WYPRAWA MORZE KORTEZA ( 38 ) Yvonne Szymanski | |
WCZORAJ 6 lipca 97 (niedziela) JUTRO | |
Kolejny dzien wstawania bladym switem. Nawet Piotr sie do tego zaczyna przyzwyczajac. Wschod slonca wspanialy. Za kazdym razem mnie zachwyca. Podnieslismy kotwice i w droge. Po 15-stu milach od ladu zerwal sie niebywale silny wiatr. Z trudem dotarlismy do brzegu i chronimy sie za wysoka skala. Wiatr tak szaleje, ze az podrywa wode tworzac traby powietrzne. Wyglada jakby niewidzialna reka szczypal wode, a ta mu wytryskiwala spomiedzy palcow. Szarpie daszkiem tak bardzo, ze decydujemy sie go zwinac. To nasza jedyna ochrona przed sloncem. Bez niego usmazymy sie. W radiu oglaszaja nadchodzacy huragan Dolores. Niepomyslna wiesc. Trzeba jak najszybciej uciekac i znalezc schronienie. Nie ma co czekac az wiatr ustanie, bo moze byc jeszcze gorzej. Plyniemy wiec dalej. Piotr stara sie jak moze aby nie zalalo pokladu. Jakos sie udalo. Po nastepnych 10-ciu milach wiatr nagle ustaje.
Dotarlismy bez dalszych niespodzianek do Bahi San Luis Gonzaga. Dzis w Meksyku wybory prezydenckie. Mamy nadzieje ze to nie wplynie na dostawe benzyny. Piotr przez radio zawolal Daniela i zamowil benzyne. Na pytanie czy dzis glosowal, zbyl nas zartem. Gdy sie nad tym zastanowic, musial by jechac 150 mil ciezka droga by dopelnic swego obywatelskiego obowiazku w San Felipe. Poza benzyna Daniel sprzedaje wode z prowadzonej przez siebie odsalarni, warsztat samochodowy, sklep spozywczy i doglada budowie restauracji. To ostatnie jest najtrudniejsze, musi pic piwo i zakaszac tequilla wraz z indianskimi robotnikami. Jest on absolwentem inzynierii ladowej z Tijuany. Oczywiscie robi to dla pracodawcy. Znowu z plazy tankowanie, ostatnie, na szczescie. Meksykanczyk, ktory nalewal nam benzyne zgodzil sie zabrac mnie do oddalonego o kilka mil sklepu. Kupilam wiec lod i napoje, no i papierosy dla Piotra, gdyz skonczyl juz mu sie zapas przywieziony ze Stanow. Zapowiadalo sie, ze dzien bedzie spokojny i wieczorem pojdziemy do Alfonsiny na kolacje. Zaczelo jednak znowu wiac. Pewnie poludniowy wiatr nas dogonil. Musielismy sie schowac w zatoczce na wyspie. Z kolacji w restauracji nici. Znowu ja musze zabierac sie za gary. Noc pod znakiem wiatru. Widac, ze Dolores nieuchronnie sie zbliza. W nocy przesuwalismy lodz kilkakrotnie, wiatr nie mogl sie ustabilizowac. JUTRO |