The VALETZ Magazine nr. 1 (11) - marzec,
kwiecie± 2000
[ CP-1250 ]
( wersja ASCII ) ( wersja ISO 8859-2 )
poprzednia strona 
			powr≤t do indeksu nastΩpna strona

  Czy£ciec I
        Opowiadanie
ilustracja: Micha│ Romanowski
ilustracja: Micha│ Romanowski

    - Dzie± dobry. - pewien pan w £rednim wieku przekroczy│ pr≤g sekretariatu.
    - Witam serdecznie. - odpowiedzia│a u£miechniΩta sekretarka - Dyrektor na pana czeka.
MΩ┐czyzna niepewnie wszed│ do gabinetu.
    - O nareszcie. D│ugo czekali£my, a┐ siΩ pan zdecyduje. - powita│ go postawny mΩ┐czyzna w czarnym garniturze.
    - Ja do ko±ca nie jestem przekonany. - wyj╣ka│ go£µ.
    - Ale┐ nie nale┐y siΩ £pieszyµ. Najpierw porozmawiamy. Chcia│bym dowiedzieµ siΩ czego£ wiΩcej o panu.
    - Jestem zwyk│ym obywatelem tego miasta. - zacz╣│ mΩ┐czyzna - Ca│e ┐ycie pracowa│em jako urzΩdnik w biurze. Mam mieszkanie, psa, ┐onΩ. Czasem grywam w karty z kolegami.
    - Hazardzista ?
    - Nie, dla zabawy. Zwykle idzie o ma│e stawki. Chocia┐ raz uda│o mi siΩ zgarn╣µ ca│kiem du┐e pieni╣dze.
    - Oszuka│ pan. - wpad│ w s│owo dyrektor.
    - TrochΩ. Mia│em dodatkow╣ kartΩ w kieszeni, ale inni te┐ oszukuj╣. - zmiesza│ siΩ go£µ.
    Pryncypa│ pokrΩci│ g│ow╣. - ProszΩ dalej.
    - No i ostatnio zainwestowa│em w nieruchomo£ci. - kontynuowa│ - Niestety ceny spad│y.
    - D│ugi ?
    - Tak. Nawet sporo. - schyli│ g│owΩ - Nie jestem w stanie ich sp│aciµ.
    - To jeszcze nie jest wystarczaj╣ce wyt│umaczenie. - odpar│ dyrektor.
    - To nie wszystko. Dwa lata temu wyjecha│em do sanatorium, sam. - ci╣gn╣│ pan - Tam na jakiej£ zabawie pozna│em pewn╣ damΩ. Byli£my pijani ...
    - Rozumiem. - spowa┐nia│ prze│o┐ony.
    - Ona teraz wr≤ci│a i chce siΩ ze mn╣ widywaµ. Szanta┐uje mnie. - m≤wi│ - A ja mam rodzinΩ. Nie mogΩ tego tak zostawiµ. ReprezentujΩ powa┐n╣ firmΩ. Ona chce mnie zniszczyµ.
    - To smutne, ni╣ te┐ siΩ zajmiemy, ale to pa±ska chwile nieuwagi. - stwierdzi│ dyrektor.
    Klient zacz╣│ wierciµ siΩ nerwowo.
    - Jest jeszcze jedno. - powiedzia│.
    - Jeszcze ?
    - Kilka lat temu po┐yczy│em z kasy zak│adu trochΩ pieniΩdzy. Sytuacja u│o┐y│a siΩ tak, ┐e nie mog│em ich dot╣d oddaµ. Dowiedzia│em siΩ, ┐e zarz╣d planuje dok│adn╣ kontrolΩ finans≤w przedsiΩbiorstwa.
    - Mo┐e siΩ wydaµ manko.
    - Na pewno. - posmutnia│ go£µ.
    - Z tego, co pan m≤wi, wnioskujΩ, ┐e jest pan zdesperowany. Wydaje mi siΩ, ┐e nasza firma mo┐e pom≤c panu rozwi╣zaµ problemy.
    - Chcia│bym wyj£cie najbardziej honorowe. - wtr╣ci│ go£µ.
    - Nasze rozwi╣zania niejako z definicji s╣ honorowe. - odpowiedzia│ szef - Zastan≤wmy siΩ, jaki spos≤b wybierzemy.
    - Chcia│bym co£ skutecznego i szybkiego - niepewnie powiedzia│ klient.
    - My dzia│amy zawsze skutecznie, r≤wnie┐ z definicji. Z reszt╣ zawsze mo┐na powt≤rzyµ - bez dodatkowych op│at. - odpar│ prze│o┐ony - Lubi pan p│ywaµ czy mo┐e lataµ, albo jeƒdziµ samochodem?
    - Nie wiem. Ca│e ┐ycie nic nie znaczy│em...
    - Wiem, chcia│by pan zab│ysn╣µ. - przerwa│ dyrektor - Zostaµ bohaterem. Takim wariantem te┐ dysponujemy.
    Po£piesznie zanotowa│ co£ w notatniku.
    - Styl mamy. Teraz wariant. Wybra│ ju┐ pan z naszej bogatej oferty ? - znowu spyta│.
    - Trudno mi podj╣µ decyzjΩ. - Mo┐e co£ wybuchowego.
    - Pirotechnika. - przeliterowa│ drugi mΩ┐czyzna - Widownia ?
    - Widownia ?! - zdziwi│ siΩ.
    - Czy chce pan, aby kto£ to widzia│ osobi£cie ? Przypadkowi ludzie, prasa, telewizja ? To oczywi£cie wp│ynie na koszta.
    - Tak, zdecydowanie.
    - Jak du┐e straty chce pan wywo│aµ ?
    - ªrednie.
    - Dwa domy w centrum miasta ?
    - Nooo... - waha│ siΩ.
    - Dobrze, jeden blok w godzinach szczytu. - znowu co£ zapisa│ - Mam dla pana gotow╣ propozycjΩ. Godzina 15.00, centrum miasta, wybuch gazu w piwnicy jednego z blok≤w mieszkalnych (na wprost rozg│o£ni telewizji lokalnej) niszczy ca│y pion, przypadkowy przechodzie± wynosi z p│on╣cego domu dziecko, sam ginie. Ekipa telewizyjna filmuje wszystko z okna naprzeciwko. Z pa±skiego ubezpieczenia na ┐ycie pokrywamy wszystkie koszty i pa±skie zobowi╣zania. Reszta idzie na utrzymanie rodziny. Pasuje ?
    - Chyba tak.
    - Jeszcze tylko dograjmy terminy. Mo┐e byµ za 3 dni ? W tym czasie zmontujemy ekipΩ pirotechniczn╣ i filmowc≤w oraz, rzecz jasna, gw≤ƒdƒ programu, uratowane dziecko. - zako±czy│ sprawΩ dyrektor.
    - DziΩkujΩ. - bez przekonania odrzek│ mΩ┐czyzna.
    - Czemu pan taki smutny ? - u£miechn╣│ siΩ szef - Przecie┐ znaleƒli£my rozwi╣zanie na pa±skie problemy. Na pewno wszystko siΩ uda. Ju┐ my siΩ tym zajmiemy.
    - Do widzenia. - go£µ opu£ci│ gabinet.
    MΩ┐czyzna w fotelu zamy£li│ siΩ. Od kiedy otworzyli sp≤│kΩ z o. o. "Czy£ciec", uszczΩ£liwili ju┐ tylu ludzi, kt≤rych sytuacja wydawa│a siΩ na poz≤r beznadziejna. I jak dot╣d nie mieli ┐adnych reklamacji.

Ziemba, 1997 Wroc│aw

 
Marcin »migrodzki { korespondencjΩ prosimy kierowaµ na adres redakcji }
poprzednia strona 
			powr≤t do indeksu nastΩpna strona

37
powr≤t do pocz╣tku
 
The VALETZ Magazine : http://magazine.valetz.art.pl
{ magazine@venus.pk.edu.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrze┐one.