The VALETZ Magazine nr. 1 (VI) - luty, marzec 1999
[ CP-1250 ]
( wersja ASCII ) ( wersja ISO 8859-2 )
poprzednia strona 
			powr≤t do indeksu nastΩpna strona

 
Jask≤│ki oczu Alvaresa

Patrzy woko│o. Step ci╣gnie siΩ po horyzont i nawet tutaj w powietrzu, na wysoko£ci, do kt≤rej nie docieraj╣ ludzkie g│osy, wra┐enie bezkresu nie jest ska┐one ┐adnym pionowym akcentem. Wielkie cienie chmur prze£lizguj╣ siΩ powoli na p≤│noc, a step ugina siΩ pod ich ciΩ┐arem. Ich wyd│u┐ony kszta│t oznacza, ┐e dzie± chyli siΩ ku ko±cowi.

rys. Rafa│ Mas│yk

Patrzy na d≤│. Kilkadziesi╣t namiot≤w, konie i ludzie - czarne plamy - wszystko wydaje siΩ ton╣µ w oceanie traw. Obserwuj╣c drgaj╣c╣ w wieczornym powietrzu armiΩ, czuje nag│y przyp│yw nienawi£ci. Zna to uczucie doskonale, tym razem jednak wychwytuje w nim zupe│nie now╣ nutΩ. Pr≤buj╣c sprecyzowaµ ƒr≤d│o, rozgl╣da siΩ wok≤│. NaprΩ┐ona tafla pergaminu przys│ania widok, mimo to co£ przykuwa jego uwagΩ. Wzrok natychmiast szybuje z prΩdko£ci╣ jask≤│ki w kierunku wyd│u┐ania siΩ cieni. Trawa znika tak szybko, ┐e nie spos≤b odr≤┐niµ ƒdƒbe│. Pojawia siΩ ciemny punkt, kt≤ry rosn╣c rozszczepia siΩ na czworo. To jeƒdƒcy. Galopuj╣ w kierunku obozu. Jask≤│ka oczu ju┐ ich minΩ│a i wraca. Niesie niepok≤j.

Czarne namioty odcinaj╣ siΩ wyraƒnie na tle odleg│ego horyzontu. Stoj╣ca miΩdzy nimi grupa postaci obserwuje cie± na niebie. úatwo mo┐na siΩ domy£liµ, ┐e to latawiec, bowiem trzech mΩ┐czyzn uczepionych jest napiΩtego sznura, kt≤rego drugi koniec niknie w przestworzach. Inny wyr≤┐nia siΩ purpurowym nakryciem g│owy. Najwyraƒniej w│a£nie dostrzeg│ zmianΩ na niebie i wydaje rozkaz pozosta│ym. Latawiec zostaje £ci╣gniΩty na ziemiΩ. Teraz widaµ niesamowito£µ latawca. Jest nim ┐ywy cz│owiek opiΩty drewnian╣ konstrukcj╣ wype│nion╣ pergaminem. Ale c≤┐ za cz│owiek! Wspania│y, smuk│y, wysoki - wy┐szy od najwy┐szego z pozosta│ych prawie o g│owΩ, w│adczy - pozostali licz╣ siΩ z ka┐dym jego gestem. To dow≤dca. Ka┐e m≤wiµ do siebie Avalares. Avalares Inominatus.

Odrzuca konstrukcjΩ wprost na gromadz╣cy siΩ t│um. Uderza jednego ze stoj╣cych, │ucznika i wskazuje fragment pergaminowej konstrukcji. Niewysoki cz│owiek z miark╣, chyba Chi±czyk przeciska siΩ przez ludzi i nachyla w miejscu, kt≤re zosta│o wskazane. Kiwa g│ow╣, ale dow≤dca na niego nie patrzy tylko przemawia do tego w purpurze wskazuj╣c horyzont na wschodzie.

P≤ƒnym wieczorem wraz z pierwszymi gromami nadchodz╣cej burzy czterej jeƒdƒcy zjawiaj╣ siΩ w obozie, kt≤ry dla nich jest gniazdem wroga; rozgl╣daj╣ siΩ w niepewno£ci. Tylko jeden z nich nie waha siΩ wej£µ do wskazanego namiotu.

To Persowie przyjechali zawrzeµ pok≤j.

WnΩtrze namiotu dow≤dcy o£wietlone jest przez pojedyncze ognisko na £rodku. W przestronnym wnΩtrzu dominuje wiΩc mrok tylko czasem delikatnie b│yskaj╣ mosiΩ┐ne ozdoby lub twarze zgromadzonych nomad≤w. Kiedy jednak uderza b│yskawica, namiot na sekundΩ wype│nia siΩ upiornym £wiat│em i uwa┐ny widz dostrze┐e, ┐e Avalares nie s│ucha przem≤wienia Persa. Patrzy na grupΩ pos│≤w i choµ pozostaje czujny, my£lami jest daleko. Monotonny g│os m≤wcy miesza siΩ z r≤wnie monotonnym uderzaniem deszczu o napiΩty dach namiotu. Co£ siΩ nie zgadza.

Po pewnym czasie okazuje siΩ, ┐e scena zastyg│a, ┐e czas sta│ siΩ niewa┐ny. To intryguje Avalaresa; czuje, ┐e to znak dla niego. Patrzy woko│o - obraz w k╣cikach oczu ulatuje w niesko±czono£µ, │ami╣c zasady perspektywy; dƒwiΩki i zapachy zlewaj╣ siΩ w jedno. Jest! Jask≤│ka oczu wzlatuje nagle i zatrzymuje siΩ przed twarz╣ czwartego pos│a, tego, kt≤ry nie ba│ siΩ wej£µ. Obraz zastyga zupe│nie. Dlaczego? - nie jest pewien. Zauwa┐a delikatny ruch p│aszcza na plecach przybysza! Odpowiedƒ powala go niemal na kolana. Fala strachu, zapomnianego uczucia rzuca go w stronΩ najbli┐szego ostrza. Obraz otrzymuje czwarty wymiar, ale twarz wroga ci╣gle ┐adnym grymasem nie zdradza £wiadomo£ci zdemaskowania. Avalares dzia│a odruchowo. Mija m≤wcΩ i tnie mieczem nieznajomego w miejscu gdzie szyja spotyka siΩ z ramieniem. Czuje, ┐e oczy chowaj╣ siΩ pod g≤rne powieki, a percepcja wyostrza siΩ. Przeciwnik pada plecami na £cianΩ namiotu, strumie± krwi z przeciΩtej arterii zalewa plecy m≤wcy. Ranny pr≤buje siΩgn╣µ stoj╣cego najbli┐ej towarzysza, ale dwa szybkie ciosy jelcem w twarz rzucaj╣ go ostatecznie na ziemiΩ. Tamten jednak zauwa┐a, a jego twarz wype│nia siΩ smutkiem. Ranny wskazuje rΩk╣ wsch≤d.

Dwie postacie wybiegaj╣ z namiotu - najpierw ten stoj╣cy przez ca│y czas przy m≤wcy, a za nim ten o smutnej twarzy. Biegn╣ bardzo szybko - w stronΩ koni; kaptury opadaj╣ im na plecy, deszcz zalewa oczy, grymas nadludzkiego wysi│ku nadaje ich twarzom wyraz bohater≤w. Ten na pierwszym planie wyci╣ga spod p│aszcza nieprawdopodobny miecz, kt≤ry ukryty w fa│dach ubrania przeszkadza│ w ucieczce. To miecz rannego, kt≤ry w zamieszaniu uda│o siΩ uratowaµ. W tle, lekko nieostro pojawiaj╣ siΩ nomadzi. SpomiΩdzy nich wybiega ostatni z Pers≤w - m≤wca i rzuca siΩ nieprzytomnie w £lady towarzyszy. Nomadowie naci╣gaj╣ ciΩciwy i pochylaj╣ │uki. ªwist strza│ pokrywa siΩ z grzmotem b│yskawicy. P≤│ sekundy £wiat│a zostawia Persa - m≤wcΩ z dwoma strza│ami w plecach. Kona, ale si│a rozpΩdu pcha go wci╣┐ naprz≤d - uderza w stoj╣c╣ kobietΩ i upada. Dwaj na przedzie dopadaj╣ koni, uszli ca│o £mierciono£nej salwie. Nie! Trzymaj╣cy miecz zatacza siΩ, klΩka w trawie i wyci╣ga rΩkΩ. Drugi, ten o smutnej twarzy, chwyta miecz i wskakuje na konia. Wydaje komendΩ jednocze£nie k│ad╣c siΩ na boku ju┐ galopuj╣cego wierzchowca. Avalares pope│nia b│╣d i zaniechuje po£cigu.

Chmury, kt≤re widzia│y ucieczkΩ Pers≤w zd╣┐y│y dotrzeµ nad puszcze p≤│nocy. MΩ┐czyzna czuwaj╣cy na dziobie okrΩtu jest zniecierpliwiony. MinΩ│o sze£µ godzin od kiedy straci│ z oczu liniΩ brzegu.

Wreszcie zaczyna siΩ. Pojawia siΩ cz│owiek w purpurze, a w £lad za nim ludzie wnosz╣ na pok│ad rannego. Jest obna┐ony. Stopy przywi╣zano │a±cuchami do nieludzkich kikut≤w wystaj╣cych znad │opatek. Ludzie opinaj╣ go na nabitym µwiekami kole i obci╣┐aj╣ kamieniami. Twarz ofiary przykrywa sk≤rzany worek, ale nietrudno zgadn╣µ, ┐e cierpi. Liczne naciΩcia na smuk│ym torsie uk│adaj╣ siΩ w plugawy rysunek. MΩ┐czyzna na dziobie widzi kikuty i zastanawia siΩ co oznaczaj╣. Wydaje mu siΩ, ┐e mog│y byµ kiedy£ skrzyd│ami, ale nie ma pewno£ci. Nie zd╣┐a siΩ im dok│adnie przyjrzeµ. Po chwili fale wch│aniaj╣ regularnie rozchodz╣ce siΩ ko│a, zacieraj╣ jedyne £lady egzekucji.

Minie 230 lat zanim s│ona woda rozpu£ci ┐elazo i wyrzuci Nimroda AurigΩ na kamieniste pla┐e Pontus. Wyruszy on w≤wczas na wsch≤d, do Kapadocji, by spotkaµ si≤dme pokolenie potomk≤w przyjaciela o smutnej twarzy i odebraµ sw≤j £wiΩty miecz - miecz opieczΩtowany imieniem Avalaresa. Ale czy dostanie jeszcze jedn╣ szansΩ spotkania siΩ oko w oko z przeznaczonym mu przez Najwy┐szego Upad│ym?

 
Krzysztof Hrynkiewicz { krzysiek@pulsar.com.pl }
 

poprzednia strona 
			powr≤t do indeksu nastΩpna strona

9
powr≤t do pocz╣tku
 
The VALETZ Magazine : http://magazine.valetz.art.pl
{ magazine@venus.wis.pk.edu.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrze┐one.