Orze│
Zbigniew Dudek

Dawno, dawno temu, daleko st▒d, gdzie╢ za sze╢cioma g≤rami i sze╢cioma morzami by│o si≤dme morze, a na jego ╢rodku wspania│a wyspa, na kt≤rej mieszka│o tysi▒ce ptak≤w, to po prostu ptasi raj. Panem wszystkich ptak≤w by│ orze│; dobrze ┐y│o siΩ w jego pa±stwie, choµ w jego gnie╝dzie panowa│ smutek, gdy┐ nie mia│ ma│ych orl▒t.

Pewnego razu, orlica poluj▒c nad morzem, wyci▒gnΩ│a z wody rybΩ; gdy nios│a j▒ do gniazda ryba przem≤wi│a do niej:
- Wiem co ciΩ trapi.
Orlica zatopiona w my╢lach, z razu nie zauwa┐y│a, ┐e ryba do niej m≤wi.
- Nie masz dzieci i to ciΩ smuci. Ale wypu╢µ mnie, a zaspokojΩ twoje pragnienie.
Orlica, mimo ┐e kr≤lowa, bardzo by│a zdziwiona, ┐e ryba m≤wi do niej w jej jΩzyku i choµ nie dowierza│a jej s│owom, straci│a ochotΩ na zjedzenie jej i wypu╢ci│a j▒ ze swych szpon≤w.

Nie min▒│ rok, a w gnie╝dzie or│a pojawi│o siΩ pisklΩ. Zaraz po wykluciu z jajka rozejrza│o siΩ dooko│a i pomy╢la│o: "Ale ╢wiat jest wielki" - i ruszy│o czym prΩdzej, by go poznaµ. Wkr≤tce ma│y orze│ pozna│ ca│e gniazdo i zastanawia│ siΩ jedynie: "Co to za ziarenko porusza siΩ w g≤rze; raz jest z│ote, to zn≤w srebrne ?" - i pr≤bowa│ wdrapaµ siΩ na szczyt gniazda, lecz mu siΩ nie udawa│o; zawsze z suwa│ siΩ na d≤│. A┐ pewnego razu, gdy nikogo nie by│ w gnie╝dzie, uda│o mu siΩ. Stan▒│ na brzegu i rozejrza│ siΩ wko│o, a od tego co widzia│ zakrΩci│o mu siΩ w g│owie i wypad│. Gdy otworzy│ oczy, zobaczy│ inny ╢wiat i wiele obcych ptak≤w, kt≤re m≤wi│y:
- Dalej, zabijmy go, a po ╢mierci or│a, wyspa bΩdzie nasza.
Lecz jeden ma│y, szary ptaszek wstawi│ siΩ za pisklΩciem:
- G│upcy ! - zawo│a│. - Czy my╢licie, ┐e taka zbrodnia ujdzie wam bezkarnie ?!
I korzystaj▒c z zamieszania wyprowadzi│ pisklΩ z t│umu, i ukry│ w zaro╢lach, poczym wzbi│ siΩ wysoko do orlego gniazda, by zawiadomiµ or│a i orlicΩ. Wielka by│a rado╢µ w orlim gnie╝dzie z powrotu pisklΩcia; ale malec my╢la│ ju┐ tylko: "Jak by siΩ tu wydostaµ ponownie z gniazda ?" A nie by│o to │atwe, gdy┐ rodzice wznie╢li jeszcze wy┐sze ╢ciany w gnie╝dzie. Lecz z czasem, gdy skrzyd│a ma│ego or│a stawa│y siΩ coraz silniejsze, nasta│ czas, by rozpocz▒µ naukΩ latanie. Ma│y orze│ sta│ siΩ ju┐ m│odzie±cem i wkr≤tce opanowa│, tΩ trudn▒ sztukΩ z tak▒ bieg│o╢ci▒, ┐e ┐aden inny ptak nie m≤g│ mu dor≤wnaµ. Pewnego razu wzbi│ siΩ tak wysoko, ┐e jego wyspa zda│a mu siΩ byµ ma│▒ kropeczk▒ na bezkresnym oceanie, a w≤wczas zauwa┐y│, ┐e ocean w cale nie jest bezkresny i gdzie╢ w oddali jest inny l▒d. Ciekawo╢µ by│a tak wielka, ┐e zapomnia│ o swojej wyspie i rodzicach i poszybowa│ w nieznane.

Mija│y lata, a orze│ siΩ nie pojawia│, stary orze│ zaniem≤g│ i popad│ w chorobΩ; wezwa│ ma│ego, szarego ptaszka i rzek│:
- Wiernie mi s│u┐y│e╢, przez te wszystkie lata, a teraz, gdy jestem ju┐ stary i nie mam swojego nastΩpcy, Ciebie nim uczyniΩ.
- Ach, Panie - wielcem rad z twej propozycji, lecz moim przeznaczeniem jest Ci radziµ.
- Co zatem radzisz ?
- Uczy±my twoj▒ podobiznΩ, Panie, i umie╢µmy j▒ na krawΩdzi gniazda; powiemy poddanym, ┐e wyczekujesz na syna, a tym czasem wszystko masz na oku. Ja natomiast, bΩdΩ dba│ o pa±stwo, dop≤ki tw≤j syn nie wr≤ci. I uczynili tak.

Stary orze│ wkr≤tce zmar│. Mija│y kolejne lata, a┐ pewnego dnia na horyzoncie pojawi│y siΩ dwa ptaki. Okaza│o siΩ, ┐e by│y to dwa or│y. Okr▒┐y│y wyspΩ, poczym siad│y na dΩbie, gdzie by│o gniazdo starego or│a; na ich spotkanie wyszed│ ma│y, szary ptaszek.
- Witaj przyjacielu - odezwa│ siΩ orze│ - jeste╢ moim dobroczy±c▒, uratowa│e╢ mi ┐ycie.
- Wybacz, Paniczu, wzrok ju┐ nie ten - odpowiedzia│ ptaszek. - Tak d│ugo czekali╢my na Ciebie.
- Poznawa│em inne kraje, przyjacielu. A w jednym zosta│em kr≤lem, tak jak tu m≤j ojciec.
Szybko rozesz│a siΩ wie╢µ o powrocie m│odego or│a; poczym mianowa│ on ma│ego szarego ptaszka dziedzicznym gubernatorem wyspy, a sam powr≤ci│ do swojego zamorskiego kraju.

Zbigniew Dudek

strona g│≤wna