Reset

Wiadomość o przygotowywanym przez EIDOS Interactive zestawie nowych misji do gry Commandos: Behind the Enemy Lines poderwała na równe nogi wierną rzeszę fanów Jacka O'Hara i jego niesamowitego oddziału. Chwilę później nadeszło zwątpienie: tylko osiem dodatkowych scenariuszy?! Ech... parę godzin zabawy, gra powędruje na półkę i za kilka miesięcy będzie taką samą przeszłością, jak książki Macleana... Pełen niepokoju obejrzałem złożone z urywków wojennych filmów dokumentalnych intro i rozpocząłem pierwszą misję. Kiedy po pieciu godzinach udało mi się szczęśliwie ją ukończyć, otarłem pot z czoła i pomyślałem: "well done officer, to było trudne..." A to był dopiero początek. Misje w C:BTCOD są większe i dużo trudniejsze od tych z C:BEL i mimo, że gra nie wymaga zainstalowania oryginału, nie radzę brac się za nią nikomu, kto nie ukończył części pierwszej. Zwłaszcza, że zasady rozgrywki nie zmieniły się ani trochę. Ciągle mamy do dyspozycji kilku śmiałków hojnie wyposażonych przez dowództwo w najróżniejszy sprzęt do obezwładniania i unicestwiania hitlerowców. Ciągle Niemcy patrzą "trójkątnie" i zachowują się (niestety!) jak pozbawione instynktu fajtłapy, biegnące tłumnie do żródła hałasu. Was is za tym rogiem? Ein Komandos?!! Podstawowe zmiany różniące C:BTCOD od poprzedniczki to rozbudowanie terenu pojedynczych misji (są teraz naprawdę duże), podwyższenie poziomu ich trudności (naprawdę trudne) oraz to, co lubimy najbardziej: nowe gadżety dla naszych podopiecznych. Jest ich niedużo, ale poważnie zmieniaja taktykę działania. O'Hara i Duchamp mają teraz kajdanki do zamieniania nieprzytomnych wermachtowców w posłusznych jeńców. Zakładnicy mogą zagadywać swoich kolegów, którzy też mogą być skuwani i brani do niewoli, itak w kólko, i tak dalej. Nasz ulubieniec - zielony beret - obezwładnia Niemców za pomocą tak zwanego gonga w palnik (symbol pięści). Nieco bardziej wyrafinowany szpieg podtyka Szwabom pod nos chusteczke z eterem (buteleczka) potem już tylko skuć i nie starcic gościa z oczu, a będzie nam posłuszny do końca życia. Kierowca dostał w prezencie bejzbola oraz wspaniały karabin o batrdzo dużym zasięgu i - uwaga! - niekożczącą sie amunicją. Płetwonurka obdarowano nożem z niekończącym sie ostrzem z nierdzewnej stali. Szpieg może zdejmowac mundury z leżących żołnierzy, przy czym jest ich kilka rodzajów, a każdy kamufluje przed określonym typem wojsk wroga. Wszyscy mogą dozorować skutych jeńców i wszyscy mogą rzucać paczkami papierosów. Można znaleźć ja przy trupach, a wrogi żołnierz, gdy dostrzeże przynęte, szparko bieży połknąć ją. To nic, że za rogiem czai się nasz komandos. Parę fajek na nudnej służbie jest ważniejsze. Śliczna już wcześniej grafika zyskała jeszcze wiele sycących oczy szczegółów, w postaci latających ptaków, perfekcyjnie narysowanych budynków i sprzętów. Tak, ta gra jest naprawdę ładnie wykonana. Muzyka nie narzuca się, potęguje tylko nastrój toczonej głównie w ciszy walki. Jedyną rzeczą, o którą można mieć pretensje do wydawcy, są nie poprawione algorytmy zachowań przeciwnika. Nadal popłaca taktyka strzelania zza rogu budynku do przybiegających co chwilę patroli i obserwowanie rosnącej sterty ciał. Graczom, którym C:BEL podobała się, C:BTCOD spodoba się jeszcze bardziej. Pozostali i tak pewnie mej recenzji nie czytają...
Wklepał: Dziku