INNE POCZT╙WKI
WYPRAWA MORZE  KORTEZA  ( 7 )   Yvonne Szymanski
WCZORAJ    5 czerwca 97 (czwartek)    JUTRO
Rano poza pelikanami i mewami przywita│y nas dwa sΩpy. KrΩci│y siΩ po p│azy dziobi▒c szkielety rybie. Robi│y to jednak jako╢ niemrawo. Pewnie, tak jak ja, nie gustuj▒ w suszi. Ko│o 8-mej pop│ynΩli╢my do Santa Rosalia (27:20',41N i 112:15',94W). Najpierw benzyna a potem l≤d i pieczywo. Z mapy i przewodnik≤w wiedzieli╢my, ze jest tu port i marina dla jacht≤w. Faktycznie by│y, ale w op│akanym stanie. Benzyna oczywi╢cie jedynie na stacji benzynowej w miasteczku, a dow≤z do │odzi jedynie w beczkach. Podp│ynΩli╢my wiec do mariny i Piotr poszed│ aran┐owaµ dow≤z. Zagadywa│ wielu a┐ w ko±cu trafi│ na Juana Carlosa, kt≤ry podj▒│ siΩ tej pracy. Tankowanie odbywa│o siΩ miedzy kutrami rybackimi stoj▒cymi przy wysokim wal▒cym siΩ nabrze┐u. Akurat wr≤ci│y one z │owiska i roz│adowywa│y swoje zdobycze g│ownie tu±czyki, barakudy, dorada, o╢miornice i kalmary. Smr≤d a┐ dusi│, tym bardziej, ┐e s│o±ce ju┐ zdrowo przygrzewa│o i stoj▒ce na s│o±cu po│owy wydawa│o siΩ, ze wy│a┐▒ ze skrzynek. Z jednej ze skrzynek wystawa│y macki o╢miornic. Zwisa│y bezw│adnie a na nich k│Ωbi│y siΩ muchy. Staj▒c w tym smrodzie zbiera│o siΩ na md│o╢ci. Tankowanie jednak przez w▒ska rurkΩ zajmowa│o trochΩ czasu. Mieli╢my wiΩc okazjΩ przygl▒dn▒µ siΩ pracy wok≤│ nas. Wszystko to odbywa│o siΩ jakby w zwolnionym tempie. Nie wiem czy z powodu ciep│a czy zaczadzenia smrodem. Obok nas │adowano z kutra ryby do samochodu wype│nionego lodem. Gruby meksyka±czyk rusza│ siΩ jak te muchy na o╢miornicy. Niesamowicie ospale. Ca│y port wygl▒da│ jakby prze┐y│ jaki╢ kataklizm. Po│amane nabrze┐a, z wody stercz▒ce betonowe poodlupywane s│upy i czΩ╢ci jaki╢ fundanentow, zatopione wraki, jakie╢ ┐elazne prΩty ni z tego ni z owego stercza│y z wody no i do tego niesamowita ilo╢µ ╢mieci p│ywaj▒ca po powierzchni. W tym morzu plugastwa marina na 10-siΩµ jacht≤w, w kt≤rej mo┐na siΩ zatrzymaµ pl▒c▒c $10 na dobΩ. Jak nale┐y wszystko ca│e, na nabrze┐u nawet woda i pr▒d. Tu wiΩc nabrali╢my wodΩ i pogadali╢my sobie z niekt≤rymi ┐eglarzami. Oni te┐ nie mogli poj▒µ dlaczego stan portu jest tak op│akany, w odpowiedzi wzruszali ramionami. Po nabraniu benzyny Jan zaoferowa│ siΩ zawie╝µ mnie do sklepu na zakupy. Ucieszy│am siΩ. Ulice miasteczka nie odbiegaj▒ od stanu portu. Dawna ╢wietno╢µ (za│o┐yli je Francuzi i nawet jest ko╢ci≤│ projektowany przez Eiffla) dawno znik│a. Teraz to bardzo ruchliwe, rozryte i zakurzone miejsce. Kocie │by w niekt≤rych miejscach zosta│y z ulic usuniΩte i zosta│a go│a ziemia. Wiatr wzbija wiΩc tumany kurzu. Do tego ruch samochodowy spory. Wszystko wiec k│Ωbi siΩ jak w ukropie, klaksony, g│osy ludzi, kurz i s│o±ce mieszaj▒ siΩ w jedna masΩ. Do piekarni dotarli╢my bez k│opotu, ale nie by│o miejsca na zaparkowanie samochodu. Jan stan▒│ wiΩc na ╢rodku ulicy zupe│nie nie zwa┐aj▒c, ┐e tamuje ruch. Spokojnie czeka│ a┐ ja kupiΩ co nale┐y. A kupi│am ╢wietne pieczywo i ciastka. Zar≤wno Piotr jak i ja jeste╢my │asuchami. Okazji takiej nie mo┐na by│o pomin▒µ. Wypieki s▒ bardzo podobne do polskich. Z Santa Rozalia pop│ynΩli╢my dalej na po│udnie. Miejscem docelowym na dzisiaj - Bahia Concepcion. Wpierw jednak zjedli╢my cos w zatoczce Mulage (26:54',07N i 111:57',33W), palmowej oazie, uroczo po│o┐onej w kanionie Rio Santa Rosalia. Dwadzie╢cia procent jego mieszka±c≤w to emerytowani gringos. Od tego miejsca zaczynaj▒ siΩ lazurowe zatoczki i wreszcie ciep│a woda.
Mieszka tu (26:46',43N i 111:49',11W), w Zatoce PoczΩcia, poznany przez nas dwa lata temu Davida Nelson - Amerykanin, kt≤rego 19 lat temu zafascynowa│a Baja i postanowi│ siΩ tu osiedliµ. Podp│ynΩli╢my wiec do niego aby sprawdziµ co s│ychaµ. Nie zastali╢my go, ale by│ pies, a w palapie ╢lady, ze jeszcze tu mieszka. Nakarmili╢my psa polsk▒ kie│bas▒ i Piotr zostawi│ wiadomo╢µ, ze jeste╢my i jak wr≤ci aby skontaktowa│ siΩ z nami na kanale 78. My w tym czasie znale╝li╢my przysta± w jednej z lazurowych zatoczek. My╢leli╢my, ┐e nareszcie odsapniemy w tym jak siΩ wydawa│o bezludnym miejscu. Pok▒piemy siΩ i zrelaksujemy. Ale nie by│o nam to dane. Zjawili siΩ kajakarze z pobliskiej pla┐y Jeden z nich podp│yn▒│ do nas. Wlaz│ na │≤d╝, przytroczy│ kajak i zacz▒│ nadawaµ. Okaza│o siΩ, ┐e jest w│a╢cicielem sklepu ze sprzΩtem do nurkowania i prowadzi kursy nurkowania w San Diego. Nazywa siΩ Michale Brochue. Opowiada│ nam o swoich woja┐ach po ╢wiecie i wielu niesamowitych przygodach, z kt≤rych niekt≤re brzmia│y niewiarygodnie. Jak na przyk│ad to, ze w Australii rekin z│apa│ go za g│owΩ. Skaleczy│ ucho i wbi│ zΩby w czaszkΩ. Dla potwierdzenia, ┐e to prawda kaza│ siΩ nawet obmacywaµ po g│owie gdzie faktycznie by│y jakie╢ wgniecenia. D│ugo rozwodzi│ siΩ o psychologii ryb i ich charakterach. Twierdzi│, ze on potrafi powiedzieµ, kt≤ra jaki ma nastr≤j. Jest poza tym klasycznym sprzedawc▒. Z nami r≤wnie┐ chcia│ ubiµ jaki╢ interes. To proponowa│ nam kupienie wiΩkszej ilo╢ci kremu przeciw oparzeniom s│onecznym, to znowu gdy siΩ dowiedzia│, ze mamy dmuchany ponton kupienie go. Poniewa┐ my zdecydowanie nie byli╢my zainteresowani orzek│, ┐e jak nic jeste╢my na emeryturze. TrochΩ mnie to zdziwi│o bo nie przypuszcza│am, ┐e a┐ tak leciwie wygl▒dam ale Piotr mi wyja╢ni│, ze tak okre╢la siΩ ludzi w r≤┐nym wieku, kt≤rzy nie musz▒ pracowaµ. Tych, kt≤rzy maj▒ jaki╢ sta│y doch≤d. Od s│owa do s│owa okaza│o siΩ, ┐e ma do sprzedania sk│adan▒ dzidΩ do polowania na ryby. Piotr od dawna taka chcia│. Poniewa┐ zbli┐aj▒ siΩ jego imieniny postanowi│am kupiµ mu j▒ na prezent. Na nastΩpny dzie± um≤wili╢my siΩ, ┐e przyp│yniemy na pla┐Ω i dobijemy interesu. W ko±cu przez radio odezwa│ siΩ David. Um≤wili╢my siΩ z nim na jutro na wizytΩ.
JUTRO