bikeBoard - najwiΩkszy polski magazyn rowerowy
Powr≤t do strony g│≤wnej Co nowego na stronach bikeBoardu? Wszelkie porady: techniczne, treningowe... Testy rower≤w, osprzΩtu, innego szpeju Sport: zawody, wywiady z zawodnikami, DH, BMX Turystyka: trasy, opowie╢ci z wypraw R≤┐no╢ci, czyli to, co nie pasowa│o gdzie indziej Archiwalne numery bikeBoardu Odsy│acze do innych stron rowerowych Strefa Wolnego Handlu

Turystyka

Opowie╢ci
z wypraw

Skr≤t

Czwartek, 14 pa╝dziernika

Widoczek jesienno-chmurzasty Czas tak zwanej polskiej z│otej jesieni. Ulicami Krakowa p│ynie woda. Leszek zgrywa twardziela m≤wi▒c, ┐e nie jest z cukru.

6 wiecz≤r. Spakowali╢my dwa rowery zamiast tylnego siedzenia do du┐ego Fiata.

Obudzili╢my siΩ ko│o ≤smej. Oczu nie spos≤b otworzyµ, gdy┐ prostopadle do wej╢cia do namiotu ╢wieci│o s│o±ce. Ze zdziwieniem spogl▒dali╢my na parking, na kt≤rym sta│o ju┐ kilka autobus≤w. Po piΩciu minutach zasz│o s│o±ce. Pojawi│y siΩ chmury warstwowe zapowiadaj▒ce regularne opady. ChwilΩ p≤╝niej pada│ ╢nieg z deszczem.

Z zaparowanych szyb w autobusie wygl▒da│y na nas przera┐one twarze, gdy robili╢my ╢niadanie przed namiotem. Przera┐enie zamieni│o siΩ w panikΩ i pop│och w╢r≤d turyst≤w w momencie, kiedy wyci▒gali╢my rowery z auta.

Wci▒┐ pada│o. Pociesza│em siΩ s│owami zas│yszanymi kiedy╢ na warsztatach fotograficznych, ┐e w czasie deszczu wychodz▒ najlepsze zdjΩcia. Wszystko wtedy b│yszczy, w dolinach snuj▒ siΩ mg│y. Mankamentem takiej pogody jest non-stop zaparowany obiektyw, przez co trudno jest zrobiµ idealnie ostre zdjΩcie, je┐eli nie po╢wiΩci siΩ kilku minut na czyszczenie szkie│.

Jesienne li╢cie Droga wi│a siΩ dolin▒, w╢r≤d buk≤w w kolorach wszystkich odmian ┐≤│ci. Gdzieniegdzie, lekkiego kontrastu dodaje ziele± rzadkich ╢wierk≤w. Za chwilΩ do naszych nozdrzy dotar│ zapach palonego drewna. Okaza│o siΩ, ┐e trafili╢my na s│ynne bieszczadzkie dymiarki. S▒ to wielkie okr▒g│e piece, z kilkoma kominami na g≤rze. Do takiego urz▒dzenia │aduje siΩ wsad w postaci drewna, a┐ po sam sufit. Taki za│adowany piec podpala siΩ od do│u, zamyka drzwi i czeka, a┐ wszystko siΩ wypali i powstanie wΩgiel drzewny, kt≤ry p≤╝niej zak│ady farmaceutyczne przerobi▒ np. na lekarstwa na rozwolnienie, czyli popularnie - biegunkΩ.

Podczas zjazdu z prze│Ωczy przebi│em dΩtkΩ. Na szczΩ╢cie mia│em drug▒ na wymianΩ. Niestety to nie koniec nieszczΩ╢µ. Kiedy dokrΩca│em naprawione przednie ko│o, pΩk│a o╢ka utrzymuj▒ca ko│o w widelcu. SzczΩ╢ciem w nieszczΩ╢ciu by│o to, i┐ pΩkniΩcie nast▒pi│o jeszcze na gwincie. Z pomoc▒ Leszka, uda│o mi siΩ stworzyµ pewnego rodzaju prowizorkΩ z jakiej╢ niepotrzebnej, zapasowej ╢rubki i kilku podk│adek.

Mieli╢my nadziejΩ zobaczyµ San. Ta wielka litera w nazwie jest co najmniej nieodpowiednia. Do tej pory zna│em San z okolic Przemy╢la jako rzekΩ o bardzo wartkim nurcie, szczeg≤lnie niebezpieczn▒ na wiosnΩ, o szeroko╢ci prawie jak Wis│a w Krakowie. Tutaj jednak, by│ to w▒ski strumyk, a wody jego zdawa│y siΩ staµ w miejscu.

O czwartej po po│udniu podjΩli╢my decyzjΩ odwrotu - oko│o 19 robi│o siΩ ju┐ ciemno. Najwy┐szym punktem w dolinie Sanu, do kt≤rego uda│o siΩ nam dotrzeµ, by│ stary po│emkowski cmentarzyk z pozosta│o╢ciami po cerkwi (fundamenty) i kilkoma starymi pomnikami z piaskowca. Na jednym z nich Chrystus, kt≤remu odpad│o jedno ramiΩ krzy┐a wraz z rΩk▒. Przez to wygl▒da raczej na wskazidrogΩ, a nie na ╢wi▒tka.

ChwilΩ p≤┐niej podjΩli╢my zgubn▒ dla nas decyzjΩ. Postanowili╢my jechaµ na skr≤ty przez Prze│Ωcz Bukowsk▒, a potem w d≤│ do Wo│osatych, nastΩpnie do Ustrzyk i w g≤rΩ na Prze│Ωcz Wy┐nia±sk▒.

Decyzja nasza nie by│a tak zupe│nie g│upia i bez wyobra╝ni. Z osady Bukowiec w stronΩ Po│oniny Bukowskiej, na mapie wydanej przez PPWK we Wroc│awiu (wydanie z roku 1997), by│y zaznaczone trzy ╢cie┐ki: jedna na Kli±czyk Bukowski, druga na Rozsypaniec, a trzecia na Wo│owy Garb pod Haliczem. Tylko jedna z nich faktycznie istnia│a  - biegn▒ca potokiem Halicz. Ko±czy│a siΩ natomiast na wysoko╢ci rezerwatu ╢cis│ego Potasznia, a nie tak jak wskazuje mapa  na Haliczu. Nie mogΩ siΩ oprzeµ pokusie dodania, ┐e dok│adniejsze s▒ reprinty map Ukrainy, tworzone przez polskich kartograf≤w w latach 20 i 30 naszego wieku, z kt≤rych mia│em okazjΩ korzystaµ wΩdruj▒c w sierpniu br. po Czarnohorze i Gorganach.

Za le╢nicz≤wk▒ w Bukowcu skrΩcili╢my na zach≤d. Za chwilΩ minΩli╢my tabliczkΩ: "Rezerwat ╢cis│y;  wstΩp wzbroniony" (wiem, teraz ju┐ niczego nie wyt│umaczΩ). Tam sko±czy│a siΩ ╢cie┐ka. Mimo to szli╢my dalej, nios▒c rowery na barkach i maj▒c nadziejΩ na pozosta│o╢ci ╢cie┐ki w stronΩ Halicza (1333 m n.p.m.). Id▒c ca│y czas grani▒ znale╝li╢my jak▒╢ przecinkΩ, kt≤ra mog│a byµ pozosta│o╢ci▒ jakiej╢ ╢cie┐ki id▒cej tutaj mo┐e 30 lat temu...

W pewnym momencie teren sta│ siΩ bardzo stromy. CiΩ┐ko by│o d╝wigaµ rowery pod g≤rΩ, by│o bardzo ╢lisko. Czuli╢my, ┐e po│onina musi byµ tu┐, tu┐. Czuli╢my tak┐e, ┐e coraz bardziej mamy tego wszystkiego do╢µ. Ca│y czas prowadzi│em. Nie wiem do ko±ca co siΩ dzie│o z Leszkiem, mia│ chyba wszystkiego dosyµ du┐o bardziej ode mnie. Wyszli╢my w ko±cu na po│oninΩ. Okaza│o siΩ, ┐e w lesie by│y wzglΩdnie dobre warunki do przetrwania w por≤wnaniu z tym co siΩ dzia│o tutaj. Sypa│o ╢niegiem. Wia│ ostry wiatr i przewiewa│ nas na wskro╢. A gdyby tego wszystkiego by│o jeszcze ma│o, panowa│a mg│a, przez co niezbyt dok│adnie (delikatnie tΩ sprawΩ ujmuj▒c) wiedzia│em, w kt≤r▒ stronΩ i╢µ. Gdy weszli╢my na jak▒╢ g≤rΩ i okaza│o siΩ, ┐e nie ma na niej ┐adnej ╢cie┐ki (przez Halicz mia│a prowadziµ ╢cie┐ka i czerwony szlak turystyczny) ogarnΩ│o mnie co╢ w rodzaju paniki. To samo dzia│o siΩ z Leszkiem i powiem szczerze: bardzo siΩ bali╢my. By│o nam naprawdΩ zimno. Postanowi│em wiΩc, ┐e zejdziemy z powrotem do lasu,  tam przynajmniej by│a cisza. Nie uda│o siΩ nam wr≤ciµ w to samo miejsce w lesie, z kt≤rego wyszli╢my na po│oninΩ. Straci│em orientacjΩ w terenie (a szczerze m≤wi▒c, rzadko mi siΩ to zdarza). Zamiast na NE, jak mi siΩ wtedy wydawa│o, zeszli╢my na SE. W lesie pr≤bowali╢my rozpaliµ ognisko zapalniczk▒ i korzystaj▒c z suchych kartek, kt≤re Leszek, o dziwo, mia│ w plecaku. Przy ognisku mogliby╢my siΩ rozgrzaµ i podsuszyµ ubrania. Ca│y czas sypa│ ╢nieg. By│o tak wilgotno, ┐e ka┐da sucha kartka wyci▒gniΩta na zewn▒trz momentalnie zamaka│a. Po jakiej╢ pi▒tej pr≤bie rozpalenia, dali╢my za wygran▒. Ja siΩ w sumie cieszy│em, gdy┐ czu│em siΩ jeszcze na si│ach, aby i╢µ. Nie wiedzia│em natomiast, co siΩ dzia│o z Leszkiem i ile mog│em jeszcze od niego wymagaµ. Z tego co m≤wi│, │apa│y go skurcze czworog│owego i nie czu│ palc≤w w nogach. Mnie skurcze te┐ nie minΩ│y. Nasila│y siΩ w szczeg≤lno╢ci gdy musia│em klΩkaµ, rozpalaj▒c ognisko. Cieszy│em siΩ wiΩc, ┐e ognisko siΩ nie pali│o i nie musia│em siΩ schylaµ, za to mog│em "spokojnie" tuptaµ w miejscu.

Rower pod ╢niegiem Ba│em siΩ, ┐e gdy rozpalimy ognisko, faktycznie przez pierwsze dwie, mo┐e trzy godziny bΩdziemy na zmianΩ dok│adaµ, natomiast p≤╝niej oboje u╢niemy ze zmΩczenia, ognisko zga╢nie i rano nas ju┐ nie bΩdzie...

Aby nie my╢leµ o zimnie i beznadziejno╢ci naszej sytuacji, zaczΩli╢my rozmawiaµ o domu, znajomych, kt≤rzy zostali w Krakowie, w ko±cu o zawarto╢ci plecak≤w, kt≤re le┐▒ w baga┐niku w aucie. Zw│aszcza to ostatnie zaczΩ│o mi z niesamowit▒ si│▒ t│uc siΩ po g│owie. W ko±cu siΩ zdenerwowa│em: Jak to? Za t▒ g│upi▒ g≤rk▒ stoi samoch≤d z jedzeniem, ciep│ymi rzeczami, z maszynk▒ gazow▒, na kt≤rej mo┐na zaparzyµ gor▒c▒ herbatΩ, a ja nie wiadomo po co mam tu dreptaµ w miejscu i czekaµ a┐ zamarznΩ?!!! Od tego momentu kolejne wydarzenia nastΩpowa│y szybko po sobie:

Rower pod ╢niegiem M≤wiΩ do Leszka, aby siΩ pozapina│ jak i czym mo┐e najlepiej. Sam te┐ robiΩ to samo - czujΩ nap│yw rezerw energii g│Ωboko zmagazynowanych w moim organizmie. Za chwilΩ bierzemy z powrotem rowery na barki i wynosimy je na skraj lasu. Tam wieszamy je na drzewie, aby kiedy╢ mo┐na by│o je znale╝µ, nawet gdyby przez ten czas napada│o metr ╢niegu.

Odci▒┐eni oddychamy z ulg▒. Ulgi dodaje nam te┐ fakt, ┐e ╢cich│ wiatr, na chwilΩ nawet rozwia│o mg│Ω, pojawi│y siΩ nawet gwiazdy  dziΩki temu mog│em zobaczyµ ca│▒ po│oninΩ i obraµ w│a╢ciwy kierunek marszu. Za chwilΩ znowu mg│a i nic nie widaµ dalej ni┐ na dwa metry. Wspinamy siΩ powoli w zapamiΩtan▒ stronΩ. Po jaki╢ 30 minutach podej╢cia przed oczami majaczy mi siΩ betonowy triangu│...

...tak, to Halicz, jeste╢my uratowani!!!

Jest ╢cie┐ka, troszkΩ przysypana przez ╢nieg, ale widoczna. Jest drogowskaz, kt≤ry informuje nas, ┐e do Wo│osatych mamy tylko 2,5 godziny.

Znale╝li╢my nasze rowery! Schodzimy jak najszybciej mo┐emy na Prze│Ωcz Bukowsk▒. Stamt▒d prowadzi ju┐ asfaltowa alejka, a┐ do Wo│osatych. Pierwsze lampy we wsi. Ze zdziwieniem stwierdzam, ┐e nie mogΩ na nich skupiµ wzroku. ªwiate│ka goni▒ mi przed oczami. Gdy przechodzimy przez kawa│ek o╢wietlonej ulicy, ca│y grunt hu╢ta siΩ na boki. C≤┐, typowe objawy odcukrzenia. Potem ju┐ tylko monotonny marsz 5 km do Ustrzyk, nastΩpne 5 na prze│Ωcz. Na miejscu jeste╢my o sz≤stej rano. W sumie przeszli╢my na nogach jakie╢ 30 km. »al nam tylko rower≤w, kt≤re zosta│y tam wysoko, na drzewie.

W aucie, po wypiciu wymarzonej herbaty i zjedzeniu zupy pani Zosi, zapadamy w g│Ωboki sen.

Po trzech dniach byli╢my z powrotem w Wo│osatych, wyposa┐eni w zimowy sprzΩt, tak, ┐e 25-stopniowy mr≤z nas nie ruszy. By│ poniedzia│ek 18 pa╝dziernika. Tylko przez te trzy dni napada│o p≤l metra ╢niegu. Od prze│Ωczy pod Tarnic▒, a┐ do Halicza, przecierali╢my szlak brn▒c w ╢niegu od kolan, a┐ do ud. W rejonie Halicza poszukiwania zajΩ│y nam chyba godzinΩ. W ko±cu  upragniony widok: s▒, tak jak je zostawili╢my.

Jacek Gil bikeBoard 1-2/2000

Copyright © BIKEBOARD - WYDAWNICTWO G╙RY, BARAN I S-KA, tel. (012) 4211482 Napisz do redakcji! Napisz do redakcji

Web design
& mastering:
Zbooy