WYPRAWA MORZE KORTEZA ( 20 ) Yvonne Szymanski | |
WCZORAJ 18 czerwca 97 (╢roda) JUTRO | |
Dzisiaj definitywnie wracamy. Rozpoczynamy nasz▒ powrotn▒ drogΩ na p≤│noc. Tym razem chcemy zahaczyµ o miejsca przez kt≤re tylko ╢mignΩli╢my. Tuz po wschodzie s│o±ca, aby woda by│a jak najspokojniejsza, wyruszyli╢my. Jest 530. Piotr oczywi╢cie oci▒ga siΩ ze wstawaniem ale ja po przygodach przy Punta de La Ventana chcΩ p│yn▒µ jak najszybciej i przep│yn▒µ to miejsce wiatr≤w. Woda piΩknie spokojna. I pomy╢leµ ze dwa dni temu w tym miejscu by│o piek│o. Co chwilΩ widaµ jak wyskakuj▒ z lustrzanej wody olbrzymie manty. W powietrzu robi▒ piruet i znikaj▒ ponownie w wodzie. Ten balet wykonywa│o jednocze╢nie chyba z dziesiΩµ mant. ªmignΩli╢my wiΩc szybciutko podziwiaj▒c wschodz▒c▒ kulΩ s│o±ca. Niesamowicie pomara±czowa wychodzi│a z wody na horyzoncie. Tym razem nie potrzebowali╢my robiµ ┐adnych zakup≤w. Postanowili╢my wiΩc sprawdziµ jak wygl▒da marina Palmira. Licz▒c, ┐e mo┐e jednak maj▒ tam pompΩ i bez problem≤w zatankujemy. Tak siΩ te┐ sta│o. Na pomo╢cie tuz przy wej╢ciu by│ dystrybutor. Tankowanie nareszcie jak nale┐y. Tu spotkali╢my Eryka z San Diego. Bra│ on benzynΩ do swojej ┐agl≤wki "Egart". Udzieli│ nam chΩtnie informacji co gdzie jest w tej marinie. Przycumowali╢my wiΩc │≤d╝ i poszli╢my na zwiedzanie jej. Jest tu hotel, dwie czy trzy restauracje, kilka sklepik≤w g│ownie z pami▒tkami i najrozmaitszymi rzeczami do │odzi. Du┐o dro┐ej ni┐ w Stanach. Piotr z ciekawo╢ci patrzy│ na ceny przynΩt. W Stanach zap│aci│ $2 a tu jest po $10. Jest te┐ sklep spo┐ywczy, gdzie 90% towar≤w jest ameryka±skich. Nic nie potrzebowali╢my, nie zabawili╢my wiΩc d│ugo. Nasza droga wiod│a do wyspy Del Espiritu Santo. ªwiΩtego Spiritusu jak j▒ nazwali╢my. W drodze na ni▒ jeden z pelikan≤w, zwanych przez nas Niunkami, postanowi│ siΩ z nami ╢cigaµ. Lecia│ tu┐ nad wod▒ prawie dotykaj▒c skrzyd│ami tafli. Sprawdzali╢my na liczniku, ze rozwin▒│ prΩdko╢µ 28 mil na godzinΩ. Nie╝le jak na ptaka, kt≤ry wygl▒da tak pokracznie. Tu zjedli╢my lunch w Zatoczce Puerto Ballena.
Towarzyszy│y nam nasze ulubione ptaki - pelikany poluj▒ce na sardynki. Z rozmachem wpada│y do wody i najczΩ╢ciej udawa│o im siΩ co╢ z│apaµ. Z naszych oblicze± wynika│o, ze nurkuj▒ na co najmniej na metr. Dos│ownie o metr od naszej │odzi bombardowa│y wodΩ z takim impetem, ┐e a┐ pryska│a na nas. Polowa│y i tu±czyki. W przezroczystej wodzie by│o widaµ ich ogromne cielska (z 30-50 cm d│ugie) goni▒ce za mniejszymi rybkami - makrelami. P│ywa│y tam i z powrotem na p│ytkiej, bo mo┐e z 5 stopowej, wodzie. Widzieli╢my te┐ morsk▒ tragediΩ jak ryba zwana koguci▒ (z metr chyba mia│a) zaatakowa│a tu±czyka. Szamotanina, plusk wody i cisza jakby nic siΩ nie sta│o. P│yn▒c na p≤│noc co chwila wp│ywali╢my do zatoczek szukaj▒c w│a╢ciwej na noc. Zdecydowali╢my siΩ w ko±cu na Caleta Partida (24:32",09N i 110:22',73W). Nie jest to w│a╢ciwie zatoczka, a w▒ski przesmyk miedzy dwoma wyspami. Espiritu i Partida. Po po│udniowej stronie znajduje siΩ kilkumetrowy kana│ wyr≤wnuj▒cy poziomy wody po wschodniej i zachodniej stronie wysp. S▒ tu dwie sezonowe wioski rybackie, teraz akurat zamieszka│e i tΩtni▒ce ┐yciem. Jest ona dobrze os│oniΩta od wiatr≤w i sporo │odzi tu przystaje. Poza nami by│y jeszcze cztery. Rzucili╢my wiΩc kotwicΩ, roz│o┐yli╢my daszek chroni▒cy nas od s│o±ca, bo pali niemi│osiernie i przyst▒pili╢my z ochot▒ do leniuchowania. Niespodziewanie zerwa│ siΩ wiatr. Silny podmuch z│apa│ daszek i w mgnieniu oka rozdar│. No i nie mamy cienia nad przedni▒ czΩ╢ci▒ │odzi. Akurat nad miejscem do spania. Nie mo┐na wiΩc w ci▒gu dnia uci▒µ sobie drzemki. Spr≤bujemy go tymczasowo naprawiµ, mo┐e w Loreto. Po powrocie Alfred, krawiec z Albanii, kt≤ry nam go szy│ bΩdzie musia│ zabraµ siΩ za naprawΩ. Zar≤wno dla niego jak i dla nas to pierwszy tego typu daszek. Nie bardzo wiΩc wiedzieli╢my jak go uszyµ. Teraz ju┐ wiemy gdzie go trzeba bΩdzie wzmocniµ. Silny wiatr nie tylko podar│ daszek ale i przyni≤s│ sw▒d rozk│adaj▒cych siΩ ryb. A┐ na md│o╢ci siΩ zbiera│o. Postanowili╢my poszukaµ innego miejsca. Zawijali╢my jeszcze do dw≤ch zatoczek na Isla Partida, ale wszystkie by│y zanieczyszczone kalmarami, kt≤re rozk│adaj▒c siΩ na s│o±cu ╢mierdzia│y potwornie. Dopiero w ostatniej zatoce na wyspie, zdecydowali╢my siΩ zostaµ. W niej o dziwo nie ╢mierdzia│o. W nocy wiatr zupe│nie usta│. Zrobi│o siΩ gor▒co i wilgotno. Wszystko sta│o siΩ momentalnie lepkie. Do tego pojawi│y siΩ komary. Prawdziwy tropik. Przez cala noc odsuwali╢my │≤d╝ co raz bardziej ku wylotowi z zatoczki. Smarowali╢my siΩ p│ynem na komary, a┐ w ko±cu, ju┐ nie wiem, czy to ten p│yn czy byli╢my dostatecznie daleko, a mo┐e po prostu zmΩczenie, spowodowa│o ┐e komary znik│y. Tu┐ za t▒ zatoczk▒, na samym p≤│nocnym czubku wyspy jest co╢ co nurkowie nazywaj▒ "the mound". Jest to zanurzony wierzcho│ek podwodnej g≤ry. Na niego mo┐na rzuciµ kotwicΩ, ok. 15 stop g│Ωboko╢ci i nurkowaµ na spadzistych ╢cianach podwodnej g≤ry. My jednak tam nie zawinΩli╢my. Nie chcia│am aby Piotr sam bez partnera z│azi│ pod wodΩ. Co innego na trzy, cztery metry a co innego w taka g│ΩbinΩ. Pop│ynΩli╢my wiΩc dalej. JUTRO |