bikeBoard - najwiΩkszy polski magazyn rowerowy
Powr≤t do strony g│≤wnej Co nowego na stronach bikeBoardu? Wszelkie porady: techniczne, treningowe... Testy rower≤w, osprzΩtu, innego szpeju Sport: zawody, wywiady z zawodnikami, DH, BMX Turystyka: trasy, opowie╢ci z wypraw R≤┐no╢ci, czyli to, co nie pasowa│o gdzie indziej Archiwalne numery bikeBoardu Odsy│acze do innych stron rowerowych Strefa Wolnego Handlu

Turystyka

Himalajskie bezdro┐a

Wyprawa rowerowa Meridy K2-Everest

Gdy wsiadamy do samolotu w Islamabadzie, choµ godzina jest jeszcze wczesna, z nieba leje siΩ ┐ar. Jeste╢my jedynymi bia│ymi z biletami na ten lot, wiΩc na pok│ad wpuszczaj▒ nas jako pierwszych. Stoj▒ca przy wej╢ciu stewardesa radzi nam, ┐eby╢my usiedli po prawej stronie. To znaczy, je╢li chcemy zobaczyµ NangΩ. Ale przecie┐ wszyscy chc▒ - choµ teoretycznie ka┐dy z pasa┐er≤w  ma miejsc≤wkΩ, to toczy siΩ walka o fotele pod prawymi oknami.

W Himalajach Dla nas emocje zwi▒zane z widokami za oknem zaczynaj▒ siΩ jednak jeszcze przed startem - patrzymy jak │aduj▒ nasz baga┐. Ziaro liczy czarne sakwy jad▒ce po ta╢mie: "Jedna..., druga..., OK widzΩ osiem". Za chwilΩ obs│uga naziemna nie cackaj▒c siΩ rzuca na ta╢mΩ du┐y karton z napisem Merida. "Czy oni s▒ ╢lepi, przecie┐ jak byk jest napisane FRAGILE!!!", wkurzam siΩ, "Trzeba by│o sprawdziµ, jak siΩ to pisze po arabsku". Przez kilka nastΩpnych minut czekamy, a┐ przywioz▒ drugi. Czekamy, a kartonu nie widaµ. W ko±cu ta╢moci▒g odje┐d┐a, a ludzie z obs│ugi rozchodz▒ siΩ. Ju┐ chcemy interweniowaµ u przechodz▒cej stewardesy, ┐e mocno zale┐a│oby nam, aby jednak obydwa rowery polecia│y do tego samego miejsca, co my, gdy Ziaro zauwa┐a pΩdz▒cy pakista±ski odpowiednik Melexa. Z ty│u ma zamocowany karton. Ta╢moci▒g podje┐d┐a jeszcze raz, a my oddychamy z ulg▒ - drugie pud│o z rowerem wje┐d┐a do brzucha samolotu.

W ko±cu samolot odrywa siΩ od ziemi, a my z nosami przyklejonymi do okien czekamy na to, co w Lonely Planet opisuj▒ jako "jedn▒ z najbardziej widowiskowych tras lotniczych na ╢wiecie". Gdy w ko±cu naszym oczom ukazuje siΩ Nanga Parbat, nie mam w▒tpliwo╢ci, ┐e maj▒ racjΩ. Wygl▒da jak o╢nie┐ona cytadela po╢r≤d morza ni┐szych szczyt≤w. To Karakorum.

L▒dujemy w sercu tego pasma, w miejscowo╢ci Skardu. Stamt▒d jest ju┐ tylko dziewiΩµ godzin jazdy jeepem do miejsca zwanego Askole, punktu, gdzie ko±czy siΩ droga. Dalej zaczyna siΩ lodowiec id▒cy pod K2, drugi najwy┐szy szczyt ╢wiata. To tu sw▒ wΩdr≤wkΩ zaczynaj▒ wyprawy alpinistyczne wspinaj▒ce siΩ na tΩ os│awion▒ "G≤rΩ G≤r" i kilka innych znajduj▒cych siΩ w tej okolicy o╢miotysiΩcznik≤w. Tu tak┐e zaczyna siΩ nasza wΩdr≤wka - z t▒ ma│▒ r≤┐nic▒, ┐e my ruszamy na rowerach i w przeciwnym kierunku. Przed nami ponad 3000 km trasy przez Karakorum i Himalaje, a┐ do Mount Everestu.

W Indiach W Indiach W Indiach W Indiach

Gdy sk│adamy rowery, wok≤│ nas gromadzi siΩ grupa czekaj▒cych tu tragarzy. Patrz▒ na nasze maszyny prawie jak na UFO i choµ ka┐dy z nich tragarzem jest prawie od dzieci±stwa, i ka┐dy obs│ugiwa│ wiele wypraw, to wszyscy zgodnie twierdz▒, ┐e na rowerach to oni nie widzieli tutaj jeszcze nikogo. Nie wiemy czy to dobry znak, ale pocieszamy siΩ, ┐e do najbli┐szej prawdziwej drogi tylko 120 km.

"CzujΩ siΩ jak Grigorij za sterami Rudego 102" - to pierwsze wra┐enie z jazdy. Ale tak jest zawsze, gdy wsiada siΩ na ob│adowany sakwami rower. W chwilΩ po tym niepewno╢µ znika i musimy siΩ nawzajem upominaµ, bo droga idzie w d≤│ i zbyt dobrze trzymaj▒cy siΩ jej rower sk│ania do brawury. A tu jeden b│▒d i lecisz w d≤│ kanionu wydr▒┐onego przez id▒c▒ obok rzekΩ. Gdy po raz drugi tracΩ kontrolΩ na piachu i zatrzymujΩ siΩ o kilkana╢cie centymetr≤w przed urwiskiem, ju┐ wiem, ┐e tutaj nie da siΩ po│▒czyµ jazdy z podziwianiem widok≤w. WiΩc zatrzymujemy siΩ co piΩµ minut i strzelamy foty, bo czego╢ takiego to jeszcze nigdy w ┐yciu nie wiedzieli╢my.

W Himalajach I wszystko by│o by piΩknie, gdyby nie pal▒ce s│o±ce. To ju┐ nie chodzi o nas, to chodzi o lodowce le┐▒ce na otaczaj▒cych nas szczytach. Od oko│o po│udnia zaczynaj▒ siΩ topiµ, a wczesnym popo│udniem sp│ywaj▒ca z nich woda dos│ownie zmywa nasz▒ drogΩ. S▒ takie miejsca, gdzie mo┐emy zaryzykowaµ przejazd szukaj▒c brodu. Jednak przy kolejnej takiej rzece widzimy, jak nurt nagle porywa pr≤buj▒cego j▒ przekroczyµ wojskowego jeepa Kilkana╢cie sekund p≤╝niej jest on ju┐ ca│kowicie pod wod▒, a kierowca, kt≤ry zd▒┐y│ wyskoczyµ, siedzi zszokowany na drugim brzegu. "Yyyy, to chyba nie jest najlepszy pomys│, ┐eby teraz pr≤bowaµ" - konstatuje dziwnie blady Ziaro. Czekamy wiΩc do rana, kiedy woda opada i wtedy przeje┐d┐amy przez suche w tym momencie koryto.

W Himalajach Jad▒c w ten spos≤b docieramy w ko±cu do doliny Indusu, a tym samym do "normalnej" drogi. Wiedzie nas ona wzd│u┐ tej jednej z najd│u┐szych rzek ╢wiata, przez niesamowity kanion, a┐ do KKH, czyli os│awionej Karakoram Highway.

Jednak im bli┐ej KKH jeste╢my, tym bardziej zaczynamy odczuwaµ skutki panuj▒cego wok≤│ gor▒ca. Za nami ju┐ dobre kilka dni drogi, a wydaje siΩ, ┐e dopiero teraz nasze organizmy zaczynaj▒ zdawaµ sobie sprawΩ z tego, ┐e jest, hm, naprawdΩ ciep│o. Wlewamy w siebie ca│y czas wielkie ilo╢ci p│yn≤w, ale coraz gorzej znosimy t▒ temperaturΩ. Kolejnego dnia siΩga ona w cieniu 49 st. C. To ju┐ nie s▒ przelewki. Obydwaj wiemy, ┐e ju┐ przekroczyli╢my temperaturΩ, do kt≤rej mo┐na bezpiecznie jechaµ w otwartym s│o±cu na rowerze. Na ostatnim odcinku przed KKH Ziaro zaczyna czuµ siΩ bardzo s│abo, nie mo┐na ju┐ wiΩcej ryzykowaµ. Ca│e szczΩ╢cie jest zjazd, a kilka kilometr≤w dalej widzimy wojskowy punkt kontrolny. Za chwilΩ siedzimy w namiocie ┐o│nierzy, a oni sami ch│odz▒ nasze g│owy wod▒ z Indusu. Mamy ╢wiadomo╢µ, ┐e najgorΩtszy odcinek wyprawy jest dopiero przed nami.

W Himalajach Kolejne dni to najdziwniejszy tryb ┐ycia jaki prowadzi│em - pobudka przed ╢witem, jazda do 9.00, spanie w cieniu do 15.00 i dalej jazda do 19.00. Mo┐e dziwnie, ale dziΩki temu chronimy siΩ przed pal▒cym s│o±cem. Kt≤rego╢ z dni, jedna z takich sjest wypada, gdy przeje┐d┐amy u st≤p Nanga Parbat - przez p≤│ dnia mo┐emy le┐eµ nie robi▒c nic i cieszyµ oczy widokiem tego majestatycznego kolosa.

Gdy w ko±cu doje┐d┐amy do granicy pakista±sko-indyjskiej, marzymy o tym, aby w ko±cu wydostaµ siΩ z tej fali gor▒ca. Nie jest to jednak takie proste. MiΩdzy tymi dwoma, bardzo sk│≤conymi, mocarstwami atomowymi, otwarte jest tylko jedno przej╢cie graniczne. Gdy na nie doje┐d┐amy, nie za bardzo siΩ orientujemy, co siΩ dzieje: po obu stronach granicy zgromadzi│y siΩ t│umy ludzi i wykrzykuj▒ do siebie agresywne teksty (w wolnym, parlamentarnym t│umaczeniu "Id╝cie do stu diab│≤w, wy ╝li Pakista±czycy" czy te┐ "Pakistan pany"). W pewnym momencie sytuacja staje siΩ naprawdΩ napiΩta i wydaje siΩ, ┐e tylko szlaban graniczny i zebrane wok≤│ wojska powstrzymuj▒ zebranych, rozgor▒czkowanych ludzi przed starciem siΩ ze sob▒.

W tej sytuacji podenerwowane s│u┐by graniczne obu kraj≤w przez prawie 4 godziny przeszukuj▒ nasze baga┐e i rowery w poszukiwaniu kontrabandy. Ale my i tak jeste╢my szczΩ╢liwi, ┐e, maj▒c na wzglΩdzie sytuacjΩ w Kaszmirze, w og≤le pozwolili nam do tej granicy siΩ zbli┐yµ. Bo to w│a╢nie w Kaszmirze, granicznym regionie miΩdzy Pakistanem a Indiami toczy│a siΩ w tym momencie ofensywa wojsk indyjskich przeciw powstaniu islamskich separatyst≤w. Dowiadujemy siΩ, ┐e jedyna droga, kt≤r▒ od tej strony mogliby╢my dostaµ siΩ w indyjskie Himalaje jest pod ci▒g│ym ostrza│em artyleryjskim, wiΩc jako╢ dziwnie przechodzi nam ochota na jazdΩ ni▒. Peda│ujemy wiΩc jak najszybciej w stronΩ najbli┐szego lotniska, gdzie, po daniu sporej │ap≤wki, wsiadamy w samolot mog▒cy nas przetransportowaµ nad terenem walk. Tym sposobem kontynuujemy nasz▒ wyprawΩ, wje┐d┐aj▒c w Himalaje.

Na prze│Ωczy Taglang La Prze│Ωcze, na kt≤re wje┐d┐amy na przestrzeni nastΩpnego tygodnia pozwalaj▒ nam poczuµ potΩgΩ tych g≤r. Na "dzie± dobry" mamy podjazd na Taglang La (5386 m npm), czyli drug▒ najwy┐sz▒ przejezdn▒ prze│Ωcz ╢wiata. Podje┐d┐aj▒c, choµ jest to do╢µ konkretnie wysoko, do╢µ szybko dobrze siΩ aklimatyzujemy. Jednak ostatniego dnia podjazdu, na ok. 5100 pojawia siΩ przeciwno╢µ, z kt≤r▒ nie jeste╢my w stanie walczyµ - za│amanie pogody. Na pocz▒tku jest to tylko lodowaty wiatr, gwa│towny spadek temperatury i ma│e opady ╢niegu. W tym momencie wydaje nam siΩ, ┐e bΩd▒c tak blisko szczytu, mo┐emy jeszcze szybko podjechaµ na prze│Ωcz i zjechaµ z niej na drug▒ stronΩ, tak by wyrwaµ siΩ z gromadz▒cych siΩ po naszej stronie czarnych chmur. Jednak pogoda staje siΩ coraz gorsza i w momencie, gdy wje┐d┐amy na prze│Ωcz woko│o szaleje burza ╢nie┐na. Nie widaµ nic na odleg│o╢µ 5 metr≤w i nie mo┐emy zaryzykowaµ zjazdu. Zbli┐a siΩ wiecz≤r i decydujemy, ┐eby spΩdziµ na prze│Ωczy noc. Tym razem pojawiaj▒ siΩ pierwsze objawy niedostatecznej aklimatyzacji do tej wysoko╢ci i tΩ noc spΩdzamy prawie bezsennie. W ko±cu nadchodzi ╢wit, pogoda jest ju┐ o wiele lepsza wiΩc natychmiast zje┐d┐amy na bezpieczniejsze wysoko╢ci.

Przeprawa przez rzekΩ Kolejne dwie prze│Ωcze przekraczaj▒ce sw▒ wysoko╢ci▒ 5000 m npm. pokonujemy ju┐ bez takich niebezpiecznych niespodzianek, jednak┐e z wprost nieziemskimi widokami. Choµ da│ nam solidnie w ko╢µ, z ┐alem opuszczamy ten malowniczy region, zwany czasami Ma│ym Tybetem, wje┐d┐aj▒c na moment na indyjskie niziny. Tam, pomimo monsunowego deszczu, nadrabiamy zaleg│o╢ci kilometrowe, "trzaskaj▒c" codziennie dystanse przekraczaj▒ce 100 km.

Tu┐ po wje╝dzie do Nepalu │apie nas niestety przymusowa chwila przerwy - le┐Ω przez kilkana╢cie godzin w wysokiej gor▒czce pok▒sany przez jak▒╢ wredn▒ odmianΩ miejscowych szerszeni (czy┐by nie lubi│y koloru mojej koszulki?). Ca│e szczΩ╢cie, ┐e miejscowy znachor pojawia siΩ na czas, bo podobno trochΩ wiΩksza, nie leczona ilo╢µ pogryzie± tych owad≤w prowadzi, jak to m≤wi▒, do zej╢cia.

W Himalajach Kilka dni p≤╝niej, gdy wbijamy siΩ zn≤w w Himalaje (tym razem ju┐ nepalskie), przeje┐d┐aj▒c p≤╝nym wieczorem przez jedn▒ z wiosek zatrzymujemy siΩ jak wryci. Naoko│o nas ta±czy w rytm jakiej╢ dziwnej muzyki t│um ludzi. WiΩkszo╢µ nosi na twarzach powykrzywiane i przera┐aj▒ce maski, a pozostali maj▒ twarze pomalowane w "nieludzkie" wzory. W ╢wietle pochodni wygl▒daj▒ co najmniej niepokoj▒co, jakby byli w trakcie jakiego╢ dziwnego rytua│u. Jeden z nich t│umaczy nam, ┐e dzi╢ rozpoczΩ│o siΩ ╢wiΩto ┐▒dnej krwi bogini Kali (tak, tak, to ta z drugiej czΩ╢ci przyg≤d Indiany Jonesa). Pytamy ┐artem czy mo┐e bΩd▒ sk│adaµ jakie╢ ofiary. Tambylec pokazuje na kilkana╢cie koz│≤w uwi▒zanych obok i z powag▒ odpowiada, ┐e o p≤│nocy rytualnie ka┐demu z nich zostanie odciΩta g│owa, a domy usmarowane ich krwi▒. A potem przynosi jeden z mieczy, kt≤rym ten rytua│ ma byµ spe│niony. W│a╢ciwie nie wiemy dlaczego, ale pomimo tego, ┐e nas zapraszali na uroczysto╢µ, my, mocno deptaj▒c, wyje┐d┐amy jak najszybciej z wioski.

Gdy w ko±cu doje┐d┐amy do Kathmandu, przed nami zostaje ju┐ tylko ostatni etap tej wyprawy - dostanie siΩ g≤rsk▒ ╢cie┐k▒ pod Everest. Tak, tym razem to ju┐ prawdziwa ╢cie┐ka, tak g│Ωboko w Himalaje nie ma szans siΩ dostaµ ┐aden samoch≤d. W niekt≤rych momentach jest tak w▒ska, ┐e mo┐e ni▒ i╢µ tylko jeden cz│owiek (na przyk│ad nosz▒cy tutaj po 100 kg tragarz z ludu Szerp≤w).

Wiedzieli╢my, ┐e bΩd▒ na niej te┐ skalne g│azy i schody, wiΩc czΩ╢µ baga┐u zostawili╢my w Kathmandu, nie przypuszczali╢my jednak, ┐e bΩdzie czeka│o nas jednak a┐ tyle przenoszenia rower≤w! Jednak po raz kolejny totalnie rozbraja nas sceneria - g≤ry i wisz▒ce mosty wygl▒daj▒ tak samo czadersko, jak we wspomnianej czΩ╢ci przyg≤d Indiany.

W Himalajach Ale to wszystko nic w por≤wnaniu z tym niepowtarzalnym uczuciem, gdy kolejnego dnia wspinaczki, o ╢wicie dotarli╢my w ko±cu do Namche Bazaar, miejsca, z kt≤rego zaczyna siΩ wΩdr≤wka wypraw alpinistycznych wchodz▒cych na Everest. Nagle, jakby aby zrobiµ nam prezent, zniknΩ│y gdzie╢ prawie wszystkie otaczaj▒ce nas chmury i w ci▒gu 10 minut, z mg│y wy│oni│ siΩ szczyt Mount Everestu, a tu┐ obok masyw Lhotse.

Siedzieli╢my tam zauroczeni, p│awi▒c siΩ w rado╢ci, maj▒c przed oczami widok, o kt≤rym marzyli╢my od miesiΩcy. Po ponad 3200 km rowerowej wΩdr≤wki przez Karakorum i Himalaje uda│o nam siΩ pokonaµ trasΩ miΩdzy dwoma najwy┐szymi g≤rami ╢wiata. I choµ, jak na ka┐dej wyprawie, by│o na niej mn≤stwo trudno╢ci, to tylko wspomaga│y one smak tego, co przychodzi│o po nich.

SprzΩt

Przy takich wyprawach podstaw▒ sukcesu jest sprzΩt, kt≤ry CiΩ nie mo┐e zawie╢µ w najtrudniejszych sytuacjach. Najwa┐niejszym elementem jest oczywi╢cie rower. My wybrali╢my MeridΩ z najsztywniejsz▒ ram▒, jak▒ mieli╢my pod sob▒. Dla ucywilizowania tego potwora za│o┐yli╢my amora: Suntour MG90, kt≤ry zagwarantowa│ dobre trzymanie siΩ drogi na ostrych zjazdach i odrobinΩ komfortu. Ca│o╢ci dope│ni│y hamulce Magury, kt≤re nieraz uratowa│y nam sk≤rΩ.

Je╢li chodzi o ciuchy, to postawili╢my na odzie┐ Alpinusa, kt≤ra sprawdzi│a siΩ w 100%.

W razie wypadku byli╢my chronieni przez polisΩ ubezpieczeniow▒ Warty.

Chcemy podziΩkowaµ Akademii Ekonomicznej w Katowicach i Politechnice ªl▒skiej w Gliwicach za pomoc w przygotowaniu ekspedycji.

ú▒czno╢µ

Podczas wyprawy posiadali╢my najnowszy system │▒czno╢ci satelitarnej. Nasz zestaw sk│ada│ siΩ z cyfrowego telefonu satelitarnego Tharne&Tharne TT-3060a (pracuj▒cego w systemie Inmarsat mini m) dostarczonego przez firmΩ EPA, notebooka Toshiba dostarczonego przez firmΩ Techmex i fotograficznego aparatu cyfrowego Premier. DziΩki temu mieli╢my │▒czno╢µ telefoniczn▒ z ka┐dego miejsca wyprawy, co wiΩcej mo┐liwy by│ r≤wnie┐ dostΩp do sieci Internet, czyli r≤wnie┐ dostΩp do poczty elektronicznej. Za pomoc▒ tej ostatniej mogli╢my wysy│aµ zdjΩcia i relacje z trasy wyprawy. WiΩcej szczeg≤│≤w na naszej stronie internetowej: www.atlantis.gliwice.pl

Og≤lne informacje

Pakistan

WizΩ mo┐na wyrobiµ w konsulacie w Warszawie w oko│o tydzie±. Pakistan to pa±stwo muzu│ma±skie, nale┐y zwr≤ciµ szczeg≤ln▒ uwagΩ, aby nie obra┐aµ uczuµ religijnych miejscowych. Powinno siΩ chodziµ w rzeczach zas│aniaj▒cych ca│e cia│o. Nie nale┐y pod ┐adnym pozorem zaczepiaµ kobiet. Mo┐na je╢µ miΩso, ale uwaga na zatrucia. Zakaz picia alkoholu. Kradzie┐e bardzo rzadkie. Najlepszy okres do podr≤┐y to czerwiec, lipiec, sierpie±.

Indie

Wiza do wyrobienia w Warszawie, bezp│atna. Nale┐y uwa┐aµ na z│odziei i naci▒gaczy. Targowanie jest wrΩcz obowi▒zkiem, bo turystom podaje siΩ ceny co najmniej dwa razy wy┐sze od normalnych. Ca│kowity zakaz spo┐ywania miΩsa. Jedzenie ca│kowicie wegetaria±skie, bardzo pikantne i trzeba bardzo uwa┐aµ na zatrucia. Mo┐na piµ alkohol, mo┐na ubieraµ siΩ dowolnie. Najlepszy okres do podr≤┐y - od pa╝dziernika do maja, a dla indyjskich Himalaj≤w od czerwca do sierpnia.

Nepal

WizΩ wyrabia siΩ na granicy (najbli┐szy konsulat w  Niemczech), kosztuje 30 dolar≤w i jest wa┐na 60 dni. Nale┐y siΩ targowaµ r≤wnie zaciekle jak w Indiach. Mo┐na piµ alkohol (polecamy miejscowego Changa), ubieraµ siΩ dowolnie i je╢µ miΩso (ale ze wzglΩdu na warunki sanitarne lepiej pozostaµ wegetarianinem). Najlepszy okres do podr≤┐y - od pa╝dziernika do maja.

Tomasz Piszczako, Tomasz Ziarko bikeBoard 10/1999

Copyright © BIKEBOARD - WYDAWNICTWO G╙RY, BARAN I S-KA, tel. (012) 4211482 Napisz do redakcji! Napisz do redakcji

Web design
& mastering:
Zbooy