Powr≤t


W czarnym kosmosie, gdzie ch│≤d i mrok
Z pr≤┐ni wype│za z│owrogi smok
Otwiera wra┐y, ┐elazny brzuch
W przestrze± wysy│a robot≤w puch


Kuba Turkiewicz
Epopeja Ewocza 2 - Imperium Kontratakuje !


Nic nie powstaje bez powodu
Nawet nie┐ywa planeta z lodu
Na kt≤rej wieczna panuje noc
Bowiem nad wszystkim czuwa Moc !

Na tej planecie lodu i szadzi
Sto wiek≤w temu, lub dawniej mo┐e
Moc rebeliant≤w owa prowadzi
PomiΩdzy ╢niegi, pomiΩdzy zorze.

I te samotne ┐ycia drobiny
Rzucone miΩdzy lodowe ko╢ci
Choµ niepozorne z nich kruszyny
Ostatni bastion wznios│y wolno╢ci.

Na tej planecie, chocia┐ niema│a
»ycia u╢wiadczysz jak na lekarstwo
Tu dziΩcielina nigdzie nie pa│a
Nie jest to dobre gospodarstwo.

Nasz▒ opowie╢µ zacz▒µ czas wreszcie
Na bohater≤w spojrzeµ z g≤ry
S│uchajcie s│≤w mych i siΩ cieszcie
Bo w dali widaµ ju┐ jaszczury.

Jaszczury tauntaunami zwane
Nios▒ na grzbietach swoich ludzi
Z wpraw▒ i wdziΩkiem sterowane
Krok ich szacunek i podziw budzi.

I choµ s▒ piΩkne zimy obrazy
Ch│≤d tak powietrze mocno ╢ciska
»e pora wracaµ ju┐ do bazy
Zamiast podziwiaµ mrozy z bliska.

Nagle meteor niezwykle gro╝ny
Niebosk│on szyje, tn▒c bez lito╢ci
Gwa│townie wbija siΩ w grunt mro╝ny
Budz▒c umys│y do ciekawo╢ci.

I choµ rozkazy s▒ dok│adne
Bohater kiedy╢ Luke'iem nazwany
Popada w tarapaty │adne
Wnet przez potwora bΩdzie z│apany.

Jaszczur, na kt≤rym posadzi│ zadek
Wyczuwa wnet niebezpiecze±stwo
Nagle wydarza siΩ wypadek
Nie op│aci│o siΩ Luke'a mΩstwo.

To bestia zwana Wamp▒ okropn▒
Dopada Luke'a i jego zwierzΩ
Wampa istot▒ jest pochopn▒
Choµ atakuje w dobrej wierze.

Straci│ przytomno╢µ biedny Luczyna
Bestia go ci▒gnie do lod≤wki
Zjadaµ tautauna nagle zaczyna
A┐ nam po plecach chodz▒ mr≤wki.

Tymczasem w rebeliant≤w bazie
Han Solo - Luke'a przyjaciel szczery
Nie niepokoi siΩ na razie
Nie wie, co dziej▒ siΩ za numery.

Poszed│ z ksiΩ┐niczk▒ siΩ po┐egnaµ
Czas jego nadszed│ d│ugi sp│acaµ
Lecz ona go nie chcia│a przegnaµ
Jej oczy mu kaza│y wracaµ.

Z ust ich p│ynΩ│y ch│odne s│owa
Starli siΩ z sob▒ bardzo ostro
Wkr≤tce j▒ rozbola│a g│owa
A on wci▒┐ m≤wi│ do niej : "siostro".

Gdy ich jΩzyki z sob▒ walczy│y
S│owom k│am zadawa│y oczy
Ich serca dawno siΩ po│▒czy│y
Nie bacz▒c, ┐e siΩ sprzeczka toczy.

Za╢ Luke Skywalker w spi┐arni Wampy
Stopami w sufit wbity lodowy
Zwisa na podobie±stwo lampy
Czuj▒c, ┐e krew mu sp│ywa do g│owy.

Na szczΩ╢cie zmys│y w porΩ odzyska│
I miecza ju┐ szuka mocy mackami
Krwi▒ z nosa lico swe lekko spryska│
I ju┐ siΩ zaj▒│ medytacjami.

RΩkΩ wystawia, cichutko jΩczy
Bo wiedzy Jedi jeszcze nie posiad│
Chc▒c miecza siΩgn▒µ bardzo siΩ mΩczy
ChΩtnie Tauntauna by teraz dosiad│.

Z jaszczura zosta│ tylko krΩgos│up
I kilka ko╢ci razem z flakami
Widok niemi│y dla wielu os≤b
Lecz nie dla Wampy z jego zΩbami.

Solo w tym czasie rzeczy pakuje
I w my╢lach kre╢li trasΩ podr≤┐y
O braku Luke'a siΩ dowiaduje
I prawie p│acze, choµ jest ju┐ du┐y.

Zostawia sprawy na p≤╝niej inne
Dosiada zwierza i rusza w╢ciekle
Wie, ┐e wnet umrze zwierze niewinne
»egna siΩ m≤wi▒c : "Spotkam ciΩ w piekle !"

A kiedy Wampa tauntauna zjad│a
I wyka│aczk▒ zczy╢ci│a zΩby
Twarz Luke'a nagle jak papier zblad│a
Bo stw≤r chce w│o┐yµ go do gΩby.

I rusza bestia siΩ ociΩ┐a│a
Futrem porusza przy ka┐dym kroku
Do Luke'a zbli┐a siΩ szybko cia│a
A pysk jej siΩ wynurza z mroku.

Tymczasem Moc, co rz▒dzi ╢wiatem
Przejmuje losem siΩ cz│owieczem
Obdarza go wolno╢ci kwiatem
D│o± jego wie±cz▒c nagle mieczem.

Luke wnet odcina siΩ od stropu
I amputuje ramiΩ zwierza
Przez ╢nieg siΩ rzuca do galopu
I wnet pustyniΩ ju┐ przemierza.

PustyniΩ ╢nie┐n▒, nie piaskow▒
Przeszkoda wielka to dla niego
Bo choµ jest ch│opcem z m▒dr▒ g│ow▒
Pochodzi z kraju gor▒cego.

A mrozy po╢r≤d skalnych grani
W╢r≤d ╢niegu, szadzi oraz szronu
Nie zdrowe s▒ dla jego krtani
WiΩc schowaµ pragnie siΩ do schronu.

Ale jak drogΩ znale╢µ w tej krainie ?
Bez mapy, cyrkla i kompasu
Najpewniej po╢r≤d ╢nieg≤w zginie
Jak ig│a w╢r≤d Endoru lasu.

Jedyna jego szansa i nadzieja
To pomoc przyjaciela Hana
Co jak przewidzi nawet Leia
Szukaµ go bΩdzie a┐ do rana.

Luke dziarsko pΩdzi jak przez knieje
Kryszta│y lodu krusz▒c stop▒
Wiatr w jego lico silny wieje
ChΩtnie by okry│ siΩ salop▒ .

Wtem si│y z niego ulecia│y
S│abo╢µ do ziemi go przydusza
Nagle wydarza siΩ cud ma│y
Bena siΩ zjawia przed nim dusza.

I kiedy Luke podnosi g│owΩ
Duch Bena jak Moc lub Jehowah
Wyg│asza piΩkn▒, d│ug▒ mowΩ
Karz▒c mu lecieµ na Dagobah

Luke szybko s│abnie, traci si│y
Najbli┐ej w ┐yciu jest omdlenia
Gdy fantom Bena znika mi│y
Zjawia siΩ zwiastun ocalenia.

Bo oto wicher zimny, z│y
Co na planecie wiecznie dmie
Rozgoni│ mlecznobia│e mg│y
By z nich wy│oni│ Solo siΩ.

Niesie ratunek, przyja╝ni znak
Rozcina wierzchowca ciep│y brzuch
Wypr≤wa z niego ka┐dy flak
Do brzucha wk│ada Luke'a, zuch !

I kiedy los siΩ Luke'a wa┐y
Gdzie╢ w dali po╢r≤d diun zimowych
úeb sw≤j podnosi robot wra┐y
To zwiastun jest k│opot≤w nowych.

Robot zwiadowc▒ jest nazwany
Zadaniem jego tropiµ ludzi
Aparatur▒ naszpikowany
GrozΩ i lΩk w╢r≤d ╢wiat≤w budzi.

Posuwa siΩ przed siebie ╢mia│o
Radarem smaga g≤rskie szczyty
Choµ danych zdoby│ ju┐ niema│o
Wci▒┐ jeszcze nie jest wiedz▒ syty.

Odchodzi w przesz│o╢µ mro╝na noc
S│o±ce na niebie siΩ pojawia
Mg│y siΩ rozwiewa mro╝ny koc
R≤j snowspeeder≤w ratunek sprawia.

Bo oto prosto z ciep│ej bazy
Piloci gnaj▒ do╢wiadczeni
Skanuj▒ przestrze± po sto razy
Czy Han i Luke ju┐ ocaleni ?

A pilot o imieniu Zev
Co dobrze jest wytrenowany
I p│ynie w nim gor▒ca krew
Niezwykle jest uradowany.

Bo nagle czyni▒c zwyk│y skan
Natrafi│ na ╢lad ┐ycia
G│os Hana wkr≤tce ruszy│ w tan
Zn≤w pow≤d jest do picia !

I nie minΩ│o µwierµ obrotu
Planety dooko│a s│o±ca
Gdy podr≤┐ jego ╢niegolotu
Dobieg│a wreszcie ko±ca.

SpoczΩli wszyscy w ciep│ej bazie
I grogu siΩ napili
Chc▒ relaksowaµ siΩ na razie
SzczΩ╢liwi, ┐e prze┐yli.

Za╢ mechaniczny, sprawny sprzΩt
Co rebeliantom s│u┐y
Wykrywa po╢r≤d mrozu pΩt
Aparat jaki╢ du┐y.

I ju┐ na zwiad wyruszyµ czas
I sprawdziµ c≤┐ to jest za go╢µ
Co w╢r≤d Wamp gro╝nych, wra┐ych gniazd
Niezgody rzuca zimn▒ ko╢µ ?

Chewbacca oraz Solo Han
Szykuj▒ siΩ do drogi
ªniegowych p≤l ju┐ bia│y │an
Tratuj▒ ludzkie nogi.

Wtem Solo widzi ju┐ intruza
Z dw≤ch bok≤w go zachodz▒
I pr≤bΩ znalezienia guza
Za chwilΩ mu nagrodz▒.

Wybucha robot: bim bam bum !
I ╢niegi ogniem smali
Wysy│a w przestrze± ╢rubek t│um
I wie╢µ dla imperiali !

A nad planet▒, po╢r≤d gwiazd
Wy│ania siΩ armada
Pojazd≤w o wielko╢ci miast !
To gro╝na jest gromada.

Najdostojniejszy okrΩt z nich
Egzekutorem zwany
Dostojny, cichy jest jak mnich
Lecz z│em na│adowany.

Pok│ad≤w jego mroczny las
Ciemno╢ci▒ obleczony
A po╢r≤d automat≤w mas
Darth Vader - wr≤g znajomy !

Ci▒g dalszy ju┐ nied│ugo. Wpad│em w trans i nie zaznam spokoju dop≤ki nie doko±czΩ przynajmniej drugiej czΩ╢ci. Zagl▒dajcie tu co kilka dni. Nalegam !
A je┐eli kto╢ nie czyta│ jeszcze pierwszej czΩ╢ci Epopeii to proszΩ klikn▒µ na tym tytule:
Epopeja I : Nowa Nadzieja.