Reporter
n a s z e    s e r w i s y
@ WebReporter
@ Reporter
@ BizReporter
@ FotoReporter
@ Gry
@ Junior
@ Forum dyskusyjne
@ Og│oszenia
r e k l a m a

z o b a c z   t e ┐:
- kafejki internetowe
- kartki elektroniczne
- ranking foto
- TopGames - g│osuj!
- Bank Pomys│≤w
- du┐o humoru
- Encyklopedia Internetu


<<< poprzedni artyku│ spis tre╢ci nastΩpny artyku│ >>>
-= REPORTA» =-
Reporter nr 10 - 2000.10.25 Krystyna Sosi±ska - Celyna

Ogrodzieniec 2000 - 2/2

W karczmie siedzieli╢my do dwudziestej , potem powr≤t do obozu i dalsze plany: co i kto kiedy poprowadzi. Chyba tej nocy Sauron z Repkiem poprowadzili "Obcego" .

Ja , Carrigan, Milady, Gopher i Gregg stanowili╢my grupΩ ameryka±skich pirat≤w kosmicznych, kt≤rzy podjΩli siΩ zadania odszukania i zniszczenia na pewnej planecie jaja obcego. Drog▒ niezbyt legaln▒ dowiedzieli╢my siΩ o tym, ┐e na planecie tej znajduj▒ siΩ Kanadyjczycy i oni chc▒ to jajo wywie╝µ. Biedni, nie wiedzieli na co nas wszystkich nara┐aj▒. W ka┐dym razie nie mogli╢my dopu╢ciµ, ┐eby im siΩ to powiod│o.

Na orbicie planety znale╝li╢my zacumowany statek Kanadyjczyk≤w. Z│amali╢my ich kody dostΩpu (nie takie rzeczy potrafimy zrobiµ - jeste╢my dobrze wyszkolon▒ grup▒ do zada± specjalnych, ale ciΩ┐ko siΩ z nami wsp≤│pracuje, bo ka┐de z nas ma trudny charakter). Dostali╢my siΩ na ich statek, zabili╢my dw≤ch stra┐nik≤w i przejΩli╢my go. NastΩpnie zniszczyli╢my ich transporter, kt≤rym wyl▒dowali na planecie razem z androidem, kt≤ry tam by│.

Jak do tej pory wszystko posz│o g│adko, bo dzia│o siΩ w sferze m≤wionej, ale wszystko ma sw≤j koniec i pocz▒tek. Wyl▒dowali╢my na planecie, zniszczyli╢my sw≤j transporter za pomoc▒ "bum-bum" i ju┐ teraz naprawdΩ nale┐a│o ruszyµ do akcji. Mieli╢my trochΩ broni, na wypadek niepo┐▒danych spotka±, a nasz dow≤dca mia│ te┐ bro± ra┐▒c▒ na obcego.

Ja z Gopherem, jako najstarsi sta┐em w tej grupie, dostali╢my specjalny pancerz w kt≤rym mogli╢my biegaµ, ale tylko razem. ZaczΩ│y siΩ chwile grozy. Wiecie przecie┐ , znacie tΩ atmosferΩ, wok≤│ ciemno, latarek mo┐na u┐ywaµ, ale w ograniczonym zakresie, bo wtedy jeste╢my │atwym │upem... Bunkier, w kt≤rym prawdopodobnie by│o jajo, znajdowa│ siΩ poza jakim╢ opuszczonym laboratorium, dalej droga w g≤rΩ przez przesmyk pomiΩdzy ska│kami i wtedy nast▒pi│ pierwszy atak obcego. Na szczΩ╢cie Milady, jako nasz medyk, mia│a ╢rodek ratuj▒cy ┐ycie, ale tylko raz, wiΩc Gopher zosta│ przy ┐yciu.

W pobli┐u bunkra zaczΩli╢my chorowaµ, zawroty g│owy, zas│abniΩcia, wymioty. Z bunkra wysunΩ│a siΩ grupa ┐o│nierzy, zdecydowali╢my siΩ na rozmowΩ z nimi. Przedstawili siΩ jako Amerykanie. Wok≤│ bunkra jest silne pole radioaktywne, stad nasze przypad│o╢ci. Oni mieli czujnik i wcze╢niej znale╝li bezpieczne przej╢cie. Do bunkra nie mieli╢my ju┐ po co i╢µ, wiedzieli╢my, ┐e nas oszukuj▒ i maj▒ ze sob▒ to jajo obcego. Zdradzi│ ich kanadyjski akcent i li╢cie klonowe we w│osach...

PodziΩkowali╢my za rady i rozstali╢my siΩ pozornie nie zainteresowani nimi, ale po chwili zaatakowali╢my, znienacka zabijaj▒c dw≤ch. Pozostali na nasz rozkaz zniszczyli jajo i przy│▒czyli siΩ do naszej grupy. Ich dow≤dca zgin▒│ i kiedy dowiedzieli siΩ, ┐e przejΩli╢my ich statek na orbicie, a transporter zniszczony, nie mieli innego wyj╢cia jak do│▒czyµ do nas.

Ruszyli╢my do miejsca gdzie by│o nasze l▒dowisko. Po drodze jeszcze raz atak obcego. Znacie te atmosferΩ, ciemno, droga nie wiadomo gdzie i ╢wiadomo╢µ ataku. Zadanie zosta│o wykonane czΩ╢ciowo, jajo zniszczone, ale kilku obcych pozosta│o na tej planecie, za rok trzeba bΩdzie wr≤ciµ i zniszczyµ. Do tej pory planeta bΩdzie izolowana.

AkcjΩ prze┐y│ Gregg, Milady i ja. Miau okaza│a siΩ androidem i zosta│a zniszczona. Ja po raz pierwszy w "obcym" prze┐y│am. Ciekawe jak rozmna┐a siΩ "obcy" czy s▒ bardzo plenni i czy za rok bΩdziemy mieli jak▒╢ szansΩ ich zniszczyµ?

W trakcie gry by│ ma│y incydent: Carrigan id▒c na akcjΩ za╢mia│a siΩ, Sauron, jako nasz prowadz▒cy MG zwr≤ci│ jej uwagΩ. Ciekawi mnie czy by│ to ╢miech ze strachu, czy nie czu│a grozy? Ja w takich akcjach w pewnym stopniu czuje siΩ jak prawdziwy ┐o│nierz i nogi trzΩs▒ mi siΩ ze strachu przed obcym.

By│o ╢wietnie ale s▒dzΩ, ┐e gracze maj▒ w sobie coraz mniej odwagi do takich nocnych akcji. Wiemy ju┐ czym grozi chwila nieuwagi i ka┐dy boi siΩ ataku.

Po grze ognisko, palenie broni, rozmowy, wra┐enia.

Kolejny dzie± min▒│, po kr≤tkiej nocy zacz▒│ siΩ nastΩpny.

Rano by│am razem z Monik▒ na grzybach. ZatrzΩsienie ma╢lak≤w i uwaga grzybiarze znalaz│am w Ogrodzie±cu miejsce na rydze. Pierwsze rydze, kt≤re usma┐y│am, delikatnie m≤wi▒c, schrzani│am, bo sypnΩ│o mi siΩ za du┐o soli. Przepraszam te osoby, kt≤re smakowa│y i dzielnie m≤wi│y, ┐e dobre. Ale drugi zbi≤r zosta│ ju┐ dobrze przyrz▒dzony. Razem z Monik▒ zrobi│y╢my sos grzybowy z ma╢lak≤w... pycha!

... ale co tam grzyby jak trzeba GRA╞!

Mia│ byµ larp kr≤lewski, ale chyba nie by│o, bo ten co poprowadzi│ Gregg, by│ w zupe│nie innym ╢wiecie. Tak wiec kr≤lewski musi poczekaµ do nastΩpnego roku a szkoda, bo my╢la│am , ┐e Gwo╝dziu bΩdzie kr≤lem. Eh, Gregg jest nieprzeciΩtny, wystarczy spojrzeµ w jego oczy ┐eby zobaczyµ w nich ╢wiat marze±, gier, larp≤w i g│ΩbiΩ uczuµ. Razem z Carrigan przygotowali nastΩpnego larpa, kt≤ry zacz▒│ siΩ ko│o po│udnia i by│ larpem dziennym.

Rzecz dzia│a siΩ w pradawnych czasach. Na ╢wiecie by│y dwie rasy ludzi, z│oci i srebrni. Z│oci byli podzieleni na tych kt≤rzy pozostali wierni naturze i si│om przyrody, i na tych kt≤rych cywilizacja rozwinΩ│a siΩ, zaczΩli budowaµ ╢wi▒tynie, mieli nowych bog≤w. Te dwa od│amy z│otych walczy│y ze sob▒, ale jednoczyli siΩ przeciw srebrnym. Srebrni to by│a krzy┐≤wka z│otych - cywilizowanych z bogami. Nie byli p≤│bogami, nie byli z│otymi, byli srebrnymi, kt≤rymi gardzili wszyscy.

Na planecie znajdowa│a siΩ rzeka ognia, za kt≤r▒ nie wiadomo co siΩ znajdowa│o. Kiedy zaczΩ│a siΩ nasza akcja wojny nie by│o, ale by│ stan napiΩcia. Wszyscy spodziewali siΩ ataku, wyra╝nie mo┐na by│o odczuµ brak zaufania, ka┐dy obcy traktowany by│ podejrzliwie, prawie jak wr≤g.

By│am szamank▒ w╢r≤d z│otych, tych kt≤rzy pozostali wierni si│om natury. Nie wyznawali╢my ┐adnych bog≤w, ale oddawali╢my cze╢µ piorunom, burzy, wichrom, s│o±cu, wszystkiemu, co w przyrodzie silne i tajemnicze. By│y╢my amazonkami.

W mojej samotni w╢r≤d ska│, tam, gdzie do tej pory by│ spok≤j zaczΩli pojawiaµ siΩ dziwni ludzie. Najpierw przyby│a grupa srebrnych i twierdzili, ┐e ich zamiary s▒ pokojowe, nie chc▒ walczyµ. Pytali siΩ o drogΩ do stolicy tego pa±stwa. Chocia┐ nie darzΩ sympati▒ tych z│otych, co mieszkaj▒ w miastach, to jednak na wszelki wypadek pokaza│am im drogΩ w odwrotn▒ stronΩ.

Potem zawita│ jaki╢ cz│owiek p≤│ z│oty, p≤l srebrny. Jak d│ugo ┐yjΩ nie widzia│am takiego koloru sk≤ry. Kilkakrotnie przechodzi│ cz│owiek, kt≤rego kolor sk≤ry by│ niebieski. Dziw nad dziwy. Odwiedza│ nas wΩdrowiec, zjawa, p≤│b≤g. By│ nim Gregg ,od kt≤rego co jaki╢ czas dowiadywa│am siΩ kolejnych element≤w gry.

Pewnego dnia przybieg│a do mnie grupa amazonek z wiadomo╢ci▒, ┐e w g│uszy le╢nej objawi│o siΩ b≤stwo, kt≤re od dawna opiekuje siΩ nami i chce rozmawiaµ. Pomimo swoich starych ko╢ci (to ┐art, by│am stara, ale jednocze╢nie sprawna i silna) wyruszy│am tam gdzie mia│o byµ b≤stwo. Wiec na le╢nej drodze spotkali╢my Milady, kt≤ra powiedzia│a:
- Jestem waszym B≤stwem, macie mnie czciµ i ochraniaµ!

Ech, takie s│owa zawsze prowokuj▒ mnie do czego╢ wrΩcz odwrotnego, w takich momentach okazuje siΩ z│ym graczem . Wcale nie chcia│am, ┐eby Milady by│a naszym B≤stwem. Gdyby na tej le╢nej drodze ukaza│ siΩ przystojny m│odzieniec, niech nawet by│by to mΩ┐czyzna w sile wieku, to chyba potrafi│abym oddawaµ mu ho│d, czy w jaki╢ tam spos≤b czciµ, ale kobietΩ?

Co siΩ za tym kryje? Czy fakt, ze mΩ┐czyzn▒ mo┐na manipulowaµ i po prostu na tym stanowisku lepiej mieµ w│a╢nie mΩ┐czyznΩ, bo mo┐na wygrywaµ na r≤┐nicy p│ci? W ka┐dym razie m≤j niezale┐ny duch zbuntowa│ siΩ przeciw temu, ┐ebym mia│a czciµ kobietΩ. Je╢li koniecznie trzeba cos czciµ... to ja pozostanΩ ju┐ przy tych si│ach natury.

Ale gra siΩ toczy│a i musia│am udawaµ, ┐e mamy b≤stwo kobietΩ. WewnΩtrznie wcale jej nie czci│am. Jedna z amazonek dowiedzia│a siΩ, ze ten z│oto-srebrny ma przy sobie amulet . Ten amulet sprawia│, ┐e na ╢wiecie by│ taki pozorny pok≤j. Nikt z nikim nie walczy│, chocia┐ czuµ by│o stan napiΩcia i nieufno╢ci.

My, jako kobiety ┐▒dne walki i zwyciΩstw postanowi│y╢my zdobyµ ten amulet. Rzuci│am na M│odego czar spopielenia za pomoc▒ innego amuletu, kt≤ry zabra│am naszemu B≤stwu. Potem M│ody zosta│ trafiony pociskiem przez m│od▒ amazonkΩ i normalnie powinien nie ┐yµ. Poniewa┐ by│o to problematyczne walczyli╢my na kamienie i no┐yce, walka przynios│a remis a Gregg zadecydowa│ , ┐e m≤j czar spopielenia nie podzia│a│ na niego. No c≤┐, nie powiod│o siΩ.

Bardzo chcia│am wzi▒µ do niewoli alchemika z│otych ludzi z miasta. Powiadali , ┐e mia│ du┐o r≤┐nych amulet≤w i potrafi│ uzdrawiaµ. Narasta│a w nas chΩµ walki.

Pojawi│ siΩ niebieski , kt≤ry chyba w ko±cu zrobi│ siΩ zielony i na moja pro╢bΩ o opiekΩ nad nami powiedzia│, ┐e dobrze, ale musimy wygnaµ nasze B≤stwo, na co z chΩci▒ siΩ zgodzi│am. ZginΩ│a rzeka ognia rozdzielaj▒ca planetΩ. Sprawa siΩ skomplikowa│a na tyle, ┐e zatraci│am logiczny w▒tek.

W ka┐dym razie okaza│o siΩ, ┐e na ╢wiecie zapanowa│ pok≤j i ludzie od nowa zaczΩli siΩ krzy┐owaµ (proszΩ tego nie kojarzyµ z krzy┐em... a mo┐e nie jest to takie z│e skojarzenie?) , srebrni, z│oci, z│oto-srebrni, niebiescy, zieloni. Z tych wszystkich krzy┐≤wek ludzi, bog≤w i p≤│bog≤w pojawili╢my siΩ na ╢wiecie my.

Tylko Gregg by│ w tamtym ╢wiecie i jest teraz z nami, i m≤g│ nam to wszystko tak dobrze opowiedzieµ. Po grze usiad│ na kamieniu i zacz▒│ opowiadaµ jak to by│o. Wyja╢nia│ jak kto╢ czego╢ nie zrozumia│.

Ju┐ w trakcie gry przyszed│ Josh, szkoda ┐e nie wcze╢niej bo wiem ┐e mia│ ju┐ om≤wion▒ swoj▒ postaµ. Potem prawie wszyscy poszli "Pod w≤z" na obiad, a ja , Monika i Septimus doko±czyli╢my pichcenia sosu grzybowego i mieli╢my "danie kr≤lewskie" mniam, mniam... Potem do│▒czyli╢my do reszty. Wypili╢my trochΩ piwa, rozmowa toczy│a siΩ na r≤┐ne tematy , filmy, ksi▒┐ki, patyczaki. Potem powr≤t do obozu i ognisko.

Wtedy przyjecha│a Ann i Madej. Znowu powitania, ╢miechy radosne i opowiadania co by│o a co byµ mo┐e bΩdzie. Jest pewna zagadka kt≤r▒ nale┐a│oby rozwi▒zaµ. Repek i Sauron , kiedy ognisko chyli│o siΩ ku ko±cowi przyprowadzili SzarlottΩ i bardzo j▒ adorowali. Zdaje siΩ, ┐e to b≤stwo jakie╢, bo Gopher te┐ straci│ dla niej g│owΩ, a Gwo╝dziu przez ni▒ chyba z│ama│ swoje zasady. W gronie tych oszo│om≤w znajdowa│ siΩ jeszcze M│ody.

NastΩpnego dnia rano w sobotΩ mieli╢my i╢µ na grzyby (na│ogowiec jestem). Niestety, ju┐ w nocy obudzi│o mnie dudnienie deszczu o namiot, monotonne i silne. Kiedy wsta│ ╢wit wychyli│am g│owΩ z namiotu... Rozpacz, rozpacz, woko│o szaro, ulewnie i szaro. Po jakiej╢ godzinie mojego zastanawiania siΩ jakby tu szybko przenie╢µ siΩ na stacjΩ ze swojego namiotu wychyli│ siΩ Gwo╝dziu i powiedzia│, ┐e jedzie do Krakowa i podrzuci mnie do Zawiercia. Kochany Gwo╝dziu.

Ju┐ by│am spakowana , posz│am do ludzi po┐egna│am siΩ i w drogΩ. Aha, w namiocie u Karla by│o 15 cm wody i on w tym spa│? No c≤┐, to by│ jego chrzest poniewa┐ by│ w Ogrodzie±cu po raz pierwszy.

Za ka┐dym razem kiedy wracam pod zamek to czuje siΩ tak jak gdybym wcale nie wyje┐d┐a│a.

[spis tre╢ci][do g≤ry]