- Co tu robisz z tym frajerem,
ma│a? - zacz▒│.
- Nie twoja sprawa, sp│ywaj! - odpowiedzia│a.
- Bez takich tu! Co ten stary wapniak tu robi? - nie ust▒pywa│
Patriot.
- Wracaj do swojej nory go╢ciu, chyba, ┐e szukasz guza? -
odpowiedzia│em.
Patriot rzuci│ siΩ na mnie z piΩ╢ciami. Starli╢my siΩ oddaj▒c
mocne serie piΩ╢ciami. T▒ ma│▒ zadymΩ przerwa│ jeden z opiekun≤w,
ale po g│osie pozna│em, ┐e to m≤j opiekun. Jak▒╢ tajemnicz▒ moc▒
odrzuci│ Patriota ode mnie w stronΩ ╢ciany.
- Pos│uchaj mnie - zwr≤ci│ siΩ do mnie kaptunik - nie zadzieraj z
innymi zawodnikami, choµby╢ nawet bardzo chcia│. Unikaj kontakt≤w
z nimi i czekaj na walkΩ. Teraz to wydaje siΩ nudne, ale dobrze ci
radzΩ: przygotuj siΩ na prawdziwe piek│o.
Odprowadzi│ mnie do komnaty i zatrzasn▒│ drzwi. Rzeczywi╢cie
panowa│a tu nuda. Zdrzemn▒│em siΩ.
Obudzi│em siΩ tu┐ przed nastΩpn▒ walk▒. Nie minΩ│o piΩµ minut, a
ju┐ musia│em wyj╢µ na b≤j. Tym razem Mistrz nie udziela│ ┐adnych
przem≤wie±, tote┐ od razu pojawi│em siΩ na Arenie. By│em dos│ownie
nieprzytomny. Gin▒│em co chwila i pojawia│em siΩ z maszyn≤wk▒. Po
chwili by│em ju┐ sob▒. Zn≤w poczu│em swoj▒ waleczno╢µ i zabija│em
oponent≤w. Jednak inni byli du┐o szybsi, silniejsi... nie dawa│em
im rady. Tak minΩ│a ca│a walka. Zaj▒│em sz≤ste miejsce. Wysili│em
siΩ jak nigdy. Nie mog│em znale╝µ siΩ na lepszej pozycji, po
prostu nie mog│em. Opiekun nie ukrywa│, ┐e zawiod│em go.
Powiedzia│ teraz, ┐e muszΩ byµ pierwszy aby nie zostaµ
wyeleminowanym z turnieju. Zasn▒│em...
MuszΩ byµ pierwszy, muszΩ byµ pierwszy - powtarza│em sobie przed
kolejn▒ walk▒. Ju┐ siΩ zaczΩ│o, ju┐ musia│em daµ z siebie
wszystko. Od razu ruszy│em do walki. Szuka│em pierwszej ofiary.
Znalaz│em pierwsz▒ ofiarΩ, by│o ni▒ oczko. Wypali│em kilka rakiet
w kierunku tego paskudztwa i mia│em pierwszego przeciwnka na
koncie. Zn≤w wpad│em na tego cyborga, kt≤ry mnie wczeniej
zaskoczy│. Tym razem to ja go pokona│em, poznaj▒c smak zemsty.
Zabi│em jeszcze kilku nieugiΩtych zawodnik≤w, wszyscy padli od
moich strza│≤w. Ja zgin▒│em kilka razy, najczΩ╢ciej przez
Anarkiego, kt≤ry chyba popracowa│ nad swoj▒ form▒. By│ jeszcze
szybszy ni┐ poprzednio. Teraz trzyma│em siΩ od niego z dala.
Og≤lnie posz│o mi lepiej ni┐ poprzednio. Ja tak┐e odzyska│em
formΩ. Zdawa│em sobie sprawΩ, ┐e to najwa┐niejsza walka w tym
┐yciu. Dlatego post▒pi│em niemoralnie i okrutnie. Na Arenie
spotka│em Mayor... Kapturnik mia│ niestety racjΩ. Musia│em to
zrobiµ. Zabi│em Mayor, muszΩ wygraµ. Nic innego siΩ nie liczy! Na
Arenie szala│em a┐ mi│o, nikt mi nie dor≤wna│. Nawet Gore, kt≤ry
teraz wydawa│ mi siΩ prostym przeciwnikiem. Przesta│em my╢leµ,
jedyne co mnie obchodzi│o to zwyciΩstwo. Mimo okropnego b≤lu,
kt≤ry co chwila mi doskwiera│, brn▒│em dalej wprost do zwyciΩstwa.
Nie liczy│em ofiar, nie przejmowa│em siΩ b≤lem, zapomnia│em o
przyja╝ni z Mayor, o przyja╝ni obecnie nale┐▒cej do przesz│o╢ci.
Nie wiem ile to wszystko trwa│o. Jednak kiedy╢ musia│ nadej╢µ
koniec.
Wreszcie siΩ sko±czy│o! R≤wnie nagle jak w poprzednich zmaganiach.
Ponownie zacz▒│em my╢leµ i moje emocje zn≤w zosta│y uwolnione.
Wybuchn▒│em ogromn▒ rado╢ci▒, albowiem zn≤w sta│em na szczycie
podium. Tak! Uda│o mi siΩ! Wygrywaj▒c t▒ walkΩ awansowa│em na
trzeci▒ pozycji w og≤lnej klasyfikacji turnieju. W pewnym momencie
dostrzeg│em spojrzenie Mayor, jej twarz p│onΩ│a od zemsty i
nienawi╢ci do mnie. W g│Ωbi serca wsp≤│czu│em jej, bo nie dosta│a
siΩ do pierwszej tr≤jki, wiΩc czeka│o na ni▒ piek│o. Nigdy ju┐ jej
nie spotka│em i nigdy nie pozna│em ca│ej prawdy o niej kiedy
jeszcze ┐y│a. |