WYPRAWA MORZE KORTEZA ( 32 ) Yvonne Szymanski | |
WCZORAJ 30 czerwca 97 (poniedzia│ek) JUTRO | |
Rano pierwsza rzecz to pognali╢my do mechanika aby sprawdziµ postΩp prac. Dowiedzieli╢my siΩ te┐ w ko±cu jak ma on na imiΩ. Zwie siΩ Lalo. Jako╢ tak nie po meksyka±sku. Chocia┐ on siΩ zapiera│, ┐e to popularne imiΩ. Niech mu bΩdzie. Zapewni│ nas, ┐e wszystko jest "OK" i praca bΩdzie perfekcyjna. Nie mieli╢my innego wyj╢cia jak mu wierzyµ. Lalo obieca│, ┐e o 1530 przyjedzie do portu i za│o┐y naprawion▒ czΩ╢µ. W miΩdzyczasie poszli╢my do banku po pieni▒dze. To co mamy starczy akurat na zap│atΩ dla niego, ale jeszcze potrzebujemy na benzynΩ aby dop│yn▒µ do San Felipe. W banku kolejka. Odstali╢my swoje ale niestety nie dostali╢my pieniΩdzy. Okaza│o siΩ, ┐e nie tylko nie realizuj▒ osobistych czek≤w, ale i nie daj▒ na karty kredytowe. Dwa lata temu dostali╢my w tym samym miejscu got≤wkΩ. Te┐ potrzebowali╢my pieniΩdzy i bez problemu nam je dali. Teraz nie. Wyt│umaczyli nam, ┐e wiele kart i czek≤w by│o bez pokrycia wiΩc ukr≤cili to. Dla nas to prawdziwy problem. Zapewniona nas jednak, ┐e w Santa Rosalia mo┐na wybraµ pieni▒dze na karty kredytowe i jedynym wyj╢ciem jest tam jechaµ. Na szczΩ╢cie to po drodze, a to co mamy na benzynΩ wystarczy. Lalo zjawi│ siΩ na czas. Sprawnie za│o┐y│ cze╢µ i pop│ynΩli╢my na przeja┐d┐kΩ, aby wypr≤bowaµ czy dzia│a. Wszystko by│o jak nale┐y. Silnik pracowa│ r≤wno. Nic nie t│uk│o ani nie telepa│o. WrΩczyli╢my mu wiΩc nale┐no╢ci i odstawili╢my do portu. Teraz naprawdΩ byli╢my sp│ukani. Jako╢ mieli╢my w▒tpliwo╢ci czy w Santa Rosalia uda nam siΩ wybraµ pieni▒dze. Z do╢wiadczenia wiemy, ┐e ro┐nie to bywa. Postanowili╢my wiΩc p≤j╢µ do Alfredo i spytaµ siΩ czy on nie zrealizuje nam czeku. Po drodze spotkali╢my starsza AmerykankΩ. Sz│a na spacer z psami. Piotr spyta│ siΩ jej czy nie wie gdzie w Loreto mo┐na skasowaµ czek. Powiedzia│a, ┐e Alfredo to powinien zrobiµ. Teraz ju┐ poszli╢my do niego jak w dym. Nie byli╢my jednak pewni czy wydamy mu siΩ wiarygodni i zechce udzieliµ nam tej po┐yczki. Akurat wr≤ci│a ┐e Stan≤w jego ┐ona, Gail. By│ wiΩc w dobrym nastroju. Wys│ucha│ Piotra, pokiwa│ g│ow▒ i kaza│ ┐onie daµ $200. Piotr oczywi╢cie wystawi│ czek i zapewni│, ┐e po powrocie wstawimy go do ich banku. Mieli╢my ju┐ wiΩc chocia┐ trochΩ. By│a to te┐ okazja do porozmawiania z jego ┐on▒. Byli╢my ciekawi jak jej siΩ tu ┐yje i co j▒ sk│oni│o do wyjazdu ze Stan≤w. M≤wi│a, ┐e najpierw przyjecha│ tu Alfredo jako t│umacz ┐e stanowymi senatorami. Spodoba│o mu siΩ.. Poniewa┐ pracowa│ w restauracji w San Francisco zna│ siΩ trochΩ na tym. Postanowi│ za│o┐yµ restauracje w Loreto i byµ sobie panem, a nie latynoskim kucharzem w Stanach. Poza tym zrobi│a to te┐ dla dzieci, kt≤rym chcia│a przybli┐yµ kraj ojca. Plan by│ aby zostaµ przez kilka lat. Te kilka lat przed│u┐y│o siΩ do 26 i nie widzi ju┐ siebie w innym miejscu. M≤wi│a, ┐e na pocz▒tku by│o ciΩ┐ko. ZaczΩli od parceli dalej od deptaka, a z biegiem czasu wykupili spor▒ dzia│kΩ przy morzu i porcie. Teraz nie tylko Alfredo prowadzi turyst≤w na po│≤w ryb, ale i ona ma zajΩcie nadzoruj▒c restauracjΩ. Do tego jedna z c≤rek Linda prowadzi agencjΩ turystyczn▒. Wszystko wiΩc dzia│a sprawnie i dostarcza rado╢ci i satysfakcji. Ko│o 5-tej uporali╢my siΩ ┐e wszystkim w Loreto i nareszcie wyp│ynΩli╢my. Nie chcieli╢my ju┐ kolejnej nocy spΩdzaµ w porcie. Dok│adnie tydzie± miΩli╢my unieruchomiony silnik i teraz nie mogli╢my siΩ doczekaµ aby odp│yn▒µ. Szybko wiΩc skoczyli╢my na najbli┐sz▒ wyspΩ Coronado. Nareszcie cisza.
JUTRO |