Tylko Rock 8/98 - Lady Pank

Ostatnio rozmawiałem z pewnym dziennikarzem, który dziwił się że mogę tyle płyt nagrać... A ja po prostu mam taką energię. Bo nie robię nic na siłę... Tak zwierza mi się Jan Borysewicz, nasz gitarowo-piosenkowy czarodziej, którego dorobek powiększył się właśnie o kolejną płytę Lady Pank "Łowcy głów"

Najważniejsze

Co tu dużo mówić: wskrzeszona kilka lat temu Lady (biorąc pod uwagę wiek instrumentalistów, którzy zasilili grupę) ma się dobrze i ma swoją wierną publiczność. Ale - nie da się ukryć - można odnieść wrażenie, że zespół znalazł się trochę na uboczu... Nie narzekam - uspokaja mnie Borysewicz. I przypomina że w pierwszych latach kariery Lasy Pank wystarczyło pojawić się na antenie "Trójki", aby cała Polska znała nową piosenkę. A teraz nawet najpopularniejsze rozgłośnie nie maja takiej siły przebicia, promocyjna moc radia rozmieniła się na dobre... Oczywiście, liczy się przede wszystkim telewizja, ale... Jeśli chodzi o teledyski to na dobrą sprawę nie ma ich gdzie puszczać. Właściwie nie ma też żadnego muzycznego programu. Była "Tylko Muzyka", ale padła... A przecież są ludzie którzy chcą oglądać muzykę, a nie słuchać wiadomości... I to jest problem wielu wykonawców. Duże firmy też mają kłopoty z lansowanie.

Pierwsza płyta odrodzonej w 94 roku Lady Pank "Na na", wydana została przez polski oddział Koch International. Potem jednak wydawcą płyt zespołu został niewielki Starling (także produkujący płyty Roberta Gawlińskiego). Zapewne ma on wiele zalet, ale jednego nie robi, nie rozpieszcza swoich podopiecznych reklamą. Borysewicz mówi, że starlingowe edycje nagrań grupy osiągają satysfakcjonujące go nakłady - rozchodzi się po kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy każdego tytułu (licząc razem kasety i płyty). Zaś akustyczny album "Mała wojna" sprzedał się w niemal tej samej ilości co "Na na", jak dotąd najlepiej kupowany album Lady Pank zmateriałem z lat dziewięćdziesiątych... Borysewicz potwierdza to, co dowiedziałem się, robiąc małą sondę w kilku warszawskich sklepach płytowych: szeroka publiczność preferuje przeboje Lady Pank sprzed lat. Kilka dotąd wydanych ladypankowych płyt typu greates hits cieszy się największym wzięciem... Mój rozmówca uważa, że w zaistniałej sytuacji sam zespół może sobie pomóc. Dużo daje, iż przez połowę każdego roku gramy koncerty. Mamy w repertuarze mnóstwo starych utworów, które ludzie świetnie znają. A przy okazji zaczynamy grać numery z nowych płyt i ich sprzedaż naprawdę rusza.

Myślę, że ci którzy lubią zespół - wcześniej czy później dotrą do tych nowszych nagrań.
Gdyby ceny krajowych płyt i kaset nie były aż tak bardzo wywindowane. Gdyby Lady Pank miało choć trochę lepszą promocję. Gdyby naszym muzycznym rynkiem nie rządziły jakieś dziwne mody. Gdyby sztucznie kreowani gwiazdorzy nie rzucali aż tak dużego cienia na prawdziwe gwiazdy naszej estrady... To napisałbym, że ci "Łowcy głów" muszą przerazić muzyczną konkurencję. Płyta jest jeszcze bardziej przebojowa niż kilka ostatnich albumów grupy Borysewicza, a przy tym stylowa. To rzecz bardzo ladypankowa bez nadużywania ladypankowych szablonów. To świetne żemiosło, a także coś więcej. Rockowa magia. Dojrzałość spleciona z młodzieńczością, która jakoś nie chce zniknąć. Coś dla wszystkich i zarazem coś dla wtajemniczonych. Rockowa komercje bez wpadania na komercyjne mielizny... Przyznam się, że uważam "Łowców głów" za lepszą płytę, niż poprzedni regularny album "Międzyzdroje", który po prostu był dobry.

I tym razem całą muzykę skomponował Borysewicz. Panasewicz nie utrzymał pozycji jedynego autora tekstów, ale przeważają piosenki z jego słowami. Podobno podczas pracy nad "Międzyzdrojami", Borysewiczowi tak się spodobał tekst Panasa "Wolności głos", że podarował mu koszulę. Myślę, że wokalista, pisząc teksty na nową płytę, zasłużył sobie na kilka prezentów od kolegi szefa. Choćby za to, że - tak jak on sam pod szyldem Jan Bo - niepokoi się wzrostem bandytyzmu: "w ciemnych kamienicach/ rozpaczliwy krzyk/ znowu ktoś zabija/ czy tak musi być?". Że przypomina o powodach ludzkiego zdziczenia: "czy widziałeś w kinie/ chociaż jeden film/ w którym nikt nie ginie/ nie zabija nikt?". Że namawiając do większego luzu życiowego ("zostaw za sobą strach/ daj ponieść się"), przy okazji przestrzega: "nie ufaj tym, co widzą jak/ i nie wież w żadne z pięknych słów". Że umie przekonać, iż można brać od życia, co się chce, że wprowadza w dobry nastrój: "Przed tobą tyle ciepłych mórz i czystych rzek"... Inna sprawa, iż potrafi też zaskoczyć opowieścią o UFO...

Brzmienie Lady Pank to moja gitara - powiedział mi kiedyś Borysewicz, zaraz dodając. Że odpowiada za całą aranżację. I tak jest do tej pory. Jednak - jeśli o sprawach muzycznych mowa - "Łowcy głów" są pod pewnym względem wyjątkowi: Po raz pierwszy w historii grupy na płycie znalazła się piosenka innego instrumentalisty z jej składu. Drugi gitarzysta Andrzej Łabędzki ma tu swojego "Małego rastamana", zresztą zaśpiewanego przez... Borysewicz. Powiedziałem kolegom, żeby każdy sobie skomponował po jednym utworze na tę płytę. Ale - że tak powiem - tylko Andrzej wyrobił się. A śpiewałem w tym numerze tylko z jednego powodu: nie leżał wokaliście Panasowi.

Następna muzyczna niespodzianka z "Łowców głów" to "Ślepy strach" - zwrot w stronę akustyczno-bluesowych brzmień... Ten numer graliśmy na próbach bardzo ostro, zeppelinowo. Bardzo dobrze nam szło - opowiada mi gitarowa duma Lady Pank. Ale jeśli coś dobrze idzie na próbach to zawsze się obawiamy, że w studiu może nie najlepiej zabrzmieć... I okazało się, że ostry riff z tego numeru brzmiał archaicznie. Nie podobało mi się to... Dlatego pojawił się pomysł, żeby to nagrać akustycznymi. I myślę że ciekawie zabrzmiało.

W utworach z "Międzyzdrojów" Borysewicz-gitarzysta nie wychylał się. Można było odnieść wrażenie, że zadowala się swoimi patentami. "Łowcy głów" prezentują się pod tym względem bardziej interesująco.

Uważam, że na "Międzyzdrojach" nie było prawdziwych solówek - zadziwiająco chętnie idzie mi w sukurs. Natomiast na tej płycie improwizuję. I to nie są takie poukładane solówki. Tu solówki były zagrane raz, maksimum dwa razy... Całkowicie zaimprowizowane. I ja to najbardziej lubię. Może ze dwa razy w życiu ułożyłem sobie całą solówkę. Pamiętam, że zrobiłem tak przy pierwszym swoim utworze, "Nie wierz nigdy kobiecie". Siedziałem nad tą solówką chyba z tydzień... Ale potem doszedłem do wniosku, że najpiękniejszą rzeczą jest totalna improwizacja w studiu...

To że lider Lady Pank poimprowizował sobie, wcale nie oznacza iż nowy album powstał w atmosferze improwizacji. Jak mi opowiada - wręcz przeciwnie... W przypadku "Międzyzdrojów" było tak, że sam zrobiłem kasetę demo, którą muzycy dostali na tydzień przed wejściem do studia... I szybko nagrywaliśmy, nie było czasu. A ta płyta, która wydaje mi się bardzo dojrzała, kosztowała nas bardzo dużo wysiłku. Przez dwa miesiące robiliśmy próby, prawie codziennie. Potem miesiąc byliśmy w studiu. Ale gdy czuliśmy, że jesteśmy trochę zmęczeni, to jechaliśmy do Warszawy na dwa dni...

Kiedy jednym z bardziej wyrazistych komponentów stylu Lady Pank były chwyty aranżacyjne spod znaku The Police. Potem brzmieniową przyprawą stały się współczesne rockowe "amerykanizmy"... A w nagraniach z "Łowców głów" Borysewicz - podobnie jak w solowych poczynaniach spod znaku Jana Bo - nie kryje swej słabości do tego, co w rocku bardziej tradycyjne, kojarzenie się z przełomem lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Ta płyta to wpadające w ucho piosenki, ale i solidna dawka gitarowego wah wah.

Być może tyle tej "kaczki" użyłem, bo dużo jest solówek, a ja lubię improwizować z "kaczką"./ Może też stało się tak dlatego, że ta kaczka była nowa i miałem ochotę pobawić się gałeczkami... - odpowiada z ożywieniem.

Jak zawsze, gdy rozmowa schodzi na sprzęt... Całe życie używałem kaczki Cry Baby, a Płecha, gitarzysta który kiedyś grał z Bajmem, powiedział mi, że ma "kaczkę" Cry Baby z sześcioma przełącznikami, na której można osiągnąć różne barwy. I musiałem to wykorzystać...

Na tym nie koniec innowacji, jeśli o instrumentalium chodzi. Do studia Hendrix w Lublinie, w którym nagrywaliśmy "Łowców głów", wstawił swój nowy wzmacniacz... Zakupiłem Orange. I wszystkie gitary nagrałem na jednej głowie Orange i na jednej "paczce", z czterema głośnikami. Oprócz Stratocastera użyłem - w utworze instrumentalnym "Dla Alicji" - gitary dobro, tej metalowej. Zagrałem tam jeszcze na gitarze akustycznej, która nazywa się Chet Atkins...

Alicja, której dedykowany jest ten utwór, to niespełna roczna córeczka Borysewicza.
Na zakończenie więc pytam się, jak odnalazł się w tej nowej niemuzycznej roli... Myślałem, że się więcej zmieni w moim życiu, że będę w domu siedział. Że będę trochę spokojniejszy. Ale widzę, że ciężko Jana zmienić - odpowiada ze śmiechem. Zmieniło się o tyle, że jesteśmy prawdziwą rodzinką, jesteśmy bardziej szczęśliwi... Alicja już próbuje ze mną grać na gitarze, szarpie struny. Jest cudowna, uśmiechnięta, radosna. I to jest dla mnie najważniejsze.

Lady Pank - Z dołka.

Janusz Panasewicz opowiada mi, jakim to stresem okazało się dla niego nagrywanie postsynchromów do filmu "Nic". W tym fabularnym obrazie Doroty Kędzierzawskiej zagrał jedną z głównych ról i podobno kamera nie była mu straszna, bo - jak wyjaśnia - nie czuje się aktorem. Z postsychronami jakoś sobie poradził, a ogólnie biorąc ma wrażenie, iż otarł się o filmową sztukę przez duże "s": Jak ten film nie wygra w tym roku w Gdyni, to będę zdziwiony...

Ale - oczywiście - najwięcej rozmawiamy o tekstach, które napisał na płytę "Łowcy głów"... Utwór tytułowy to opowieść o ludziach, którzy chodzą po uczelniach i wyszukują "kandydatów na maszyny"... A młode osoby to może zakręcić - to są pieniądze. Ci "łowcy głów" bardzo cenią sobie ludzi inteligentnych, ale tylko do tego momentu, kiedy ich zdobędą... Jest też na tej płycie piosenka, którą napisałem w piętnaście minut: "Ślepy strach". Było tak, że siedzieliśmy w knajpie w Lublinie, rozmawialiśmy. A ja tego dnia widziałem w telewizji ogłoszenie wyroku na takich dwóch palantów i dziewczynę, którzy zabili w biurze kobietę. I ta dziewczyna wyglądała jak maturzystka: okularki, biała bluzka... I jej twarz: zima pełna, zero stresu... Opowiedziałem o tym chłopakom. A oni: "To napisz..." Wróciłem do pokoju i zaraz miałem tekst... Na tej płycie jest też dużo tekstów, które dotyczą moich osobistych spraw... - kontynuuje, i dowiaduję się, że rozstał się ze swoją sympatią. Byliśmy ze sobą przez pięć lat i nagle coś takiego! W kilku piosenkach słychać to aż za bardzo... A Janek mi powiedział: "Właściwie dobrze, że tak się stało Fajne teksty...". Ale z mojej strony na początku wyglądało to tak, że oni już byli w studiu w Lublinie, a ja byłem w takim swoim dołku psychicznym. Wiedziałem, o czym mam pisać, a nie chciało mi się wziąć pióra do ręki... Pytam o najnowsze wieści z uczuciowego frontu. Mam parę przyjaciółek którym się przyglądam - odpowiada ze śmiechem.

Coś w rodzaju postscriptum.

Zapytałem Borysewicz o jego wspólne poczynania muzyczne z gwiazdą boksu, Dariuszem Michalczewskim. Oto, co mi powiedział: Na razie nagrałem z Darkiem jeden utwór. To piosenka "Niedawno", którą wcześniej zrobiłem dla Unii Wolności, tyle że z troszeczkę zmienionym tekstem... Bo tak w ogóle to, co napisał Skubikowski, bardzo mu przypasowało: "Niedawno tak jeszcze było mi wstyd, że jestem stąd i muszę tu żyć...". A zaczęło się to tak, że w zeszłym roku, gdy graliśmy koncert na wolnym powietrzu, Darek zaśpiewał z nami "Zawsze tam gdzie ty". I zaproponowałem mu, żeby zrobił z nami jakąś piosenkę... Nagraliśmy to na singiel i jeżeli będzie zainteresowanie - przygotuję dla niego jeszcze kilka utworów...

Przy okazji trudno nie zapytać, dlaczego przygotował z Lady Pank piosenkę dla partii politycznej? Tego rodzaju związki rocka z polityką zawsze były bardzo ryzykowne... Czemu nie? - kontruje żartobliwym tonem i zaraz poważnie: Ja się nie mieszam w politykę. Po prostu była propozycja nagrania takiego utworu, Jacek mi dostarczył ciekawy tekst i muzyka od razu mi wyszła... Może zresztą muzyka była najpierw... Już nie pamiętam.

Rozmawiamy jeszcze o kontrowersyjnym z innego powodu przedsięwzięciu Lady Pank. O techno-dance'owych przeróbkach piosenek, które wypełniły płytę "W transie"... Borysewicz uważa, że występy grupy na tym zyskały. Używam minidyska i połowa muzyki leci z automatu. Gdybyśmy tak nie robili i miałbym tylko samej płyty słuchać, to może powiedział bym, że więcej czegoś takiego nie zrobię... W maju zagraliśmy dwadzieścia koncertów, same masowe imprezy od 15 do 20 tysięcy ludzi i wychodziło to genialnie. "Zamki", "Tytanic", "Mała wojna", "Obcy" tak czadują z tymi transowymi podkładami, że pomyślałem sobie, żeby porobić loopy do jeszcze kilku naszych utworów i grać to na koncertach...

Powrót do strony głównej Powrót do prasy