bikeBoard - najwiΩkszy polski magazyn rowerowy
Powr≤t do strony g│≤wnej Co nowego na stronach bikeBoardu? Wszelkie porady: techniczne, treningowe... Testy rower≤w, osprzΩtu, innego szpeju Sport: zawody, wywiady z zawodnikami, DH, BMX Turystyka: trasy, opowie╢ci z wypraw R≤┐no╢ci, czyli to, co nie pasowa│o gdzie indziej Archiwalne numery bikeBoardu Odsy│acze do innych stron rowerowych Strefa Wolnego Handlu

Turystyka

Opowie╢ci
z wypraw

Wy┐ej ni┐ Mont Blanc

    Kraj: Boliwia
ªrodek lokomocji: rower
Trasa: El Alto - Nevado Chacaltaya
Kiedy: 3 wrze╢nia 1995
D│ugo╢µ: 24 km
Pocz▒tek: 4060 m npm
Koniec: 5238 m npm
Trudno╢µ: nie dla ka┐dego
 

5238 m npm na rowerze El Alto (przedmie╢cia La Paz) - parafia Santa Maria de Los Angeles; w go╢cinie u polskich ksiΩ┐y Werbist≤w (Tomka i Jarka).

7:00 - WstajΩ. Dzisiejszy plan - podjazd na rowerze na Nevado Chacaltaya (5395 m). Chcemy jechaµ we dw≤jkΩ, ja z Adamem. Od pocz▒tku nie wierzΩ, ┐e nam siΩ uda. Wysoko╢µ, do kt≤rej przyzwyczajamy siΩ od 2 tygodni podr≤┐uj▒c na 4000 m npm autobusami, jeepami i poci▒giem, daje siΩ powoli we znaki. W│a╢ciwie, to mamy za sob▒ tylko dwa wyj╢cia g≤rskie: w Chile na czynny wulkan Lascar (5592 m), na kt≤rym zawiewa│o gazami z krateru i tydzie± temu na Chacaltay'Ω, pod kt≤r▒ podjechali╢my z "padrami" jeepem i weszli╢my z 5000 m na szczyt │atwym lodowcem.

Dlaczego chcΩ wiΩc jechaµ i dlaczego na Chacaltay'Ω? Jako zapalony rowerzysta g≤rski muszΩ co╢ zrobiµ na takim wyje╝dzie dla w│asnej satysfakcji. Nie jestem bardzo napalony, ale nadarza siΩ rzeczywi╢cie dobra okazja. Chacaltaya to po│o┐ony 15 km na p≤│noc od La Paz bardzo │atwy szczyt, znany w Boliwii i na ╢wiecie z dw≤ch rzeczy. Pierwsza to najwy┐ej po│o┐ony kompleks narciarski, na kt≤ry sk│ada siΩ schronisko g≤rskie (5238 m npm) - oczywi╢cie r≤wnie┐ najwy┐ej po│o┐one na ╢wiecie, a obok niego na lodowcu wyci▒g narciarski. Je┐d┐▒cy na nartach rozczaruj▒ siΩ tu mocno. Wyci▒g to zwyk│a "wyrwir▒czka", kt≤ra i tak nie dzia│a│a (pora sucha - lodowiec by│ mocno zlodzony). Niew▒tpliwie dla cudzoziemc≤w przebywaj▒cych w Boliwii mo┐e to byµ atrakcja. Nie wiem, niestety, czy Boliwijczycy je┐d┐▒ na nartach. NajczΩ╢ciej z wyci▒gu maj▒ szansΩ korzystaµ Japo±czycy pracuj▒cy w po│o┐onym nieco poni┐ej schroniska obserwatorium kosmicznym. To druga rzecz, z kt≤rej znana jest Chacaltaya. Dla rowerzysty najwa┐niejsze jest, ┐e dziΩki tym wymienionym obiektom do schroniska prowadzi droga. Na dole utwardzona, szutrowa, czym wy┐ej tym gorsza, wcinaj▒ca siΩ w kamieniste zbocza - w sam raz na rower g≤rski.

Na szlaku rowerowym spotkaµ mo┐na nawet lamΩ 7:30 - Wszystko by│oby w porz▒dku, tylko sk▒d wzi▒µ te rowery? Opadaj▒ mi rΩce, gdy pomy╢lΩ, ┐e mamy tylko jeden rower, a chcemy jechaµ we dw≤jkΩ. Ten jeden jest dla Adama, kt≤ry wcze╢niej wypatrzy│ go w jednej z agencji turystycznych w La Paz. Dla mnie nic ju┐ nie by│o.

8:00 - WychodzΩ na zewn▒trz i zaraz wracam - zapomnia│em, ┐e niedziela w El Alto to dzie± targowy. Nigdzie nie mo┐na siΩ przecisn▒µ. Zdesperowany chcia│em kupiµ rower i p≤╝niej go najwy┐ej sprzedaµ. Nic z tego, zreszt▒ to idiotyczny pomys│, poniewa┐ na parafii s▒ jeszcze, poza tym kt≤ry po┐yczyli╢my, dwa rowery"pseudo" city-bike. MuszΩ przyznaµ, ┐e na gorszych nie je╝dzi│em. Ten, kt≤ry niby hamuje, nie ma najmniejszej (trzeciej) tarczy z przodu. Drugi j▒ ma, ale na tym ko±cz▒ siΩ jego zalety. No c≤┐, postanawiam za zgod▒ "padr≤w" zrobiµ z nich jeden, ale daj▒cy szansΩ do podjechania. Jak go nie z│o┐Ω, to nie pojadΩ.

8:30 - Potrzebne mi s▒ linki do przerzutek. Adam i tak mia│ i╢µ na targ kupiµ zapasow▒ dΩtkΩ, │atki i pompkΩ. W El Alto na targu mo┐na kupiµ wszystko. Centrum, zamieszkanej przez ponad p≤│ miliona os≤b, dzielnicy biedoty zmienia siΩ w dzie± targowy nie do poznania. S▒ tam np.: li╢cie koki (to nie jest narkotyk!), ryby z Titicaca i jak siΩ okazuje czΩ╢ci rowerowe te┐. Do 10. ko±czΩ montowaµ rower. Z hamulcami nic nie da│o siΩ zrobiµ. Pocieszaj▒ce jest to, ┐e drugi nasz rower jest OK. Stosunkowo lekki na, STX'ie. WiΩc jako╢ sobie damy radΩ.

Krajobraz Altiplano - Salar de Uyuni, pd.-zach. Boliwia 10:30 - Ostatnie przygotowania - pakujemy do jednego plecaczka potrzebne rzeczy, s│odycze i picie kupimy po drodze. Wyje┐d┐amy trochΩ p≤╝no, ale lepiej p≤╝no ni┐ wcale. W│a╢ciwie to nasz plan wyjazdu z miasta bocznymi uliczkami jest nierealny. Trafiamy na ulicΩ z meblami. Na niej, z przeciwka, idzie na nas cz│owiek nios▒cy czterodrzwiow▒ szafΩ na plecach. Nie mo┐e siΩ zatrzymaµ, bo szafa mu spadnie. Wszyscy w ostatniej chwili odskakuj▒, nam nie pozostaje nic innego jak wr≤ciµ z powrotem do "padr≤w", po nowe wskaz≤wki co do wyjazdu.

11:00 - Cali spoceni i ju┐ zmΩczeni przebijamy siΩ tym razem na drug▒ stronΩ g│≤wnej arterii handlowej. Zaczynamy ju┐ nawet jechaµ, kiedy okazuje siΩ, ┐e dobrze by│oby podpompowaµ naszego "rzΩcha". Scentrowane ko│a, krzywe peda│y i suport na zatarciu mo┐na jeszcze prze┐yµ, ale bez powietrza w oponach to ju┐ trochΩ ponad moj▒ wytrzyma│o╢µ. Ciekawe zreszt▒, czy spadek ci╢nienia wraz ze wzrostem wysoko╢ci ma du┐y wp│yw na ci╢nienie w oponach? Jak siΩ okaza│o, nasza malutka pompeczka raczej spuszcza│a powietrze ni┐ pompowa│a. Szybko obok nas znalaz│ siΩ m│ody ch│opak sprzedaj▒cy pompki samochodowe. Na pocz▒tku oczywi╢cie chcia│ nam jedn▒ sprzedaµ. Naszym migowym hiszpa±skim wyt│umaczyli╢my jednak, ┐e najpierw musimy sprawdziµ, czy pompuje, potem mo┐emy kupiµ. Nie my╢leli╢my o nabieraniu ch│opaka, kt≤ry siΩ biedny trochΩ przestraszy│. W ko±cu stanΩ│o na tym, ┐e on bΩdzie pompowa│, my b│yszcz▒cej pompki nie bΩdziemy dotykali i za us│ugΩ symbolicznie zap│acimy. Niestety, to nie by│ koniec. Ch│opak, zamiast pompowaµ, zacz▒│ spuszczaµ powietrze. Nie mogli╢my czekaµ w tej krytycznej sytuacji i nie wiele siΩ przejmuj▒c sami obs│u┐yli╢my siΩ jego pompk▒

Panorama La Paz - z ty│u Nevado Illimani (6402 m) 12:00 - Wreszcie wyje┐d┐amy z El Alto. Do butelek z Isostarem w proszku dolewamy kupion▒ wodΩ. Na tym odcinku droga jest szutrowa. Jedzie siΩ ciΩ┐ko, ale potrafimy o dziwo jechaµ w miarΩ r≤wnym tempem bez odpoczynk≤w. Na prawo roztacza siΩ kapitalny widok na po│o┐one w g│Ωbokiej na 400 m kotlinie La Paz. Na wysoko╢ci 4300 m mijamy ostatnie zabudowania. Dojecha│ tu kiedy╢ "padre" Tomek, na kt≤rym╢ z "rzΩch≤w". Z jego opowie╢ci wynika, ┐e od tego czasu ma dosyµ rower≤w w Boliwii. Choµ formΩ mia│ dobr▒ - jest zaaklimatyzowany i trochΩ wspina siΩ po okolicznych g≤rach (np. Huayna Potosi - 6088 m).

12:30 - Jeszcze jedziemy. Chacaltaya jednak nie przybli┐a siΩ. Mamy nadziejΩ dojechaµ przynajmniej do podn≤┐a g≤ry. Robimy kr≤tkie odpoczynki. Jeste╢my na 4350 m. Zmieniamy siΩ rowerami. Dla mnie to du┐a ulga. Postanawiamy nastΩpny raz zmieniµ siΩ w okolicach 4650 m. Co 100 m podjazdu odpoczywamy. Altiplano jest do╢µ suche i monotonne, s│abo poro╢niΩte - g│≤wnie porostami. Nigdzie nie ma skrawka cienia. Czym d│u┐ej jedziemy, tym jest nam coraz bardziej gor▒co. Jest r≤wnie┐ coraz wy┐ej. Serce bije du┐o szybciej. Przy kanale wodnym spotykamy stado alpak. To zwierzΩta podobne do lam, ale mniejsze i bardziej krΩpe. Prawie nie schodz▒ z drogi, zaciekawione d│ugo nas obserwuj▒. Mija nas r≤wnie┐ kilka samochod≤w, wszyscy weso│o machaj▒ na powitanie - dodaje nam to trochΩ otuchy.

Droga na kamienistych zboczach Chacaltayi 14:00 - Ko±czy siΩ Altiplano, a zaczyna prawdziwy podjazd. I tak podjechali╢my ju┐ 700 m w pionie. Dalej droga, wcinaj▒c siΩ w masyw Chacaltay'i, robi siΩ kamienista. Na normalnych wysoko╢ciach podjazd zmΩczy│by wiΩkszo╢µ amator≤w turystyki na rowerach g≤rskich, a co my mamy powiedzieµ? Widzimy ju┐ schronisko, na grani po prawej. Jest do╢µ blisko - w linii prostej 1.5 km, ale do g≤ry brakuje jeszcze 500 m. Zamieniamy siΩ rowerami i twardo postanawiamy dojechaµ do schroniska. Coraz czΩ╢ciej robimy odpoczynki, najpierw co trzy serpentyny, p≤╝niej co dwie, a na koniec co jedn▒. Zaczynamy siΩ zamieniaµ rowerami ju┐ nie co 300, ale co 150 m podjazdu.

15:30 - Ju┐ wiemy, ┐e na pewno nam siΩ uda. Chocia┐ robi siΩ ch│odno i zaczyna nawet padaµ ╢nieg, nie robimy d│ugich odpoczynk≤w. Staramy siΩ jechaµ r≤wnym, bardzo wolnym tempem. Mamy wrzucone oczywi╢cie najmniejsze prze│o┐enie (na pewno nie jedziemy wiΩcej ni┐ 6 km/h). Kolejne metry i na wysoko╢ciomierzach mamy ju┐ 5100 m. Ostatnia zamiana rower≤w. Teraz wyznacznikiem naszego tempa i odpoczynk≤w jest ju┐ tylko oddech. Ka┐dy z nas jedzie tak jak mo┐e. Wyznaczam sobie w terenie kr≤tkie odcinki (oko│o 250 m), po kt≤rych odpoczywam. W ko±cu stajΩ ko│o obserwatorium. Ostatnie metry do schroniska pokonujΩ bez odpoczynku - wydaj▒ mi siΩ bardziej p│askie.

16:00 - Jeste╢my razem na placu przy schronisku (La Cabana Club Andino) - 5238 m npm. To nasz rowerowy rekord wysoko╢ci. Pogoda jest dobra, ╢wieci s│o±ce - to nagroda za ca│y dzisiejszy trud. Na po│udnie widaµ La Paz i El Alto. Na p≤│nocny zach≤d piΩkny szczyt Huayna Potosi. Chwila odpoczynku, po kt≤rej przychodzi dopiero ogromne zadowolenie z tego, ┐e zdecydowali╢my siΩ pojechaµ i wyjechali╢my. Mam szczeg≤ln▒ satysfakcjΩ - ca│y czas jecha│em, nie prowadzi│em roweru, pomimo mocnego os│abienia po antybiotykach. Tak naprawdΩ s▒dzΩ, ┐e by│a to wola walki. ZmΩczenie przychodzi dopiero po chwili. Czujemy wysoko╢µ. Nie mamy apetytu, wciskamy na si│Ω boliwijskie czekoladki. Wchodzimy do schroniska (p│atny wstΩp). Wiemy ju┐ o tym, bo byli╢my tu dok│adnie 6 dni wcze╢niej. Siadamy. Na szczyt Chacaltay'i (5395 m), kt≤ry zdobyli╢my w zesz│ym tygodniu pieszo, z rowerami dzisiaj nie p≤jdziemy. Mogliby╢my siΩ ju┐ wycie±czyµ. Szkoda, bo widaµ z niego kilka boliwijskich sze╢ciotysiΩcznik≤w: m.in. g≤ruj▒ce nad La Paz - Illimani (6402 m). Odpoczywamy dalej. Popijam Isostar, Adam kupuje sobie herbatΩ z mate de coca (parzona na li╢ciach koki, pomaga na du┐ych wysoko╢ciach).

Widok na Nevado Condoriri 16:45 - Trzeba wracaµ. Wychodzimy na zewn▒trz, kilka zdjΩµ. Czujemy siΩ ju┐ ra╝niej. Bez problemu robimy na rowerze k≤│ka po placu. Teraz moja kolej na "rzΩcha". Przypominam sobie, ┐e nie hamuje. DokrΩcam wiΩc hamulce, tak ┐eby hamowa│ ca│y czas, ale to jeszcze za ma│o. Na g│owy ubieramy po┐yczone od Tomka kaski wspinaczkowe. Przynajmniej mocne. Na jednym z zakrΩt≤w Adam chce zrobiµ zdjΩcie z Huayn▒ Potosi w tle. Na pierwszym planie ma byµ rozpΩdzony rowerzysta, kurz zza tylniego ko│a itd. - zdjΩcie ma byµ "cool". BiorΩ nasz lepszy rower. Oczywi╢cie nie ma kurzu, migawka nie naci▒gniΩta, a ja przelatujΩ przez kierownicΩ l▒duj▒c na g│azach poza drog▒. Postanawiamy przestaµ siΩ wyg│upiaµ. Jest p≤╝no, a po sz≤stej, czyli gdzie╢ za p≤│torej godziny robi siΩ ciemno. Na drodze przy wiΩkszej prΩdko╢ci dopiero czujΩ jakie tutaj s▒ kamienie. Adam zje┐d┐a szybciej, na "rzΩchu" jadΩ wolno, nie mogΩ siΩ rozpΩdzaµ, bo nie zahamujΩ. Zreszt▒ mog│oby co╢ odpa╢µ. Po kilku serpentynach zmieniamy siΩ. Czym ni┐ej, tym jedziemy szybciej, pomimo tego, ┐e droga jest coraz bardziej eksponowana. Przypominamy sobie dobre czasy z zawod≤w rowerowych i alpejskich tras.

Zach≤d s│o±ca zastaje nas u podn≤┐a g≤ry. Pozostaje nam jeszcze 15 km, powinni╢my zd▒┐yµ przed zmrokiem. Na d│ugich prostych ju┐ na Altiplano, tam gdzie jest mniej kamieni pΩdzimy oko│o 50 km/h. Na pewno jedziemy du┐o szybciej ni┐, jak zje┐d┐ali╢my z "padrami" samochodem. Wszystko wydaje siΩ OK, ale kt≤ry╢ z nas (nie pamiΩtam kt≤ry) │apie gumΩ.

18:00 - Wymieniamy dΩtkΩ, pompujemy na zmianΩ. Zapada zmierzch i robi siΩ ch│odno. Ubieramy na siebie wszystko co mamy (czapkΩ, rΩkawiczki, polary i anorak). Na przedmie╢cia El Alto wje┐d┐amy zupe│nie po ciemku, nie zapalamy jednak czo│≤wek. Wszystkie "kocie │by" pokonujemy rozpΩdem. Ka┐dy z nas jest wytrzΩsiony niemi│osiernie, nic ju┐ nas nie rusza. Jedyny problem, jaki po pewnym czasie zaczyna nas nurtowaµ, to gdzie jeste╢my. Nie wiemy kiedy, ale zgubili╢my siΩ. W dzielnicy takiej jak El Alto nie ma punkt≤w charakterystycznych, wszystko jest takie same; ka┐da ulica i ka┐dy dom. Nawet nikogo siΩ nie pytamy - nic by to nie da│o. W ko±cu docieramy do ulicy, przy kt≤rej le┐y parafia. Jeszcze slalom pomiΩdzy ostatnimi ko±cz▒cymi handel lud╝mi i jeste╢my z powrotem.

19:30 - Jak siΩ okaza│o, by│o ju┐ rzeczywi╢cie w p≤│ do ≤smej. TrochΩ nas zaskoczy│o, ┐e jest tak p≤╝no. W ci▒gu 8 1/2 h przejechali╢my oko│o 50 km. Niestety, nie mamy zbyt du┐o czasu na rozpamiΩtywanie naszego "wyczynu". Trzeba z│o┐yµ drugi rower "padr≤w" i pakowaµ siΩ. Rano wyje┐d┐amy do Peru.

Wojciech ªliwi±ski bikeBoard 3/1996

Copyright © BIKEBOARD - WYDAWNICTWO G╙RY, BARAN I S-KA, tel. (012) 4211482 Napisz do redakcji! Napisz do redakcji

Web design
& mastering:
Zbooy