|
Zamieszkam w │≤┐ku
To co siΩ sta│o...
Och!...
Przymykam my╢li, bo ju┐ ranek mnie o╢lepia.
Odesz│a╢ nim zd▒┐y│em och│on▒µ,
nim zd▒┐y│em nocy przyobiecaµ,
┐e zn≤w siΩ spe│ni, to co siΩ sta│o...
Wci▒┐ mi ma│o...
Dr┐Ω jeszcze otulony zapachem po╢cieli.
Gdzie╢ tam, w mej rado╢ci wyciskaj▒ siΩ │zy tΩsknota
obudzona nie chce siΩ weseliµ,
bo nie ma Ciebie tutaj.
Zamieszkam w │≤┐ku i bΩdΩ czeka│...
A ka┐dej nocy, gdy nie przyjdziesz,
oddam wyobra╝ni czyst▒ sw▒ nie╢mia│o╢µ,
by zn≤w prze┐yµ to co siΩ sta│o.
Jan 11,43
...To powiedziawszy zawo│a│ dono╢nym g│osem:
"úazarzu, wyjd╝ na zewn▒trz!"
I wsta│em...
Jeszcze ╢mierci zapach nie przemin▒│,
a ja krok po kroku chwiejno╢µ sw▒ │ama│em.
S│o±cem k│ute oczy czu│y bole╢µ ┐ycia.
Rado╢µ i zdumienie w tamtych rozmawia│y,
kt≤rych serca twarde wiar▒ nie ochrzczone
niepojΩty my╢l▒ wielki cud ujrza│y.
Jak ╢wiadectwo ┐ywe bra│em ziemiΩ w d│onie.
»ycie jak ta grudka kruche jest, nietrwa│e...
Duch w nico╢ci by│ przez chwilΩ,
lecz powr≤ci│...
Odkupiony Jego s│owem
w cia│o wst▒pi│ me na chwa│Ω.
Dalej...
szed│em w│asn▒ ╢cie┐k▒
ku nadziei ╢mierci, kt≤ra bΩdzie ┐yciem.
...Lecz siΩ jeszcze zawstydzi│em.
Opad│ ca│un... biodra nagie...
- Ju┐ nie zdobi mnie okrycie.
S│owik przy studni
Sta│a przy studni
niczym zziΩbniΩty s│owik
co spragniony wody napi│ siΩ z ka│u┐y
jej ╢piew siΩ unosi│
zagl▒da│ w okna dom≤w
w drzwi ko╢cio│a puka│
a t│um na chwilΩ przystan▒│
i jej pie╢ni s│ucha│
by jednym groszem
zap│aciµ od niechcenia
╢wiat siΩ nie zmienia│...
a┐ przyby│ pijak
z bukietem ogrodowych kwiat≤w
kt≤re z mi│o╢ci zerwa│ tu┐ przy drodze
nie╢mia│y by│ zakochany w jej
g│osie kt≤rym co dzie± upija│ siΩ na um≤r
darowa│ jej kwiaty
lecz ich nie przyjΩ│a
ona by│a s│owikiem
a on za╢ w ptaka siΩ przemienia│
tylko wtedy kiedy z winem ta±czy│
i odszed│ z opuszczona g│ow▒
by ze s│abo╢ci▒ walczyµ
mi│o╢ci▒ nieodwzajemnion▒
kt≤rej jedno pi≤ro wystarczy
by unios│a do lotu marzenia.
Stripteaserka
- Uwaga! rzek│a do publiczno╢ci.
- Mia│am byµ naga,
lecz ze wzglΩdu na okoliczno╢ci,
za│o┐y│am tΩ bia│▒ sukniΩ ╢lubn▒,
kt≤r▒ mi babcia darowa│a.
W tym oto stroju uka┐Ω wam sw≤j wdziΩk,
Choµ nie po to przyj╢µ wam tu kaza│am.
Chcieli╢cie pragnieniem gry╝µ ka┐d▒ nutΩ cia│a.
Chcieli╢cie wys│uchaµ ta±ca, kt≤ry obieca│am.
Ja za╢ dzisiaj daµ wam chcΩ
piΩkno mego s│owa.
Nie rozkoszy wzroku d╝wiΩk,
lecz, co dusza chowa.
Odchodzicie?...
No i c≤┐...
WnΩtrze moje p│acze.
Z wami idzie anio│ str≤┐.
Hm...
Jemu te┐ wybaczΩ.
Zasypianie z kotem
Kot siΩ │asi│ │asy na pieszczoty.
Mrucza│, ogon zawija│ bezszelestnie wok≤│ kostki swej pani.
Uciska│ pyszczkiem ko±c≤wki jej st≤p,
rozci▒ga│ siΩ,
przymyka│ ╢lepia senne, prΩ┐▒c cia│o swe do granic.
Ona go pog│aska│a...
Pomarszczon▒ d│oni▒
- miΩkko╢µ futra docenia│a, maj▒c w nim jedyn▒ rado╢µ,
jedyn▒ przyja╝±.
Zamglone szkie│ka │zami ju┐ obmyte
w drucianych kr▒┐kach patrzy│y wci▒┐ nie╢mia│o.
Tyle lat ju┐ minΩ│o, tyle istnie±,
a ┐ycie wci▒┐ nie troszczy│o siΩ, nie dba│o
o tych najmniejszych...
Drewniany zegar
- tykaniem siΩ rozchodzi│ po wszystkich k▒tach,
po ╢cianach za paj▒kiem kroczy│.
A┐ dojrza│ pajΩczynΩ w lustrze codzienno╢ci.
Ca│e odbicie tykaniem swym otoczy│
I wybi│ dumny godzinΩ dwunast▒.
Kot dono╢nym d╝wiΩkiem jak ze snu obudzony,
zje┐y│ siΩ i wskoczy│ Pani na kolana.
Lecz ona ju┐ go nie pog│aska│a,
bo dla niej dzie± codzienny ju┐ na zawsze zasn▒│...
Preludium
MΩ┐czy╝ni smyczki swe ujmuj▒ w d│onie.
Wolno je sun▒, pocieraj▒ struny...
A┐ d╝wiΩcznie zadr┐▒ piΩkne cia│a kobiet,
a┐ z wiolonczel▒ bardziej siΩ o╢miel▒...
i fortepianem stan▒ siΩ ich zmys│y.
Oddane palcom: zrΩcznym, rozta±czonym,
delikatnym pieszczotom m│odych wirtuoz≤w,
rozp│yn▒ siΩ melodi▒ tysi▒cem brzmi▒cych g│os≤w
i ton wydadz▒ czysty...
A to preludium tylko, moment wyczekania...
Nim g│os anielski rozpromieni duszΩ,
nim siΩ wype│ni▒
serca jednym d╝wiΩkiem, pami▒tkΩ czyni▒c
z chwili b│ogich wzrusze±...
A to namiastka tylko...
Nim pragnienie flet≤w zagra jednym tchnieniem,
tΩsknot▒ warg za╢piewa unisono z orkiestr▒ ca│▒
i wzejdzie uniesieniem, pierwszego aktu staj▒c siΩ ods│on▒.
A to jest tylko jeden dotyk muzy, echo poezji,
nuty na papierze, namiΩtny poca│unek akt mi│osnych zwierze±.
DziΩcio│y
DziΩcio│y kolorowe m│oty pneumatyczne,
lekarze le╢ni opukuj▒ cia│o...
Niestrudzeni perkusi╢ci,
bΩbni▒cy w werbel z kory, kt≤rym echo dr┐a│o.
I s│uchasz ich i s│uchasz...
Palcami w rytm ich stukasz...
I czekasz na kolejne granie...
Gdy┐ mi│e jest dziΩcio│a z miΩdzy drzew stukanie.
Na o╢le-p
Marchewk▒ os│a pogonisz do przodu,
A skrΩcaµ bΩdziesz, ci▒gn▒c go za uszy.
RolΩ hamulca przejmie sztywny ogon,
Je╢li do g≤ry zdo│asz go poruszyµ.
Na jego grzbiecie, przepoconej sier╢ci,
Okrakiem siedz▒c zwiedzisz obce kraje.
Codziennie parking na soczystej │▒ce...
Niech siΩ o╢lina pysznej trawy naje.
Hm...
Nie lubisz os│a, bo ci jest podobny,
Bo siΩ prowadziµ dajesz za marchewk▒,
Bo ci na g│owie stercz▒ o╢le uszy,
I-haaa, wci▒┐: i-haaa tw▒ codzienn▒ ╢piewk▒.
Pannie Pucha│≤wnie
»abka │akomczuszka
Siedzia│a ┐abka na szerokim li╢ciu i wielga╢ne oczy w ko│o obraca│a.
S│onko ╢pi▒ce ju┐ ziewa│o, ona jednak spaµ nie chcia│a.
Wok≤│ muszek ca│e roje unosi│y siΩ nad stawem.
KsiΩ┐yc puka│ w drzwi do nieba, mia│ zawitaµ tam niebawem.
- Jeszcze jedn▒ upolujΩ pomy╢la│a ┐abka ma│a
I czuwa│a nieruchomo, udawa│a, ┐e ju┐ spa│a...
Bzyyyyyk... to komar niez│y k▒sek usiad│ dumny na wiklinkach.
- Jego sobie upolujΩ. I ju┐ jej pociek│a ╢linka,
Gdy znienacka, ┐wawy bocian, z│apa│ ┐abkΩ w dzi≤b czerwony.
- Olaboga! rechotnΩ│a. »ywot m≤j jest policzony!
Lecz siΩ bociek zachwia│ chwilkΩ, bo na jednej nodze stan▒│
I wypu╢ci│ z dzioba ┐abkΩ w stawu wodΩ ukochan▒.
Promyk s│o±ca go porazi│ uporczywym, jasnym blaskiem
I pozwoli│ naszej ┐abce ukryµ na dnie siΩ, pod piaskiem.
Tam czeka│a przyj╢cia nocy, by bezpiecznie wyj╢µ z ukrycia.
Tak │akomstwo ma│ej ┐abki mog│o j▒ pozbawiµ ┐ycia.
kontakt z autorem: zbigniewmatyjaszczyk@poczta.onet.pl
Zbigniew Matyjaszczyk
os. 700-lecia 16/56
34-300 »ywiec
tel: 033/861-63-28
tel. kom. 0607-522-252
http://www.republika.pl/zbigniew_matyjaszczyk |