home
***
CD-ROM
|
disk
|
FTP
|
other
***
search
/
Secret Service 44b
/
SSERVCD_44B.bin
/
cd
/
kstor.txt
< prev
next >
Wrap
Text File
|
1997-02-15
|
14KB
|
490 lines
Part 5 -- by Mamut
M≤wi╣, ┐e G≤ry Tybetu to dziwne
miejsce. Z│owieszcze, przepe│nione
tajemn╣ magi╣, trudne do zdobycia,
niedostΩpne dla zwyk│ych
£miertelnik≤w. S╣ to pewnie powody
dla kt≤rych g│≤wni kap│ani zakonu
Lin Kuei wybrali to w│a£nie miejsce
na sw≤j klasztor. Budy nek ten
wznosi siΩ majestatycznie nad wsi╣
przycupniΩt╣ w dolinie, wygra┐a
swymi strzelistymi basztami niebu.
Mieszka±cy wsi, mimo, ┐e s╣ to
twardzi g≤rale, nigdy nie zbli┐ali
siΩ do megalitycznej £wi╣tyni
zwanej Klasztorem Lodu. Do dzi£
twierdz╣, ┐e w│a daj╣ nim z│e moce.
Powiadaj╣ te┐, ┐e dla Wojownik≤w
nie istniej╣ granice. Turniej
MORTAL KOMBAT jest ponadczasowy,
obszary zmieniaj╣ siΩ, jednak┐e
ludzie pozostaj╣ zawsze tacy sami.
Dla Wojownik≤w nie istniej╣
granice. W tym £wiecie, pogr╣┐onym
teraz w Wojnie, ┐o│nierze st
rzegli ich uwa┐niej ni┐ zwykle,
jednak mimo to pewnemu mΩ┐czyƒnie
uda│o siΩ przekroczyµ je bez
problemu. Stan╣│ mu na drodze tylko
jeden cz│owiek, m│ody wojskowy...
Le┐y teraz gdzie£ w okolicach
miasteczka Sultanpur z wyrwanym
krΩgos│upem.
MΩ┐czyzna ten ubrany by│ w
brunatny, zgrzebny p│aszcz kryj╣cy
napiΩte miΩ£nie Wojownika. Pod
ciemn╣ szat╣ odziany by│ w czarne,
obcis│e spodnie i sk╣p╣ niebiesk╣
kamizelkΩ. Na g│owie mia│ kaptur,
kt≤ry nosi│ zapewne dla ukrycia
pod│u┐nej szramy ci╣gn╣cej siΩ
przez ca│╣ d│ugo£µ prawej strony
twarzy. Nazywa│ siΩ Sub-Zero i mia│
przed sob╣ cel: Klasztor Lodu.
* * *
S│o±ce wychyli│o siΩ wreszcie zza
chmur. Przez ca│╣ noc la│o, dru┐yna
przedzieraj╣ca siΩ przez
po│udniowo-europejskie musia│a
rozbiµ ob≤z, gdy┐ dalszy marsz w
takich warunkach by│ niemo┐liwy.
Jednak┐e mimo to nie mo┐naby
okre£liµ sytuacji dru┐yny jako dr
amatyczn╣. Jedyn╣ strat╣ by│
transporter, kt≤rego komputerowy
system dyspozycji mocy uleg│ awarii
i nie by│o jak go naprawiµ.
Porucznik Chmielarz spojrza│ na
swe odbicie w b│yszcz╣cym ostrzu
wojskowego bagnetu. Odbicie to
przedstawia│o niew╣tpliwie
przystojnego kiedy£ mΩ┐czyznΩ ko│o
trzydziestki. Lekko wysuniΩta do
przodu dolna szczΩka, spalona w
s│o±cu twarz i kilkudniowy zaro
st, kt≤ry Chmielarz w│a£nie usuwa│.
Ogolon╣ do sk≤ry czaszkΩ pokrywa│
teraz tatua┐ przedstawiaj╣cy tzw.
,,î│o±ce" -- znak rozpoznawczy
wszystkich rycerzy Legionu.
Po obozie rozchodzi│y siΩ odg│osy
k│≤tni pomiΩdzy komandorem
porucznikiem Bogdanem Wici±skim a
kapitanem Robertem Korzeniewskim,
kt≤rzy przygotowaµ mieli £niadanie.
Ponadto Jax, Kabal, Cage i oddzia│
Strykera postanowili trochΩ
poµwiczyµ. W tym ha│asie n ie
spos≤b by│o spaµ. G≤recki przetar│
oczy i z jΩkiem podni≤s│ siΩ z
pos│ania przy wygas│ym ognisku. W
g│owie mu hucza│o, z trudem
podni≤s│ siΩ i powl≤k│ nad
strumie±, gdzie goli│ siΩ Adrian.
Po drodze zdj╣│ z grzbietu
podkoszulek i tak przygotowany rzuc
i│ siΩ do wody. Chmielarz nie
zwraca│ uwagi na jego g│o£ne
rozmy£lania o oddaniu siΩ boginiom
morza.
Martinez siedzia│ nad map╣ ju┐ od
godziny. Razem z szefem wyprawy,
Strykerem obmy£lali nowy plan. W
wyniku awarii jednego z
transporter≤w pierwotny plan
rozdzielenia siΩ musia│ zostaµ
odwo│any. - To jak? - Przasnyski
przeciera│ leniwie szk│a okular≤w.
- Co ,,jak"? Przecie┐ chyba
ustalili£my? - zdenerwowa│ siΩ
Stryker.
- Wiem. ChcΩ jednak by£my jeszcze
raz to om≤wili.
- OK. Kano ma co najmniej jeden
dzie± przewagi, zgodnie z moimi
przypuszczeniami kieruje siΩ na
zach≤d, by dostaµ siΩ do portalu.
- Chwila! - przerwa│ Przasnyski -
Co ty mi tu, kur..., Stryker
wyje┐d┐asz z przypuszczeniami!
R≤wnie dobrze portal mo┐e znajdowaµ
siΩ - wyd╣│ wargi - w Katowicach!
Curtis Stryker opar│ siΩ ciΩ┐ko o
blat drewnianego sto│u i wycelowa│
w Martineza palcem.
- S│uchaj, wiem swoje -- to primo.
I jestem szefem tej kur...
wycieczki! Jedziemy na jednym,
pier... w≤zku!
Martinez zaczerwieni│ siΩ.
- Tylko nie my, tylko nie my,
dobrze?! Wprowadzasz tutaj
dyktaturΩ, tyraniΩ, rozumiesz,
cieciu?! Sam nas wpl╣ta│e£ w to
g≤wno! Wojak zasrany! Gdyby£my
udali siΩ tak jak ja m≤wi│em, nie
zmokliby£my jak... ! Fuck!
- Wiesz co, ja siΩ chyba
powieszΩ...
Tak by│o od momentu po│╣czenia siΩ
grupy. Zgrzyty miΩdzy Curtisem a
Martinezem sta│y siΩ wrΩcz
codzienno£ci╣.
Gulash le┐a│ na plecach,
pozwalaj╣c by ┐e£kie powietrze
ch│odzi│o jego obola│y tors.
Pokryty by│ siniakami, niekt≤re ju┐
zanika│y, jednak┐e wiele by│o
fioletowych, przywodzi│y na my£l
ostatni╣ walkΩ. G≤recki odnosi│
wra┐enie, ┐e zaraz ca│y siΩ
rozpadnie. S│o±ce razi│o
przekrwione oczy, czu│, ┐e wali go
w g│owΩ jaki£ ma│y, pracowity
cz│owieczek m│otem pnetumatycznym.
Na granicy £wiadomo£ci s│ysza│
utyskiwania Chmielarza, kt≤ry po
raz kolejny zaci╣│ siΩ swym
bagnetem. Przymkn╣│ oczy.
Wspomnienia zaczΩ│y w racaµ.
Siedzieli w tr≤jkΩ: On, Wici±ski i
Ogi±ski. Tej nocy oddalili siΩ od
obozy, by napiµ siΩ w spokoju i
powspominaµ. Mamut, mimo, ┐e by│
abstynentem, tym razem nie odm≤wi│.
Pili tΩgo.
- Hah... I wiecie, wtedy go po
prostu pier... - Ogi±ski mia│
problemy z wymow╣ po pijanemu -
ten, no uderzy│em. - Wykona│ gest
symbolizuj╣cy spadaj╣cy cios.
Gulash i Wicik patrzyli na niego
przez chwilΩ w milczeniu, po czym
parsknΩli pijackim £miechem. Mamut
przewr≤ci│ siΩ w stos pustych
puszek.
- Ehh... A opowiada│em wam o tej
pannie? - Wic otar│ usta.
Mamut podni≤s│ siΩ.
- A?
Gulash poci╣gn╣│ potΩ┐ny │yk i
splun╣│ na ziemiΩ.
- Noo... nie. Dawaj, Wici±ski. -
G≤recki odebra│ od kumpla ukryt╣
przed reszt╣ grupy butelekΩ
,,»ubr≤wki".
- No to tak - Wic spojrza│ na
ostre zako±czenia swych kowbojskich
but≤w. - Hmm... Hm... Poczekaj...
SkinΩli g│owami.
- WiΩc... Tego... Jak ju┐ m≤wi│em,
pierogi...
G≤recki ockn╣│ siΩ. W ustach mia│
cierpki smak trawionego alkoholu.
Uni≤s│ siΩ na │okciach i rozejrza│.
Nad obozowiskiem wznosi│o siΩ
niewysokie skaliste wzg≤rze. Kto£
tam sta│. G≤recki usiad│, z│apa│
siΩ rΩkoma za g│owΩ i cicho jΩkn╣│.
Co za kac! Chwiej nym krokiem
przeszed│ w stronΩ wzg≤rza. W
po│owie drogi us│ysza│ krzyk
Korzeniewskiego:
- Guleeek! Chodƒ, £niadanie
gotowe.
Gulash z│apa│ siΩ obur╣cz za g│owΩ
i jΩkn╣│:
- Zaaaaraaaaaz!... - nawet jego
g│os powodowa│ rw╣cy b≤l.
Wytrzeszczy│ oczy i pr≤buj╣c
zogniskowaµ wzrok wdrapa│ siΩ na
wzg≤rek. Sta│ tam wyprostowany
Mamut. P│aszcz i T-Shirt
,,SilverChair" le┐a│y z│o┐one nie
opodal. Mimo ch│odu, po grzbiecie
Ogi±skiego sp│ywa│y krople potu.
Pot sp│ywa│ te┐ po pokrytej czarn╣
szczecin╣ brodzie. Sta│ z
zamkniΩtymi oczami i napiΩtymi
miΩ£niami. Oddycha│ g│Ωboko.
Marcin Kamil podrapa│ siΩ po
brodzie.
- Witaj, Firestarter - powiedzia│
Mamut.
G≤recki uni≤s│ brew.
- Jak ba±ka, m│ody?
,,M│ody" zignorowa│ pytanie.
- Uda│o mi siΩ, Ash.
- Hmm? - G≤recki nadal £ciska│
g│owΩ zastanawiaj╣c siΩ dlaczego
Mamut normalnie egzystuje, a on,
stara wyga i pogromca pozerskich
moczymord ledwo 3ma siΩ na nogach
po wczorajszej popijawie.
- Uda│o mi siΩ, przeszed│em Si≤dmy
Kr╣g.
Przez chwilΩ G≤recki my£la│, ┐e
Ogi±ski prawi o jakiej£ odmianie
XTC, od kt≤rych zawsze siΩ
wzbrania│, jednak zmusi│ swe
zmΩczone p≤│kule m≤zgowe do
maksymalnych obrot≤w i po chwili
zorientowa│ siΩ. ,,Si≤dmy Kr╣g"
oznacza│ poziom wtajemniczenia w
styl wa lki WU-TANG, kt≤ry obaj
µwiczyli. G≤recki osi╣gn╣│ ju┐ ╙smy
Kr╣g, co czyni│o go niez│ym. Jednak
KrΩg≤w by│o wiΩcej. Nauczyciel
Gulka, Orawa-T dan doszed│ ju┐ do
Dwudziestego KrΩgu i mia│ dwa Kany.
To, ┐e Mamut doszed│, jak
twierdzi│, do Si≤dmego KrΩgu oz
nacza│o, ┐e wykona│ jeden z tzw.
Chaotic Moves.
- Co? - m≤zg Gulash'a zaczyna│
pracowaµ - Jaki cios?
Mamut ledwo opanowywa│ dr┐enie
zmΩczonych ca│onocnym treningiem
miΩ£ni. Zapach alkoholu zupe│nie z
niego wyparowa│.
- Ol' Dirty Kick - zni┐y│ g│os do
szeptu. - Uda│o mi siΩ, Ash. Na
Yog-Sothotha, uda│o mi siΩ...
- Ol' Dirty Kick... - powt≤rzy│
powoli Ash - Ca│kiem nieƒle, Mamut.
Cios ten polega│ na wyskoczeniu w
gorΩ na jakie£ dwa metry i
poczw≤rnym kopniΩciu w g│owΩ
przeciwnika. O wykonaniu ciosu
£wiadczy│a po│amana w drzazgi
wcze£niej przygotowana deska. Mamut
zrobi│ niepewnie kilka krok≤w w
stronΩ przyjaciela, po czym run╣│ n
a ziemiΩ. G≤recki skoczy│ i z│apa│
go w ostatniej chwili. Mamut
zemdla│. Ash spojrza│ na niego z
kwa£n╣ min╣.
- Koooooooorze±!!! - wydar│ siΩ na
ca│e gard│o - Rusz dupΩΩΩΩ!!!
Cisza.
- Mista Roooooooot! Do £wiΩtej
Anielki!!!! No chodƒ tu! Przecie┐
nie bΩdΩ go zwleka│ samemuuu!!!!
Po chwili z prowizozyrycznej
jadalni wyszli Jennifer i Robert.
* * *
îwiat jest du┐y i bardzo
zr≤┐nicowany. Wbrew pozorom grupa
Strykera to jedynie ma│y element w
tej wojennej machinie. Jednak┐e te
ma│e elementy decyduj╣ o
przysz│o£ci £wiata. ,,Fuck, Shit is
so real..." Wr≤µmy do Klasztoru
Lodu.
- Nie, Sub-Zero! To nie ja ich
wys│a│em! - Shiroku poci│ siΩ.
Mia│ trzydzie£ci lat i mimo
m│odego wieku otrzyma│ ju┐
swiΩcenia kap│a±skie. Pe│ni│ rolΩ
g│≤wnego capo Lodowego Klasztoru.
Teraz wszystko p│onΩ│o, wszΩdzie
by│y ka│u┐e krwi, wszyscy zakonnicy
martwi. A nad nim sta│ ten
szaleniec Sub-Zero. Ten, na kt≤rego
wydano wyrok £mierci. Shiroku i
Sub-Zero zaczynali razem, byli
kiedy£ przyjaci≤│mi. Kiedy£. Teraz
Sub by│ wrogiem numer jeden, zasady
zakonu by│y ┐elazne. Tak, to on
wyda│ decyzjΩ o otworzeniu
android≤w. Android≤w o lepszej
wydajno£ci od tego Cyraxa czy
Sektora. Ale, niewa┐ne, Shiroku by│
m│ody. Nerwowo szarpn╣│ swe d│ugie
w╣sy.
- Sub-Zero? Wierzysz mi? To nie ja!
Jednak Sub-Zero, Wojownik patrzy│
na niego swym lodowym spojrzeniem.
Mimo, i┐ w jego oczach ┐arzy│y siΩ
czerwone ogniki, od postaci
Wojownika emanowa│ ch│≤d. Sub-Zero
patrzy│ w oczy Shiroki'ego z
kamienn╣ twarz╣.
- K│amiesz - to by│o jedyne s│owo,
jakie Sub-Zero wypowiedzia│ do
niegdysiejszego przyjaciela.
Shiroku cofn╣│ siΩ, nast╣pi│ stop╣
na jaki£ kamie± i wywr≤ci│ siΩ.
Sub-Zero podszed│ do niego, chwyci│
za ┐uchwΩ i szarpn╣│. Shiroki
wrzasn╣│ czuj╣c, ┐e pΩkaj╣ ko£ci,
jednak ju┐ po chwili zamilk│ na
zawsze. Wojownik zw╣cy siΩ Sub-Zero
trzyma│ w d│oni wyr wan╣ g│ow╣
by│ego przyjaciela. Nie odczuwa│
satysfakcji, nawet rado£ci. Nie
czu│ nic, pr≤cz determinacji.
Zem£ci siΩ na wszystkich, kt≤rzy go
kiedykolwiek poni┐yli, nawet na
fa│szywym Scorpionie. Tak, ale
odpocznie tu kilka dni. Skierowa│
siΩ ku wyj£ciu z klasztoru, w│a£nie
wtedy, gdy ten zacz╣│ siΩ waliµ.
Pierwszy z wie£niak≤w, kt≤ry go
ujrza│, pad│ na kolana. To samo
zrobili wszyscy, kt≤rzy stali
zgromadzeni przy wej£ciu. Po t│umie
przeszed│ g│uch szept. Cz│owiek,
kt≤ry wyszed│ z wal╣cego siΩ
Klasztoru Lodu trzyma│ za w│osy
wyrwan╣ z krΩpos│upem g│owΩ ic h
wieloletniego ciemiΩ┐yciela --
przeklΩtego Shiroki'ego. Wojownik
uni≤s│ g│owΩ wysoko w g≤rΩ.
- To dow≤d, ┐e nie bΩdziecie ju┐
wiΩcej wykorzystywani przez tego
cz│owieka! - rykn╣│ Wojownik - Nie
bΩdziecie musieli ju┐ dla niego
pracowaµ, od dzi£ bΩdziecie to
robiµ tylko dla siebie!
ZapamiΩtajcie me s│owa! Jam jest
Sub-Zero! Jestem waszym dobrodzie
jem!
Po t│umku przeszed│ szept
,,SUB-ZERO". Po chwili jeden z
wie£niak≤w wsta│, uni≤s│ praw╣
piΩ£µ nad g│owΩ i krzykn╣│:
- Sub-Zero!!!
To samo s│owo wyrwa│o siΩ z setki
garde│. Dolin╣ zatrzΩs│o, Wojownik
rzuci│ g│owΩ Shiroki'ego w bok i
poszed│ w stronΩ nizin. Mia│
jeszcze wiele spraw do za│atwienia.
* * *
- OK. G≤recki!!! - rykn╣│ Stryker
stoj╣c na £rodku polany. Otacza│a
go ca│a grupa. Postanowili, ┐e
zostawi╣ transporter.
Martinez rozmawia│ cicho z
Wicikiem i Korzeniem, Mamut
dyskutowa│ cicho z Legionist╣. Cage
unika│ wszystkich.
Stryker zaczyna│ traciµ
cierpliwo£µ. Tu wa┐╣ siΩ losy
£wiata, a Gulash pl╣cze siΩ po
lesie. Romantyzm, cholera jasna. -
G≤recki!!! Pospiesz siΩ, albo...!
Wicik jΩkn╣│ g│o£no, ale szybko
umilk│, gdy natrafi│ na spojrzenie
Strykera. Po chwili z krzak≤w
wyszli Marcin Kamil i Alex. G≤recki
dopina│ w biegu spodnie.
- No, czego drzesz mordΩ?! -
warkn╣│.
Strykera zatka│o. Rzadko zdarza
siΩ, ┐eby Strykera zatka│o, jednak
Gulashowi uda│o siΩ to ju┐ drugi
raz. W ko±cu ruszyli.
G≤recki zr≤wna│ krok z Ogi±skim.
- Hmm... - zachichota│ Mamut.
Gulash spojrza│ na niego wzrokiem,
kt≤ry m≤g│by zabiµ.
- Czy ja co£, kur.., m≤wi│em,
kiedy na statku nie mia│e£ broni?
- Nie, przepraszam. - spowa┐nia│
Mamut.
- No widzisz, ma│y. - kac
ustΩpowa│.
- Zmie±my temat...
- Aha...
Szli na ko±cu grupy. Dzie±
zapowiada│ siΩ upalny.