Jechali raczej szybko, lecz jej wydawało się, że wloką się niczym ślimaki na lodowisku. Droga była pusta, a jazda bardzo monotonna. Po obu stronach tylko drzewa, od czasu do czasu jakieś pole, a wszystko rozmazane widokiem wciąż padającego deszczu. Za cały podkład audio musiał wystarczyć regularny i nudny szelest wycieraczek.
- Jak myślisz, jak długo jeszcze będziemy żyli? - spytała jakby od niechcenia, czyszcząc swoje długie paznokcie
- Kochanie, nie mów tak, przecież dobrze wiesz, że w Kontrakcie mamy zapewnione Życie Wieczne.
- Heh... Życie Wieczne... nie ma czegoś takiego. Przecież to ty byłeś podobno tym wielkim Inżynierem - genetykiem, tym ateistą, a ja tylko małą myszką, która ciułała każdy grosik na emeryturę, którą spędza, mimo że jako ciało już nie istnieje, ale jest realna w świecie, który dokładnie oblicza każdą jej decyzję, sprawdza prawdopodobieństwo i wylicza efekt. Czy to tak, czy to właśnie w ten sposób się oblicza? Dobrze wiesz, że kiedyś o nas zapomną. No, może nie Jeźdźcy, ale ci tam, w tamtym świecie, w którym żyje się tylko przez chwilę - oni o nas zapomną. Oni zapomną o tych całych Jeźdźcach. Po prostu odłączą energię od jakiegoś tam hyperdysku, na którym zawarte jest całe nasze istnienie. I będzie jedno wielkie: BUM! Czy to tak, czy to tak właśnie będzie?
- Nie, nie będzie tak, kochanie, gadasz bzdury, prześpij się...
- Po co? Żeby komputer wygenerował mój sen? Powiedz, czy to będzie właśnie tak jak mówiłam? Powiedz w końcu prawdę !!!
- Będzie tak, jak mówisz... ale nie myśl o tym. Musimy korzystać z życia. Pojedziemy nad czysty ocean, wykąpiemy się tylko we dwoje. Będzie cudownie. Tam nie pada już deszcz...
- Marek, czy ty nie zauważasz pewnej sprawy? Nie ty tę sprawę zauważasz, tylko mnie zwodzisz. Przecież my już od kilku tygodni nie widzieliśmy żadnej innej osoby. Jeździmy tak w kółko po tych naszych, a właściwie twoich domach letniskowych, zwykle pada, jest nudno, a potem co? Co będzie potem? Wrócimy do miasta, ty będziesz w firmie, a ja będę miała ten swój salon fryzjerski, do którego będą przychodziły wciąż te same, wredne, ohydne baby.
- Lena, powiedz mi, czego ty chcesz, a ja ci to dam. Tylko nie mów mi wciąż że jest nudno... to mnie dobija - powiedział markotnie i potulnie jednocześnie, Marek.
- Właśnie! Ty mi zawsze dawałeś to, czego chciałam. A ja nie mogłam się w żaden sposób odwdzięczyć. To chyba jest powodem naszej klęski, klęski naszego związku... - ton w jakim wypowiedziała to zdanie, można było określić jednym słowem: grobowy
- Jakiej klęski, o czym ty mówisz, zlituj się!!!
- Wiesz co? Mam do ciebie prośbę: jak będziemy jechali obok pola, to zjedź na to pole i dojedź do domu farmera. Wejdę tam i cię zdradzę. Jeszcze nigdy nie robiłam tego. Będę się z nim pieprzyła w najbardziej ordynarnych pozycjach i najlepiej, żeby patrzyła na to jego żona, albo żeby była w pokoju obok... Tak, to może dać mi satysfakcję. A jeśli nie to - to już tylko śmierć. Pojedziemy do tych pieprzonych Jeźdźców i powiemy, żeby już nas zabili bo to nie ma sensu...
- Przestań, Lena. Zwariowałaś! Kompletnie ci odbiło. Ja nie wiem, czy tutaj, w tym systemie także w pewnym wieku odbija kobietom, ale przecież niby się nie starzejemy. A może... W końcu nasz system był prototypem - nigdy nic nie wiadomo. Może kobiety jakoś inaczej na niego...
- Teraz ty przestań. Znów chcesz zwalić wszystko na system. Ja wiem, że ty mnie zdradzałeś z tą blondynką, z tą sekretarką. Nie mam do ciebie żalu, bo wiem, że jesteśmy sobie pisani przez system. Ale może miłość, to coś, czego oni nie zaprogramowali? Może oni jej nigdy nie zaprogramują??! Ja wciąż mam nadzieję. Może ja pokocham tego chłopa, do którego domu wejdę, a ty zostaniesz ze swoją sekretarką. I wtedy, gwarantuję ci, będziemy szczęśliwi. Choćby przez chwilę. Nie będziemy przeżywali zaprogramowanych orgazmów przez jakichś popieprzonych Jeźdźców, którzy może znali się na systemach komputerowych, ale za nic nie znali się na ludzkich uczuciach. Bo mózg, całe miliony mózgów - mogli zaprogramować. Mogli zaprogramować światopogląd i namiastkę świadomości. Mogli też pewnie zaprogramować sumienie. Ale nie wierzę, po prostu nie wierzę, żeby zaprogramowali nam uczucia, a już na pewno nie miłość. I możliwe, że mogłabym się z tobą dalej męczyć, ale ja po prostu chcę zobaczyć...
- Milcz!!! - wrzasnął - Spierdalaj, suko. Nigdy nie wchodź więcej do mojego życia. Próbowałem dać ci wszystko... no nie, brak mi słów! Męczyć się, męczyć - ha ha ha! Chyba ci jakiś wirus mózg wyżarł! - Marek miał widoczny atak histerii połączony z szałem bitewnym. Po prostu nie dał sobie skorygować swoich chorób, bo uznał, że z chorobami będzie żył bardziej realistycznie - przypomniała sobie Lena. Widziała go, jak odjeżdża w pole, potem przez las, a potem usłyszała tarcie opon o asfalt i weszła do domu.
Dom był duży, przestronny, z minimalną ilością nowoczesności. W rogu żarzył się kominek, a na półkach pełno było książek. Tak! Prawdziwe książki, a nie jakieś cyfrowe douczacze, które trzymał Marek w domu, w którym mieszkała. Rozejrzała się po kątach. W domu nie było sterylnie czysto i drzwi do kuchni skrzypiały, co bardzo jej się podobało. Który to wiek? - zastanawiała się. XIX, XX? Trzeba było się uczyć historii - pomyślała.
- Słucham, czego pani tu szuka? - dobył się nienaturalny głos. Głos ten był jakby miksturą głosu starca i dziecka.
- Ja? A..aa... a gdzie pan jest? - spytała zaskoczona
- Tutaj, jestem mały i może dlatego ma pani kłopoty z dostrzeżeniem mnie; nazywam się Jacob i strzegę tego domu. Jestem laserokarłem nr seryjny XT130XL65. Potrafię używać broni, a poza tym mam bezpośredni kontakt z systemem, więc nie radzę rabować tego domu. Jeśli jest pani wygenerowana przez wirus, to w chwili gdy moje skanery wykryją - zostanie pani wyeliminowana.
- Ha ha ha... - wybuchła gromkim śmiechem Lena... - gratuluję twemu panu tak niezwykłego wyszkolenia ciebie. Mogę wiedzieć na który wiek jest stylizowany ten dom?
- Gratulację przekażę. To mieszanka stylów z przewagą post-modernizmu oraz secesji.
- Acha - Lena spróbowała sobie wyobrazić te style. Nie mogła. Takiej wiedzy jej skromna emerytura nie była w stanie zapewnić. W końcu Jeźdźcy pieniądze przeliczali na wiedzę i warunki życia. Lenie bardziej zależało na tym drugim, bo nie zaznała tego w swym realnym życiu. - A czy możesz poprosić tutaj swego pana?
- Tak, ale co mam mu powiedzieć?
- Że pewna pani przyszła się z nim kochać...
- Kochać? Cóż to? - zdziwił się laserokarzeł, a głos jego zabrzmiał teraz bardziej dziecinnie niż starczo, więc uśmiechnęła się.
- Pan zrozumie. Proszę, przekaż to.
Laserokarzeł wyszedł drzwiami-lustrem, które były świetnie zakamuflowane. Po chwili w jednych z licznych drzwi ukazał się człowiek. Był to człowiek lat, na oko, trzydzieści kilka, Lenie wydał się dość atrakcyjny. Ale wtedy nawet nieatrakcyjny człowiek byłby dobry, nawet kobieta. Byleby zrobić coś, czego wcześniej się nigdy nie robiło: zdradzić, przeżyć orgazm, robić to w dziwnych pozycjach. Tylko na tym jej zależało. Podszedł do niej.
- Pani chciała ze mną rozmawiać? - spytał grzecznie, wpatrując się w jej oczy, a potem dopiero patrząc na ciało
- Nie, ja już z nikim nie chcę rozmawiać. Pan pięknie patrzy na kobiety - tak...
- Inaczej?
- Właśnie, inaczej. Pan najpierw patrzy w oczy. Teraz już nie ma takich mężczyzn...
- Chodź tu! - powiedział władczym tonem, po czym zdarł z niej ubranie.
Miała na sobie tylko bieliznę, a on czuł jej wilgoć i jej zapach. Ona patrzyła na jego ruchy i myślała o tym, co zrobi za chwilę. Delikatnie zaczął zsuwać jej majtki i rozpiął stanik. Przyjemność sprawiało jej nawet patrzenie na jego gesty, na kolejność ruchów. Przyjemne było wszystko, każde delikatne dotknięcie jej napiętej skóry.
Jechali raczej szybko, lecz jej wydawało się, że wloką się niczym ślimaki na lodowisku. Droga była pusta, a jazda bardzo monotonna. Po obu stronach tylko drzewa, od czasu do czasu jakieś pole, a wszystko rozmazane widokiem wciąż padającego deszczu. Za cały podkład audio musiał wystarczyć regularny i nudny szelest wycieraczek.
- Marek, gdy ONI przejechali...
- Tak?
- Marek, czy ty też miałeś jakieś anomalie? Bo przecież było coś nie tak z systemem...
- Dziś?
- No tak, teraz, przed chwilą. Powiedz, proszę.
- Tak, miałem.
- Opowiedz mi o nich, błagam.
- Ale przecież nie mamy na nie wpływu, to tak...
- Marku, właśnie, my nie mamy na nie wpływu. Są jak sny. A nie wiemy czym są sny, może są prawdziwym życiem... może tylko pragnieniami
- Znowu zaczynasz? - głos Marka był pełen zniechęcenia
- Powiedz mi, proszę.
- Nie wiem, czy będziesz zadowolona... Anomalia polegała na tym, że cię zdradzałem, zdradzałem cię z tą blondynką. Z tą sekretarką, ale wierz mi, musisz mi wierzyć, ja nigdy tego...
- Ja wierzę. Nie mów już o tej anomalii. Powiedz o tej drugiej.
- To był... to był ocean - skłamał szybko.
- Ale nie koncentruj się na oceanie. Powiedz, powiedz mi co tam się zdarzyło. Co było na końcu. - prosiła go, jakby dawała mu gorzkie lekarstwo, które nie będzie smaczne, ale które jest konieczne do poprawnej kuracji
- Końca nie było. Anomalia zawsze kończy się w najlepszym momencie, przecież wiesz...
- No, a co było przed końcem, powiedz proszę...
- Leno, to nie jest ważne, najważniejsi jesteśmy my... proszę, nie pytaj mnie. Już o nic, dobrze?
- Marek, ale powiedz. Tylko to, Mareczku.
- Śmierć, ona tam była. A ja powiedziałem do niej: Zawsze lubiłem drobne tyłeczki. I wyciągnąłem do niej rękę. A ona powiedziała: Jak się ze mną witasz to trzymaj ręce przy sobie, bo będzie nieprzyjemnościunia. Wtedy cofnąłem rękę, a ona chciała ją złapać, ale nie mogła. I wtedy znów było dobrze, znów byłaś..
- Nie, Marek, nie. Gdy ona to powiedziała, to ty próbowałeś ją złapać i trzymałeś ją, a wtedy się odwróciła i miała moją twarz, a ty wtedy ją puściłeś i się obudziłeś, czyż nie tak?
- Ale przecież mówiłem, że to nie jest ważne. To są tylko błędy w systemie. Sny są snami, a anomalie...
- Sam wiesz, Marek, że gadasz bzdury. Sny są programowalne - ty o tym wiesz, a ja się domyśliłam. Domyślałam się już dawno, a teraz już wiem. Anomalie to jedyny sposób na wyrwanie się z tego zaprogramowanego obłędu. Możliwe, że ty tego nie chcesz, albo tylko się boisz. Jeśli się boisz to jeszcze dobrze, jeżeli jednak nie chcesz, to jest już z tobą źle. Oboje marzyliśmy jednak o śmierci, co skłania mnie do myślenia, że tylko się boisz. Że potem jest tylko nic. Wiesz, ja z tamtego życia zostawiłam sobie tylko dwa wspomnienia: to jak zdradziłam
męża-tyrana i to jak umarłam. Pewnie dlatego się już niczego nie boję. Muszę być dla nich cholernie niewygodna. Wiesz, musimy się z nimi zobaczyć. Bo właściwie, gdzie teraz jedziemy?
- Tam gdzie chcieliśmy - nad ocean...
- Ile jeszcze będziesz uciekał? Czy ona, ta twoja żona, rzeczywiście tak spieprzyła ci życie? To po co zostawiłeś sobie wspomnienia z nią w roli głównej, a teraz myślisz, że ona to ja... Po co? Po co chcesz ją zanudzić na śmierć. To nie ona teraz cierpi - to ja. Jesteśmy loserami. To tacy ludzie, którym nic i nigdy się nie udaje. I choćby wykupili najdroższe emerytury na najdroższych serwerach, z zapewnieniem Życia Wiecznego, to i tak nic z tego nie będzie. Ja chcę już połączyć się ze Wszechświatem. A kto wie, może tam naprawdę jest Bóg... kto wie.
- Przestań, Lena. Naprawdę, przestań... - Marek był już znużony, a nigdy nie mógł ścierpieć, gdy ona mówiła o Bogu.
- No i co? Byłeś ateistą? Byłeś. Zawsze wybierałeś najtrudniejszą drogę. Po co ci to było? Myślałeś, że cię ludzie zapamiętają. Może i pamiętali. No, powiedz mi, powiedz, jaki rok jest teraz w rzeczywistym świecie?
- 2289 po Chrystusie. - powiedział udając znużenie Marek, lecz w kilku kwestiach trudno mu było się z nią nie zgodzić.
- Widzisz - po Chrystusie. Wszyscy tak mówią. Bo, obojętnie czy był Bogiem czy człowiekiem, zrobił coś ważnego. I myślę, że póki będą o nim mówić, będą w niego wierzyć, to on pozostanie Bogiem. Bo w niego wierzą już dwadzieścia trzy wieki. Wyobrażasz sobie? Jak myślisz, kiedy nas tam ostatni raz wspomniano. Może sto lat temu. Przy optymistycznym wariancie... - Lena powiedziała już to, co miała do powiedzenia, bo zrobiła pauzę. Czekała na jego ripostę.
Riposta jednak nie następowała, a on jechał tylko i wsłuchiwał się w szum wycieraczek. Deszcz padał już słabiej. W końcu Marek przerwał klątwę milczenia ostrą klingą swego języka.
- Po co nam była taka nieśmiertelność? - powiedział cicho i miał chyba nadzieję, że ona nie usłyszy.
- Wiesz, kocham cię. Wiesz, to są chyba najświętsze słowa, jakie wypowiedziałam na tym świecie.
- Ale ten świat jest zbyt brudny, żeby kochać. Ja tutaj tego chyba nigdy się nie dowiem. To jest jedna z tych rzeczy, których się nigdy nie wie..
- Ernest Hemingway. - powiedziała cicho
- Zaskakujesz mnie. - odpowiedział Marek. Nagle zobaczył w oddali jakiś punkt. Dojeżdżali do niego i zobaczył, że to jakiś człowiek, który chciał złapać auto na stopa. Zatrzymali się. Wsiadł młody mężczyzna, na oko dwadzieścia kilka lat. Kilkudniowy zarost. Wniósł do auta zapach dymu z ogniska. Ten zapach był dla nich niczym najdroższe perfumy - już dawno nie byli na ognisku.
- Dzień dobry! - powiedział mężczyzna. - Jadę do nikąd. A wy?
- Jest pan naiwny. - powiedziała - Cholernie naiwny. Tutaj nie można jechać do nikąd. Od razu pana wyśmieją, zwyzywają od nieudaczników, flei oraz innych idiotów. Niech lepiej pan ucieka. Jak pan ucieka to oni zawsze mówią, że pan jest nieszczęśliwy. I że trzeba panu pomóc. Bo pan ucieka. A oni lubią romantyków, którzy uciekają, bo sami nie potrafią. I oni dadzą panu wszystko, bo myślą, że jak pan będzie gdzieś daleko, jak pan już ucieknie, to będzie mógł pan opowiadać, że to oni panu pomogli. Oni nie wiedzą, że stąd nie można uciec. Albo wiedzą, ale pozostały im tylko złudzenia. Lecz ktoś tym biedakom powiedział, że nie można jechać do nikąd. I oni nie cierpią ludzi, którzy jadą do nikąd.
Marek uśmiechnął się.
- Mniemam, że państwo nie są tymi biedakami. - powiedział autostopowicz, strzepując z siebie deszcz.
- Nie, my jesteśmy jeszcze większymi biedakami. My także jedziemy do nikąd.
- To pewnie słyszeliście, że system się wali. - powiedział mężczyzna powoli
- Ha ha ha - Marek zaśmiał się w głos. - W pracy mówią o tym codziennie, a tu końca tego gówna nie widać.
Lena uśmiechnęła się, bo zrozumiała już, że i on i ona pragną śmierci, że nic nie przeżyli i że nic więcej nie przeżyją - oprócz snów w tamtym życiu i anomalii w tym.
- Teraz już będzie. Rozmawiałem z nimi.
- Z NIMI? - spytał zdziwiony, lecz jeszcze wciąż rozbawiony Marek. - Oni tez nic nie wiedzą. Oni nie mogą już tam wrócić.
- Otóż mogą. I wzięli ze sobą trochę ludzi. Przenieśli ich na inne serwery, na inne systemy. Przenieśli tych, którzy mieli wykupioną opcję Życia Wiecznego.
- Jak to? - poderwał się Marek znad kierownicy - My też, my też mieliśmy. Gdzie oni są? - spytał zdenerwowany
- Kochanie, przecież mówiłeś, że do dupy z taką nieśmiertelnością. Ty rzeczywiście jesteś naiwnym, wiecznym idealistą. Ja chcę już tylko śmierci. Może być najstraszniejsza, byleby przyszła. Jesteśmy loserami, a ty nie możesz się z tym pogodzić. Ty chcesz żyć wiecznie, ale sam nie widzisz sensu. Ty wcale nie wiesz czego chcesz... - powiedziała i zaczęła chichotać, dołączył do niej autostopowicz.
- Nie wiem, nie wiem, nie wiem...! A ty wciąż udajesz ! Ja przynajmniej żyłem, w zgodzie z sobą samym. Przynajmniej... - powiedział Marek, a w jego głosie brzmiała beznadziejność i wszystkie winy i grzechy świata.
- Tu możecie mnie wysadzić. - powiedział autostopowicz.
- Tutaj? - zdziwił się Marek. -Lena, słyszałaś? On chce tu wysiąść - pokazał na olbrzymie połacie nieużytków. -Już za dziesięć kilometrów będzie ocean, jedź pan dalej z nami.
- Już nie będzie oceanu. Już niczego nie będzie. System właśnie jest formatowany. Za jakieś dwadzieścia minut już niczego nie będzie.
- Co?!!!! Chyba pan żarty sobie robisz! Czemuś pan nam nie powiedział!? Co pan teraz chcesz robić?
- Za kilka minut przejdzie fala anomalii. Taka fala, że będzie lepiej niż po najlepszych narkotykach - o czym pan pomyśli, to już pan to ma. Ciekawe, nie?
- Nie, anomalie wcale nie...
- Co????! - Lena obudziła się z rozmyślań - Anomalie, a jednak będą!!! Opłaci się zostać, będzie świetnie, no nie? Maruś, słyszysz, a - n - o - m - a - l - i - e !!!!!
- Czy system jeszcze działa ? - zapytał spokojnym, acz nieswoim głosem, Marek.
- Już nie. Teraz już może pan robić to, co w zwykłym świecie, z takimi samymi skutkami. Może pan zabić siebie, kogoś, okraść, czuć głód, pragnienie - wszystko jest prawdziwe. To efekt formatowania. Tylko, że czas... on niestety też jest prawdziwy, a nawet jeszcze prawdziwszy.
Autostopowicz oddalił się od samochodu. Szedł powoli w sobie znanym kierunku. Markowi teraz w głowie szumiały słowa tamtego: zabić siebie, kogoś...zabić siebie, kogoś... zabić siebie, kogoś. Kręciło mu się w głowie. Czuł, że za chwilę zacznie się sen, z którego on już się nie obudzi. Marek czuł jak wchodzi w niego to drugie ja, ale jeszcze był na jawie. Jego alter-ego było już w nim, lecz anomalie wciąż się nie pojawiały. Ego-zabójca. Marek poczuł siłę i wyjął z torby przyrządy do golenia. Miał tam paczkę archaicznych żyletek podarowaną przez kolegę. Zobaczył ich. Ona stała naprzeciw tego autostopowicza. Chyba głaskała go po czole.
- Lena!!! - zawołał głośno. Wołanie dotarło. Lena odwróciła się i zaczęła biec do niego. Wszędzie widział śmierć, czuł że te sny, te całe anomalie wchodzą w jego umysł. Ale wciąż ją widział. Biegła do niego po czerwonym piasku. Z tyłu trzymał żyletkę. Nie mógł dopuścić, by znów go zdradziła, nawet we śnie. Nie, ona musiała być z nim, przecież mówiła, że go kocha. Na czerwonym piasku zostawały jej ślady. W końcu dobiegła, w chwili gdy jawa mieszała mu się ze snem do tego stopnia że nie wiedział, czy rzeczywiście dobiegła. Złapał ją mocno za rękę, a jej słowa odbijały się mu od czaszki:
Wiesz, mam takiego haja, że myślałam, że ten młody to ty, pobiegłam za nim, przepraszam, wybaczasz mi, Marek, wybaczasz? Przepraszam...
Ścisnął jej ramię i wiedział już, że nawet nie będzie próbowała się wyrwać. Wyciągnął żyletkę zza pleców i jednym zręcznym ruchem przepołowił jej oko, które wypłynęło. Potem ciął jej twarz, piersi i na końcu żyły. Słyszał, że autostopowicz coś woła, ale już go nie rozumiał jego słów. Chciał tylko, aby zostało mu tyle siły, by móc przeciąć swoje żyły. Anomalie go ponosiły w jakiś świat horroru, widział stary dom, a w tym domu karła, jakąś arystokratkę, stare samochody z początku XXI wieku. Widział śmierć z twarzą Leny. Widział Jeźdźców na motocyklach. Pytał ich: czemu, czemu, czemu??!. A jeden z nich odwrócił się i miał twarz autostopowicza: ona się z tobą męczy, czemu jej to robisz? Sam sobie odpowiedz: czemu? . A potem widział stary gramofon. I kręciło mu się w głowie. Na chwilę się przebudził - leżał we krwi Leny, a nad nim stał autostopowicz - podczas gdy on usilnie próbował trafić w żyłę. Chyba trafił, bo coś ciepłego spływało mu z przedramienia. I ktoś jeszcze raz powiedział: czemu?. Potem pojawiła się naga sekretarka i coś krzyczała, ale Marek już nie słyszał. Powoli odpływał w nicość...