Opowiadanie o piekle
Arkadiusz Janicki & Grzegorz Ptaszy±ski

Pewnego dnia gdy by│o ju┐ ciemno do mojego pokoju przyszed│ diabe│ . Powiedzia│ mi, ┐e zabierze mnie do Szatana po to, aby mnie wrzuciµ do wielkiego kot│a i wielkiej otch│ani, kt≤ra by│a niesko±czenie niesko±czona. Gdy by│em w tej otch│ani i spada│em sobie w g│▒b niesko±czono╢ci spotka│em faceta kt≤ry wpad│ tu przede mn▒. Zwisa│ na jedynej ga│Ωzi w tych okropnych piekielnych czelu╢ciach i dr▒c siΩ na ca│y g│os macha│ zabawnie rΩkami. Pomy╢la│em ┐e to spadanie nie ma sensu wiΩc zatrzyma│em siΩ w powietrzu obok niego.

Gdy zobaczy│em jego przera╝liw▒ twarz na moich ustach rozpromieni│ siΩ u╢miech, lecz zaraz ust▒pi│ miejsca przera╝liwemu, dzikiemu, niepohamowanemu strachowi. M≤j obci▒┐ony umys│ zacz▒│ promieniowaµ i wydawaµ z siebie niewypowiedziane s│owa kt≤re zm▒ci│y nigdy nie zachwian▒ strukturΩ tej szalonej strefy.

W jego oczach rozpozna│em cz▒stkΩ mojej ╢wiadomo╢ci. Teraz jego ja╝± przerodzi│a siΩ w okropn▒ bestiΩ ┐▒dn▒ ludzkiej energii, by│ jak dzikie zwierzΩ, typ dawnego osi│ka kt≤ry pragn▒│ pakowaµ swoje miΩ╢nie poza granice ludzkiej wytrzyma│o╢ci. Pakowa│ do swojego umys│u wszelkie wiadomo╢ci kt≤re uda│o mu siΩ zebraµ, wiΩc to odosobnienie od ca│ej tera╝niejszo╢ci by│o dla niego zab≤jcze, ka┐dego dnia jego si│a mala│a, lecz w jego umy╢le kipia│a z│o╢µ i znienawidzenie dla ca│ej ludzko╢ci i nie tylko. By│ jak po│▒czenie czerwca i d┐ungli, pragn▒│ oczy╢ciµ i uprz▒tn▒µ przestrze± istniej▒c▒ w jego pod╢wiadomo╢ci, pragn▒│ zniszczyµ wszelkie dobro, wiΩc wyrzuci│ ze swojego umys│u wspomnienia z dzieci±stwa, uczucia kt≤re sprawi│y, ┐e przegra│. Jego najskrytszym marzeniem by│o cofniΩcie siΩ w czasie i zabicie samego siebie i teraz gdy nadarzy│a siΩ ta okazja nie m≤g│ siΩ powstrzymaµ od szalonego ╢miechu. Jego materia poczΩ│a siΩ przekszta│caµ i nagle zobaczy│em wok≤│ siebie ╢wiat znany mi z dzieci±stwa. Zrozumia│em ┐e stworzy│ mi wiΩzienie z kt≤rego nie mog│em siΩ wydostaµ i wszΩdzie czyha│y na mnie pu│apki. Gdy pomy╢la│em o czym╢ mi│ym, m≤j umys│ prze┐ywa│ straszne tortury.

I wtedy zobaczy│em Jego. Sta│ otoczony lalkami VooDoo a jego oczy ╢wieci│y dzik▒ z│o╢ci▒. Zauwa┐y│em energiΩ promieniuj▒c▒ z jego cia│a, chocia┐ nie by│o to cia│o, lecz materia stworzona z energii. Jego lewa rΩka zamieni│a siΩ w ogromny kolec i po chwili ujrza│em j▒ przebijaj▒c▒ moje cia│o i krew tryskaj▒c▒ z mojej rany, jak strumie± lawy z rozpalonego wulkanu. Po chwili zauwa┐y│em ┐e szybujΩ nad w│asnym cia│em - zabi│ mnie ! Lecz jego niepohamowane spl▒tane ┐▒dze nie by│y zaspokojone, nie wystarcza│o mu zniszczenie mojego cia│a, pragn▒│ prawdziwego mnie. Po chwili ujrza│em go jak zmienia sw≤j stan materii i wtedy ujrza│em go ponownie, lecz tym razem postanowi│em, ┐e nie poddam siΩ tak │atwo. Dzika walka ze samym sob▒ rozpoczΩ│a siΩ na nowo. Tym razem ja mia│em przewagΩ, wiedzia│em kim jest i zna│em jego s│abe punkty. Moc▒ mojej wyobra╝ni przes│a│em mu straszliw▒ opowie╢µ z naszego dzieci±stwa. Gdy pierwszy raz zaprosi│em dziewczynΩ na zabawΩ, bawili╢my siΩ wspaniale gdy nagle us│ysza│em telefon, zimne ciarki przeszy│y moje cia│o, kula z karabinu snajpera zrobi│a to samo z m≤zgiem Loli. CyberJa rozpad│ siΩ na czterysta miliard≤w kawa│eczk≤w, jego szcz▒tki rozwiane wiatrem elektron≤w zniknΩ│y podobnie jak ╢wiat sztucznie wygenerowany przez jego umys│. Zacz▒│em dalej spadaµ w czelu╢µ z│a, gdy nagle zobaczy│em go╢cia zabawnie wymachuj▒cego rΩkami i dr▒cego siΩ jak ma│pa obdzierana za sk≤ry ..........

powr≤tpowr≤t