Dziś rano zadzwonił telefon. Gdy podniosłem słuchawkę, usłyszałem czyjś oddech, po czym ten ktoś odłożył słuchawkę. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że była 4.00 w nocy. Położyłem się spowrotem do łóżka i zaraz zasnąłem. Trzy godziny później wstałem, jak codzień, do szkoły. Umyłem ząbki, zjadłem śniadanie, pogładziłem włoski i pełen entuzjazmu i radości z pięknego poranka ruszyłem codzienną trasą do szkoły.
Gdy siedziałem na korytarzu i czekałem na matematykę, rozmawiając z kolegami o wczorajszym filmie, przeszła koło nas dziewczyna. Miała długie, czarne, kręcone włosy i piękne, piwne oczy, które, na chwilę spotkały się z moimi. Ona szybko spuściła wzrok, a ja poczułem ciarki na plecach. Chyba nikt tego nie zauważył, bo wszyscy dalej gadali o dzielnym bohaterze i pięknej księżniczce.
Nauczyciel od matmy miał chyba zły dzień i postanowił wyładować swoją energię na uczniach. Co chwila, brał kogoś do odpowiedzi. Miałem szczęście, że mnie nie zapytał, bo na pewno dostałbym pałę, zanim bym zdążył coś powiedzieć. Jakoś wytrwałem do końca i po usłyszeniu dzwonka spakowałem się, trochę ociężale i wyszedłem na korytarz.
Polski, historia, i fizyka minęły bez żadnych ciekawych zdarzeń godnych opisania, a w przerwie obiadowej, jak zwykle odebrałem moją porcję ze stołówki, a ponieważ słońce nadal świeciło usiadłem pod murkiem i zabrałem się za obiad. Niespodziewanie podeszła do mnie ta dziewczyna, którą widziałem na korytarzu i bez słowa, siadając koło mnie, zaczęła jeść swój kawałek mięsa. Nie rozmawialiśmy, ale od czasu do czasu zerkałem na nią. Była ubrana w jasną sukienkę i białe buty. Na szyi miała zawieszony rzemyk z małym, niebieskim kamyczkiem. Gdy już wszystko zjadła, najzwyczajniej odniosła talerz i poszła do szkoły.
Dwa angielskie przeleciały podobnie, jak reszta dzisiejszych lekcji i mogłem już spokojnie wrócić do domu i odpocząć, przed telewizorem, po tym męczącym dniu. Siedziałem tak przed telewizorem i oglądałem jakiś głupi teleturniej gdy zadzwonił telefon. Szybko podbiegłem, myśląc, że to Rafał - kolega ze szkoły, ale gdy podniosłem słuchawkę, znowu nie usłyszałem żadnego słowa.
Gdy skończył się tan głupi teleturniej i zaczął się jeszcze głupszy, zabrałem teczkę spod drzwi i poszedłem do pokoju. Dopiero tutaj czułem się dobrze. Włączyłem wieżę i z głośników zaczęły wydobywać się spokojne dźwięki ballad. Bardzo lubię mój pokój. W kącie, słabo oświetlone stoi wielkie łóżko, po którym czasami lubię skakać. Jedna ściana jest cała zastawiona pułkami, szafkami w których znajdują się różne ciekawe rzeczy. Ogromna muszla z Oceanu Indyjskiego, zasuszone ucho wielbłąda - na szczęście, jest tu nawet kawałek meteoru, który spadł wiele lat temu w okolicach miasteczka. W innym kącie pokoju, przy oknie znajduje się biurko, a obok niego stoi stolik z komputerem i wieża. Sufit pomalowany jest na niebiesko, a ściany na czarno.
Tak więc teraz usiadłem przy komputerze, przeczytałem pocztę i odpisałem na kilka listów. Potem włączyłem jakąś nową gierkę, po chwili mi się znudziła, więc włączyłem inną. Po kilku minutach zdesperowany wyłączyłem komputer i położyłem się na łóżko, słuchając Nirvany. Zacząłem myśleć o tym wszystkim, co się zdarzyło w ciągu ostatnich kilku godzin. Nie wiem kim jest ta dziewczyna, ale bardzo mi się podoba. Jest trochę dziwna, ale przecież każdy jest inny.
Spakowałem się na jutro do szkoły, zjadłem kolację i pogadałem trochę z rodzicami. Mówili, że na weekend jadą do babci na wieś, po mojego młodszego brata Wojtka, a do mnie będzie przychodzić ciocia Hermenegilda. Bardzo się ucieszyłem, że będę mógł wracać do domu, o której chcę, mimo iż będą to tylko dwa dni postaram się ich nie zmarnować. Po kolacji wykąpałem się, położyłem do łóżka i zasnąłem późno słuchając muzyki.
Rano wstałem, umyłem ząbki itd. Do szkoły szedłem nieco szybciej niż zwykle, bo chciałem spotkać tą piękną osobę i nawiązać z nią jakiś kontakt. Niestety ani rano, ani na żadnej przerwie nie zobaczyłem tych pięknych oczu, wyglądających spod zwichrzonych włosów. Czekałem tylko na przerwę obiadową.
Gdy wreszcie nadeszła szybko pobiegłem do stołówki, zabrałem obiad i usiadłem w tym samym miejscu co wczoraj, ale ona nie przyszła. Gdy skończyłem obiad zacząłem włóczyć się po szkole szukając jej, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Przez chwilę wydawało mi się, że ją widzę, wchodzącą po schodach, ale gdy podszedłem bliżej, już jej nie było.
Gdy na matematyce, ostatniej lekcji w tym tygodniu otworzyłem zeszyt, znalazłem w nim małą karteczkę, na której było napisane 22.00 Park za szkołą. Wiedziałem od kogo to jest. Matematyka była chyba najdłuższą lekcją w całym tygodniu, lecz gdy zabrzmiał zbawienny dzwonek wszyscy wybiegli na dwór z taką lekkością, że od razu słońce zaczęło jaśniej świecić i ludzie na ulicy zaczęli się uśmiechać. Szybko przybiegłem do domu i rzuciłem teczkę w kąt - poleży tam kilka dni. Rodzice przygotowywali się do wyjazdu, a ciocia miała zaraz przyjechać. Poszedłem do pokoju, włączyłem muzykę i uwaliłem się na wyro. Po chwili przyszedł ojciec i zaczął mówić mi co mam zrobić, gdzie jest jedzenie i jak mam się zachowywać przy cioci.
Wtedy właśnie weszła ciocia Hermenegilda - wesoła osoba z lekką nadwagą, około pięćdziesiątki, ubrana w pomarańczową sukienkę i słomkowy kapelusz. Lubię ją, bo jest bardzo fajna i rozumie problemy młodych ludzi w dzisiejszych czasach. Dogadaliśmy się, że ciocia będzie przychodzić rano, robić mi śniadanie, potem obiad i po obiedzie będzie mogła iść do domu. Sam muszę sobie zorganizować kolację.
Godzinę później pożegnałem się z rodzicami i z ciocią, która dzisiaj pojechała już do domu i zostałem sam. Nie mogę się doczekać wieczoru, dopiero szósta, a ja już chciałbym wyjść i spotkać się z nieznajomą. Z nudów włączyłem komputer i grając w jakąś gierkę, czekałem na tę godzinę. Już po dziewiątej wstałem, ubrałem nowe jeansy i bluzę, i wyszedłem na dwór.
Miałem dużo czasu, więc po drodze wstąpiłem do sklepu i kupiłem Colę. Potem poszedłem do parku, chociaż wiedziałem, że mam jeszcze prawie pół godziny czasu. Ona już tam była. Czekała, siedząc na ławce i wpatrując się w piękny zachód słońca. Podszedłem do niej i usiadłem przy niej. Wyglądała uroczo. Lśniące włosy opadały na jej ramiona. Na sobie miała sweter, długie, kraciaste spodnie i trapery.
- Piękny zachód.- odezwała się po chwili ciszy.Na koniec dała mi takiego całusa, że ledwo mogłem się utrzymać na nogach. Potem szybko pobiegła po schodach i przy końcu przesłała mi jeszcze całusa. To był najpiękniejszy wieczór w moim życiu.