|
modlitwa po bolesnej roz│▒ce
Jeszcze wczoraj o tej porze byli╢my razem. Teraz jest trudniej. Trudniej ni┐ w momencie rozstania.
Dzi╢ wiecz≤r jest mi bardzo ╝le, Panie, i jestem bardzo samotny. B≤l budzi siΩ powoli, jakby przestawa│a dzia│aµ narkoza. Wiedzia│em, ┐e tak bΩdzie.
W pierwszej chwili trudno zdaµ sobie z tego sprawΩ. Dopiero potem, jak min▒ dwadzie╢cia cztery godziny.
Nie wiem, co innego bΩdΩ m≤g│ powiedzieµ Ci, Panie, opr≤cz tego, ┐e czujΩ b≤l.
Wczoraj o tej porze...
W miarΩ jak zbli┐a│ siΩ moment rozstania, czu│em, ┐e najtrudniejsze bΩdzie ┐yµ dalej nazajutrz, po up│ywie doby.
»yµ dalej, Panie, kiedy ju┐ zupe│nie nie mam na to ochoty ani nie odczuwam rado╢ci. Teraz wszystko mi jedno. Na korytarzu w poci▒gu m≤wi│em sobie, ┐e odt▒d nic ju┐ nie bΩdzie w stanie mnie zraniµ ani sprawiµ, ┐ebym cierpia│.
Pragn▒│em gor▒co nigdy ju┐ z nikim siΩ nie wi▒zaµ, ┐eby siΩ nie mΩczyµ. Powiedzia│em sobie: "Gdyby to mog│o byµ ju┐ ostatni raz..."
O Panie, gdyby rzeczy i ludzie mogli utraciµ zdolno╢µ przywi▒zywania mnie do siebie!
Skoro w ko±cu zawsze muszΩ je porzuciµ... Skoro nic nie mo┐e trwaµ. Skoro naprawdΩ nic nie jest wieczne.
Poniewa┐ ta ostatnia obecno╢µ zosta│a mi odebrana, m≤wi│em sobie, ┐e w gruncie rzeczy nadesz│a pora, bym uwolni│ siΩ od mo┐liwo╢ci kochania.
A teraz zastanawiam siΩ, Panie, czy mia│em racjΩ, rozumuj▒c w ten spos≤b. Zamkn▒µ siΩ na innych, ┐eby nie naraziµ siΩ kt≤rego╢ dnia na cierpienie... To by│oby oczywi╢cie jakie╢ "wyj╢cie". Niezbyt zreszt▒ oryginalne, stare jak poga±ska M▒dro╢µ, jak bunt serca wobec zamΩtu wywo│anego czyj▒╢ nieobecno╢ci▒.
Ale jest w tym zbyt du┐o urazy, zbyt du┐o b≤lu, ┐eby mia│o ono byµ prawdziwe i czyste, i proste jak Twoja Ewangelia.
Zreszt▒ lepiej, ┐ebym dzi╢ wiecz≤r popracowa│, jako╢ siΩ rozerwa│. I spr≤bowa│ spaµ. Jutro zobaczymy.
[Paul Geres, "Modlitwy na trudne dni"]
|