INNE POCZTâ•™WKI
WYPRAWA MORZE  KORTEZA  ( 11 )   Yvonne Szymanski
WCZORAJ    9 czerwca 97 (poniedzialek)    JUTRO

Rano zaraz po sniadaniu Piotr i Krzysiek zeszli pod wode. Nazbierali najrozmaitsze muszle, korale i rozgwiazdy. Niektore piekne. Ja mam juz ich cala mase, wszystkie wiec zabierze Krzysiek. Pochwali sie zdobyczami. Postanowilismy tez, ze dzisiaj zaopatrzymy sie w benzyne po ktora poplynelismy do portu w Loreto (26:00',89N i 111:20',40W). Znowu ten sam problem. Benzyne trzeba organizowac. W porcie, ktory jest malutki i kamienisty nie ma zadnego dystrybutora. Rybacy do swoich pang przywoza ja indywidualnie w beczkach. Trzeba wiec bylo ktoregos zagadac czy nie chcieliby zarobic i przywiezc tez dla nas 400-tu litrow benzyny. Podplynelismy wiec do prymitywnej i lekko juz zdewastowanej rampy. Przy niej stala grupa meksykanczykow. Piotr zagadal ich i jeden zdecydowal sie przywiezc nam benzyne. Po tej czynnosci przymocowalismy lodz miedzy pangami i poszlismy zwiedzac miasto. Chcialam tez kupic jakies zarelko. Miasteczko sprawia wrazenie sennego i opuszczonego. Wzdluz morza ciagnie sie bulwar z palmami i domami w kolonialnym stylu. Tu rowniez widac, ze swietnosc minela. Betonowe laweczki zniszczone. Co pewien czas dziury w chodniku. Palmy tez jakies takie marne. W samym miasteczku kilka sklepikow dla turystow. Stara (najstarsza w calej Kalifornii, zbudowana w 1697 roku) misja, ktora tez widziala lepsze czasy i przylegajace do niej muzeum. Wszystko to jakies senne. Tak lazac w upale oczywiscie poszlismy na lody. Pychota, rozne smaki. Objedlismy sie na zapas. Kupilismy tez pieczywo w piekarni - Panaderia. Jest o niebo lepsze od amerykanskiego puchatego. Tak objuczeni i napchani wrocilismy na lodz. W drodze na wyspe silnik znowu zaczyna swoja spiewke. Piszczy jak zwariowany. Daje nam znac, ze benzyna znowu brudna i ze zapchal sie filtr. Byly tam nie tylko jakies paprochy ale niezidentyfikowana maz zakleila wszystko. Benzyna w Meksyku to naprawde utrapienie. Nie tylko, ze trzeba ja zdobywac i ciagnac w beczkach ze stacji benzynowej z regony polozonej daleko od wody ale i jest zanieczyszczona. Szybko wiec przemylismy filtr i ruszylismy dalej. Tym razem na polnocna czesc wyspy. Stanelismy w zatoczce Puerto Ballandra (26:00',94N i 111:09',91W). Zauwazylismy tez, ze na brzegu ustawione sa jakies tablice. Wyszlismy wiec sprawdzic co to takiego. Okazalo sie, ze wyspa jest prywatna wlasnoscia i nowy wlasciciel postanowil chronic przyrode przez zakaz wstepu. Napisy oczywiscie tylko po angielsku jedynie dla gringo, bo wiadomo ze meksykanski obywatel i tak ma je w nosie. Po zachodzie slonca woda ozyla. Akurat rozmnozyl sie jakis plankton. Cala wiec swiecila. Co rusz wybuchaly w niej fajerwerki. Siedzielismy i podziwialismy te cuda natury.
JUTRO