|
Pierwszy dzie± wojny
Fragment opowiadania lotnika polskiego o dniu 1 wrze╢nia 1939 roku:O 6.50 dow≤dca brygady zarz▒dzi│ start obu dywizjon≤w. O 7.00 us│yszeli╢my masΩ samolot≤w nad naszymi g│owami. Nie by│ to g│os, jaki wydaj▒ silniki "P-11". Nalot szed│ nad chmurami, wiΩc z ziemi nie by│o nic widaµ, ale powietrze przelewa│o siΩ i kipia│o od szumu. Dywizjon najpierw III, potem IV zameldowa│y przez radio, ┐e widz▒ du┐o "S≤w". "Sowa" wed│ug kodu to - nieprzyjacielski bombowiec. Dywizjony id▒ do ataku. S│yszymy wysokie d╝wiΩki silnik≤w. To nasi. S│yszymy karabiny maszynowe. Zaczynaj▒ tu i tam rozmowΩ kr≤tkimi seriami jakby ukradkowo, potem serie rozci▒gaj▒ siΩ w czasie, rozszerzaj▒ siΩ w przestrzeni, a┐ ca│e niebo zaczyna ┐yµ zaciek│ym i zajad│ym ich warkotem, wibrowaµ ich napastliw▒ nut▒. Niebo pulsuje d╝wiΩkiem tocz▒cej siΩ walki. Od dw≤ch godzin wiedzia│em, ┐e jest wojna, ale dopiero teraz zaczynam sobie powoli u╢wiadamiaµ ca│e znaczenie tego. Ten g│os karabin≤w maszynowych, tak doskonale znany z poligomu, ma dzi╢ zupe│nie inny wyraz. Tam nad chmurami s▒ w tej chwili dziesi▒tki ludzi i pior▒ do siebie jak do tarczy. Szukam okre╢lenia na uczucie, kt≤re we mnie wyrasta, i nie mogΩ znale╝µ. Anie zgroza, anie strach, ani ciekawo╢µ. G│upie md│e uczucie. Jazgot karabin≤w oddala siΩ poma│u na po│udnie. Potem tu i tam od┐ywaj▒ sporadyczne g│osy walki. Z chmur wysypuj▒ siΩ punkciki. Ten pierwszy na przodzie to "Heinkel", te dwa za nim, to "P-11". Odleg│o╢µ goni▒cych stopniowo siΩ zmniejsza, ale "Heinkel" ucieka znowu w chmury. Tamci id▒ za nim. S│ychaµ znowu natarczywe, kr≤tkie serie, ale rezultat jest niewidoczny. W stronie Warszawy zaczyna siΩ ciΩ┐kie miarowe dudnienie gΩstych salw. Bomby. Bateria artylerii zenitowej grzmi▒ raz po razie, ale bezskutecznie. Po godzinie pierwsze wiadomo╢ci. Por. P. Podaje ze szpitala, ┐e zestrzeli│ jednego "Heinkla 111", a sam zosta│ zestrzelony przez drugiego. Z trudem odnalaz│em samolot. Dosta│ dwa postrza│y z dzia│ka w skrzyd│o i stery. Kad│ub posiekany od│amkami ╢wieci na wylot jak rzeszoto. Pilot ranny w rΩkΩ l▒dowa│ przymusowo na poprzek bruzd, przez miedze i zagony, wiΩc po│o┐y│ siΩ na plecy. Urwana │▒czno╢µ z IV dywizjonem. O godzinie 12.00 znowu nalot kilku samolot≤w. Nasz klucz dopada "Dorniera 215". Przeje┐d┐aj▒ siΩ po nim wszyscy. "Dornier" staje w p│omieniach i rozlatuje siΩ w powietrzu w pobli┐u Wilanowa tak, ┐e wybuch wbija czΩ╢ci niemieckiego samolotu w samolot por. Okrzei. O godzinie 13.00 wraca z Warszawy por. G. Wielu ludzi patrzy jeszcze na masy samolot≤w nad g│owami, jak na manewry czy te┐ µwiczenia przygotowawcze. Ca│y zgie│k walki │▒cznie z bombami na OkΩciu uwa┐aj▒ oni za ╢lep▒ amunicjΩ... O godzinie 18.00 nieprzyjaciel robi gwia╝dzisty nalot na WarszawΩ z trzech kierunk≤w. Niebo jest ju┐ zupe│nie czyste. Eskadra dwusilnikowych bombowc≤w przep│ywa ciΩ┐ko na wysoko╢ci 3000 metr≤w nad nami. Dzia│ko w pobli┐u kwatery sztabu zaczyna strzelaµ nerwowo, pluj▒c zajadle ╢wiec▒cymi kawa│kami, kt≤re nie dolatuj▒ nawet do po│owy wysoko╢ci bombowc≤w... Nad bombowcami wΩsz▒ i szperaj▒ wrzecionowe srebrne rekiny. To "Me-109". Teraz czujΩ trwogΩ - wyra╝n▒, dosadn▒ trwogΩ. Rekiny poruszaj▒ siΩ w powietrzu, jakby nie napotyka│y ┐adnego oporu. Ta straszna szybko╢µ, do kt≤rej oko nie jest jeszcze przywyk│e, przera┐a. Jeszcze daleko do niej naszym "Jedenastkom". Jakie┐ nier≤wne, tragiczne szanse. Bezsilna czarna rozpacz le┐y w sercu jak kamie±. A oto w│a╢nie na piΩtach, a raczej pod piΩtami wyprawy id▒ "Jedenastki" dzwoni▒c ca│▒ moc▒ swych stalowych p│uc. Pn▒ siΩ do g≤ry, jak tylko mog▒. Zdobywaj▒ wysoko╢µ i odleg│o╢µ, metr po metrze, ale widaµ, ile to je kosztuje. Dojd▒ do bombowc≤w, ale gdzie╢ daleko, poza zasiΩgiem naszego pola widzenia. Dojd▒, na pewno dojd▒. P≤jd▒ do walki jak jeden i nikt siΩ z niej nie wycofa, ale co wtedy... "Niech ich Opatrzno╢µ ma w swej opiece" - my╢lΩ. ªlina gorzko smakuje i w gardle co╢ zatyka, jakby je kneblowa│o. ú▒czno╢ci z IV dywizjonem ci▒gle nie ma. Okazuje siΩ, ┐e bomby upad│y na skrzy┐owanie dr≤g i wywali│y s│upy telegraficzne na przestrzeni 150 metr≤w. Mjr Wyrwicki prowadzi co jaki╢ czas my╢liwce przez radio, lecz gdy walka siΩ przeci▒ga, wszystko siΩ rozlatuje po ca│ym niebie i │▒czno╢µ siΩ urywa. Przy wieczornej odprawie sumujemy zwyciΩstwa i straty. Brygada zestrzeli│a 11 samolot≤w nieprzyjacielskich. Ale straty w│asne te┐ du┐e. SzczΩ╢ciem nie w pilotach, lecz w maszynach. Z pilot≤w por. SΩdzielowski, dow≤dzca eskadry krakowskiej, zabity na pewno, jeden zaginiony i kilku rannych. DziesiΩµ w│asnych samolot≤w rozparcelowanych na szmelc lub spalonych. Jedena╢cie postrzelanych. PatrzΩ na obu dow≤dc≤w dywizjon≤w, jak, ╢miertelnie znu┐eni, kiwaj▒ siΩ p≤│przytomni i z trudem sklejaj▒ s│owa do kupy. Siedzimy przy naftowej lampie, bo dop│yw elektryczno╢ci mamy przerwany. W pewnej chwili wchodzi por. Gabszewicz. RΩka na temblaku, w│osy na g│owie opalone, twarz wysmarowana wazelin▒. Walczy│ z "Me-109", gdy drugi wjecha│ mu na ogon i z bliska wygarn▒│ seriΩ. Samolot siΩ zapali│, wiΩc por. Gabszewicz wyskoczy│ z niego. Do wisz▒cego na spadochronie pilot niemiecki odda│ kilka serii. Identyczny wypadek zdarzy│ siΩ z por. Szyszk▒. Postrzelany w nogi le┐y teraz w szpitalu. W schematach meldunk≤w bojowych jest rubryka, kt≤r▒ nale┐y wype│niµ: "Duch oddzia│u". W nawiasie id▒ wskaz≤wki: doskona│y, bardzo dobry, dobry, ╢redni, ni┐ej ╢redni. Uwaga: "Niepotrzebne wykre╢liµ". Skre╢lam to wszystko i piszΩ: "Po│owa pilot≤w jest niezadowolona, bo nie mog│a wzi▒µ udzia│u w walce". Wyrwicki czyta to i krzywi siΩ: -Pan zawsze musi napisaµ inaczej, po swojemu. Podpisuje jednak. S. úASZKIEWICZ | ||||||||||
mog▒ byµ powielane bez zgody autor≤w. Wszystkie ilustracje wykorzystano wy│▒cznie w celach informacyjnych. Wszelkie prawa autorskie pozostaj▒ u ich w│a╢cicieli. | |||||||||||