Zarabiają latem
- Remont jest wymuszony trzydziestoletnim
użytkowaniem obiektu. Nie prowadzono tu większych remontów, a na pewno domagały sie
tego sanitariaty. Po drugie, musieliśmy przerobić pomieszczenia kasowe, tak by były
przystosowane do pobierania należności z kart kredytowych, by miały odpowiednie
zabezpieczenia. - mówi dyrektor Ośrodka Rekreacyjnego Kolej Linowa na Czantorię Rudolf
Krużołek.
Remont na wyciągu przeprowadzono podczas listopadowej przerwy na konserwację.
Nowością będą na pewno braki na dolnej i górnej stacji. W związku z tym zmieniono
miejsce wyjścia na peron dolnej stacji. Nowe wyjścia na peron w środku holu pozwoliło
wydzielić miejsce na część gastronomiczną.
Przed zimą przygotowano się również na przyjęcie narciarzy. Zakupiono maszynę
do ubijania śniegu o parametrach pozwalających lepiej przygotować trasy. Zmienił się
przebieg trasy nr 2, a to za sprawą powstałego wyciągu orczykowego dla dzieci na dolnej
polanie Czantorii. Od pierwszego śniegu ten prywatny wyciąg orczykowy na tzw. oślej
łaczce cieszył się sporym powodzeniem.
- Nie ma tu kolizji interesów. Na tym orczyku mogą jeździć dzieciaki, gdy
starsi korzystają z naszych tras, myślę nawet, że ten nowy orczyk spowoduje
polepszenie bazy narciarskiej w tym rejonie - twierdzi R. Krużołek. - Problemem na
Czantorii jest śnieg, a właściwie jego brak. Właśnie jesteśmy na etapie liczenia
zysków i kosztów naśnieżania. Oferentów jest kilku, ale jest to wydatek rzędu dwóch
milionów złotych i na razie nas na to nie stać.
Kolej Linowa na Czantorię to należące do miasta gospodarstwo pomocnicze, które
kolejny rok zamyka zyskiem. Co ciekawe zysk ten wypracowywany jest przede wszystkim w
miesiącach letnich. Wynik finansowy jest dodatni, a ilość sprzedanych biletów jest
porównywalna do lat wcześniejszych. Różnice między latem i zimą najlepiej zobrazują
liczby: w sierpniu sprzedano na Czantorii 130.000 biletów, w deszczowym lipcu 83.000, we
wrześniu natomiast 49.000, w styczniu, przy całkiem dobrych warunkach sniegowych
sprzedano 37.000, w lutym 23.000, w marcu 8.000. Patrząc na te liczby prowadzący wyciąg
zastanawiają się, czy celowym jest podejmowanie kosztownego naśnieżania stoków.
Przemawiają za tym względy reklamowe, ale nie finansowe. Sezon letni przynosi około 70%
wpływów.
- Zastanawiamy się, czy nie właściwiej jest inwestować w urządzenia, z których
turyści mogliby korzystać latem, a tu najleprzym przykładem jest letni tor saneczkowy -
mówi R. Krużołek.
Wraz z pierwszym śniegiem pojawili się w Sylwestra na Czantorii narciarze. Na
dole musieli odstać swoje w kolejce. Mimo to nadzwyczajnego tłoku nie było. Część osób
to turyści, którzy będąc w Beskidach wyjeżdżają zimą na Czantorię i od górnej
stacji idą na szczyt, by później zjechać na dół. Takich osób jest nawet sporo. Dużo
też można było zaobserwować snowboardzistów. Może dlatego, że nie na wszystkich
stokach są mile widziani.
Co roku narciarze korzystający z tras na Czantorii narzekali na kamienie. Przed
sezonem udało się jedynie poszerzyć najbardziej niebezpieczny odcinek trasy nr 1, tam
gdzie jest najwięcej kamieni. Jesienią tak jak co roku zbierano kamienie.
Od tego sezonu zimowego można kupować bilety całodniowe, dopołudniowe i
popołudniowe, które umożliwiają korzystanie z wszystkich urządzeń Kolei Linowej.
"Gazeta
Ustrońska" |