W miejscu, gdzie siΩ zn≤w pojawi│em
by│o kilka os≤b. Jedn▒ z nich by│a Mayor, kt≤ra dzielnie robi│a
u┐ytek z railguna. ,,Mo┐e ci pom≤c?" krzykn▒│em w jej stronΩ.
,,Jak nie masz nic do roboty..." odpar│a. Przy│▒czy│em siΩ do
niej, lecz m≤j machine gun nie zadawa│ wiΩkszych szk≤d. Jeszcze
raz ujrza│em mordercz▒ potΩgΩ railguna. Mayor wbieg│a do podziemi
fortyfikacji. Jak siΩ okaza│o znajdowa│a siΩ tak poka╝na
zbrojownia. Chwyci│em jak najwiΩcej pukawek, podobnie jak moja
partnerka. NastΩpnie przeszli╢my przez tajne przej╢cie i
znale╝li╢my siΩ w g│≤wnej sali. Nasz arsena│ powiΩkszy│ panuj▒cy
wszΩdzie chaos, ale ja szuka│em Gorea oraz Anarkiego. Uwzi▒│em siΩ
na tych dw≤ch, muszΩ ich zabiµ! Szybko dostrzeg│em ,,faceta na
desce". By│ kilkana╢cie metr≤w ode mnie, musia│em zmniejszyµ ten
dystans. Zmierza│em powoli w jego kierunku, aby spokojnie
wycelowaµ. WszΩdzie by│o pe│no innych zawodnik≤w, kt≤rzy ginΩli co
chwila przez zab≤jcze bronie przeciwnik≤w. Cudem unika│em bliskich
starµ, co chwila kto╢ gin▒│ od mojego strza│u z railguna. Ale
zaraz mia│em dostaµ to co za czym goniΩ. Anarki usta│ na chwilΩ,
co pozwoli│o mi na oddanie strza│u. Po u│amku sekundy w miejscu
gdzie cel usta│ by│y tylko ╢lady krwi...
To by│ koniec walki. Ja jako pierwszy zabi│em dwudziestu
przeciwnik≤w. Anarki by│ wiΩc moj▒ ostatni▒ ofiar▒. Z dum▒ zaj▒│em
najwy┐sze miejsce na podium. Na drugim miejscu znalaz│ siΩ Gore,
widocznie nie zadowolony z wyniku. Na trzecim Mayor! To by│ jej
pierwszy raz na podium. Cieszy│em siΩ nie tylko ze swego, ale i z
jej wyniku. Moja rado╢µ by│a tym bardziej uzasadniona, ┐e
Anarkiego, ani Lucy nie by│o na podium. To bardzo zwiΩkszy│o moje
miejsce w turnieju.
Powr≤ci│em do komnaty, gdzie czeka│ na mnie opiekun. On te┐ ciezy│
siΩ z mojego zwyciΩstwa, chocia┐ wcale tego nie ukazywa│.
Dowiedzia│em siΩ od niego, ┐e muszΩ byµ co najmniej trzeci w
nastΩpnych walkach, aby pozostaµ w pierwszej tr≤jce. Zwr≤ci│ mi
te┐ uwagΩ na przyja╝± z Mayor. Powiedzia│, ┐e kiedy╢ dojdzie do
sytuacji, kiedy bΩdΩ musia│ j▒ zabiµ podczas walki. Zignorowa│em
t▒ uwagΩ.
Po opuszczeniu komnaty przez kapturnika po│o┐y│em siΩ dumny ze
zwyciΩstwa. Nagle mina mi posmutnia│a. Zapyta│em siebie w duchu:
Kiedy to siΩ sko±czy? Usn▒│em szybko, aby nie rozmy╢laµ d│u┐ej.
V Dzie± czwarty i pi▒ty
Kolejny dzie± w piekle! Z tak▒ w│a╢nie my╢l▒ przebudzi│em siΩ z
mi│ego snu. Mniejsza o to co mi siΩ ╢ni│o, mia│em ochotΩ co╢
zje╢µ. W│a╢nie! Jedzenie, czy tu nikt nic nie je? Obawiam siΩ, ┐e
nie bo do tej pory nie czu│em g│odu, ale apetyt mam. No nic, mog│o
byµ gorzej. Chyba odwiedzΩ Mayor, muszΩ jej pogratulowaµ.
Widocznie nasze my╢li spl▒ta│y siΩ, poniewa┐ spotka│em j▒ w
g│≤wnej komnacie. Przywitali╢my siΩ i rozpoczeli╢my rozmowΩ. Nie
trwa│o to d│ugo, bo jeden z opryszk≤w imieniem Patriot przerwa│
nam rozmowΩ. |