bikeBoard - najwiΩkszy polski magazyn rowerowy
Powr≤t do strony g│≤wnej Co nowego na stronach bikeBoardu? Wszelkie porady: techniczne, treningowe... Testy rower≤w, osprzΩtu, innego szpeju Sport: zawody, wywiady z zawodnikami, DH, BMX Turystyka: trasy, opowie╢ci z wypraw R≤┐no╢ci, czyli to, co nie pasowa│o gdzie indziej Archiwalne numery bikeBoardu Odsy│acze do innych stron rowerowych Strefa Wolnego Handlu

Turystyka

Opowie╢ci
z wypraw

Litwo, ojczyzno Adasia...

Dw≤ch facet≤w, dwa rowery, dziewiΩµ kraj≤w

Dw≤ch facet≤w, dwa rowery, dziewiΩµ kraj≤w i setki mniej lub bardziej ┐yczliwych istot ludzkich na trasie przejazdu. PiΩµdziesi▒t dni peda│owania przez EuropΩ i fragmencik Azji zaowocowa│o gar╢ci▒ niebanalnych wspomnie± i du┐▒ dawk▒ metafizycznych bit≤w zakorzenionych w g│Ωbokich zakrΩtach m≤zgu. Jak to smakuje? ProszΩ spr≤bowaµ.

Ukraina 1

Ku Morzu Czarnemu Granica polsko-ukrai±ska, przej╢cie w Medyce. Sk│ad narodowo╢ciowy podr≤┐uj▒cych wyj▒tkowo monotonny. W obie strony ukrai±skie rejestracje. G│≤wn▒ atrakcj▒ s▒ przepychanki autokar≤w i wszΩdobylskich rozklekotanych motor≤w z wy│adowanymi po brzegi bocznymi przyczepami. Starym sposobem lawirujemy miΩdzy kolejkowiczami i g│adko mijamy polski posterunek. Po kilkudziesiΩciu metrach zatrzymujemy siΩ przed wypoczywaj▒cymi w cieniu drzewa ukrai±skimi celnikami i pe│ni szacunku dla ich odpowiedzialnej pracy, pochylamy nisko g│owy. Na nic siΩ jednak zdaje silona pokora - odsy│aj▒ nas dos│ownie za "niemanie ╢wiate│". Jedyna szansa to przejazd autokarem. Poproszony o pomoc polski celnik podchodzi do ukrai±skiej "wycieczki". Grymasy kierowcy ucina kr≤tko: "Nie we╝miesz, nie pojedziesz." Przed tak atrakcyjn▒ przepraw▒ ratuje nas zab│▒kany ukrai±ski oficer. Prowadz▒c nas przez ca│▒ procedurΩ u╢miecha siΩ dwuznacznie i wypytuje o ceny rozmaitych czΩ╢ci naszych rower≤w. Z postury nie wygl▒da na sportowca, wiΩc powoli pojmujemy jego intencje. Gdy siΩgam po dwudolarowy banknot, macha rΩk▒ i zadowolony ze swych dydaktycznych zdolno╢ci rzuca: "No, paniali. Idi."

Ukraina 2

Na poboczu stoi zadbany volkswagen golf. W ╢rodku dw≤jka mundurowych. Pytamy w│adzΩ, czy nie znaj▒ przytulnego miejsca gdzie mogliby╢my postawiµ pa│atkΩ. Odpalaj▒ silnik i razem z nadje┐d┐aj▒cym w│a╢nie samochodem pilotuj▒ nas nad ca│kiem spore jeziorko. Podczas gdy my zmagamy siΩ ze stela┐em i ╢ledziami, czw≤rka naszych przewodnik≤w uk│ada na trawie nastΩpuj▒cy zestaw: litr samogonu, cztery piwa, siatkΩ og≤rk≤w i dwie rybne konserwy. Po chwili siedzimy ju┐ razem i kuszajem. Dw≤ch z naszych darczy±c≤w to bracia - pochodz▒ z dalekiego Uzbekistanu, dok│adnie z Samarkandy. Stoj▒ tu na niemal przeciwnych biegunach (choµ w tym wypadku daleko mo┐e oznaczaµ bardzo blisko). Jeden jest starszym leutantem w policji, drugi "businessmen" prowadzi sklepo-kawiarniΩ w pobliskiej wiosce. Ze ╢miechem por≤wnuj▒ przy nas swoje zarobki.

Konsekwencje tej biesiady m≤j ┐o│▒dek odczuwa nazajutrz rano. Zalegaj▒ce w nim pokarmy usilnie pragn▒ przezwyciΩ┐aµ prawo grawitacji. Nie jestem zdolny do dalszej jazdy. Z pomoc▒ przychodzi grupa wypoczywaj▒cych nad jeziorem robotnik≤w. D│ugo argumentuj▒ mi skuteczno╢µ ich sposobu leczenia. Wys│uchujΩ licznych przyk│ad≤w cudownych uzdrowie±. W ko±cu prze│amujΩ siΩ i wypijam magiczny lek - samogon z │y┐eczk▒ soli, po czym zagryzam to chlebowymi sk≤rkami. Trudno oceniµ c≤┐ odnios│o tu po┐▒dany skutek: czy m≤j ┐o│▒dek nie chcia│ mnie dalej gnΩbiµ, czy uleg│em silnym sugestiom budowlanej za│ogi, czy mo┐e prawd▒ jest, ┐e klin, klinem - do╢µ, ┐e bole╢ci jak rΩk▒ odj▒│.

Mo│dawia 1

Mija ju┐ dziesi▒ty kilometr, jak "na kole" siedzi mi drobny ch│opiec z fioletowym sk│adakiem. Zwalniam, ┐eby zagadn▒µ ma│ego kolarza - dwunastoletni Siergiej wyruszy│ wcze╢nie rano od swej babuszki i pod▒┐a w kierunku rodzinnego domu. Informuje mnie, ┐e to jego pierwsza tak powa┐na podr≤┐ w ┐yciu. Przypadkiem spogl▒dam na jego stopy - zamiast but≤w, warstwa kurzu. Gdy podje┐d┐am pod strom▒ g≤rkΩ na miΩkkim biegu, bosy rowerzysta zeskakuje ze swego pojazdu i biegnie po rozgrzanym, lepkim asfalcie. PrawdΩ m≤wi▒c jestem lekko zawstydzony i oddycham z ulg▒, gdy malec odbija w bok, by nabraµ wodΩ.

Posi│ek Za dziesiΩµ kilometr≤w urz▒dzamy sobie z Remigiuszem kr≤tki popas. I kogo widzimy na szosie? Siergiej podje┐d┐a do nas i wsp≤lnie szacujemy jego trasΩ - przejecha│ ju┐ ponad sto kilometr≤w, a przed nim dalsze piΩµdziesi▒t. Pytamy o prowiant - z plastikowego koszyka przywi▒zanego sznurkiem do baga┐nika wyci▒ga dwa puste pude│eczka po soczkach i kilka cukierk≤w, kt≤rymi jeszcze chce nas czΩstowaµ. Wspieramy go gar╢ci▒ ciastek i ┐egnaj▒c m≤wimy z przejΩciem: "Siergiej, ty ma│y gieroj!".

"A imiΩ tego ch│opca na ╢niegu wypisane,
I w s│o±cu odtaja│o i woda je unios│a."

Mo│dawia 2

Rano wcinamy resztki rozpuszczalnej kaszki i szykujemy siΩ ju┐ do odjazdu, gdy zatrzymuje nas s▒siadka gospodarza. W rejonie naszego obozowiska l▒duje stolik i krzes│a, a za momencik serwuj▒ nam sma┐on▒ rybΩ i mleczn▒ zupΩ z ry┐em. Nic w tym wyj▒tkowego, gdyby nie fakt, ┐e jak przypadkiem spostrzeg│ Remigiusz, po drugiej stronie domu pajdki chleba zagryzaj▒ cebul▒. "Go╢µ w dom, B≤g w dom."

Turcja

Greckie Meteory - Jeste╢my wyj▒tkowym pa±stwem, w kt≤rym islam wsp≤│gra z demokracj▒ - ekscytuje siΩ m≤j rozm≤wca. Ma ┐≤│te zΩby, efekt nieustannego palenia papieros≤w i lekko sepleni w chwilach szczeg≤lnych emocji.

- Islam to humanizm, dba o cz│owieka, zmusza go do innego spojrzenia na bli╝nich. Wyznaj▒c islam, musisz kochaµ ╢wiat i istoty na nim ┐yj▒ce - peroruje.

- A co powiesz o d┐ihad? - pr≤bujΩ zbiµ go z tropu.

- To nie s▒ prawdziwi muzu│manie - ucina kr≤tko.

- A kobiety, na razie demokracja przegrywa z tradycj▒.

- W moim kraju panuje wolno╢µ... - u╢miecha siΩ dwuznacznie.

Rumunia

Rumunia jest krajem odra┐aj▒cym

Drugiego dnia pobytu w banalny spos≤b tracΩ dwie╢cie dolar≤w. W│a╢nie wymieniamy na leje dziesi▒taka, gdy podchodzi do nas trzech dobrze od┐ywionych mΩ┐czyzn. Proponuj▒ du┐o korzystniejszy przelicznik. Grzecznie dziΩkujemy, ale ch│opcy szybko zmieniaj▒ scenariusz. Bez s│owa wyja╢nienia szturchaj▒c nas i │api▒c za rΩce zaczynaj▒ penetracjΩ baga┐y. Kt≤ry╢ z nich wyjmuje legitymacjΩ; oznajmia, ┐e nale┐▒ do policji federalnej i rozpracowuj▒c w│osk▒ mafiΩ poszukuj▒ narkotyk≤w i fa│szywych pieniΩdzy. Zdezorientowani spogl▒damy na ludzi woko│o. Panienka z kantoru u╢miecha siΩ bezradnie, za╢ mΩ┐czyzna z pobliskiego sklepu przygl▒da siΩ nam i potakuj▒co kiwa g│ow▒. Grubasy ┐▒daj▒ pokazania dolarowych banknot≤w. Naciskani w coraz bardziej nieprzyjemny spos≤b, spe│niamy ich wolΩ. Remigiusz przedstawia dwie piΩµdziesi▒tki, kt≤re po kr≤tkiej lustracji trafiaj▒ z powrotem do jego kieszeni. Ja mam problem... W portfelu tylko piΩµ dolar≤w - reszta pieniΩdzy razem, g│Ωboko w sakwie. Faceci nie ustΩpuj▒ i z oporami wyci▒gam got≤wkΩ. Jeden z nich na moich oczach rozk│ada plik banknot≤w, po czym zwraca grzecznie i pokazuje, ┐e mo┐emy jechaµ. Z niedowierzaniem oddalamy siΩ z tego miejsca. Nieco p≤╝niej przeliczam swe zasoby: brak wcze╢niej wymienionej kwoty. Frycowe op│aci│em z nawi▒zk▒.

Jak spΩdzaj▒ czas rumu±skie (cyga±skie) dzieci?

Rumu±skie dziecko Je╢li mieszkaj▒ na wsi, z rozkosz▒ oddaj▒ siΩ obrzucaniu przeje┐d┐aj▒cych pojazd≤w (w tym rower≤w zagranicznych turyst≤w). W │agodnej odmianie u┐ywaj▒ jab│ek lub kawa│k≤w gumy. W bardziej traumatycznej - niewielkich kamieni. Interesuj▒ca jest psychologiczna rozgrywka przed tward▒ konfrontacj▒. Zamiary stoj▒cego na poboczu ch│opaczka mo┐na odczytaµ bez trudu. RΩce trzyma przed sob▒ przy ciele i co jaki╢ czas unosi spuszczon▒ g│owΩ szacuj▒c odleg│o╢µ. Szukam wtedy kontaktu wzrokowego, by speszyµ mojego "oprawcΩ". Czasem skutkuje, czasem nie.

Rumunia jest krajem fascynuj▒cym

Ju┐, ju┐ opuszczamy miejsce noclegu, gdy zauwa┐amy zmierzaj▒c▒ w naszym kierunku czarnoodzian▒ staruszkΩ. Gestem rΩki zaprasza nas do domu. W jednej izbie wersalka, kuchenka, lod≤wka i telewizor. Bardzo skromnie. Na stole czekaj▒ ju┐ dwa talerze. Na palniku dochodz▒ go│▒bki w sosie pomidorowym, a przed nami dwa smakowite placki. Wszystko od serca, z licznymi zachΩtami do kontynuowania posi│ku. Jako prowiant - dwa du┐e kawa│ki s│oniny. W oczach gospodyni │zy. Niedawno straci│a w wypadku syna. Osamotnienie i g│≤d uczuµ znajduj▒ u niej uj╢cie w wielkiej serdeczno╢ci, a nie jak to czΩ╢ciej bywa w zgryzocie i zawi╢ci. Ze ╢ci╢niΩtymi gard│ami obca│owujemy babulkΩ i d│ugo jeszcze machamy zanim zniknie nam z oczu.

Staruszka Co zrobiµ z podarowan▒ s│onin▒? Mo┐e jajecznicΩ. Wybieramy jedno z gospodarstw w zagubionej wiosce. Szybko udaje siΩ nam przekazaµ cel wizyty. Kroimy s│oninkΩ w drobn▒ kostkΩ i chwilΩ sma┐ymy na wolnym ogniu po czym aplikujemy sze╢µ rozrobionych z mlekiem jajek. Po posi│ku proponujΩ pami▒tkowe zdjΩcie, a przy okazji proszΩ o adres. Gospodarze nie potrafi▒ go sobie przypomnieµ i dopiero po kilku minutach szukania przedstawiaj▒ nam cos na kszta│t aktu zameldowania. Z trudem rozszyfrowujemy dane i przystΩpujemy do fotopstryku. Pani obwi▒zuje chust▒ g│owΩ i zapina dziadkowi guziki od koszuli. Wszystko to przed moim obiektywem. Remigiusz w porΩ ostrzega mnie przed ura┐eniem gospodarzy. Ci w ko±cu staj▒ na baczno╢µ i spogl▒daj▒ w sin▒ dal. Raz, dwa, trzy... gotowe.

Bu│garia

- Halo, halo - krzyczymy zza p│otu w stronΩ krz▒taj▒cej siΩ po podw≤rku staruszki. W│a╢nie mija dziesi▒ta, co nie wr≤┐y nam dobrego po│owu. Kobiecina w og≤le nas nie dostrzega. Kilka metr≤w o nas wykonuje zamach rΩk▒ i rozrzuca okruchy chleba. Po tym odwraca siΩ plecami i pod▒┐a w kierunku swojej chatki. Zdezorientowani odprowadzamy j▒ wzrokiem, gdy ta niespodziewanie ods│ania sw≤j zadek i na ╢rodku podw≤rka zaspokaja pal▒c▒ fizjologiΩ. Zarz▒dzamy odwr≤t...

Macedonia

Zoran studiuje mechanikΩ w Skopje - proszΩ o ma│▒ dawkΩ minionej i wsp≤│czesnej historii. PamiΩtaj▒c potΩ┐ny czerwony napis: ADOLF CLINTON CALL OFF YOUR DOGS AND STOP THE WAR umieszczony w pobli┐u greckiej granicy zagadujΩ o Kosowo. Pytam: kto jest dobry, a kto z│y. "Racja jest po stronie Serb≤w, jaki nar≤d odda│by dobrowolnie czΩ╢µ swojej ziemi?" - pada odpowied╝. Nasz gospodarz twierdzi, ┐e taki pogl▒d dominuje w Macedonii, dominuje te┐ wyrzut sumienia, ┐e niejako zdradzili Serb≤w umo┐liwiaj▒c NATO stacjonowanie na macedo±skiej ziemi. I jeszcze odrobina przesz│o╢ci: wojna serbsko-chorwacka. W opinii Zorana zaistnia│a ona wy│▒cznie w g│owach psychopatycznych dow≤dc≤w. Wymiana ognia zaczyna│a siΩ wraz z ich wizyt▒ na linii frontu. Gdy odje┐d┐ali, obie strony brata│y siΩ przy w≤dce i herbacie. Na pytanie o liczne przecie┐ ofiary w ludziach odpowiada, ┐e najwiΩksze spustoszenia czyni│y naszprycowane narkotykami i alkoholem oddzia│y wkraczaj▒ce do bezbronnych wiosek.

"Ale wojna nie jest prawdziw▒ przygod▒, jest tylko namiastk▒ przygody. Wojna jest chorob▒. Jak tyfus." - Antoine de Saint-Exupery

Polska

- Znowu nic - zawieszam s│uchawkΩ na automacie przed budynkiem telekomunikacji w Zakopanem.

Lekko poddenerwowany opieram rower o pobliski kwietnik. Siedz▒cy obok mnie w▒saty g≤ral straszy:

- Stan▒│e╢ ch│opie na terenie mojego parkingu, to bΩdzie kosztowa│o.

- »ebym dobrze poczu│, ┐e wr≤ci│em do Polski - odparowujΩ z ironi▒.

Po chwili zmienia zdanie:

- Ach, znaj chamskie serce g≤ralskie - je╢li jeste╢ studentem, darujΩ ci darmowy post≤j.

PodejmujΩ grΩ i wyci▒gam legitymacjΩ.

- Czwarty rok medycyny - rzucam.

- O, to mam dla ciebie pouczaj▒c▒ historiΩ.

I s│ucham jak to przed kilku laty ╢ci▒gnΩli go z imprezy w remizie do szpitala. Potrzebowali jego unikalnej grupy krwi (A2, Rh-) dla rodz▒cej kobiety. Sze╢µset mililitr≤w umknΩ│o z jego ramienia cienkim wΩ┐ykiem. Wyniki bada±, kt≤re przysz│y nastΩpnego dnia wykaza│y w jego krwi cztery koma sze╢µ promila alkoholu. Przez dwa dni m│oda matka nie wybudza│a siΩ z narkozy.

- ZapamiΩtaj moje nazwisko: G▒sienica-JΩdru╢, wymieraj▒cy r≤d. No, muszΩ lecieµ. Tu ┐ona, tu interes - pokazuje w przeciwne strony - a ja sobie bimbam jak ten chujek.

- A ┐ycie p│ynie dalej - kwitujΩ.

Wojtek Jaroszewski bikeBoard 3/2000

Copyright © BIKEBOARD - WYDAWNICTWO G╙RY, BARAN I S-KA, tel. (012) 4211482 Napisz do redakcji! Napisz do redakcji

Web design
& mastering:
Zbooy