|
| ilustracja: Rafa│ Mas│yk |
Zabiµ? Nie zabiµ. Zastanawia│ siΩ nad tym od d│u┐szego czasu. Ofiara by│a nieruchoma, lecz wci╣┐ nie m≤g│ siΩ zdecydowaµ. Trudna decyzja. Powoli siΩgn╣│ po puszkΩ z piwem, kt≤ra sta│a na stoliku przy jego │≤┐ku. Przy pi╣tej przesta│ ju┐ liczyµ. By│ ju┐ dobrze wstawiony, ale za nic w £wiecie nie pomog│o mu to w podjΩciu decyzji. W zasadzie, to sam nie wiedzia│ czy lepiej jest o takich rzeczach my£leµ na trzeƒwo, czy dopiero w stanie ca│kowitego upojenia alkoholowego. Patrz╣c na swoj╣ ofiarΩ upi│ kilka │yk≤w, g│o£no bekn╣│, po czym odstawi│ puszkΩ z powrotem na stolik. Brzmienie g│o£nego bekniΩcia w prawie pustym pokoju strasznie go rozbawi│o. Przewr≤ci│ siΩ na │≤┐ko, na kt≤rym siedzia│ i zacz╣│ siΩ g│o£no £miaµ. Po chwili jednak zauwa┐y│, ┐e nie ma w tym nic £miesznego, a odwr≤ci│o tylko uwagΩ od ofiary. To by│a bardzo trudna decyzja.
Rozejrza│ siΩ po pokoju. ú≤┐ko, obecnie zajΩte przez jego nietrzeƒw╣ osobΩ, przy │≤┐ku stolik, kilka p≤│ek na £cianie i to wystarczy│o. Wystarczy│o, ┐eby zrobiµ ba│agan jakiego jeszcze £wiat nie widzia│. Mo┐liwe, ┐e na trzeƒwo w og≤le nie by│by w stanie poruszaµ siΩ po tym pokoju. Nie chcia│o mu siΩ jednak sprz╣taµ. Nied│ugo bΩdzie daleko st╣d. Wyjedzie i bΩdzie najszczΩ£liwszym cz│owiekiem na £wiecie. Spojrza│ na zegarek. MinΩ│a trzecia nad ranem. Zosta│o jeszcze trochΩ czasu. W og≤le nie wiedzia│ co zrobiµ z pieniΩdzmi, kt≤re czeka│y na niego w banku. Zdecydowa│ siΩ na wyjazd z kraju, ale nie wiedzia│ co dalej. Wiedzia│, ┐e ju┐ tu nie wr≤ci, ale nie martwi│o go to. Chcia│ rozpocz╣µ nowe ┐ycie w ca│kiem innym miejscu, w£r≤d ludzi, kt≤rzy go nie znaj╣. Zosta│o jednak jeszcze trochΩ czasu. Ponownie popatrzy│ na obiekt swoich rozwa┐a±. Wzrok ju┐ mia│ do£µ zamglony, wiΩc musia│ przymru┐yµ oczy. Tam, w rogu pokoju, jedynym miejscu, kt≤re nie by│o za£miecone znajdowa│a siΩ jego ofiara. Mo┐e nieprzytomna, mo┐e nawet nie£wiadoma swojego losu. Kogo by to obchodzi│o. Nie jego, na pewno nie jego. Ka┐dego innego mo┐e tak, ale nie jego. Wiedzia│, ┐e musi to zrobiµ, ale wci╣┐ siΩ zastanawia│. Nie m≤g│ pozwoliµ uj£µ ofierze z ┐yciem. Od tego zale┐a│ jego honor, a przynajmniej tak mu siΩ wydawa│o. Spojrza│ jeszcze raz. Nadal nieruchoma. Za d│ugo zatruwa│a mu ┐ycie, teraz musia│ siΩ zem£ciµ. Tak, w│a£nie sobie przypomnia│, ┐e ma motywacjΩ. Zem£ci siΩ zanim na ca│e ┐ycie opu£ci to miejsce. No, mo┐e nie na ca│e, ale na pewno prΩdko nie wr≤ci.
Ponownie siΩgn╣│ po puszkΩ z piwem. Zajrza│ do £rodka i zacz╣│ podziwiaµ nieprzeniknion╣ ciemno£µ, kt≤ra przyci╣ga│a jego wzrok. Przechyli│ puszkΩ w jedn╣ stronΩ, potem w drug╣. Delikatnie ni╣ zakrΩci│. Ruch napoju w puszce wprawi│ go w niema│e zadowolenie. Uj╣│ puszkΩ w dwa palce, a potem delikatnie ruszy│ d│oni╣. Z u£miechem na twarzy rozkoszowa│ siΩ dƒwiΩkiem chlupocz╣cego w £rodku piwa. Poci╣gn╣│ kilka │yk≤w, tym razem bez bekniΩcia. Za bardzo siΩ zapowietrzy│ i nic z tego nie wysz│o. Zacz╣│ odstawiaµ puszkΩ na... O, cholera! Przewr≤ci│a siΩ i zawarto£µ pop│ynΩ│a po zabrudzonym blacie. Nie by│o sensu i£µ do │azienki po papierowe rΩczniki. Zamiast tego opu£ci│ prawy rΩkaw flanelowej koszuli i rozpocz╣│ walkΩ ze £ciekaj╣cym ze stolika piwem. Wynik tych dzia│a± nie by│ jednak zbyt radosny. Zdo│a│ opanowaµ pow≤dƒ spowodowan╣ wylanym piwem, ale za to ca│y rΩkaw by│ mokry. Trudno, co£ za co£. Zawsze tak by│o, jest i bΩdzie. Popatrzy│ ponownie w k╣t pokoju. Tak, ty te┐ zap│acisz - pomy£la│ - mΩczy│em siΩ z tob╣ przez tyle tygodni, ca│e noce nie mog│em przez ciebie spaµ, ale teraz koniec z tym. Raz na zawsze, koniec.
Wpatrywa│ siΩ w k╣t i raz za razem, w my£lach obieca│ swojej ofierze £mierµ w cierpieniu. Nigdy nie przyczyni│ siΩ do ┐adnej £mierci, ale teraz, maj╣c na uwadze ogromn╣ sumΩ pieniΩdzy, kt≤r╣ mia│ wyp│aciµ na podstawie wypisanego na jego nazwisko czeku nie my£la│ o tym. Wyjedzie i szybko zapomni o tym jednym morderstwie. W zasadzie, to nie by│o nawet morderstwo, to by│a sprawa honoru, jego honoru.
- Co siΩ gapisz? -wybe│kota│ do swojej ofiary. Milczenie, brak odpowiedzi. Czu│ jak coraz bardziej rodzi siΩ w nim gniew. Wyci╣gn╣│ kolejn╣ puszkΩ piwa, otworzy│ i wypi│ prawie po│owΩ zawarto£ci. BekniΩcie, kt≤re siΩ rozleg│o zaraz po tym mog│oby obudziµ nawet s╣siad≤w piΩtro wy┐ej. Ofiara pozosta│a nieruchoma. Z puszk╣ w rΩku podszed│ do p≤│ki na £cianie. Gdzie£ tam le┐a│y papierosy. A, s╣. Wyci╣gn╣│ jednego i zacz╣│ szukaµ zapalniczki. W spodniach-nie ma, na p≤│ce-nie ma, druga p≤│ka-nie ma, ponownie spodnie-jest! Tylko dlaczego w tej samej kieszeni, w kt≤rej przed kilkoma sekundami nie m≤g│ jej znaleƒµ? Niewa┐ne. Wa┐ne s╣ czyny odwa┐ne, a on by│ odwa┐ny, musia│ byµ odwa┐ny, przecie┐ czyn, kt≤rego mia│ siΩ dopu£ciµ wymaga│ ogromnej ilo£ci odwagi... By│ odwa┐ny? Czy by│ odwa┐ny na tyle, ┐eby odebraµ ┐ycie? Czy by│ odwa┐ny na tyle, ┐eby pope│niµ morderstwo? Zacz╣│ siΩ nad tym powa┐nie zastanawiaµ. Wyobrazi│ sobie jakby to by│o, gdyby to on mia│ straciµ ┐ycie. Nie by│ pewien, czy jego ofiara jest £wiadoma swojego losu. Mog│a przecie┐ jeszcze mieµ nadziejΩ. Dosta│ to, czego chcia│, uda│o mu siΩ. Dwie godziny przed po│udniem bΩdzie siedzia│ w samolocie. Jego ofiara nie musia│a jednak tego wiedzieµ. My£li, kt≤re rodzi│y siΩ w jego g│owie stawa│y siΩ coraz bardziej przera┐aj╣ce. Zacz╣│ my£leµ, o tym co bΩdzie dalej. Czy bΩdzie m≤g│ spokojnie w nocy zamkn╣µ oczy, wiedz╣c, ┐e pope│ni│ morderstwo? Czy bΩdzie potrafi│ pogodziµ siΩ z tym, ┐e pozbawi│ istotΩ ┐yw╣ prawa do st╣pania po tej ziemi? A co z rodzin╣ ofiary? Na pewno bΩd╣ tΩskniµ. Wyobrazi│ to sobie. Z ka┐d╣ mijaj╣c╣ sekund╣ wyobraƒnia podsuwa│a mu coraz bardziej za│amuj╣ce obrazy. KapnΩ│a │za, potem druga. Broda odm≤wi│a pos│usze±stwa i zaczΩ│a siΩ trz╣£µ, a twarz £ci╣gnΩ│a siΩ w grymasie b≤lu. Kolejna │za. Przez │zy, kt≤re powoli zalewa│y mu ca│╣ twarz zacz╣│ patrzeµ na swoj╣ ofiarΩ. Odwr≤ci│ wzrok. úza. Poci╣gn╣│ nosem. Kolejne │zy. P│aka│ jak ma│e dziecko po wielkiej stracie, ale to przecie┐ nie on mia│ straciµ. Kolejne │zy. Odstawi│ na stolik puszkΩ, ┐eby rΩkawem otrzeµ twarz i nos. Nie m≤g│ siΩ jednak opanowaµ. Coraz bardziej wzbiera│ w nim szloch. úza. Poci╣gniΩcie nosem. Kolejna │za. W│asne my£li zaczΩ│y go przera┐aµ do tego stopnia, ┐e przysiad│ na pod│odze, podci╣gn╣│ kolana pod brodΩ i skuli│ siΩ jak ma│e dziecko. To by│o przera┐aj╣ce. Schowa│ g│owΩ miΩdzy kolanami, ┐eby nie patrzeµ w ten jeden k╣t pokoju. Rozklei│ siΩ, zaczΩ│y go dopadaµ w╣tpliwo£ci. Poczu│, ┐e siΩ za│amuje.
Nagle, w jednej sekundzie przesta│ p│akaµ. Ponownie otar│ twarz lewym rΩkawem flaneli, rozejrza│ siΩ po pokoju. Powoli podni≤s│ siΩ z pod│ogi. Wytar│ dok│adnie twarz rΩkawem koszuli. Spojrza│ na swoje ubranie i doszed│ do wniosku, ┐e wygl╣da ┐a│o£nie.
Ponownie siΩgn╣│ po papierosa, kt≤rego od│o┐y│ na p≤│kΩ szukaj╣c zapalniczki. Przypali│. Zaci╣gn╣│ siΩ dymem. Mocne cholerstwo. Zaci╣gn╣│ siΩ po raz kolejny. O ┐esz... kaszel. Cholernie mocne cholerstwo. Z│apa│ kilka oddech≤w i przysiad│ na │≤┐ku. Strz╣sn╣│ popi≤│ na pod│ogΩ i ponownie siΩ zaci╣gn╣│. Tym razem bez mocniejszych wra┐e±. Wypuszczaj╣c powoli dym ustami i nosem opar│ siΩ o £cianΩ. Papieros w usta, dym w p│uca. Zn≤w posz│o g│adko. Odchyli│ g│owΩ do ty│u i pu£ci│ kilka k≤│ek. Wygl╣da│y jak nale┐y. Obserwowa│, jak powoli rozp│ywaj╣ siΩ w powietrzu. Zaci╣gn╣│ siΩ jeszcze kilka razy i zgasi│ papierosa. Na pod│odze. Kr≤tkie spojrzenie na zegarek. Dwadzie£cia po trzeciej. Wbrew pozorom czas mija│ strasznie wolno. Nie wiedzia│, czy powinien podj╣µ decyzjΩ ju┐ w tej chwili, czy jeszcze poczekaµ. Zacz╣│ siΩ zastanawiaµ, czy zmie£ci mu siΩ w ┐o│╣dku jeszcze jedna puszka piwa. Po kr≤tkim namy£le doszed│ do wniosku, ┐e tak. Najpierw jednak trzeba ul┐yµ trochΩ pΩcherzowi. Wsta│ i skierowa│ siΩ chwiejnym krokiem do przedpokoju, a potem do ubikacji. Pstrykn╣│ £wiat│o i... nie zmie£ci│ siΩ w drzwiach. Wyda│o mu siΩ to strasznie £mieszne. Opar│ siΩ o futrynΩ i wyczerpuj╣co ob£mia│ tΩ, w innych okoliczno£ciach mo┐na by powiedzieµ niezrΩczn╣ sytuacjΩ. Po kr≤tkim czasie postanowi│ odkleiµ siΩ od futryny i wykonaµ plan. Odpowiednio siΩ przygotowa│, przyj╣│ pozycjΩ skoczka narciarskiego i... posz│o po pod│odze. W ostatniej chwili uda│o mu siΩ uratowaµ spodnie przed zmoczeniem. Sytuacja zosta│a opanowana. Stwierdziwszy, ┐e jego pΩcherz na nic siΩ ju┐ nie skar┐y, zapi╣│ spodnie i wr≤ci│ do pokoju.
Kolejna puszka piwa. Otworzy│, popatrzy│, odstawi│. Zamiast wypiµ kilka │yk≤w przypali│ kolejnego papierosa. Tym razem obesz│o siΩ bez kaszlu. W to miejsce pojawi│y siΩ zawroty g│owy. Zaci╣gn╣│ siΩ jeszcze raz i zgasi│. Znowu na pod│odze. Co tam, jutro i tak ju┐ go tu nie bΩdzie. Zawroty g│owy jednak nie ust╣pi│y. Doszed│ do wniosku, ┐e przyda siΩ w tym zadymionym pokoju trochΩ £wie┐ego powietrza. Podszed│ ostro┐nie do okna, otworzy│ je. Opar│ siΩ o parapet i wystawi│ g│owΩ na zewn╣trz. Ch│odny powiew podzia│a│ jak najlepsze lekarstwo. Zawroty g│owy zaczΩ│y powoli ustΩpowaµ. Odszed│ od okna i usiad│ ponownie na │≤┐ku. Wszelkie w╣tpliwo£ci odesz│y jak rΩk╣ odj╣│. SiΩgn╣│ po puszkΩ, ale po chwili doszed│ do wniosku, ┐e wiΩcej ju┐ mu siΩ nie zmie£ci. Odstawi│ j╣. Posiedzia│ jeszcze chwilΩ, poczym niepewnie wsta│ z │≤┐ka. Postanowi│ ju┐, ┐e nie u┐yje ┐adnej broni. Spojrza│ na jeszcze ┐yw╣ ofiarΩ swojej zemsty. »adnego ruchu, milczenie. Mimo problem≤w z utrzymaniem r≤wnowagi ruszy│ w stronΩ jedynego, nie za£mieconego rogu pokoju. Decyzja zosta│a podjΩta.
LONDYN, godz. 17. 00
| ilustracja: Rafa│ Mas│yk |
Okazuje siΩ, ┐e podr≤┐ samolotem nie jest taka straszna. Na pewno nie wymaga a┐ tak wielkiej odwagi jak... Nie, nie chcia│ teraz o tym my£leµ. I tak ju┐ by│o mu wystarczaj╣co niedobrze. Od ilo£ci wypitego poprzedniej nocy piwa bola│a go g│owa, a ┐o│╣dek odmawia│ przyjmowania pokarm≤w. Nie, na razie lepiej o tym nie my£leµ.
Pok≤j, kt≤ry dosta│ by│ trochΩ wiΩkszy od tego, kt≤ry zostawi│ w swoim ojczystym kraju. Wygl╣da│ te┐ ca│kiem inaczej. Czysty, wszystko mia│o swoje miejsce, na parapecie sta│y kwiaty. Le┐a│ na │≤┐ku i rozgl╣da│ siΩ po swoim nowym mieszkaniu. D│oni╣ przeczesa│ wilgotne jeszcze w│osy. Prysznic podzia│a│ wyj╣tkowo od£wie┐aj╣co. Znacznie poprawi│ jego samopoczucie. Ponownie rozejrza│ siΩ po pokoju. Jest fantastycznie. Na jego twarzy pojawi│ siΩ u£miech. W ko±cu by│ bezpieczny. Teraz wiedzia│ ju┐, ┐e w nocy bΩdzie m≤g│ spokojnie zasn╣µ. Nie tylko tej nocy, ale te┐ ka┐dej nastΩpnej, kt≤r╣ spΩdzi w tym pokoju. Wyjazd w ramach miΩdzynarodowej wymiany student≤w wymaga│ mn≤stwo odwagi, ale teraz czu│ siΩ ju┐ bardzo bezpiecznie. Jego u£miech sta│ siΩ jeszcze szerszy. Wyci╣gn╣│ rΩkΩ w stronΩ pod│ogi i podni≤s│ z niej znany sobie przedmiot. Pomy£la│ o nadchodz╣cych dziesiΩciu miesi╣cach, kt≤re tutaj spΩdzi. Nowe miejsce, nowi ludzie. Wszystko by│o tak, jak sobie wyobra┐a│. Na razie pozna│ tylko swoich opiekun≤w, ale ju┐ wiedzia│, ┐e bΩdzie dobrze.
Spojrza│ na przedmiot podniesiony z pod│ogi. U£miechn╣│ siΩ szeroko. Na kapciu z wizerunkiem Kaczora Donalda pozosta│ ju┐ tylko delikatny £lad po rozdeptanym poprzedniej nocy paj╣ku.
Bernard Lipi±ski
{ korespondencjΩ prosimy kierowaµ na adres redakcji }
|
|
|
|