Ufonauci

Kim by│y istoty, kt≤re z pok│adu wisz▒cego nad ziemi▒ pojazdu macha│y rΩkami w odpowiedzi na pozdrowienia ludzi?

Sk▒d przyby│y i czego tu chcia│y?

Boainai jest wiosk▒ po│o┐on▒ nad brzegiem rzeki Mase w Nowej Gwinei. Na terenie wsi znajduje siΩ misja Wszystkich ªwiΩtych, kierowana przez duchownego anglika±skiego, wielebnego ojca Williama Gilla, Pracowa│ tu od trzydziestu lat, a jego podstawowym zajΩciem by│a dzia│alno╢µ o╢wiatowa. W wywiadzie udzielonym dziennikarzom australijskim ojciec Gill stwierdzi│, ┐e zanim zdarzy│y siΩ te wypadki, s▒dzi│, i┐ UFO "s▒ wytworem wyobra╝ni albo jakimi╢ zjawiskami o charakterze elektrycznym".

A┐ nadszed│ czerwcowy wiecz≤r 1959 roku i razem z trzydziestoma siedmioma osobami, uczniami misji i nauczycielami, ojciec Gill by│ ╢wiadkiem czego╢, co ca│kowicie zmieni│o jego pogl▒dy na sprawΩ UFO.

By│o to oko│o osiemnastej trzydzie╢ci. Niebo by│o czyste, ale zbiera│y siΩ ju┐ deszczowe chmury. Ojciec Gill wyszed│ w│a╢nie na dw≤r z jadalni i spojrza│ w niebo, ┐eby zobaczyµ, czy wzesz│a ju┐ planeta Wenus. Wenus by│a na niebie, ale by│o tam te┐ co╢ znacznie dziwniejszego: bardzo jasny, iskrz▒cy siΩ statek lataj▒cy. Ksi▒dz Gill m≤wi:

"...mia│em w│a╢nie skrΩciµ za r≤g domu, kiedy co╢ na niebie przyku│o m≤j wzrok i spojrza│em w g≤rΩ w kierunku zachodnim. Zobaczy│em pod k▒tem oko│o 45o to olbrzymie ╢wiat│o. S▒dzi│em, ┐e niekt≤rzy ludzie mog▒ sobie co╢ takiego wyobra┐aµ, ale nigdy ja. A to siΩ w│a╢nie sta│o. Zawo│a│em Erica KodawarΩ i spyta│em: Co widzisz tam w g≤rze?! Powiedzia│: Zdaje siΩ, ┐e to jest ╢wiat│o. A na to ja: Id╝ i powiedz nauczycielowi Stevenowi Moi. Ka┐ mu przyj╢µ szybko. Eric zebra│ ludzi, ilu tylko m≤g│, i wszyscy stali╢my i wpatrywali╢my siΩ w to. P≤╝niej podeszli╢my bli┐ej, na boisko, a zjawisko trwa│o dalej. Opisa│em je. Wzi▒│em wtedy bardzo szybko notatnik i o│≤wek i napisa│em, ┐e je┐eli co╢ ma siΩ zdarzyµ, zdarzy siΩ teraz i z pewno╢ci▒ jutro obudzΩ siΩ i bΩdΩ my╢la│, ┐e to by│ sen, ┐e nie widzia│em tego naprawdΩ. Je┐eli zapiszΩ to, bΩdΩ przynajmniej wiedzia│, ┐e nie ╢ni│em".

Obiekt przypomina│ wielki dysk o ╢rednicy oko│o trzynastu metr≤w u podstawy i siedmiu metr≤w na szczycie. Mia│ okr▒g│▒ nadbud≤wkΩ, a na niej jeszcze jedn▒ okr▒g│▒, znacznie mniejsz▒, kt≤ra wydawa│a siΩ pe│niµ rolΩ mostka kapita±skiego. Od spodu by│y cztery "nogi", skierowane parami uko╢nie w d≤│. Wydawa│y siΩ byµ przymocowane na sta│e i przypomina│y nogi statywu.

Obiekt zni┐y│ siΩ i zawis│ nad ziemi▒ jakie╢ sto, sto piΩµdziesi▒t metr≤w Kiedy ca│a misja sta│a, patrz▒c z rozdziawionymi ustami na to cudo widniej▒ce nad ich g│owami, z wnΩtrza lataj▒cego spodka wyszli... ludzie. Pojawili siΩ na szczycie dysku, stoj▒c na mostku kapita±skim. Najpierw by│o ich czterech, p≤╝niej dw≤ch, potem jeden, potem trzech, nastΩpnie znowu czterech...

Ze ╢rodka pok│adu wychodzi│ promie± niebieskiego ╢wiat│a. Ludzie na pok│adzie byli pochyleni do przodu, czasem prostowali siΩ, czasem spogl▒dali w d≤│ w kierunku patrz▒cych, ale interesowa│o ich tylko to, co dzia│o siΩ na pok│adzie. Przygl▒daj▒cy siΩ im z do│u mieli wra┐enie, ┐e istoty z lataj▒cego spodka co╢ naprawiaj▒. Niebieskie ╢wiat│o zapala│o siΩ i gas│o jak promie± skierowanego w niebo reflektora...

ZaczΩto dawaµ sygna│y latark▒. Najwyra╝niej w odpowiedzi obiekt zacz▒│ poruszaµ siΩ ruchem wahad│owym. Kiedy skierowano na± ╢wiat│o latarki, najpierw uni≤s│ siΩ, a potem zacz▒│ opadaµ i znalaz│ siΩ bardzo nisko nad ziemi▒. Wszyscy my╢leli, ┐e za chwilΩ wyl▒duje, ale nie sta│o siΩ tak i wszyscy byli bardzo rozczarowani...

Ojciec Gill stwierdza : "Kiedy jeden z ludzi znajduj▒cych siΩ na pok│adzie przechyli│ siΩ przez co╢, co wydawa│o siΩ porΩcz▒, i zdawa│ siΩ patrzeµ na nas, unios│em rΩkΩ i pomacha│em. Figurka zrobi│a to samo! Jak kapitan statku, kt≤ry macha do kogo╢ na przystani. Samej porΩczy nie widzia│em, ale figurka sta│a w pozycji, sugeruj▒cej istnienie porΩczy. Widzieli╢my z do│u, ┐e cz│owiek ten by│ wychylony. W pewnej chwili Anamias, nauczyciel, zamacha│ nad g│ow▒ obiema rΩkami i dwie postaci na g≤rze r≤wnie┐ zamacha│y obur▒cz nad swoimi g│owami. Potem Anamias i ja zamachali╢my ponownie i wszystkie postaci odmacha│y nam. Nie ma ┐adnych w▒tpliwo╢ci, ┐e odpowiada│y w ten spos≤b na nasze sygna│y dawane rΩkami".

Uczniowie misji byli zaskoczeni, lecz i zachwyceni. Mali ch│opcy wykrzykiwali i gestami zapraszali istoty do zej╢cia na d≤│, ale one nie zesz│y.

D│ugotrwa│a obserwacja lataj▒cego spodka i pracuj▒cych na jego pok│adzie istot poprzedzona by│a licznymi, wcze╢niejszymi doniesieniami o dziwnych lataj▒cych ╢wiat│ach na niebie. Pod wp│ywem tych relacji ojciec Gill napisa│ do przyjaciela kieruj▒cego s▒siedni▒ misj▒ list, w kt≤rym jeszcze pow▒tpiewa│:

"Drogi Dawidzie,

Sp≤jrz na te niezwyk│e dane. Jestem prawie przekonany do teorii »odwiedzin«. Nie mam ┐adnych w▒tpliwo╢ci co do istnienia tych rzeczy... ale m≤j prosty umys│ ci▒gle domaga siΩ naukowego dowodu, zanim bΩdΩ m≤g│ uwierzyµ, ┐e prawdopodobnie UFO s▒ czym╢ wiΩcej ni┐ jak▒╢ form▒ zjawisk elektrycznych lub czym╢ bomb atomowych... Zbyt trudno jest mi zwi▒zanym z wybuchami to wszystko zrozumieµ. WolΩ poczekaµ, a┐ jaki╢ bystry ch│opak z│apie co╢ takiego, ┐eby mo┐na by│o to pokazywaµ w Martin Square...

Tw≤j w▒tpi▒cy William".

Po obserwacji istot, z kt≤rymi wymieniano pozdrowienia, drugi list by│ ju┐ inny.

"Drogi Dawidzie,

»ycie jest dziwne, nieprawda┐? Wczoraj napisa│em do Ciebie list, wyra┐aj▒c opiniΩ o UFO. Teraz, po niespe│na dwudziestu czterech godzinach, zmieni│em w pewnym sensie swoje pogl▒dy Ostatniej nocy obserwowali╢my oko│o czterech godzin dzia│alno╢µ UFO i nie ma w▒tpliwo╢ci, ┐e by│ on kierowany przez jakie╢ istoty. Chwilami by│o to absolutnie osza│amiaj▒ce. Oto sprawozdanie. ProszΩ, prze╢lij je dalej, ale pamiΩtaj o zachowaniu wielkiej ostro┐no╢ci, gdy┐ nie mam kopii...

Cze╢µ - Przekonany Bill".

Nic tak dobrze nie wp│ywa na zmianΩ przekona±, jak zobaczyµ na w│asne oczy.




autor: Thomas De Jean