dotychczasowa, czy  ona si⌐ tu gdzieÿ blisko nie koΣczy? Co b⌐dzie pó½niej, gdy teraz, w wieku  osiemnastu lat, Rimbaud eksploruje swojÑ pami⌐å? Z wierszy tych wyziera  nieprzeparta t⌐sknota za PODMIOTEM miêoÿci. Mo╛e za spokojnym domem? Europ⌐  czuå ÿmierciÑ. Gorzka to sielanka.
  654.  
  655.  
  656.  MICHA¥ I KRYSTYNA
  657.  
  658.  Cyt! gdy po brzegach sêoΣce si⌐ zachmurza,
  659.  Zmykaj, jasny potopie! Oto sÑ dróg mroki.
  660.  W wierzby pêaczÑce, w stary dziedziniec gê⌐boki,
  661.  Swe krople pêaskie naprzód miota burza.
  662.  
  663.  O, stadko jagniÑt, pêowi ╛oênierze idylli,
  664.  Akwedukty, wychudêe pastwiska, o ê⌐gi!
  665.  Zmykajcie! Widnokr⌐gi, zaroÿla, doliny
  666.  W gotowalni nawaênic przepêukujÑ z⌐by.
  667.  
  668.  Psie, pastuszku, którego pêaszcz rudy si⌐ moczy,
  669.  Umykajcie w godzinie, gdy grom widny pêonie;
  670.  Stadko pêowe, ╛ar siarki, gdy wy╛era oczy,
  671.  Biegnijcie w dóê, by znale½å pewniejsze ustronie.
  672.  
  673.  Ale ja, Panie! oto duch mój ju╛ wzlatuje
  674.  Ku niebiosom, zmro╛onym czerwieniÑ, pod chmury
  675.  NiebiaΣskie, które biegnÑ, dudniÑ i szybujÑ
  676.  Nad sto trz⌐sawisk, dêugich, jak pociÑg ponury.
  677.  
  678.  TysiÑce wilków, ½d½beê dzikich tysiÑce,
  679.  Które unosi, pieszczÑc po drodze powoje,
  680.  To popoêudnie burzy, religiÑ dyszÑce,
  681.  Nad EuropÑ, którÑ spustoszÑ rozboje!
  682.  
  683.  Po czym peênia ksi⌐╛yca! Wrzosowiska ÿniade!
  684.  Krwawi, z czoêem na niebie czarnem, wypuszczajÑ
  685.  Wojacy wolnym kêusem swe rumaki blade!
  686.  O, jak╛e╛ gêazy d½wi⌐czÑ pod tÑ dumnÑ zgrajÑ!
  687.  
  688.  - A czy╛ ujrz⌐ po╛óêkêy gaj, jasne wÑwozy,
  689.  Maê╛onk⌐ modrookÑ, zbrojne Galii wozy,
  690.  Oraz Biaêe JagniÑtko, Chrystusa baranki:
  691.  Michaêa i Krystyn⌐? - Ot, koniec sielanki.
  692.  
  693.  
  694. Stefan Napierski
  695.  
  696. Znowu maj po w⌐drówkach. Trudno znale½å sobie miejsce. Optymista uwa╛a, ╛e  ╛yjemy na najlepszym z mo╛liwych ÿwiatów, pesymista obawia si⌐, ╛e to mo╛e
  697. byå prawda. Tu, gdzie ka╛dy widok kr⌐ci w oku êz⌐, a wszystko przedstawia coÿ
  698. innego. Gdzie ja jestem, gdzie jest JA.
  699.  
  700.  ¥ZA
  701.  
  702.  Z daleka od ptaków, od wieÿniaczek i trzody
  703.  Piêem kl⌐czÑc w zaroÿlu jakimÿ, okolony
  704.  Wrzosami i wÑtêymi drzewkami leszczyny,
  705.  We mgle popoêudniowej - ciepêej i zielonej.
  706.  
  707.  Có╛ takiego piå mogêem z tej Uazy mêodej,
  708.  WiÑzy bezgêoÿne, trawa bez barw, kryte niebo,
  709.  Piå przez tykwy omszaêe z dala od jasnego
  710.  Szaêasu: zêotÑ ciecz, od której bijÑ poty?
  711.  
  712.  Niezbyt pon⌐tny obraz jak na szyld gospody.
  713.  Potem niebo zmienione po gwaêtownej morce:
  714.  Byêy to czarne kraje i sterczÑce pêoty,
  715.  Kolumnady na tle bê⌐kitnej nocy, dworce.
  716.  
  717.  Dziewiczy piach pochêaniaê strugi leÿnej wody,
  718.  Wiatr bo╛y w rozlewiska miotaê gradobicie,
  719.  I jak o poêawiaczu zêota czy muszelek,
  720.  Mógêby kto pomyÿleå, ╛e nie szêo mi o picie!
  721.  
  722.  
  723. Adam Wa╛yk
  724.  
  725. Du╛o si⌐ dzieje w maju. Ciche marzenia. Wyrywanie si⌐ w ÿwiat i jednoczeÿnie  t⌐sknota do domowego zacisza. DokÑd uciec, gdy nie ma powrotów.
  726.  
  727.  
  728.  KOMEDIA PRAGNIENIA (fragment)
  729.  
  730.  [...]
  731.  
  732.  4. CICHE MARZENIE
  733.  
  734.  Chyba o jakimÿ wieczorze
  735.  W miêym mieÿcie zasiÑd⌐
  736.  I piå spokojnie b⌐d⌐
  737.  I koÿci w grobie uêo╛⌐,
  738.  Kiedym cierpliwy, mój Bo╛e!
  739.  
  740.  Jeÿli si⌐ ╛al mój ukoi,
  741.  LÿniÑce mieå b⌐d⌐ zêoto,
  742.  Ma Póênoc pójd⌐╛ z ochotÑ,
  743.  Czy ku krajom opoi?...
  744.  Ach! niegodnie jest roiå.
  745.  
  746.  Bo to pora stracona;
  747.  Jeÿli znów stan⌐ si⌐ chêopcem,
  748.  Wêócz⌐gÑ, dawnym w⌐drowcem,
  749.  Ju╛ nigdy ober╛a zielona
  750.  Nie b⌐dzie mi otworzona!
  751.  
  752.  
  753. Stefan Napierski
  754.  
  755. Co jest w pami⌐ci niespeêna dziewi⌐tnastoletniego poety? Wszystko. To pami⌐å
  756. caêego gatunku. Twoja i moja, a jednoczeÿnie ezoterycznie indywidualna. Ale  ju╛ widaå ch⌐å odejÿcia, odci⌐cia si⌐ od JA. Bo ja - to ktoÿ inny.
  757.  
  758.  
  759.  PAMI¿Å
  760.  
  761.  I
  762.  
  763.  Woda czysta: jak sól êez w dzieci⌐cej ½renicy;
  764.  biele kobiecych ciaê, które szturmujÑ sêoΣce;
  765.  jedwabne, z gêadkim rÑbkiem, zwini⌐te proporce
  766.  u murów, których jakaÿ broniêa dziewica;
  767.  
  768.  figle anioêów; nie... zêocisty prÑd si⌐ nurza
  769.  w ciemnej odnodze, ci⌐╛kiej, ÿwie╛ej od traw. Ona
  770.  pod baldachimem nieba kêadzie si⌐ stropiona,
  771.  na zasêony przeznacza cieΣ mostu i wzgórza.
  772.  
  773.  II
  774.  
  775.  Na zmywanej podêodze przezroczyste baΣki!
  776.  Woda poêysk wywodzi na pielusze mi⌐kkiej.
  777.  Zielone wypêowiaêe dziewczynek sukienki
  778.  sÑ wierzbami, skÑd wolne ulatujÑ ptaki.
  779.  
  780.  Pod ╛óêtÑ, czystszÑ od luidora powiekÑ
  781.  kaczeniec w wodzie - kwiat twej, Maê╛onko, wiernoÿci! -
  782.  w krótkie poêudnie, w martwym zwierciadle, zazdroÿci
  783.  ró╛owej kuli w niebie zamroczonym spiekÑ.
  784.  
  785.  III
  786.  
  787.  Pani stoi zbyt sztywno na pobliskiej êÑce,
  788.  gdzie si⌐ wêóczka robótki ÿnie╛y; w palcach pani
  789.  parasolka; baldaszek nazbyt dumny dla niej
  790.  wgniata w ziemi⌐; na trawie dzieci czytajÑce
  791.  
  792.  ksiÑ╛k⌐ w czerwonej skórze! A on, jak tysiÑce
  793.  biaêych anioêów, co si⌐ rozchodzÑ na drodze,
  794.  znika za zboczem góry. Ona caêa w trwodze
  795.  ozi⌐bêej, mroczna, biegnie za nim! po rozêÑce.
  796.  
  797.  IV
  798.  
  799.  T⌐sknoty do przytulnej, do mêodej zieleni!
  800.  Kwietniowy ksi⌐╛yc w êó╛ku ÿwi⌐tym! O radoÿci
  801.  nadrzecznych zagubionych dró╛ek wÿród zaroÿli,
  802.  gdzie w sierpniowe wieczory zgnilizna si⌐ pleni!
  803.  
  804.  Ona teraz pod groblÑ pêacze! Nie dla ludzi,
  805.  dla wichru tylko topól odgórne westchnienia.
  806.  Bez drgaΣ, bez bêysków szara toΣ si⌐ rozprzestrzenia:
  807.  stary si⌐ piaskarz w barce nieruchomej trudzi.
  808.  
  809.  V
  810.  
  811.  Zwodzony okiem toni mrocznej, tropi⌐ kwiaty
  812.  z uwiÑzanego czóêna! Krótkie r⌐ce! Ani
  813.  nie dostan⌐ ╛óêtego, który mnie tumani
  814.  o tam! ni bê⌐kitnego w wodzie popielatej.
  815.  
  816.  Ach, pyê z wierzby niech skrzydêo otrzÑÿnie w trzepocie!
  817.  Ró╛e - z krzewów, od dawna po╛erane! W êodzi
  818.  wciÑ╛ nieruchomej siedz⌐, gdy êaΣcuch jej schodzi
  819.  w gêÑb oka wody - w jakim unurzany bêocie?
  820.  
  821.  
  822. Adam Wa╛yk
  823.  
  824. "Sezon w piekle"... Po tuêaczkach, miêoÿciach, przyja½niach,
  825. zerwaniach i strzaêach do przyjaciela zrozpaczony Rimbaud wraca znowu
  826. do domu i pisze te gorÑczkowe teksty. Pi⌐kny dwudziestoletni zna ju╛  wszystko: caêÑ literatur⌐ wspóêczesnÑ, którÑ przekracza, ciasnÑ Francj⌐,  ciasnÑ Europ⌐. Wkrótce oka╛e si⌐, jaki ÿwiat jest maêy w swojej wielkoÿci i  wielki w najmniejszym szczególe. Jego geniusz mieÿci wszystko i jak wulkan  wyrzuca wiosnÑ i latem 1873 roku poetyckÑ law⌐ na papier. Ta pulsujÑca  niesamowitÑ wyobra½niÑ proza poetycka jest godnym jego geniuszu "uÿwi⌐ceniem  nieporzÑdku umysêu" Rimbauda i jednoczeÿnie ostatecznym z nim zerwaniem. Jest  oszaêamiajÑcym rozrachunkiem z JA przed wyjÿciem POZA, w przestrzeΣ bez  ograniczeΣ. "Sezon w piekle" wstrzÑsnÑê ju╛ niejednym pokoleniem w okresie  mêodzieΣczego buntu. 
  827.  
  828.  
  829.  SEZON W PIEKLE (fragmenty)
  830.  
  831.  
  832.  Z¥A KREW
  833.  
  834.  [...]
  835. Od najwczeÿniejszego dzieciΣstwa wielbiêem niezêomnego galernika, za którym
  836. ciÑgle zamykajÑ si⌐ wi⌐zienia: odwiedzaêem ober╛e i podnaj⌐te pokoje, które
  837. mógêby uÿwi⌐ciå swoim pobytem; oglÑdaêem poprzez jego myÿli bê⌐kitne niebo i  kwitnÑce prace wsi; tropiêem po miastach jego losy. Miaê wi⌐kszÑ moc ni╛  ÿwi⌐ty, wi⌐cej zdrowego rozsÑdku ni╛ podró╛nik - i siebie, siebie jednego! za  ÿwiadka swojej chwaêy i rozumu.
  838.  
  839. Na drogach, w zimowe noce, bez schronienia, odzie╛y i chleba, sêyszaêem gêos
  840. przejmujÑcy moje wyzi⌐bêe serce: "- Sêaboÿå albo siêa: to ty, to siêa. Nie  wiesz, dokÑd idziesz i dlaczego. Zachod½ wsz⌐dzie i odpowiadaj na wszystko.  Nie mogÑ ci⌐ zabiå: jak gdybyÿ ju╛ byê trupem". Rano miaêem wzrok tak  zagubiony i wyraz twarzy tak martwy, ╛e ci, których spotkaêem, byå mo╛e nie  dostrzegli mnie.
  841.  
  842. Bêoto w miastach wydawaêo mi si⌐ nagle czerwone i czarne, jak lustro, kiedy
  843. przenoszÑ lamp⌐ w sÑsiednim pokoju, jak skarb w lesie! Powodzenia - woêaêem -
  844. i widziaêem na niebie morze ognia i dymu; i na lewo i prawo wszystkie  bogactwa bêyskaêy jak miliard piorunów.
  845.  
  846. Ale orgia i przyja½Σ z kobietami byêy mi wzbronione. ╜adnych kompanów.  Widziaêem si⌐ przed rozwÿcieczonym têumem, naprzeciw plutonu egzekucyjnego,  opêakiwaêem nieszcz⌐ÿcie, którego tamci nie potrafiliby zrozumieå, i  wybaczaêem. - Jak Joanna d'Arc! - "Kapêani, profesorowie, zwierzchnicy,  mylicie si⌐, wydajÑc mnie w r⌐ce sprawiedliwoÿci. Nigdy nie byêem jednym z  tych ludzi; nigdy nie byêem chrzeÿcijaninem; pochodz⌐ z rasy, która ÿpiewaêa  na torturach; nie pojmuj⌐ praw; nie mam poczucia moralnego, jestem gburem:  mylicie si⌐..."
  847.  
  848.  [...]
  849. Nie jestem wi⌐½niem wêasnego rozumu. Powiedziaêem: Bóg. Pragn⌐ wolnoÿci w  zbawieniu: jak jÑ osiÑgnÑå? Opuÿciêy mnie pêoche zachcenia. Znikêa potrzeba  poÿwi⌐ceΣ i boskiej miêoÿci. Nie ╛aêuj⌐ wieku czuêych serc. Ka╛dy ma wêasny  rozum, wêasnÑ wzgard⌐ i miêosierdzie: zachowuj⌐ swoje miejsce u szczytu tej  anielskiej drabiny zdrowego rozsÑdku.
  850.  
  851. Co do ustalonego szcz⌐ÿcia, domowego albo i nie... nie, nie potrafi⌐. Zbyt  jestem rozproszony, zbyt sêaby. ╜ycie zakwita w pracy, to stara prawda: lecz  moje ╛ycie nie doÿå wa╛y, odfruwa i trzepocze daleko poza dziaêaniem, tÑ  cenionÑ osnowÑ ÿwiata.
  852.  
  853.  [...]
  854. Wieczna farsa! Moja niewinnoÿå doprowadza mnie do êez. ╜ycie jest farsÑ, w  której grajÑ wszyscy.
  855.  
  856.  
  857.  NOC PIEKIELNA
  858.  
  859.  [...]
  860. Ba! Mo╛emy teraz stroiå wszystkie wyobra╛alne miny. To oczywiste, jesteÿmy  poza ÿwiatem. ╜adnego d½wi⌐ku. Utraciêem zmysê dotyku. Ach, mój paêacu, moja  Saksonio, wierzby mojego lasu. Wieczory, poranki, noce i dnie... Jaki jestem  zm⌐czony!
  861.  
  862. Powinien bym mieå swoje wêasne piekêo dla zêoÿci, piekêo dla pychy i - piekêo
  863. pieszczoty: koncert piekieê.
  864.  
  865.  
  866.  MAJACZENIA
  867.  
  868.  [...]
  869.  
  870.  II
  871.  
  872.  Alchemia sêowa
  873.  
  874. Do mnie. Historia jednego z moich szaleΣstw.
  875.  
  876. Od dawna chwaliêem si⌐, ╛e zawêadnÑêem wszystkimi krajobrazami, jakie tylko
  877. sÑ mo╛liwe, i uwa╛aêem za warte ÿmiechu wspóêczesne sêawy malarstwa i poezji.
  878.  
  879. Lubiêem idiotyczne obrazy, zdobione nadpro╛a, dekoracje, namioty linoskoków,
  880. szyldy, jarmarczne malowanki, niemodnÑ literatur⌐, êacin⌐ koÿcielnÑ,  erotyczne ksiÑ╛ki nie liczÑce si⌐ z ortografiÑ, romanse naszych dziadków,  baÿnie czarodziejskie, ksiÑ╛eczki dla dzieci, stare opery, niedorzeczne  refreny, naiwne rytmy.
  881.  
  882. ùniêem krucjaty, odkrywcze wyprawy, o których brak sprawozdaΣ, republiki bez
  883. historii, stêumione wojny religijne, obyczajowe rewolucje, przemieszczenia  ras i kontynentów: wierzyêem we wszystkie czary.
  884.  
  885. Wynalazêem kolor samogêosek! - A czarne, E biaêe, I czerwone, O niebieskie, U  zielone. - Ustaliêem form⌐ i takt ka╛dej ze spóêgêosek i w instynktownych  rymach pochlebiaêem sobie, ╛e odkryêem poetyckie sêowo dost⌐pne, któregoÿ  dnia, dla wszystkich zmysêów. Zastrzegaêem sobie prawo przekêadu.
  886.  
  887. PoczÑtkowo byêy to wst⌐pne studia. Spisywaêem milczenia i noce, notowaêem
  888. niewyra╛alne. Utrwalaêem zawroty gêowy.
  889.  
  890.  [...]
  891.  
  892. Poetycka starzyzna miaêa wielki udziaê w mojej alchemii sêowa.
  893.  
  894. Przywykêem do zwyczajnej halucynacji: z najwi⌐kszÑ êatwoÿciÑ widziaêem meczet
  895. w miejsce fabryki, szkoê⌐ doboszów prowadzonÑ przez anioêy, kolasy na  wszystkich drogach nieba, salon w gê⌐bi jeziora; potwory, misteria; tytuê  wodewilu pi⌐trzyê przede mnÑ koszmary.
  896.  
  897. Pó½niej objaÿniaêem swoje magiczne sofizmaty halucynacjÑ sêów!
  898.  
  899. W koΣcu uznaêem nieporzÑdek mojego umysêu za uÿwi⌐cony. Pró╛nowaêem n⌐kany
  900. ci⌐╛kÑ gorÑczkÑ: zazdroÿciêem szcz⌐ÿliwym zwierz⌐tom - gÑsienicom  wyobra╛ajÑcym niewinnoÿå limbu, kretom, uÿpionej dziewiczoÿci!
  901.  
  902. Gorzkniaê mi charakter. ╜egnaêem si⌐ ze ÿwiatem w szczególnego rodzaju  romancach.
  903.  
  904.  [...]
  905.  
  906. Kochaêem pustyni⌐, spalone ogrody, spêowiaêe kramy, wystygêe napoje.  Wêóczyêem si⌐ po cuchnÑcych uliczkach i zamknÑwszy oczy ofiarowywaêem si⌐  sêoΣcu, bóstwu ognia.
  907.  
  908.  
  909.  PO╜EGNANIE
  910.  
  911.  [...]
  912.  
  913. Próbowaêem wymyÿliå nowe kwiaty, nowe gwiazdy, nowe ciaêa, nowe j⌐zyki.  Wierzyêem, ╛e zyskuj⌐ nadprzyrodzone siêy. Ale có╛! Musz⌐ pogrzebaå swojÑ  wyobra½ni⌐ i wspomnienia. Rozwiaêa si⌐ pi⌐kna sêawa artysty i opowiadacza!
  914.  
  915. Ja! Ja, który uznawaêem si⌐ za maga albo anioêa i czuêem si⌐ zwolniony z  wszelkiej moralnoÿci, przywrócony jestem ziemi, w poszukiwaniu obowiÑzku i z  szorstkÑ realnoÿciÑ w obj⌐ciach! Wieÿniak!
  916.  
  917. Prosiå wi⌐c b⌐d⌐ o przebaczenie za kêamstwo, którym si⌐ ╛ywiêem. I  wyruszajmy.
  918.  
  919.  
  920. Artur Mi⌐dzyrzecki
  921.  
  922. To sÑ olÿnienia, objawienia nowych ÿwiateê, "nagêe rozpoznania". Nowe oglÑdy
  923. rzeczywistoÿci. Rimbaud przetarê tu szlak nadrealistom, onirystom, dadaistom
  924. kubistom i tak dalej. "Iluminacje", a przynajmniej wi⌐kszoÿå z nich, powstaêy  po "Sezonie w piekle", prawdopodobnie w latach 1872-1875. Niektóre teksty  powstawaêy wr⌐cz w stanie narkotycznym, ale czy╛ dla prawdziwego poety caêy  ÿwiat nie jest jednym cudownym i zabójczym narkotykiem? W samej poetyce  mi⌐dzy "Sezonem w piekle" a "Iluminacjami" jest przepaÿå - nastÑpiêo wreszcie  przejÿcie do INNEGO, odejÿcie od JA. Literaturoznawca powiedziaêby, ╛e mamy  tu do czynienia ze zobiektywizowanym zapisem poetyckim. "Jeszcze dalej mo╛e  byå tylko koniec ÿwiata." Tu sÑ obrazy, których nikt dla nikogo nie wymyÿla,  one po prostu Sñ. Jeszcze w 1875 roku Rimbaud myÿli o wydaniu swoich nowych  poematów, lecz wkrótce i na to machnie r⌐kÑ. "Sezon w piekle" zostaê co  prawda wydrukowany, ale Rimbaudowi zabrakêo pieni⌐dzy, aby nakêad wykupiå.  "Iluminacje" pozostaêy w lu½nych r⌐kopisach.
  925.  
  926.  
  927.  ILUMINACJE (wybór)
  928.  
  929.  
  930.  DZIECIπSTWO
  931.  
  932.  III
  933.  
  934. Jest w lesie ptak; jego ÿpiew zatrzymuje ci⌐ i przyprawia o rumieniec.
  935.  
  936. Jest zegar, który nie bije.
  937.  
  938. Jest trz⌐sawisko z gniazdem biaêych zwierzÑtek.
  939.  
  940. Jest katedra, która zapada si⌐, i jezioro, które si⌐ wznosi.
  941.  
  942. Jest wózek porzucony w zagajniku albo staczajÑcy si⌐ po ÿcie╛ce, przybrany  wstÑ╛kami.
  943.  
  944. Jest trupa maleΣkich aktorów w kostiumach, widzisz ich na drodze wzdêu╛  ÿciany lasu.
  945.  
  946. Jest wreszcie, kiedy czujesz gêód i pragnienie, ktoÿ kto ci⌐ wyp⌐dza.
  947.  
  948.  IV
  949.  
  950. Jestem ÿwi⌐tym zatopionym w modlitwie na terasie - jak spokojne bydêo, które  pasie si⌐ a╛ po morze Palestyny.
  951.  
  952. Jestem uczonym w ciemnym fotelu. Gaê⌐zie i deszcz bijÑ w okna biblioteki.
  953.  
  954. Jestem piechurem na wielkiej drodze w karêowatym lesie, haêas ÿluz zagêusza
  955. moje kroki. Dêugo oglÑdam melancholijne spêukiwanie zêota zachodzÑcego  sêoΣca.
  956.  
  957. Mógêbym byå porzuconym dzieckiem na molo wychodzÑcym na peêne morze, maêym
  958. chêopcem do posêug idÑcym alejÑ, której czoêo dotyka nieba.
  959.  
  960. ùcie╛ki sÑ kêujÑce. Pagórki okrywajÑ si⌐ janowcem. Powietrze jest nieruchome.
  961. Jak odlegêe sÑ ptaki i ½ródêa! Jeszcze dalej mo╛e byå tylko koniec ÿwiata.
  962.  
  963.  
  964. Jan Kott
  965.  
  966.  
  967.  ZDANIA
  968.  
  969. Mglisty ranek lipcowy. Smak popioêu unosi si⌐ w powietrzu. Zapach drzewa  potniejÑcego w kominie - kwiaty wymokni⌐te - bezêad przechadzek - m╛enie  kanaêów na polach. - A czemu╛ jeszcze nie zabawki i nie wonne kadzidêa?
  970.  
  971. PrzeciÑgnÑêem sznury z dzwonnicy na dzwonnic⌐; wieΣce od okna do okna, zêote
  972. êaΣcuchy od gwiazdy do gwiazdy - i taΣcz⌐.
  973.  
  974. Wysoki staw paruje nieustannie. Jaka╛ czarownica wzniesie si⌐ na biaêym  zachodzie? Jakie fioletowe deszcze spadnÑ?
  975.  
  976. Gdy fundusze publiczne tracone sÑ na ucztach braterskich, w chmurach dzwoni
  977. dzwon z ró╛owego ognia.
  978.  
  979. Odÿwie╛ajÑc przyjemny smak tuszu, pyê czarny pada leciuchno na moje czuwanie.
  980. - Obni╛am pêomienie ÿwiecznika, rzucam si⌐ na êó╛ko i - zwrócony ku cieniowi  - widz⌐ was, moje dziewcz⌐ta, moje królowe!
  981.  
  982.  
  983. Jarosêaw Iwaszkiewicz,
  984. Jerzy Rytard
  985.  
  986.  
  987.  ODJAZD
  988.  
  989. Doÿå widziaêem. Wizja oczekiwaêa w ka╛dej aurze.
  990.  
  991. Doÿå miaêem wszystkiego. Szumy miast, wieczorem, i w sêoΣcu, i zawsze.
  992.  
  993. Doÿå poznaêem. Stacje ╛ycia. - O Szumy i Wizje!
  994.  
  995. Odjazd z nowym uczuciem i w nowym zgieêku!
  996.  
  997.  
  998.  CZUWANIA
  999.  
  1000.  I
  1001.  
  1002. To wytchnienie w ÿwietle, i ani gorÑczka, ani miêosne omdlenie, na êó╛ku albo
  1003. na êÑce.
  1004.  
  1005. To przyjaciel. Po prostu przyjaciel, ani sêaby, ani szalony.
  1006.  
  1007. To ukochana, ani dr⌐czona, ani dr⌐czÑca. Ukochana.
  1008.  
  1009. Powietrze i ÿwiat, za którymi si⌐ nie goni. ╜ycie.
  1010.  
  1011. - Czy tak to byêo naprawd⌐?
  1012.  
  1013. - I sen dr⌐twieje nagle.
  1014.  
  1015.  
  1016.  SCENY
  1017.  
  1018. Stara Komedia ciÑgnie swoje akordy i rozdziela sielanki: Bulwary estrad.
  1019.  
  1020. Dêuga grobla drewniana od kraΣca do kraΣca skalistej przestrzeni, gdzie
  1021. barbarzyΣski têum krÑ╛y pod ogoêoconymi drzewami.
  1022.  
  1023. W korytarzach czarnej gazy, podÑ╛ajÑc za przechodzÑcymi z latarniami i  liÿåmi.
  1024.  
  1025. Ptaki misteriów spadajÑ na mularski ponton poruszany przez archipelag,  pokryty êodziami widzów.
  1026.  
  1027. Liryczne sceny pochylajÑ si⌐ ze skoÿnych nisz pod plafonami, przy d½wi⌐kach  fletu i tamburynu, wokóê salonów nowoczesnych klubów albo sal staro╛ytnego  Wschodu.
  1028.  
  1029. Czarodziejskie widowisko rozgrywa si⌐ na szczycie uwieΣczonego zagajnikiem
  1030. amfiteatru - Albo skrzy si⌐ i moduluje dla Beotów, w cieniu falujÑcych lasów,
  1031. u granic uprawnych pól.
  1032.  
  1033. Opera komiczna na naszej scenie podzielona jest na przecinajÑce si⌐ granice
  1034. dziesi⌐ciu przepierzeΣ rozstawionych mi⌐dzy galeriÑ a ÿwiatêami.
  1035.  
  1036.  
  1037. Artur Mi⌐dzyrzecki
  1038.  
  1039.  
  1040.  JUTRZENKA
  1041.  
  1042. UÿcisnÑêem jutrzenk⌐ letniÑ. Cisza spoczywaêa na frontach paêaców. Woda byêa
  1043. martwa. Cienie le╛aêy obozem na leÿnej drodze. Szedêem, budzÑc oddechy ╛ywe
  1044. i ciepêe, a drogie kamienie spoglÑdaêy na mnie i skrzydêa podnosiêy bez  szmeru. Spotkaêem naprzód kwiat na ÿcie╛ce rojÑcej si⌐ od blasków ÿwie╛ych a  bladych, który powiedziaê mi swe imi⌐. ùmiaêem si⌐ do wodospadu, który  rozbryzgiwaê si⌐ w warkocze piany poÿród sosen; na szczycie srebrzystym  poznaêem bogini⌐. Wtedy zdjÑêem zasêon⌐ jednÑ po drugiej. W alei, wymachujÑc  r⌐koma. Na równinie wydaêem jÑ kogutowi. W wielkim mieÿcie kryêa si⌐ mi⌐dzy  dzwonnice i koÿcioêy, a ja goniêem jÑ, biegnÑc jak ½rebak po marmurowych  bulwarach. Powy╛ej drogi, w pobli╛u gaju laurowego, okryêem jÑ pozbieranymi  zasêonami i poczuêem z lekka jej ogromne ciaêo. Jutrzenka i dzieci⌐ upadli  pod lasem. W chwili zbudzenia si⌐ byêo poêudnie.
  1045.  
  1046.  
  1047. Jan Lorentowicz