O narkomance
Anna TΩcza

Dzisiaj przechodz▒c sobie ulic▒ postanowi│am zapytaµ siΩ jakiego╢ przechodnia kim jestem:
  - Przepraszam pana czy nie wie pan kim w│a╢ciwie jestem ?
Przechodzie± spojrza│ na mnie i odszed│ bez s│owa . Pomy╢la│am sobie û no c≤┐, mo┐e niemowa, a mo┐e po prostu nie wie tak jak ja. Podesz│am wiΩc do nastΩpnej osoby. By│a to starsza pani :
  - Przepraszam czy przypadkiem nie wie pani kim jestem ?
Staruszka popatrzy│a na mnie morderczym wzrokiem i jΩknΩ│a diabelskim g│osem :
  - Co za niewychowana ta dzisiejsza m│odzie┐, ┐eby tak podchodziµ i znienacka o takie herezje pytaµ !!!

... i posz│a sobie, gin▒c w toni szarego t│umu. Hm... nic dodaµ nic uj▒µ, taka stara, a sama pewnie nie wie co robi na tym ╢wiecie. I co jest hermetycznego w tym pytaniu? Tym razem postanowi│am, ┐e podejdΩ do kogo╢ wygl▒daj▒cego co najwy┐ej na czterdziestkΩ. Zobaczy│am, ┐e ko│o sklepu spo┐ywczego stoi pani z ma│ym dzieckiem. Wygl▒da│a do╢µ poczciwie wiΩc postanowi│am, ┐e podejdΩ i zapytam siΩ czy nie wie przypadkiem kim jestem. Kiedy zada│am jej to pytanie w odpowiedzi us│ysza│am tylko g│uchy wrzask :

- Spierdalaj narkomanko, bo dziecko mi straszysz !!

Us│yszawszy to uciek│am. Kiedy siΩ zatrzyma│am mia│am wra┐enie, ┐e wszyscy to s│yszeli i siΩ na mnie patrz▒. Jednak to tylko wiatr, kt≤ry ni≤s│ jeszcze psychodeliczny wrzask tej kobiety. Jezu, czy ju┐ nikt na tym ╢wiecie mi nie odpowie na to pytanie, przecie┐ ludzie zadaj▒ je sobie codziennie. Po tym kr≤tkim namy╢le postanowi│am nie poddawaµ siΩ. Tym razem moim celem sta│ siΩ biznesmen zajΩty rozmow▒ przez telefon kom≤rkowy. Podesz│am wiΩc i zada│am prostym i skromniutkim g│osikiem o to co pyta│am ju┐ innych ludzi. Go╢µ popatrzy│ na mnie z niedowierzaniem i zacz▒│ siΩ g│o╢no ╢miaµ do s│uchawki, opowiadaj▒c komu╢ tam, co mu siΩ w│a╢nie przytrafi│o. A potem doda│ :

- Czy jeste╢ dziecko z programu ╢miechu warte?

Nic mu nie odpowiedzia│am tylko zagryzaj▒c wargΩ odwr≤ci│am siΩ i posz│am. Nie zrobi│am chyba nawet dziesiΩciu krok≤w kiedy kto╢ szarpn▒│ mnie za sk≤rzan▒ kurtkΩ. Obejrza│am siΩ i przed oczami ukaza│ mi siΩ zaro╢niΩty facet wygl▒daj▒cy jak ko╢ciotrup. Mia│ oczy podkr▒┐one, podarte │achy i brudn▒, nieogolon▒ twarz. Jednym s│owem by│ narkomanem, cz│owiekiem z marginesu, odepchniΩtym przez spo│ecze±stwo. Powiedzia│ mi, ┐e s│ysza│ moj▒ rozmowΩ z biznesmenem o ile to mo┐na by│o nazwaµ rozmow▒. Wyzna│ mi, ┐e on te┐ kiedy╢ ludziom zadawa│ takie pytanie, ale nigdy nie dosta│ ┐adnej konkretnej odpowiedzi i sko±czy│ tak jak sko±czy│. Nie chcia│am pytaµ o szczeg≤│y, bo widzia│am, ┐e to dla niego bolesne. Poszli╢my wiΩc na poblisk▒ │awkΩ i siedli╢my. Nieznajomy schowa│ przez chwilΩ twarz w rΩce, wzi▒│ g│Ωboki oddech i zacz▒│ m≤wiµ :

Ludzie dzisiejszego pokroju to zadumane i zapatrzone w siebie snoby, kt≤re nie widz▒ nic poza w│asnym ja. Jak zwierzΩta czo│gaj▒ siΩ i skoml▒ prosz▒c o lito╢µ, jednak nie chc▒ siΩ do tego przyznaµ. S▒ po prostu zbyt dumni, aby to potwierdziµ jednak taka jest prawda. Jeste╢ ptakami, kt≤re ju┐ nigdy nie wzlec▒, a czasy hipis≤w by│y ostatnim krzykiem do naszej chorej ╢wiadomo╢ci. Jednak my nie s│uchali╢my i nawet ci co kiedy╢ tak pacyfistycznie krzyczeli, aby opamiΩtaµ spo│ecze±stwo tak naprawΩ dzisiaj uciekaj▒c w otch│a± pieniΩdzy, w│adzy, b≤lu i cierpienia. Jeste╢my upo╢ledzeni psychicznie.

Wiesz dlaczego ludzie nie odpowiadaj▒ na pytanie zadane przez ciebie? Bo wiedz▒, ┐e jeste╢ jedn▒ z tych m│odych os≤b, kt≤re chc▒ zmieniµ co╢ w swoim ┐yciu od zaraz, a nie czekaµ na pieprzon▒ okazjΩ, kt≤ra nigdy nie nadejdzie, bo na okazjΩ czekaj▒ tylko kurwy i tacy s▒ w│a╢nie w wiΩkszo╢ci wszyscy ludzie. Ja te┐ do nich nale┐Ω, ale za p≤╝no to zrozumia│em albo po prostu nie chcia│em tego wiedzieµ. Lecz je╢li czekasz a┐ ja ci odpowiem na to pytanie to mo┐esz zabraµ sw≤j ty│ek, bo tak naprawdΩ to ty wiesz kim jeste╢ i wiesz, ┐e w│a╢nie dlatego masz przewagΩ nad reszt▒ ╢wiata. Zadajesz to pytanie, aby zgnΩbiµ tych ludzi, kt≤rzy s▒ nikim i do nico╢ci d▒┐▒. OpamiΩtaj siΩ dziewczyno przecie┐ ci ludzie s▒ chorzy, a ty na si│Ω chcesz im daµ lekarstwo. Pozw≤l im zgniµ. Niech wiedz▒, ┐e to nie zabawa, ┐e przesrali t▒ czΩ╢µ ┐ycia w kt≤rej mogli co╢ zmieniµ i nie m≤w mi, ┐e ci ich szkoda, bo to nieprawda. Korzystasz z cierpienia i s│abo╢ci, aby nie byµ jak oni i to jest bardzo pozytywne, bo niewielu ludzi to potrafi. Przewa┐nie wszyscy powtarzaj▒ stare b│Ωdy. Chcia│bym wr≤ciµ do tych lat, do tej m│odo╢ci kiedy wszystko wydawa│o mi siΩ takie proste, takie piΩkne, takie czyste i ug│askane. Sk▒d mog│em wiedzieµ, ┐e tak sko±czΩ. Przecie┐ mia│em dobrych rodzic≤w. Nie przypuszcza│em, ┐e to kiedy╢ powiem, ale cieszΩ siΩ, ┐e oni nie ┐yj▒, bo nie widza jak siΩ staczam na dno szklanej ba±ki, z kt≤rej nie ma wyj╢cia, ale mogΩ przez ni▒ zobaczyµ jak powodzi siΩ innym, aby skomleµ i prosiµ o pomoc, kt≤rej i tak nigdy nie otrzymam. Je╢li tak natomiast wygl▒da piek│o to nie wiem teraz co mam zrobiµ. Nie chce spΩdziµ tak ca│ej wieczno╢ci. Tam nie ma narkotyk≤w, bo one daj▒ cz│owiekowi pewien rodzaj ulgi, a ja nie zas│ugujΩ na to, aby poczuµ siΩ choµ przez chwilΩ lepiej. Rozumiesz ? Jestem stracony ja ju┐ dawno jestem w piekle. Czuje rozrywaj▒cy b≤l w klatce, a mo┐e to po prostu dzia│anie narkotyk≤w, bo jestem ju┐ nieco na g│odzie. A wiΩc trzymaj siΩ aniele i nie daj siΩ ╢ci▒gn▒µ w d≤│, bo ka┐dy z nas rodzi siΩ wielki i tylko od niego zale┐y czy r≤wnie wielki umrze.

Jedyne co jeszcze pamiΩtam z tej rozmowy to to, ┐e przez ca│y czas nie spuszcza│ wzroku z kosmyku siwych w│os≤w przeplatanych miΩdzy palcami i kt≤re co chwila zrasza│ morzem s│onych │ez.

powr≤tpowr≤t