|
Chopok na koleProsto z poci▒gu pojechali╢my na Przej╢cie ªwidnickie, miejsce spotka± wroc│awskich "g≤rali". Nikogo nie interesowa│o, ┐e w│a╢nie wracamy z Tatr, ┐e wjechali╢my na Chopoka. Pytano nas tylko o czΩ╢ci rowerowe. Celem tej wyprawy by│o zdobycie na rowerze Chopoka, najwy┐szego szczytu s│owackich Tatr Ni┐nich. Jesieni▒ g≤rΩ zaatakowa│o trzech wroc│awian: Boles│aw Tarczewski, Piotr Czerwi±ski i Bartek Kazimierczak. Koszty wyprawy by│y niewielkie - oko│o piΩµset z│otych na osobΩ. Dzie± pierwszy: ZakopaneGranicΩ ze S│owacj▒ przekroczyli w Dolinie Chocho│owskiej. Potem przedostali siΩ przez Tatry Zachodnie. Ta droga to sto dwadzie╢cia kilometr≤w asfaltem chwilami z 12-14% wzniesieniem. Sporo dziesiΩciokilometrowych podjazd≤w ze ╢redni▒ prΩdko╢ci▒ 14-15 km/h. Jednak na wyniku dziennym zawa┐y│ najszybszy zjazd ca│ej wycieczki - 80 km/h. - Na mokrym asfalcie, to jakby╢ zagl▒da│ ╢mierci w oczy - komentuj▒. Ten dzie± to tak┐e pierwsza nagroda za podjΩcie trudu. Natura w czystej postaci. Szczyty i g│Ωbokie prze│Ωcze oraz totalny spok≤j i cisza. Na podjazdach ka┐dy gram urasta│ do kilogram≤w. Jad▒c ca│y czas rozwa┐ali, czy czego╢ nie jest za du┐o. Ju┐ na etapie przygotowa± zrezygnowali z bocznych sakw. Mieli wiΩc jedynie plecaki, w kt≤rych wie╝li to, co jest najbardziej potrzebne: po jednym komplecie kr≤tkiego i d│ugiego zestawu ubrania, przeciwdeszczowe kurtki - Trek microfiber, kt≤ry chroni przed wiatrem szczeg≤lnie na zjazdach, ale jak siΩ okaza│o, po d│u┐szym u┐ytkowaniu przemaka. Na plecach wie╝li oczywi╢cie tak┐e narzΩdzia - wszystkie, kt≤rymi mo┐na naprawiµ rower. By│y to: klucz do centrowania, rozkuwacz do │a±cucha, obcinaczki do linek, zestaw imbubs≤w, klucz do kasety i do wk│adu, ╢ci▒gacz do korb (po co a┐ tyle? - przyp. red.). Z czΩ╢ci - szprychy, dΩtki - ka┐dy po jednej (cienkie 120-gramowe Ritcheye) oraz dodatkowo kilkana╢cie │atek. - Ka┐dy podjazd by│ mΩcz▒cy - m≤wi Bartek. - Wszystko przecie┐ by│o na naszych plecach. - Przerwy robili╢my jedynie po zako±czeniu odcinka, nigdy w ╢rodku trasy - dodaje Piotr. - Jad▒c z plecakiem "kierowca" z wyposa┐eniem jest ciΩ┐szy od roweru i jego waga dominuje nad ca│ym uk│adem. Wie╝li╢my wiΩc plecaki maksymalnie do 8 kg. Praktycznie tylko jedzenie na ╢niadanie: banany, batony i bidon z czyst▒ wod▒, choµ tak┐e zdaj▒ egzamin coca-cola i isostar. Tego dnia przejechali Tatry Wysokie i dotarli ju┐ do Tatr Ni┐nich. Nocleg znale╝li w narciarskim schronisku "Chata Björnsona". Okaza│o siΩ, ┐e to jedna z najlepszych baz turystycznych na S│owacji. Noc kosztuje 250 koron, a za dziesiΩµ z│otych mo┐na zje╢µ du┐▒ i smaczn▒ kolacjΩ. Tutaj ko±czy siΩ szosa, a zaczynaj▒ siΩ g≤ry. Idealne miejsce do zaatakowania Chopoka. Dzie± drugi: ChopokDo boju wyruszyli ubrani jedynie w kr≤tkie trykoty i z najbardziej niezbΩdnymi rzeczami - tylko to, co zmie╢ci│o siΩ do ma│ej torebki. Przed wyjazdem zg│osili swoje zamiary Horskiej S│u┐bie i zapytali, jak mo┐na wjechaµ na szczyt. - Na kole? (kolo to po s│owacku rower) - zapyta│ funkcjonariusz i zrobi│ wielkie oczy. Jednak zasugerowa│, aby jechali w skos stoku pod wyci▒giem. úa±cuchy zrzucone zosta│y na najmniejsze tarcze, rowery wolno zaczΩ│y sun▒µ po stoku. Nachylenie by│o jednak tak du┐e, ┐e mimo dobrej przyczepno╢ci opon przednie ko│a odrywa│y siΩ od ziemi. Po p≤│torej godzinie dotarli na 1600 metr≤w, czyli 3/4 wysoko╢ci. Z lasu wjechali w kosodrzewinΩ. Jad▒cy nad nimi wyci▒giem ludzie patrzyli z niedowierzaniem. Rowerzy╢ci bowiem zmierzali w g≤rΩ ╢cie┐k▒ o ogromnym nachyleniu. Dr≤┐ka mia│a p≤│ metra szeroko╢ci i wy│o┐ona by│a du┐ymi kamieniami. Na tym szlaku pieszy ma trudno╢ci z podej╢ciem. Jak wspominaj▒, by│ to podjazd wybitnie interwa│owy. Bardzo kr≤tkie odcinki drogi na wysokich obrotach z tΩtnem dochodz▒cym do 200 uderze± na minutΩ. OdpoczΩli dopiero, gdy nie da│o siΩ jechaµ rowerem - tam, gdzie szlak dla u│atwienia przej╢cia zosta│ wyposa┐ony w │a±cuchy. Ta ostatnia µwiartka drogi zajΩ│a im tyle samo czasu co trzy poprzednie. Sam wierzcho│ek Chopoka to usypisko kamieni, a ostatnie 50 metr≤w szlaku wiedzie przez uskoki skalne, progi, przeszkody terenowe. Gdy wchodzili na wierzcho│ek g≤ry, tury╢ci bili im brawo, a potem prosili o pozowanie do zdjΩµ. - Ca│kowita satysfakcja i poczucie dobrze wykonanej roboty - m≤wi Bolek, wspominaj▒c pierwsze swoje uczucie, kt≤re pojawi│o siΩ po zdobyciu szczytu. - No i ┐e sprawdzi│y siΩ moje za│o┐enia dotycz▒ce doboru sprzΩtu, ubioru, wyboru na tΩ trasΩ sztywnego widelca. Zadowolenie, ┐e rower wjecha│ w ca│o╢ci. Poczu│em ulgΩ. G≤ra zosta│a oswojona, a ja jestem w nielicznej grupie tych, kt≤rzy zrobili co╢ niedostΩpnego. Tam siΩ liczy tylko do╢wiadczenie. Moje piΩtna╢cie lat je┐d┐enia na rowerze w│a╢nie tam zosta│y nagrodzone. - Na szczycie nic ju┐ do szczΩ╢cia nie brakuje - m≤wi Bartek. - G≤ra zaliczona. - Gdy stan▒│em z rowerem, poczu│em jakby ogarnΩ│a mnie jaka╢ tajemnicza atmosfera - m≤wi Piotr. - A potem przysz│a my╢l, ┐e w tym sporcie liczy siΩ przede wszystkim cz│owiek, sprzΩt jest na drugim miejscu. Po sesji zdjΩciowej rozpocz▒│ siΩ powr≤t. Rowerzy╢ci nie wybrali jednak tej samej drogi, ale postanowili wracaµ grzbietami g≤rskimi. Zainteresowa│a ich bowiem g│adka droga wiod▒ca ze szczytu. - To nie jest mo┐liwe, ┐eby w tak wysokich g≤rach je╝dzi│o siΩ jak po parku - m≤wi Bartek. - Ta ╢cie┐ka to tak┐e jedna z nagr≤d. Masz okazjΩ poje╝dziµ bezkarnie na wysoko╢ci 2000 metr≤w i pooddychaµ rzadkim powietrzem. - Tam jest inne podej╢cie do uprawiaj▒cych turystykΩ rowerow▒ ni┐ w Karkonoszach - m≤wi Piotr. - Nie ma komercjalizacji g≤r. - To nie ªnie┐ka, kt≤r▒ zmieniono niemal w s│ynn▒ wroc│awsk▒ ulicΩ ªwidnick▒ - m≤wi Boles│aw. - "Tury╢ci", czyli pseudotury╢ci wje┐d┐aj▒ wyci▒giem, a knajpa prosperuje jak w centrum miasta. Jakby╢ przeni≤s│ miejskie ┐ycie w wysokie g≤ry. W Tatrach S│owackich jest zupe│nie inaczej. Ka┐dy, kto tam siΩ znalaz│, szanuje te g≤ry. Prawie nie ma ludzi przypadkowych - panienek w szpilkach i dresiarzy. Tam chodz▒ jedynie tury╢ci z prawdziwego zdarzenia. Wygodna droga powrotna wi│a siΩ przez oko│o piΩµ kilometr≤w. Jednak to co z g≤ry wydawa│o siΩ parkow▒ alejk▒, okaza│o siΩ jedn▒ z trudniejszych tras zjazdowych. Po obiecuj▒cym pocz▒tku zmieni│a siΩ w ╢cie┐kΩ szerok▒ na nieca│y metr id▒c▒ trawersami. Tu┐ za ni▒ kamienisty stok o nachyleniu 450. ObsuniΩcie siΩ ze ╢cie┐ki to niechybne l▒dowanie kilkaset metr≤w ni┐ej, a na dr≤┐ce kamienie wielko╢ci telewizora. - Na tym odcinku ka┐dy z nas mia│ "dzwony" - m≤wi Boles│aw. - Gdy jedziesz nie masz czasu my╢leµ. Jednak gdy siΩ zatrzymasz, u╢wiadamiasz sobie z przera┐eniem, ┐e g│upi przypadek mo┐e pozbawiµ ciΩ ┐ycia. Przera┐aj▒ce s▒ te momenty, w kt≤rych nie panujesz nad rowerem, a zawsze jest taka sytuacja, ┐e co╢ wymyka siΩ spod kontroli: ukszta│towanie terenu, kompan, niespodziewane wypiΩcie siΩ buta z peda│u. - Zje┐d┐a│em do╢µ szybko - wspomina Bartek. - By│ du┐y uskok, a przednie ko│o po╢lizgnΩ│o siΩ na lu╝nym kamieniu. Straci│em kontrolΩ i stara│em siΩ po│o┐yµ na prawo, bo z lewej by│a przepa╢µ. Jednak po upadku, rower zsun▒│ siΩ w stronΩ urwiska, a ja go utrzymywa│em jedynie na zatrzasku peda│a. Le┐a│em na dr≤┐ce, pode mn▒ kilkaset metr≤w zbocza. Czu│em strach i chcia│em wyj╢µ z tego jedynie ca│y i zdrowy. Czu│em niebezpiecze±stwo. Z drugiej strony nie chcia│em straciµ roweru, przecie┐ to druga po│owa mojego ┐ycia. Wkr≤tce sko±czy│y siΩ serpentyny i rozpocz▒│ siΩ mniej stromy, ale trudniejszy technicznie zjazd. Na drodze pojawi│y siΩ coraz wiΩksze kamienne uskoki. NastΩpnie trasa prowadzi│a brzegiem strumienia i wiod│a przez las, w kt≤rym przeszkod▒ by│y korzenie. O po╢lizg nie by│o trudno. - W ko±cu trafili╢my na drogΩ pod wyci▒giem - wspomina Piotr. - Nie by│o problemu z nawierzchni▒, kt≤ra ╢wietnie trzyma│a ko│o, jednak by│o takie nachylenie, ┐e tu┐ po zwolnieniu hamulc≤w, prΩdko╢µ wzrasta│a w u│amkach sekund. Dystans tego dnia to zaledwie 35 km - m≤wi Bolek. - Jednak czas jazdy wyni≤s│ 6 godzin, a do tego na podjazdach spΩdzili╢my oko│o 4 godzin z prΩdko╢ci▒ 2,5 km/h. Przy tej prΩdko╢ci liczniki przestaj▒ dzia│aµ, a wiΩc nie mo┐liwe jest dok│adne podanie dystansu trasy. To te┐ ╢wiadczy jaki stromy by│ to podjazd - praktycznie by│o to wtaczanie roweru utrzymuj▒c r≤wnowagΩ. - Po powrocie do Chaty Björnsona zjedli╢my obfit▒ kolacjΩ - spaghetti i nale╢niki, kt≤ra kosztowa│a oko│o 10 z│otych - m≤wi▒. - Uzupe│nili╢my straty energetyczne i rozentuzjazmowani wspominali╢my ca│y dzie±, szczeg≤lnie dramatyczne momenty. Byli╢my zadowoleni, ┐e zrobili╢my co╢ du┐ego. Byli╢my tak┐e zadowoleni ze sprzΩtu, bo spisywa│ siΩ fantastycznie. Dzie± trzeci: Demanovska DolinaPlan na ten dzie± to w ca│o╢ci szosa. Do przejechania zosta│a wybrana Demanowska Dolina z prze│Ωczami i przewy┐szeniami, kt≤re dochodzi│y do 1000 metr≤w - droga opisana na mapie Liptowskiej Orawy jako "dla ekspert≤w". - Najbardziej zapamiΩtamy zjazd z oko│o 1300 metr≤w n.p.m. z prΩdko╢ci▒ ponad 80 km/h - m≤wi Bolek. - Choµ szosa by│a idealnie r≤wna bardzo niebezpieczne pozostawa│y zakrΩty, na kt≤rych zawsze jest trochΩ piachu. Mo┐na by│o wypa╢µ z trasy. Oczywi╢cie takie zjazdy to ogromne doznania, bo jest prΩdko╢µ i ryzyko, a zjazdy szosowe s▒ dla nas r≤wnie ciekawe ja terenowe. Jednak jeden male±ki b│▒d powoduje wylotkΩ z trasy. Przy tych prΩdko╢ciach zagro┐eniem jest zwyczajna "guma" w przednim kole. - Przygotowanie roweru przed wyjazdem na trasΩ to dla nas normalne i konieczne czynno╢ci - m≤wi Piotr. - Niekt≤rzy mog▒ uznaµ to za zboczenie zawodowe. Dla nas to norma, ┐e musi byµ przed ka┐dym wyjazdem czas dla rower≤w. Od tego wiele zale┐y. Dzie± czwarty: NamestovWyniki tego dnia: dystans - 94 km, ╢rednia prΩdko╢µ - 22,5 km/h; czas - 4 godziny 10 minut. - Jechali╢my na p≤│nocny zach≤d w stronΩ Namestova - m≤wi Bartek. - To by│a wycieczka cross country niemal w idealnej postaci. Wok≤│ nas pola, ch│opi, wiejski klimat. Gdy zobaczyli rowerzyst≤w w kaskach, byli zdziwieni jak u nas parΩ lat temu. Tam te┐ spotkali╢my jeden z piΩkniejszych widok≤w naszej wycieczki: droga asfaltowa w w▒wozie szerokim zaledwie na 2,5 metra i tak przez 10 kilometr≤w. - Tak dojechali╢my do Malatiny - dodaje Piotr. A potem zjazd, zjazd i ca│y czas zjazd. Jechali╢my na azymut, po prostu na krechΩ, bo ze ╢cie┐ki zrobi│o siΩ pole i tak trafili╢my do Oravskiego Podzamka. Tam odpoczynek, obiad, a nastΩpnie jeszcze jedna prze│Ωcz i to dosyµ trudna. - NastΩpnie bardzo malowniczy wjazd do Namestova - m≤wi Bartek. - Droga wiod│a kilometrowym mostem przez urokliwe jeziorko. Jednak nas najbardziej zaskoczy│o zupe│nie co innego. O godzinie 18 ju┐ nikogo nie by│o w mie╢cie, tam ┐ycie toczy siΩ innym tempem, Wroc│aw to wielki chaos. Dzie± pi▒ty: w stronΩ granicyDystans dnia: 46 km ze ╢redni▒ prΩdko╢ci▒ 21,3 km/h. Najpierw podjazd pod Pilsko, a potem w stronΩ Babiej G≤ry. Przewaga nawierzchni asfaltowo-szutrowej. - Mieli╢my ju┐ ma│o pieniΩdzy i zastanawiali╢my siΩ czy jechaµ do Polski, czy zostaµ - m≤wi Bolek. - Obawiali╢my siΩ, ┐e ceny przy granicy wzrosn▒, dlatego przenocowali╢my jeszcze ko│o Babiej G≤ry. Po s│owackiej stronie to jeszcze inna kultura. Mi│a obs│uga, dobre jedzenie. - Przekroczenie granicy, to jakby powr≤t z innego ╢wiata - m≤wi Piotr. - WiΩcej samochod≤w, ludzie nastawieni na szmal i Polacy, kt≤rzy hektolitrami wwo┐▒ alkohol. Czym bli┐ej granicy, tym dro┐ej. A potem ju┐ przez »ywiec do Bielska i do domu. - Gdy wraca│em do domu, wielokrotnie przypomina│em sobie pewien moment z wyprawy - m≤wi Bolek. - By│ to czas, gdy siedzia│em na szczycie. Czu│em wtedy ca│kowity relaks, odizolowanie siΩ od wszystkich codziennych spraw. Pe│ny intelektualny odpoczynek. Czu│em jak odzyskujΩ si│y i r≤wnowagΩ psychiczn▒. Dla tej chwili warto by│o ponosiµ trudy.
|
|||||
Web design |