INNE POCZTâ•™WKI
WYPRAWA MORZE  KORTEZA  ( 12 )   Yvonne Szymanski
WCZORAJ    10 czerwca 97 (wtorek)    JUTRO
Ranek cudowny. Prawdziwy raj na ziemi. Kawa z pysznymi ciastkami na sniadanko, a pozniej moczenie sie w cieplutkiej wodzie. Coz wiecej trzeba! Po tym relaksowym ranku poplynelismy na zwiedzanie wyspy. Oplywalismy ja od polnocy. Okazalo sie, ze wlasnie na polnocnej jej czesci jest najladniej.
Masa zatoczek i grot, bujne zycie morskie. W jednej z nich napotkalismy duze stado delfinow. Doslownie setki lepsze niz w Sea World w San Diego. Czulismy sie jak w ich zaprzegu z dziesiec przed lodzia cialo przy ciele. Niesamowite wrazenie. W nastepnej z kolei kolonia mew z mlodymi. Rejwach nie do opisania. Nieustannie toczyly o cos spory przypominajac przekupy na targu. Odwiedzilismy tez najwieksza na wyspie zatoke Bahia Salinas. Z mapy wynikalo, ze jest tam porzucone miasteczko i dobre kotwicowisko. Jest tam tez pas do ladowania na male samoloty. Na nim wlasnie ma wyladowac nasz kolejny gosc - Mike Heinrich ze swoja dziewczyna - Nancy, ktorzy maja sie z nami spotkac 22-go czerwca. Obiecalismy mu, ze sprawdzimy stan pasa startowego i ewentualnie damy znac o jego stanie. Niestety nie moglismy tego zrobic. Po podplynieciu do brzegu powital nas meksykanczyk z psem, ktory podprowadzil do pieknego nowego budynku stojacego nieopodal opuszczonego miasteczka. Tam jego szef poinformowal nas, ze cala wyspa jest teraz prywatna i nalezy do Vitro Corporation z siedziba w Monterey, Mx. a on nie jest upowazniony do wydawania zadnych pozwolen na ladowanie. Jedynie trzeba sie zwrocic do Dr. Sergio Jimeneza Lezama tel. 91(8) 329 1429. Z ta firma zwiazany jest brat prezydenta Salinas, ktory od dwoch lat siedzi w wiezieniu za korupcje. Ta firma produkuje tez polskie szklo artystyczne, do obejrzenia na www. Zjedlismy wiec lunch na lodzi, obserwowani uwaznie przez straznikow. Siedzac tak podziwialismy dawna swietnosc miasteczka. Jeszcze w 1978 mieszkalo tu kilkuset ludzi. Wydobywali sol. Teraz tylko ruiny budynkow, szkoly, portu i nabrzezy, a w wodzie zatopione barki do przewozu soli. Niebezpieczne dla zeglugi, bo oczywiscie nie oznaczone. Odplynelismy z kwitkiem. Wyglada na to ze w nowym duchu prywatyzacji, ktos sobie zachapal piekna wyspe pod pretekstem ochrony natury. Pozniej dowiedzielismy sie w miejskim ratuszu ze laduja tu samoloty pomijajac kompletnie wieze na lotnisku w Loreto. To sa nowi wlasciciele spolecznej ziemi. Emilio Zapata i Pancho Villa musza sie teraz przewracac w grobach dzwoniac przy tym tasmami naboi ktorych nie zdazyli wystrzelac w walce o spoleczna sprawiedliwosc. Wszystko co po nich pozostalo to ich wasate podobizny zdobiace sciany tanich barow. No jeszcze pozostaly rewolucyjne nazwy politycznych partii ktore teraz maja patent na grabiez. Mike bedzie musial ladowac w Loreto, gdzie jest miedzynarodowe lotnisko i przylatuja duze samoloty. Noc spedzilismy w zatoczce kolo Punta Arena. Byla spokojna ale niesamowicie wilgotna. Juz po zachodzie slonca wszystko momentalnie zrobilo sie mokre. Dosyc nieprzyjemne do spania. Na szczescie cieplo, wiec do przezycia.
JUTRO