W dniu 26.07.'98 w Gdańsku niedaleko molo w Brzeżnie odbył się koncert grupy Lady Pank. Był on zaplanowany na 20:00. Już o dziewętnastej publiczność zaczą rozgrzewać młody zespół z Gańska - VincentVega. Grali bardzo fajnie, ale prawdziwą klasę pokazała dopiero gwiazda wieczoru - grupa Lady Pank. Tym razem chłopaki byli punktualni. Na miejsce dotarli ok.19:40 a zaczęli grać parę minut po 20:00. Na początek, już tradycyjnie, poszło "Zamki na piasku" i "Kryzysowa narzeczona" W kastępnej kolejności poszły inne stare przeboje takie jak: "Sztuka latania","Vademecum skauta", "Fabryka małp", "Tańcz głupia tańcz", "Wciąż bardziej obcy" "Mała wojna" czy "Marchewkowe pole". Póżniej poszły trzy numery z płyty "Nana": "Młode orły" poprzedzone solowym intrem Janka, "Na co komu dziś: i "Nana". Następnie Janek oburzył się kiedy publiczność domagała się "Mniej niż zero" i wtedy zagrali dwa numery z nowej płyty pt."Łowcy głów": "Znowu pada deszcz" i "Prawda i serce" Na finał było "Mniej niż zero". Po tym chłopaki zeszli ze sceny, ale to nie był koniec. Bis trwał dobre pół godziny, a było na nim około siedmiu numerów. W tym dniu drugi gitarzysta - Andrzej obchodził urodziny. Nie obyło się bez churalnego "Sto lat"(2x). W ogóle było bardzo wesoło. Chłopaki ciągle się wygłupiali - szczególnie Janek, mimo tego iż byli trzeżwi (może za wyjątkiem Panasa-ale jemu też póżniej przeszło). Atmosfera była super, chłopaki fajnie grali ale i tak wyżej oceniam ich koncert na Camel Planet rok temu (8.08.97). Może dlatego, że była tam lepsza organizacja. Mimo tego Lady Pank udowodnił iż jest klasą sam dla siebie, a każdy fan, który tam był może czuć się usatysfakcjonowany.
Krzysiu na scenę wyckoczył bez koszulki, w fajnych, obszernych, jasnych, transowych spodniach. Janek miał założone czarne spodnie (coś jagby od garnituru) i czarną koszulkę. Panas był w czarnych, skórzanych spodniach, 3 razy zmieniał koszulkę i (co ciekawostka) nie miał zawiązanej na głowie swojej słynnej bandamki. Przed i po koncercie udało mi się pogadasć z chłopakami no i oczywiście uzysać ich autografy. Najlepiej rozmawiało mi się z Kubą. Rozmawiałiśmy dłuższy czas i naprawdę jest to wporządku gościu, bardzo miły - fajnie się z nim gada. Janek kiedy podpisywał mi zdjęcie stwierdził, iż już nie będzie wyglądał tak jak kiedyś. Na poczatku koncertu nie obyło się bez kilku wpadek technicznych, ale póżniej poszły one w zapomnienie. Janek grał na swoich wzmacniaczach "Orange" oraz (przez cały koncert) na swoim stratocasterze. Perkusja Kuby (zapiera dech w piersiach) była ustawiona na podeście. Mam natomiast poważne zastrzeżenia do świateł. W porównaniu do zeszłorocznego Camel Planet było ono - można by rzec - rezerwowe. Jednakże to oraz inne wpadki nadrobił zespół wytwarzając wspaniałą atmosferę. Da się również zauważyć iż niektóre kawałki zostały zagrane dwa razy np: "Mniej niż zero", "Zawsze tam gdzie Ty", "Zostawcie tytanica". To na tyle.
Grzegorz Zaręba Uwagi kierować: grzesiu1@czasnaeb.pl