Normalnym wstΩp wzbroniony
Wygl▒da na to, ┐e przed nami kolejna forma lustracji. Bo lustrowanie to z
dawien dawna taka bardzo polska specjalno╢µ. Przed laty, gdy siΩ dw≤ch
pok│≤ci│o, to zaraz jeden wyci▒ga│ drugiemu, ┐e ≤w np. brata siΩ z ku│akami
albo ma, co gorsza, krewnych na Zachodzie. Po latach argumentem zastΩpczym
by│o, ┐e kto╢ kradnie. Po roku 1989 - ┐e by│ w PZPR albo jakiej╢ jej
przybud≤wce. MinΩ│o jeszcze parΩ lat i modnym sposobem na dokopanie
adwersarzowi sta│o siΩ przypisanie mu kontakt≤w z SB. A teraz? Teraz, gdy
siΩ w Internecie dw≤ch posprzecza, to jeden zagl▒da drugiemu na stronΩ WWW
i choµ sp≤r dotyczy│ pogody albo sytuacji politycznej, dyskutant stara siΩ
"za│atwiµ" adwersarza przepuszczaj▒c jego stronΩ przez walidator w
poszukiwaniu b│Ωd≤w.
Gdy przed laty w umys│ach tytan≤w wsp≤│czesnej informatyki rodzi│ siΩ tzw.
graficzny interfejs u┐ytkownika, znany dzi╢ powszechnie choµby w postaci
Windows, gdy konstruowano pierwsz▒ mysz, cel by│ prosty: komputer mia│ siΩ
staµ dostΩpnym dla ka┐dego, │atwym w obs│udze narzΩdziem. ªrodkiem, a nie
celem. Chodzi│o o to, by uwolniµ u┐ytkownika od konieczno╢ci uczenia siΩ
jΩzyka maszynowego i by zast▒piµ wymagaj▒cy podawania komend DOS czym╢
│atwym i przyjaznym w obs│udze. By w ko±cu komputer by│ dla cz│owieka, a
nie odwrotnie. Idea ta zdaje siΩ jednak mieµ przeciwnik≤w.
Popadamy stopniowo w informatyczny ob│Ωd. Kto uwa┐nie rozejrzy siΩ po
Sieci, ten dostrze┐e szybko: nieistotne staje siΩ wykszta│cenie, kultura
osobista, uczciwo╢µ ani wszystko to, co jeszcze do niedawna stanowi│o o
warto╢ci cz│owieka. Niewa┐ne, ┐e kto╢ robi trzy b│Ωdy ortograficzne w
jednym wyrazie i nie odr≤┐nia Miami od majonezu: on jest g≤r▒, bo zna jak▒╢
"tajemn▒ mowΩ" - choµby HTML-a. Albo uwa┐a, ┐e go zna. I ma pe│ne pole do
popisu, gdy na przyk│ad znajdzie u kogo╢ na stronie <BLINK></BLINK>. To┐
to, zdaniem niekt≤rych, wiΩksze faux pas ni┐ puszczenie strzelistego b▒ka w
wytwornym towarzystwie...
W niekt≤rych grupach dyskusyjnych ton nadaj▒ ludzie sprawiaj▒cy wra┐enie,
┐e utracili ju┐ kontakt z rzeczywisto╢ci▒. Niedawno np. jeden z nich
o╢wiadczy│, ┐e je╢li kto╢ nie potrafi pogrzebaµ w kodach ╝r≤d│owych
Outlooka i czego╢-tam poprawiµ, to nie powinien w og≤le pos│ugiwaµ siΩ
komputerem. Bo, id▒c w ╢lad za tokiem tego rozumowania, ╢wiat bajt≤w jest
dla mistrz≤w, a nie dla "lamer≤w". W owym ╢wiecie komputer nie jest
narzΩdziem do pracy, nauki i zabawy, lecz celem samym w sobie, a
korzystanie z niego jest jak▒╢ dziwaczn▒ gr▒, wy╢cigiem z przeszkodami w
postaci coraz bardziej skomplikowanych program≤w, aplikacji, jΩzyk≤w etc.
i, oczywi╢cie, nieustann▒ rywalizacj▒ z innymi u┐ytkownikami. Dlatego na
zmieszanie z b│otem zas│uguje ka┐dy, kto w tym wy╢cigu donik▒d nie zamierza
uczestniczyµ.
Jednym z przejaw≤w tej zadziwiaj▒cej ewolucji my╢lowej jest krytykowanie
cudzych stron i serwis≤w WWW: pod byle pretekstem, byle wy╢miaµ i
przy│o┐yµ, a wszystko to w konwencji "jak oni ╢mieli takie badziewie
pokazaµ ludziom". I zn≤w w zapomnienie idzie elementarna prawda: strona
prywatna to strona prywatna i nikomu nic do niej, nawet, gdyby napisano j▒
do g≤ry nogami i od prawej do lewej. Podobnie serwisy firm: to w│a╢ciciel
danej firmy ma siΩ martwiµ, czy strona spe│nia swoje zadanie, czy nie. A o
tym, czy tak jest, wie on, w│a╢ciciel lub szef, a nie domoros│y fachowiec z
Usenetu, kt≤ry nie powinien bez pytania zabieraµ g│osu - chyba, ┐e zauwa┐y
│amanie prawa.
Tu dotykamy osobnego problemu: │amanie jednego z naj╢wiΩtszych praw, czyli
prawa w│asno╢ci, ma│o kogo dzisiaj razi. Je╢li ju┐ kto╢ pastwi siΩ np. nad
stron▒ pe│n▒ zdjΩµ roznegli┐owanych modelek, to walczy z jej form▒,
zupe│nie nie dostrzegaj▒c faktu, ┐e ca│a tre╢µ, czyli zdjΩcia, zosta│a po
prostu skopiowana sk▒din▒d, a m≤wi▒c wprost: ukradziona w│a╢cicielom
stosownych praw. ªwiΩtym oburzeniem ludzie pa│aj▒ dopiero wtedy, gdy kto╢
skopiuje ich w│asne "dzie│o". Do╢µ komicznym przyk│adem takiego
wynaturzenia mo┐e byµ pewna, reklamowana niedawno w Usenecie, polska strona
erotyczna: jej tw≤rca by│ uprzejmy opatrzyµ zdjΩcia ╢wiatowych gwiazd i
gwiazdeczek w│asnym "copyrightem", choµ ju┐ z daleka widaµ, ┐e oczywi╢cie
┐adnego z nich ani nie wykona│, ani nie kupi│. Czyli: wara ci od tego, co
ja sam ukrad│em...
PrzeciΩtny u┐ytkownik komputera i Internetu nie ma dzi╢ │atwego ┐ycia.
Ci▒gle go kto╢ atakuje - jak nie "fachowcy", to sieciowi erotomani. Pal
licho, ┐e niejedn▒ domenΩ *.com nale┐a│oby przemianowaµ na *.cum, ┐eby
wszystko by│o jasne. Ale spr≤buj siΩ, Czytelniku, zalogowaµ na kt≤ry╢ z
serwer≤w NetMeeting. Teoretycznie mog│yby one s│u┐yµ wspania│ej zabawie,
skoro technika umo┐liwia rozmowy przez mikrofon i podgl▒d przez webkamerΩ.
Mo┐na by poznawaµ ludzi z ca│ego ╢wiata, zaprzyja╝niaµ siΩ, znakomicie
bawiµ, a mo┐e nawet robiµ interesy - ale nic z tego. Katalog sk│ada siΩ
przewa┐nie z postaci, deklaruj▒cych "girls only", "dirty talk", "show me
all", "bi", "gay" etc. Zwyk│y u┐ytkownik, je╢li nie przedstawi siΩ jako
piersiasta blondynka albo pa│aj▒cy ┐▒dz▒ gej - nie ma tam praktycznie z kim
rozmawiaµ. Up│yn▒ godziny, zanim kto╢ go wywo│a lub przyjmie jego
wywo│anie, a nawet wtedy w okienku webcam mo┐e siΩ nieoczekiwanie ukazaµ
t│usty, spocony go╢µ, podsuwaj▒cy pod obiektyw to, co z regu│y trzyma w
rozporku.
Nawet poprzez skrzynkΩ e-mail potrafi▒ dzi╢ cz│owieka atakowaµ grupy, kt≤re
uzna│y, ┐e Internet to takie wirtualne Sankt Pauli czy inny pigalak.
Niedawno w ci▒gu zaledwie trzech dni otrzyma│em dwie nieoczekiwane
przesy│ki: pierwszy spamer zapyta│ mnie uprzejmie, czy chcia│bym kupiµ CD-
ROM "ze zdjΩciami pan≤w", drugi poleca│ mi "stronΩ z has│ami do gejowskich
serwis≤w XXX". ªmiem w▒tpiµ, czy kt≤ry╢ z tych spamer≤w odwa┐y│by siΩ
podej╢µ do nieznajomego na ulicy z podobn▒ propozycj▒, bo bardzo mo┐liwe,
┐e w chwilΩ p≤╝niej pilnie potrzebowa│by dentysty. W Internecie to co
innego - ka┐dy mo┐e ka┐dego zapytaµ, czy przypadkiem nie jest pederast▒
albo, dajmy na to, mi│o╢nikiem "chwileczki dla owieczki". Tym bardziej, ┐e
w│a╢nie - albo: przede wszystkim - w Internecie spodziewa siΩ takich ludzi
spotkaµ.
Mo┐e tymczasem mieµ pecha i spotkaµ przedstawicieli innej, stosunkowo
licznej grupy ludzi, dla kt≤rych Sieµ jest przede wszystkim wy╢mienit▒
okazj▒ do roz│adowania frustracji i agresji. Ludzi, rekompensuj▒cych sobie
w│asne nieudane, realne ┐ycie sianiem nienawi╢ci w ┐yciu wirtualnym. To oni
w│a╢nie propaguj▒ gdzieniegdzie w Usenecie antysemityzm i nacjonalizm, to
oni z uporem godnym lepszej sprawy wpisuj▒ siΩ innym do ksi▒┐ek go╢ci,
szpikuj▒c je obelgami, to oni r≤wnie┐ przybieraj▒ postaµ pajaca-szydercy,
kr▒┐▒cego po Sieci, by wy╢miewaµ wszystko i ka┐dego. I tak, jak bezradny
bywa cz│owiek nara┐ony na chuliga±skie, chamskie wybryki niemal w ka┐dym
miejscu publicznym, tak i w Internecie zalew chamstwa przerasta czasem
naj╢mielsze oczekiwania i potrafi skutecznie zniechΩciµ do korzystania z
tego wspania│ego wynalazku.
Jest wiΩc ten nasz Internet czasem jak sympozjum naukowe ("tylko dla..."),
czasami jak festiwal muzyki wsp≤│czesnej (wszyscy udaj▒, ┐e wszystko
rozumiej▒, choµ nikt nic nie rozumie), czasami jak ciemna uliczka, pe│na
panienek z p≤│╢wiatka i podejrzanych typ≤w. A po╢r≤d tego wszystkiego b│▒ka
siΩ zwyk│y cz│owiek, kt≤ry wci▒┐ naiwnie wierzy, ┐e i dla niego jest tam
do╢µ miejsca. Je╢li go, Czytelniku, przypadkiem spotkasz - nie bij. On te┐
ma prawo do tych paru megabajt≤w.
|