WYPRAWA MORZE KORTEZA ( 5 ) Yvonne Szymanski | |
WCZORAJ 3 czerwca 97 (wtorek) JUTRO | |
Znowu rzucili╢my kotwicΩ na zbyt p│ytkiej wodzie. Rano obudzili╢my siΩ na piachu. Czekamy wiΩc na przyp│yw. Nie ╢pieszy nam siΩ a zatoczka i piaseczek zachΩca do k▒pieli. Gdy woda siΩ podnios│a pop│ynΩli╢my po benzynΩ. Znowu tankowali╢my benzynΩ z beczek na pla┐y.
No i dalej w drogΩ do Bahia San Francisqito (28:25',55N i 112:51',98W). Woda zmienna, ale na szczΩ╢cie ┐adnych silnych wiatr≤w. Po drodze w jednej z wiΩkszych zatok Bahi San Rafael spotykamy kilkana╢cie kutr≤w rybackich. Stoj▒ one na kotwicy i czekaj▒ na noc. W San Francisqito zastajemy zakotwiczony trimaran "Sun Shine". Stoi pusty i czeka na sw≤j dzie±. Jest to dobrze os│oniΩta zatoczka. W niej stoj▒ jedynie trzy domki. Dwa widaµ, ┐e u┐ywane tylko sporadycznie przez amerykan≤w przyje┐d┐aj▒cych tu mo┐e raz w roku i jeden po│o┐ony na wysokiej skarpie, kt≤ry zamieszkuje, nowojorska ┐yd≤wka, Debbie Lazaro z rodzin▒. Byli╢my tu dwa lata temu podczas naszej samochodowej wyprawy. Wtedy nie zastali╢my jej. Teraz wiec ponownie postanowili╢my ja odwiedziµ i w ko±cu poznaµ. Jej obej╢cie zaskoczy│o nas. Takiego ╢mietnika w ┐yciu nie widzia│am. Stare czΩ╢ci samochodowe, garnki, zabawki, szmaty i co kto tylko sobie zamarzy wala siΩ razem. Niestety gospodyni tego obej╢cia nie by│o. Przywita│y nas jedynie dwa psy, kt≤re nie bardzo wiedzia│y czy nas wpuszczaµ na podw≤rko, czy nie. Ujada│y ale r≤wnocze╢nie macha│y przyja╝nie ogonami. Wr≤cili╢my wiΩc na nasz▒ │≤d╝ zawiedzeni, ┐e i tym razem nic z tego. Na pla┐y biwakowa│a grupa ha│a╢liwych gring≤w - wΩdkarzy. Czuli siΩ panami zatoki. Mieli do dyspozycji trzy │odzie, kt≤re przyci▒gnΩli ze sob▒ ze Stan≤w. TrochΩ ich podziwiali╢my, bo droga bardzo d│uga i ciΩ┐ka. Jest wiΩc to nie lada wysi│ek dotrzeµ l▒dem do tej zatoki. Na noc stanΩli╢my przy trimaranie. Gdy zapad│ zmrok us│yszeli╢my g│o╢ne dudnienie silnik≤w. Z mg│y, kt≤ra w tym czasie spowi│a zatokΩ, o╢wietlone jak choinki wyp│ywa│y widziane przez nas za dnia kutry. Z rozmowy radiowej pijanych kapitan≤w dowiedzieli╢my siΩ, ┐e bΩd▒ │owiµ kalmary. Przy│▒czyli siΩ do nich wΩdkarze z pla┐y. Zostali╢my tylko my. Nas │owienie ryb nie interesuje. Poszli╢my wiec spaµ. JUTRO |