bikeBoard - najwiΩkszy polski magazyn rowerowy
Powr≤t do strony g│≤wnej Co nowego na stronach bikeBoardu? Wszelkie porady: techniczne, treningowe... Testy rower≤w, osprzΩtu, innego szpeju Sport: zawody, wywiady z zawodnikami, DH, BMX Turystyka: trasy, opowie╢ci z wypraw R≤┐no╢ci, czyli to, co nie pasowa│o gdzie indziej Archiwalne numery bikeBoardu Odsy│acze do innych stron rowerowych Strefa Wolnego Handlu

Turystyka

Informacje praktyczne

Wyprawy Igora Czajkowskiego

Madagaskar - kraj kontrast≤w

Wydaje mi siΩ, ┐e by│a to jedna z moich najtrudniejszych wypraw, przede wszystkim ze wzglΩd≤w organizacyjnych. Po prostu mia│em powa┐ne problemy ze znalezieniem sponsor≤w finansowych. Wynik│o to z tego, ┐e zbyt p≤╝no zacz▒│em przygotowania do tej wyprawy - w kwietniu 1998. Jak siΩ okaza│o, na Madagaskarze rower przeszkadza w zobaczeniu najbardziej ciekawych miejsc. O wiele wiΩcej zobaczy siΩ pieszo lub poruszaj▒c siΩ tzw. taxi-brousse. Poruszaj▒c siΩ po Wyspie rowerem nale┐y liczyµ siΩ z tym, ┐e jest to jazda tylko po szosach. A tych jest ma│o! S▒ oczywi╢cie drogi gruntowe, ale mog▒ siΩ one nagle przerodziµ w b│otnisty koszmar. Na tak▒ wyprawΩ trzeba mieµ minimum dwa miesi▒ce czasu, by zobaczyµ to, co chcia│oby siΩ zobaczyµ. S▒ miejsca warte zobaczenia oddalone od szosy o kilkadziesi▒t kilometr≤w, dotarcie tam jest mo┐liwe tylko samochodem terenowym.

Schody w Antananarivo Mia│em to szczΩ╢cie, ┐e pozna│em misjonarzy, kt≤rzy spΩdzili "trochΩ" czasu na Madagaskarze i dowiedzia│em siΩ od nich kilku ciekawych rzeczy. Obdarowali mnie te┐ ciekawymi ksi▒┐kami. Po ich lekturze oraz przeczytaniu od dechy do dechy przewodnika Lonely Planet, mia│em jako takie pojΩcie co mam robiµ i co ze sob▒ zabraµ.

W ko±cu, gdy po jedenastogodzinnym locie z Pary┐a, wyl▒dowa│em wreszcie w Tanie (tak w skr≤cie m≤wi siΩ na stolicΩ Madagaskaru), czeka│y na mnie: p≤│godzinna kolejka po wizΩ i ojciec Roman ze Zgromadzenia Oblat≤w NMP. Ca│e szczΩ╢cie, ┐e po mnie przyjecha│, bo nie wiedzia│bym co ze sob▒ zrobiµ o 23:00 na nieznanym l▒dzie, na dodatek nie bΩd▒c w stanie porozumieµ siΩ z tubylcami (oni nie znaj▒ jΩzyka angielskiego, a ja francuskiego).

NastΩpnego dnia zrobi│em piesz▒ wycieczkΩ do centrum Tany i nie potrafi│em siΩ znale╝µ w tym wszystkim. MiΩdzy tr▒bi▒cymi na siebie samochodami krΩc▒ siΩ ludzie. Metr od jezdni stoj▒ stragany z przer≤┐nymi towarami. Tylko, ┐e w upale 500C  klapki czy ciuchy nie szokuj▒ tak, jak surowe ryby czy miΩso!!! Wiem, ┐e gdy to miΩso zrobi siΩ zielone, gdy ju┐ nie bΩdzie skrawka bez przyklejonej do niego muchy, to wtedy Malgasze dodaj▒c ostrych przypraw zrobi▒ z tego kie│baski, a kiedy sczerniej▒ i one, bΩd▒ je sprzedawaµ upieczone.Wystarczy jednak przej╢µ parΩset metr≤w, by zobaczyµ piΩkne wille oddzielone od szarej rzeczywisto╢ci wysokim murem. To wielkie miasto (1,5 miliona mieszka±c≤w) jest szczeg≤lnie jaskrawym przyk│adem kontrast≤w wystΩpuj▒cych na Madagaskarze.

Dwa dni p≤╝niej o 7:00 rano meldowa│em siΩ ju┐ pod bram▒ parku d'Andasibe - Mantadia, gdzie mo┐na by│o wynaj▒µ przewodnika. Za bilet wstΩpu trzeba by│o zap│aciµ 50000 FM. WynajΩcie przewodnika (nastΩpne 60000 FM). Przewodnicy to zreszt▒ jedyni ludzie na Wyspie m≤wi▒cy w jΩzyku angielskim. MuszΩ przyznaµ, ┐e by│em zaskoczony tym jak wygl▒da busz: pl▒tanina drzew, lian, drzewiastych paproci i mn≤stwa innych ro╢lin. Napotkali╢my ca│▒ rodzinkΩ lemur≤w z niedawno urodzonym niemowlΩciem. By│y to Indri - najwiΩksze lemury osi▒gaj▒ce do 7 kg wagi.

Mosty na wschodzie Madagaskaru nie budzi│y zaufania W parku mo┐na by│o znale╝µ wiele endemit≤w (tzn. gatunk≤w nie wystΩpuj▒cych w innych miejscach na ╢wiecie).

Podczas nocnych wypad≤w przydaje siΩ "czo│≤wka" W czasie kiedy by│em na Madagaskarze czyli pa╝dziernik - listopad, dzie± ko±czy siΩ o godzinie 17:00 i robi siΩ ciemno.

Wielce ubolewaj▒c nad up│ywaj▒cym czasem, dotar│em nastΩpnego dnia do Brickaville. Droga do tej miejscowo╢ci nie by│a najprzyjemniejsza. Mija│y mnie setki tir≤w. Kierowcy je┐d┐▒ tutaj jak szale±cy! Nie odwa┐y│bym siΩ tak je╝dziµ po tych serpentynach. Zreszt▒ dwa razy widzia│em tira le┐▒cego w rowie, a jeden z kierowc≤w zgubi│ na ╢rodku drogi g│az o wymiarach prawie 2x2x2 m! Nie chcia│bym, aby co╢ takiego pojawi│o siΩ nagle przed moim rowerem! Brickaville znane jest z produkcji rumu. Znajduje siΩ tutaj jedna z dw≤ch najwiΩkszych gorzelni na Czerwonej Wyspie. Tutejszy rum wyrabia siΩ stosuj▒c jako surowiec trzcinΩ cukrow▒, kt≤rej tu nie brakuje.

Przygl▒daj▒c siΩ krajobrazom, mija│em pola ry┐owe, po│o┐one tarasowo w ma│ych dolinach. W wiΩkszo╢ci pospuszczano z nich wodΩ, poniewa┐ by│a akurat pora sucha. Widaµ by│o wzg≤rza poro╢niΩte niskimi krzewami. Lasy dawno zniknΩ│y i trudno by│o znale╝µ kawa│ek cienia, gdy┐ Malgasze nie oszczΩdzili nawet starych drzew.

Na wschodzie r≤wnie┐ drogi mnie nie rozpieszcza│y Kolejn▒ noc spΩdzi│em w po│o┐onym metr od ruchliwej drogi Hotelu Florida. W odr≤┐nieniu od hotelu, w kt≤rym spa│em wcze╢niej ten nie zrobi│ na mnie dobrego wra┐enia, bowiem prysznic wygl▒da│ w ten spos≤b, ┐e z sufitu wychodzi│ kran oczywi╢cie z zimn▒ wod▒, natomiast p≤│ muszli klozetowej by│o odr▒bane. Generalnie syf. Moje │≤┐ko sta│o niestety na drodze mr≤wkom, kt≤re pokonywa│y je wchodz▒c na nie i na mnie. Ca│▒ noc siΩ drapa│em w przekonaniu, ┐e to pch│y mnie gryz▒. Dopiero rano okaza│o siΩ, co to byli za go╢cie!

W innych sytuacjach doskonale sprawdza│a siΩ zabrana przeze mnie moskitiera. Uszy│a j▒ wed│ug mojego pomys│u, zawsze mnie wspieraj▒ca ukochana po│owa - Lucyna. Moskitiera mia│a kszta│t prostopad│o╢cianu, a w ka┐dym naro┐niku d│ug▒ ta╢mΩ u│atwiaj▒c▒ rozwieszenie jej w ka┐dych warunkach. Dawa│a mi pewno╢µ, ┐e nie bΩdΩ zawdziΩcza│ komarom malarii.

Postanowi│em zwiedziµ wyspΩ Sainte Marie. »eby siΩ tam dostaµ trzeba by│o w ci▒gu 2,5 godziny niewielk▒ │≤dk▒ pokonaµ 30 km. Prawie nabawi│em siΩ choroby morskiej! Wyp│ynΩli╢my z ma│ego portu znajduj▒cego siΩ na rzece, kt≤ra w miejscu, w kt≤rym wp│ywa│a do oceanu tworzy│a 1,5-metrowe fale! "Rejs" │≤dk▒, kt≤ra zamiast czterech os≤b przewozi│a ich czterna╢cie, by│ horrorem! Na wyspie szybko znalaz│em hotel. Bungalow bez pr▒du, ale za to nad samym oceanem i z prysznicem. Nazajutrz bez baga┐u pojecha│em zwiedzaµ wyspΩ. Najpierw dotar│em do jaskini d'Ankarena, gdzie kot│owa│y siΩ wielkie nietoperze "owocojady". Po drodze zahaczy│em o miejscow▒ atrakcjΩ - cmentarz pirat≤w. Swego czasu zreszt▒ wyspa ta by│a centrum piractwa na ca│ym Oceanie Indyjskim. Wracaj▒c stwierdzi│em, ┐e kawa│ek przed rowerem piasek dziwnie siΩ rusza. Zatrzyma│em siΩ, ale nic nie zobaczy│em. Dopiero po chwili z male±kich dziurek w ziemi zaczΩ│y wychodziµ kraby.

NastΩpnego dnia mia│em opuszczaµ WyspΩ ªwiΩtej Marii, ale │≤d╝ nie przyp│ynΩ│a. Tam tak jest - gdy nie ma pe│nej obsady, to dany ╢rodek lokomocji nie wyrusza! Widocznie ma│o by│o chΩtnych na kurs na wyspΩ. Dopiero nastΩpnego dnia dotar│em do Soanierana-Ivongo, inn▒ │≤dk▒ - znacznie bardziej wygodn▒. Brzegi ma│ych rzek po│▒czone s▒ drewnianymi mostami, po kt≤rych nie mo┐na by│o przejechaµ, bo wygl▒da│y jak ten na zdjΩciu poni┐ej. Mostki te by│y do╢µ leciwe i niekt≤re deski rozlatywa│y siΩ pod nogami. Na du┐ych rzekach nie by│o most≤w, wiΩc jeszcze trzy razy przeprawia│em siΩ pirog▒, by w ko±cu po 60 km ca│odniowej podr≤┐y znale╝µ siΩ w wiosce Anove. Znajdowa│ siΩ w niej hotel jakiego u nas pr≤┐no szukaµ. Po│owa chaty to w│a╢nie hotel z jednym │≤┐kiem, druga czΩ╢µ - mieszkanie w│a╢cicieli. Brak pr▒du i wody. Na pytanie: "Aiza miszi kabine?", co znaczy: "Gdzie jest toaleta?", w│a╢ciciel wykona│ ruch rΩk▒ wskazuj▒cy, ┐e mogΩ siΩ przej╢µ nad ocean, albo w najbli┐sze krzewy.

Na szczycie Tsiafajavona Po zmianie plan≤w podr≤┐y i kilku dniach ostrego peda│owania dotar│em do Ambatolampy, gdzie znalaz│em ╢wietny hotel prowadzony przez Amerykanina, kt≤ry po╢lubi│ MalgaszkΩ. Wieczorem zdj▒│em wszystkie niepotrzebne rzeczy (czytaj: baga┐niki) z roweru, by przygotowaµ siΩ ju┐ do nastΩpnego dnia. Postanowi│em wjechaµ na trzeci pod wzglΩdem wysoko╢ci szczyt na wyspie: Tsiafajavona (2643 m n.p.m.). Na pocz▒tku za ┐adne skarby nie mog│em siΩ nauczyµ prawid│owej wymowy tej nazwy, ale w ko±cu za kt≤rym╢ razem czafad┐una utkwi│a mi w pamiΩci.

Na wierzcho│ku tej ╢wiΩtej g≤ry znajdowa│ siΩ u│o┐ony z kamieni o│tarz, na kt≤rym sk│ada siΩ ofiary ze zwierz▒t. By│y jeszcze ╢lady ╢wie┐ej krwi. Zjawi│ siΩ te┐ Malgasz. Wszed│ tu boso!

Nie mogΩ siΩ powstrzymaµ od wtr▒cenia kilku s│≤w na temat malgaskiej wymowy i nazewnictwa. "O" wymawia siΩ jak "u", "y" jak "i", "j" jak "d┐", do tego wiΩkszo╢µ nazw wiosek i miast zaczyna siΩ na "Antana-". Natomiast wszystkie mΩskie imiona zaczynaj▒ siΩ na literΩ "r".

Typowa wioska na p│askowy┐u Nazajutrz peda│owa│em przez 200 kilometr≤w do miasta Ambositra (wym. ambuszcza). Pierwsza po│owa drogi by│a niczym bu│ka z mas│em. P│asko. Spotka│em na trasie dw≤ch Kanadyjczyk≤w, z r≤wnie ob│adowanymi rowerami jak m≤j, ale nie mogli mnie dogoniµ. Czu│em w sobie now▒ moc, a┐ do chwili, gdy zn≤w zaczΩ│y siΩ podjazdy i pag≤rki. W pewnym momencie zerwa│a siΩ potworna ulewa. Krople deszczu by│y tak wielkie, ┐e ich uderzenie powodowa│o b≤l, jak gdyby bi│ grad! Na szczΩ╢cie do najbli┐szej wioski mia│em kilkaset metr≤w. Zatrzyma│em siΩ pod dachem jednego z dom≤w i postanowi│em przeczekaµ ulewΩ. Deszcz co jaki╢ czas powraca│ (na szczΩ╢cie o wiele s│abszy). Podjazdy stawa│y siΩ coraz bardziej strome, a do tego nieub│aganie zbli┐a│ siΩ zmierzch. Opada│em z si│. By│em w╢ciek│y na siebie, ┐e nie postanowi│em zatrzymaµ siΩ na nocleg kilkana╢cie kilometr≤w wcze╢niej. Nie przypuszcza│em wtedy, ┐e p│aska droga przerodzi siΩ w tak▒ stromiznΩ. Gdy kompletnie wyko±czony dotar│em do ko±ca, jaki╢ Malgasz zaczepi│ mnie pytaj▒c, czy szukam noclegu. Skin▒│em g│ow▒ i po chwili znalaz│em siΩ w przytulnym hoteliku. Przywita│ mnie Chi±czyk - w│a╢ciciel hotelu - w bardzo dobrym humorze, spowodowanym pewn▒ dawk▒ rumu. Po pewnym czasie te┐ mi siΩ trochΩ udzieli│o. Rano nie spiesz▒c siΩ dojecha│em do wsi Ranomafana, w kt≤rej mia│em zostaµ dwa dni. Planowa│em zwiedziµ znajduj▒cy siΩ tutaj Park Narodowy. Zanim jednak tu dotar│em musia│em zmierzyµ siΩ z 30-kilometrowym odcinkiem gruntowej, kamienistej i b│otnistej drogi. Nawierzchnia by│a tak paskudna, ┐e nie da│o siΩ jechaµ szybciej ni┐ 15 km/godz. Nazajutrz do bram Parku dotar│em samochodem. To, co kierowca wyrabia│ na tej dziurawej drodze, jest nie do opisania!

Lemur myszowaty Napstryka│em zdjΩµ i zmΩczony kilkugodzinn▒ uda│em siΩ do sanatorium znajduj▒cego siΩ w wiosce. Jest to jeden z dw≤ch takich obiekt≤w znajduj▒cych siΩ na wyspie. Ranomafana znaczy "gor▒ca woda" i w│a╢nie w takiej wodzie o zapachu siarkowodoru wygrza│em swe zbola│e miΩ╢nie i nadwerΩ┐ony ┐o│▒dek. Co za ulga! Zaliczy│em jeszcze nocn▒ wΩdr≤wkΩ po Parku. Uda│o mi siΩ spotkaµ i sfotografowaµ prze╢licznego lemura myszowatego (Microcebus rufus) i cyweta pr▒┐kowanego (fossa fossa) - co╢ podobnego do naszego lisa.

Po kilku dniach przedzierania siΩ przez wyspΩ znalaz│em siΩ w wiosce Ranohira, w kt≤rej postanowi│em zostaµ na trzy noce. Po prostu znowu chcia│em zobaczyµ kolejny, ciekawy Park Narodowy. Przewodnik stwierdzi│, ┐e lepiej bΩdzie je╢li pojedziemy rowerami, bo to 18 kilometr≤w st▒d. Rower mo┐na by│o wypo┐yczyµ, ale powiedzia│em mu, ┐e mam sw≤j. Jego zdziwienie by│o jeszcze wiΩksze, gdy us│ysza│, ┐e przejecha│em ju┐ na wyspie 1600 kilometr≤w. Do Parku dotarli╢my w spokojnym tempie, jednak m≤j towarzysz wykazywa│ wyra╝ne odznaki zmΩczenia. Przywi▒zali╢my rowery do drzewa za pomoc▒ zapiΩcia, kt≤re zawsze mam ze sob▒ i dalej na piechotΩ poszli╢my w kierunku Kanionu Moye. Przewodnik zdj▒│ klapki, kiedy zaczΩ│y siΩ kamienie. Tak by│o mu wygodniej! Weszli╢my w Kanion. Zawalony by│ mn≤stwem g│az≤w. Bardzo powoli sz│o nam przeciskiwanie siΩ miΩdzy nimi. Dotarli╢my do miejsca jak z bajki. Palmy, szemrz▒cy strumyk, spadaj▒cy ze skalnej p≤│ki male±ki wodospad i ma│a piaszczysta pla┐a. Po kr≤tkim wypoczynku poszli╢my dalej. Spotkali╢my siedz▒c▒ na drzewie rodzinΩ lemur≤w sifaka. Prze╢mieszne zwierzaki - czarny pyszczek kontrastuje z bia│ym futrem.

Pachypodium rosulatum zwana stop▒ s│onia NastΩpnego dnia postanowili╢my odwiedziµ inne miejsce w Parku. Po drodze przewodnik nie pozwoli│ odpocz▒µ mojemu Canonowi. Sfotografowa│em ╢pi▒ce pod kamieniami skorpiony i niesamowit▒ ro╢linΩ - Pachypodium rosulatum, zwane tak┐e stop▒ s│onia. P≤╝niej dotarli╢my do naturalnego basenu utworzonego przez tamΩ z kamieni. Dos│ownie rajski zak▒tek! Basen g│Ωboki na 2,5 metra, czysta jak kryszta│ woda o temperaturze 25 stopni C. Do tego jeszcze ma│y wodospad, pod kt≤rym mo┐na wymasowaµ obola│e ko╢ci. Dooko│a palmy. Nie chcia│o mi siΩ stamt▒d wracaµ do rozgrzanego upalnym s│o±cem hotelu. Sporo czasu straci│em na poszukiwanie sklepiku, w kt≤rym serwuj▒ piwo z lod≤wki. Ale uda│o siΩ! To by│o to! Siedz▒c w barze i spo┐ywaj▒c podw≤jn▒ porcjΩ "akoho sosy", czyli "kurczaka w sosie z ry┐em", spotka│em Japo±czyka. "Pogada│em" z nim trochΩ po japo±sku i z│apa│em go na tym, ┐e nie zna dobrze jΩzyka angielskiego. Chce zwiedzaµ ╢wiat, a w ┐adnym cywilizowanym jΩzyku nie potrafi siΩ porozumieµ! Niech nie dziwi siΩ p≤╝niej, ┐e miejscowi wykorzystuj▒ ten fakt, gdy dochodzi do p│acenia za co╢. Za przyzwoity hotel zap│aci│em 35000 FMG, a on za pole namiotowe zap│aci│ 90000 FMG.

Kolejnego dnia dos│ownie 20 km przed Toliar▒ z│apa│em gumΩ. Ale za to jak! Gdzie╢ po drodze wjecha│em na kolce opuncji, bardzo pospolicie rosn▒cej tu na po│udniu. No i zamiast jednej dziury mia│em ich oko│o dziesiΩciu! Za│o┐y│em wiΩc now▒ dΩtkΩ i modli│em siΩ, ┐eby nic podobnego mi siΩ nie przytrafi│o, bo by│a to moja ostatnia zapasowa dΩtka. W Toliarze wieczorem jednak zauwa┐y│em, ┐e powietrze uchodzi z drugiej opony. Po oglΩdzinach, czyli zdjΩciu opony, okaza│o siΩ, ┐e tkwi▒ w niej kolce. Mia│em jeszcze kilka │atek, ale - jak siΩ okaza│o - otwor≤w by│o oko│o piΩtna╢cie, niekt≤re z nich naprawdΩ mikroskopijnej wielko╢ci. úatki trzeba by│o wiΩc dzieliµ na dwie lub trzy czΩ╢ci.

Nazajutrz zapakowa│em plecak i tym razem bez roweru ruszy│em do Ifaty - miejsca uznawanego za jedno z najpiΩkniejszych do nurkowania. Przed hotelem wynaj▒│em pousse-pousse, czyli niby-rikszΩ z "marato±czykiem". Chcia│em daµ ch│opakowi zarobiµ, a przy okazji jak najszybciej dostaµ siΩ na "dworzec" taxi-brousse. Dworzec to miejsce, gdzie zje┐d┐aj▒ siΩ te pojazdy. Nic wiΩcej. Wsiad│em do taxi-brousse, nam≤wiony przez naganiacza. Pope│ni│em b│▒d, bo pojazd wielko╢ci ciΩ┐ar≤wki z zadaszonym ty│em, zaopatrzony w │awki, by│ prawie pusty. A tu jak nie ma kompletu pasa┐er≤w, to taxi nie pojedzie! Kr▒┐yli╢my po mie╢cie zbieraj▒c chΩtnych na kurs w kierunku Ifaty. I tak up│ynΩ│o 1,5 godziny! Wreszcie gdy ruszyli╢my okaza│o siΩ, ┐e droga kt≤r▒ jedziemy jest wielk▒ po│aci▒ piasku. WiΩc modli│em siΩ, ┐eby╢my nie musieli co chwilΩ wysiadaµ i pchaµ ciΩ┐ar≤wki. A s│ysza│em o takich historiach. Kolorytu ca│ej podr≤┐y dodawa│ fakt, ┐e wnΩtrze pomieszczenia dla pasa┐er≤w zapchane by│o do granic mo┐liwo╢ci, Na │awkach, na kt≤rych w Europie siedzia│yby dwie osoby, tutaj siedzia│y trzy. Trzeba by│o te┐ znale╝µ miejsce na nogi miΩdzy workami ry┐u i kurami. Panowa│ tu og≤lny harmider. Malgasze co╢ krzyczeli do siebie, dzieci p│aka│y, kurz wdziera│ siΩ do nosa i uszu. Bajka!

Jajo aepornisa Gdy w ko±cu po 45 minutach dotar│em na miejsce wysadzono mnie na ╢rodku male±kiej wioski. Do oceanu poszed│em pieszo. Za to mia│em okazjΩ sfotografowaµ skamienia│e jajo aepornisa - wymar│ego gigantycznego ptaka, o kt≤rym kr▒┐▒ niezwyk│e opowie╢ci. Faktycznie to jajo jest wielkie! Prawie dwa razy wiΩksze od mojej g│owy (!), a tΩ posiadam tak▒ jak wszyscy przeciΩtni ludzie.

Podczas przechadzki po pla┐y, zaczepi│ mnie Malgasz, pytaj▒c, czy nie zechcia│bym ponurkowaµ. Pewnie, ┐e chcia│bym! Specjalnie w tym celu wozi│em ze sob▒ ca│y miesi▒c maskΩ do nurkowania. Poprosi│em, by za│atwi│ mi tylko p│etwy i mo┐emy wtedy ruszaµ na rafΩ. Po chwili wr≤ci│ z p│etwami i drugim Malgaszem. ZaczΩli przygotowywaµ cz≤│no-katamaran do przeja┐d┐ki. Postawili ┐agiel i pop│ynΩli╢my w zab≤jczym tempie. Wiatr gna│ nas do przodu tak, ┐e a┐ skakali╢my po falach. Po kilkunastominutowym rejsie dotarli╢my na rafΩ. Malgasz wbi│ d│ug▒ tyczkΩ w grunt - by│o 2,5 metra g│Ωboko╢ci. To by│a nasza kotwica! Skoczy│em do wody. C≤┐ za rozkosz! Mimo, ┐e by│a to namiastka tego co mo┐na by│o zobaczyµ g│Ωbiej, to i tak by│em pod wra┐eniem. Nie p│ywa│em d│ugo, bo Malgasze nalegali by ju┐ wracaµ. Z Ifaty do Toliary wraca│em taxi-brousse - stoj▒c na ostatnim stopniu na zewn▒trz ciΩ┐ar≤wki. Brak by│o dobrego miejsca, by siΩ chwyciµ, tym bardziej, ┐e przede mn▒ t│oczy│o siΩ kilka os≤b. Jako╢ siΩ czego╢ z│apa│em, obejmuj▒c przy okazji kr▒g│▒ MalgaszkΩ. Plecak odci▒ga│ mnie do ty│u, wiΩc wisia│em w do╢µ nieciekawej pozycji. Do tego paskudny kurz wdzieraj▒cy siΩ wszΩdzie. Po dotarciu do Toliary by│em ca│y bia│y. Na szczΩ╢cie w hotelu czeka│ prysznic.

Na Madagaskarze Nazajutrz podjecha│em na dworzec taxi-brousse. By│em o godzinie 6:00, jak by│o napisane na bilecie. By│ to bilet na podr≤┐ minibusem do Antananarivo. Rower i sakwy zapakowano na dach. Pozosta│o jeszcze poczekaµ na komplet pasa┐er≤w i o godzinie 8:00 ruszyli╢my w drogΩ. Pokonanie 900 kilometr≤w zajΩ│o nam 21 godzin!!! Na dodatek w nocy zrobi│o siΩ zimno, a ja mia│em na sobie tylko letni▒ odzie┐. Zapobiegliwi Malgasze - towarzysze podr≤┐y - mieli na tΩ okoliczno╢µ ciep│e koce. Ja natomiast trz▒s│em siΩ z zimna i pr≤bowa│em jak najbardziej skuliµ siΩ (o ile by│o to mo┐liwe na ciasnych siedzeniach) i przespaµ ten horror.

Lot do Pary┐a trwa│ 10,5 godziny; oczekiwanie na po│▒czenie nastΩpne 5 i lot do Warszawy 2 godziny. Jak moja ukochana Lucyna zobaczy│a mnie na lotnisku, to prawie mnie nie pozna│a. Policzki zapadniΩte (schud│o mi siΩ trochΩ), oczy przekrwione i apatia. Ostatnie dwa dni da│y mi siΩ we znaki. I tak zako±czy│a siΩ wyprawa na Madagaskar, ale nie zako±czy│y siΩ k│opoty z ni▒ zwi▒zane. Dwa tygodnie po powrocie dosta│em dziwn▒, pojawiaj▒c▒ siΩ co drugi dzie±, gor▒czkΩ. Towarzyszy│y temu obfite pocenie i wysypka. Na szczΩ╢cie w Poznaniu jest Klinika Chor≤b Tropikalnych i Paso┐ytniczych. Zosta│em tam na obserwacjΩ i po tygodniu okaza│o siΩ, ┐e mam wΩgorka jelitowego. "Z│apa│em" go prawdopodobnie przechadzaj▒c siΩ boso po pla┐y - ten niewielki paso┐yt przechodzi przez sk≤rΩ. Po dw≤ch tygodniach kuracji zabito w ko±cu to, co przywioz│em z Czerwonej Wyspy. Bez lito╢ci.

Serwis rowerowy PS. Warto wspomnieµ, ┐e tak jak mojej poprzedniej wyprawy rowerowej do Japonii, r≤wnie┐ teraz wyposa┐y│em mojego Scotta w widelec amortyzowany. Tym razem jest to RST Mozo Pro 3,5". Co do jazdy z amosiem, nie trzeba nikogo przekonywaµ, ale istnieje sceptyczna ocena co do przydatno╢ci tego wynalazku w turystyce rowerowej. A jednak uwa┐am, ┐e widelce amortyzowane spisuj▒ siΩ w takich warunkach znakomicie. Przede wszystkim s▒ bardzo sztywne na skrΩcenia boczne, co szczeg≤lnie odczuwalne jest gdy jedziemy z du┐▒ prΩdko╢ci▒ przy du┐ym obci▒┐eniu przedniego baga┐nika. Sztywny widelec zachowuje siΩ wtedy jakby wcale sztywny nie by│, tzn. krΩci siΩ na boki, co odczuwalnie zmniejsza komfort jazdy i zwiΩksza ryzyko wywrotki. S▒ oczywi╢cie dobre widelce aluminiowe, kt≤re s▒ sztywne jak pogrzebacz (jak m≤wi▒ Anglicy). Ich cena jednak jest podobna do ceny ╢redniej klasy amortyzatora. Ten ostatni daje tak┐e mo┐liwo╢ci - po zdjΩciu baga┐u i dodatkowego osprzΩtu - poszalenia po pobliskich bezdro┐ach. Aby przystosowaµ amortyzator do za│o┐enia baga┐nika wystarczy nawierciµ otw≤r (╢r. 4 mm) w okolicy uchwytu piasty. Najlepiej, gdy amortyzator ma haki na piastΩ wysuniΩte z goleni. Wtedy w nich │atwiej nawierciµ otwory. Powinno siΩ je gwintowaµ (gwintownik 5 mm) bardzo ostro┐nie, bo to aluminium. Ca│y "zabieg" nale┐y oczywi╢cie zrobiµ tak, aby jak najmniej os│abiµ tΩ czΩ╢µ widelca. Nale┐y sobie tak┐e zdawaµ sprawΩ, ┐e w razie jakiego╢ pΩkniΩcia (jak na razie mi siΩ to nie zdarzy│o, choµ katujΩ amosia jak trzeba) po takim zabiegu stracimy prawa gwarancyjne. Wykonaµ te┐ trzeba wiΩksze obejmy pasuj▒ce na golenie amortyzatora i po k│opocie. ªrubki przykrΩcamy ostro┐nie, zak│adaj▒c (zawsze!!!) podk│adkΩ sprΩ┐ynuj▒c▒. Oczywi╢cie widelec ustawiamy na najwiΩksz▒ twardo╢µ lub wymieniamy elastomery lub sprΩ┐yny na twardsze, by przy ka┐dym hamowaniu nie robiµ g│Ωbokich pok│on≤w.

Igor CzajkowskiNapisz! bikeBoard 5/1999

Copyright © BIKEBOARD - WYDAWNICTWO G╙RY, BARAN I S-KA, tel. (012) 4211482 Napisz do redakcji! Napisz do redakcji

Web design
& mastering:
Zbooy