The VALETZ Magazine nr. 1 (VI) - luty, marzec 1999
[ CP-1250 ]
( wersja ASCII ) ( wersja ISO 8859-2 )
poprzednia strona 
			powr≤t do indeksu nastΩpna strona

 
8 w skali Richtera

Na pocz╣tek kr≤tka dygresja.

Wiecie w czym jeste£my lepsi od Amerykan≤w? Potrafimy dostrzec s│aby komiks. A wiecie w czym jeste£my gorsi? Nie potrafimy dostrzec komiksu dobrego...

Nazwa│em ten artyku│ o "X-Men" "8 w skali Richtera", poniewa┐ pojawienie siΩ mutant≤w by│o rewolucj╣ na polskim rynku. Prawdziwym trzΩsieniem ziemi, kt≤re przeczy£ci│o teren, wygospodarowa│o miejsce dla przysz│ych pokole± (wiecie, te wszystkie Jimy, Jae Lee, Portacio). Dlatego warto oddaµ cze£µ tej serii i zastanowiµ siΩ, dlaczego "X-Men" musieli z rynku znikn╣µ. Zanim pojawi siΩ odpowiedƒ na to pytanie musimy siΩ cofn╣µ kilka lat wstecz. Uruchommy wehiku│ czasu, zaci£nijmy zΩby, pom≤dlmy siΩ, by wehiku│ zadzia│a│... Co? Nie zadzia│a│? Aha, w│≤┐cie wtyczkΩ do gniazdka... Latka mijaj╣, 1999, 1998, mijaj╣ 1997, 1996, i mijaj╣, 1995, 1994, 1993 i jest rok 1992. L╣dujemy 8 lat wcze£niej, idziemy do kiosku i kupujemy raz jeszcze pierwszy numer "X-Men". PamiΩtacie ten przy£pieszony oddech, liczenie kasy (┐eby tylko nie zabrak│o!), a potem pierwsze chmurki, pierwsze strony? Niezwyk│e uczucie. To tak jakby braµ udzia│ w tworzeniu historii. Te pierwsze numery, historia z "Hellfire Club" by│a niezwyk│a. Numer 3/92 (Wolvie vs. reszta) jest jednym z najlepszych w historii tego komiksu. John Byrne i Chris Claremont stworzyli niezwyk│╣ sagΩ o ludziach. Nie o mutantach, ale o ludziach. Poznawali£my ich problemy, byli rzeczywi£cie wyrzutkami, nienawidzonymi przez £wiat, ukrywaj╣cymi siΩ, dzia│aj╣cymi skrycie. I by│o to naprawdΩ ukazane, bardzo wyraƒnie. Odnoszono siΩ do nich z niechΩci╣. Byli dla siebie rodzin╣, jedynymi bliskimi sobie ludƒmi, kt≤rzy wiedzieli, jak czuj╣ siΩ oni sami. To by│o niezwyk│e i wspania│e. A nic co jest wspania│e nie trwa d│ugo.

╙wczesna ogromna popularno£µ tego komiksu spowodowa│a, ┐e postanowiono pokazaµ co£ ambitniejszego: historiΩ "»ycie £mierµ" Barry'ego Windshor-Smith'a. Okaza│o siΩ jednak, ┐e ta niezwyk│a opowie£µ, jak i p≤ƒniejsza, "Zraniony wilk" tego┐ samego autora, nie znalaz│a uznania w oczach czytelnik≤w. Nie mam pojΩcia dlaczego. Wtedy ja sam uzna│em te dwie historie za pospolite, nie z│e, nie dobre, choµ na pewno na wyr≤┐niaj╣ce siΩ z nat│oku innych. Dopiero p≤ƒniej dostrzeg│em ich prawdziw╣ warto£µ (r≤wnie┐ dziΩki wielu znakomitym listom). Powr≤cono wiΩc do schematu, zaczΩto pokazywaµ sieczki ze £wietnymi rysunkami. Pojawi│ siΩ niezwyk│y numer 1/94 autorstwa Claremont'a i Artura Adams'a nios╣cy trochΩ £wie┐o£ci (w warstwie rysunkowej), a potem przyszed│ czas na pierwszy powa┐niejszy kryzys, £mierµ i zmartwychwstania. Wszystko to okraszone znakomit╣ kresk╣ Marka Silvestri. To by│y numery do kwietnia 1994 roku. A co by│o w kwietniu? Jim Lee. No i zaczΩ│a siΩ ostra jazda! Jak podsumowaµ te dwa lata? Wspania│e, niezwyk│e, prze│omowe? Na pewno tak, ale te┐ lata, kt≤re ukazywa│y X-Men jako ludzi, a nie jak przejaskrawione postacie z wiecznymi problemami. By│y to lata klasyki, niezwyk│ego i znakomitego komiksu sprzed kilku (nastu) lat.

Potem przyszed│ Jim Lee z now╣ generacj╣. PamiΩtam, ┐e numer 4/94 zrobi│ na mnie ogromne wra┐enie. NaprawdΩ ogromne. Szkic Jima skopa│ mi ty│ek, by│ wtedy najlepszym rysownikiem £wiata. Wtedy nie pomy£la│bym, ┐e kilkana£cie miesiΩcy p≤ƒniej bΩdzie dla mnie zwyk│ym rzemie£lnikiem. Nie da siΩ jednak ukryµ, ┐e numery od 4/94 do 10/94 by│y jednymi z najlepszych komiks≤w akcji w Polsce w tamtym czasie (a chyba nawet najlepszymi). Portacio, Lee, Claremont, Thibert, stworzyli numery z humorem, nieprawdopodobnym rysunkiem, wartk╣ akcj╣. Wtedy okaza│o siΩ, ┐e komiks "X-Men" zosta│ stworzony w│a£nie do takich opowie£ci. Szybkich, £miesznych, luƒnych, przyjemnych, │adnych. Nie by│o moralnych problem≤w, rozwa┐a±, dylemat≤w na dwadzie£cia stron. By│a akcja, dobry rysunek, przyjemno£µ, relaks. No, ale wiecie, wszystko siΩ ko±czy. Pojawi│ siΩ Bishop, gdzie£ tam przewin╣│ siΩ w╣tek z Loganem (nawet ciekawy, no i Lee jeszcze rysowa│ po staremu) i tak dochodzimy do ┐enuj╣cych numer≤w z Ghost Rider'em i Mojo. Potem by│ godny uwagi numer 11/95, kt≤ry znowu ukaza│ X-ludzi, w│a£nie jako ludzi, zwyczajnych, szarych (nie mowa o kosmitach). A potem ten szokuj╣cy Tom Raney, kt≤ry mia│ nas zaszokowaµ, a okaza│ siΩ g....o warty. No i zaczΩ│a siΩ X-Cutioner's Song, kt≤re to cienkie cross-over zab│yszcza│o jedynie dziΩki drapie┐nemu Jea Lee (bez niego by│aby to kompletna kompromitacja), potem zwyk│e historyjki (bitwy, podr≤┐e, podr≤┐e, bitwy, niedoko±czone w╣tki) i tak do pojawienia siΩ Magneto, przed kt≤rego powrotem pojawi│ siΩ bardzo dobry numer z du┐╣ dawk╣ akcji, 10/96 Portacia. No i zadebiutowa│ Romita Jr., kt≤rego wersja mutant≤w nie znalaz│a uznania (a u mnie, owszem). Tak wiΩc przed powrotem Magneto "X-Men" ju┐ chyli│ siΩ ku upadkowi. Wszyscy podkre£lali, ┐e czytaj╣c kolejne numery ma siΩ wra┐enia "powt≤rki z rozrywki", odczuwa siΩ nudΩ. Gdzie£ tak w miΩdzyczasie Jim Lee zacz╣│ te┐ rysowaµ troszkΩ inaczej (a mo┐e to wina tuszu?).

Wydaje mi siΩ, ┐e dyrektorzy serii "X-Men" zapragnΩli stworzyµ z tego komiksu co£ wiΩcej ni┐ seriΩ akcji, kt≤r╣ niew╣tpliwie ta seria w latach dziewiΩµdziesi╣tych siΩ sta│a, a co siΩ nie uda│o. PragnΩli, by ten komiks boryka│ siΩ z nietolerancj╣ (to najpopularniejszy argument £wiadcz╣cy o w╣tpliwej, dojrza│o£ci tego komiksu) i innymi problemami. Faktem jednak jest, ┐e sko±czy│o to siΩ fiaskiem. Nie wiem jak za wielk╣ wod╣, ale w Polsce przyzwyczaili£my siΩ do wartkiej, zmieniaj╣cej siΩ akcji, a nie d│ugich dialog≤w, roztrz╣saniu problem≤w. Poza tym scenariusz by│ bardzo │atwy do przewidzenia, wydawa│ siΩ byµ pisany przez studenta, a nie cz│owieka pisz╣cego historie od kilku (nastu?) lat (chocia┐ mo┐e przyda│aby siΩ nowa twarz). Nie by│o w tych historiach £wie┐o£ci, by│y po prostu nudne. Tak to by│o do czasu powrotu w│adcy magnetyzmu. A potem? Hmm, by│o jeszcze gorzej.

Powr≤t pana Magneto by│ ju┐ tylko gwoƒdziem do trumny. Ostatnim numerem jaki kupi│em z serii "X-Men" by│ 3/97 i muszΩ powiedzieµ, ┐e pierwszy kupiony przeze mnie numer tej serii, jak i ostatni by│ chyba najlepszy. Numer 3/97 by│ niezwyk│y. Niezwyk│a historia Logana, chyba najbardziej ludzkiego mutanta w szkole profesora Xaviera niezwykle mnie poruszy│a, a szczeg≤lnie ostatnie s│owa tego niskiego, drapie┐nego ┐artownisia, bo oto odchodzi│a najbardziej lubiana postaµ X-ludzi. My£lΩ, ┐e ten numer by│ znakomitym momentem, by zast╣piµ seriΩ "X-Men" inn╣; "Wolverine", bo o niej mowa zdoby│aby z pewno£ci╣ ogromne rzesze odbiorc≤w. Dla mnie ten komiks jest tu┐ za "Sin City" najlepszym komiksem na £wiecie i wartym ukazania polskiej publice. Zreszt╣ do dzisiaj nie mam pojΩcia, dlaczego nie ukaza│ siΩ np. fenomenalny komiks "Wolverine" Franka Millera. Trudno powiedzieµ. Mo┐e dlatego, ┐e nikt nie chcia│ pokazywaµ klasyki. Szkoda, bo takich klasycznych komiks≤w jest ogromnie du┐o i s╣ one po prostu niezwyk│e w swym przekazie wizualnym, jak i tre£ciowym. No, ale odchodzΩ od tematu. Dlaczego wiΩc "X-Men" upad│o? Ju┐ chyba odpowiedzia│em. Chciano zrobiµ z "X-Men" co£ wiΩcej. A to by│ od lat 90-tych komiks akcji. Poza tym zabrak│o dyrektorom serii pewnej konsekwencji. Nie potrafili podj╣µ np. jednoznacznej decyzji o £mierci Magneto, kt≤ry powraca│ zza grobu dobrych kilka razy (i nie tylko on zreszt╣). Mo┐e chciano powr≤ciµ do starych, dobrych lat tej serii. Chyba tak. Szkoda, ┐e siΩ nie uda│o...

 
Tomasz Mileszko { deimoz@polbox.com }
 

poprzednia strona 
			powr≤t do indeksu nastΩpna strona

17
powr≤t do pocz╣tku
 
The VALETZ Magazine : http://magazine.valetz.art.pl
{ magazine@venus.wis.pk.edu.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrze┐one.