NEGOCJATOR
![](/file/14479/cd24-www.iso/info/valetz2/img/ilustr/bog02.jpg) |
rys. úukasz Matuszek |
Stos sta│ bezu┐yteczny.
Na pierwszym planie on; archaiczna konstrukcja o upiornej, z│owr≤┐bnej sylwetce, a w
dali rozmazany kontur niebotycznego budynku, szczytu osi╣gniΩµ wsp≤│czesnej
architektury. Obraz p│ynnie wyostrzy│ drugorzΩdny plan; budowla zaskakiwa│a
z│o┐ono£ci╣ i precyzyjnym wyko±czeniem detali, mo┐liwy te┐ sta│ siΩ do odczytania
umieszczony na nim napis "Federacja Unollne" i pod spodem "Gmach
Jedno£ci".
Po chwili obraz powr≤ci│ do stosu, zatrzyma│ siΩ na nim i z wahaniem, jakby
operator nie do ko±ca by│ pewny decyzji, zrobi│ najazd na dw≤ch mΩ┐czyzn stoj╣cych
nieopodal niego. Ni┐szy, starszy i drobny, o zasuszonej, ┐≤│tej cerze, mia│ na sobie
jedynie br╣zowy, zgrzebny w≤r, a z jego sko£nych oczu bi│a demonstracja ┐ycia i
£wiadectwo cierpienia, jakie daje siΩ zaobserwowaµ u niedosz│ych skaza±c≤w, kt≤rym
w│a£nie odczytano uniewinniaj╣cy wyrok. Drugi cz│owiek by│ znacznie m│odszy, do£µ
wysoki, ubrany luƒno, lecz ze smakiem, za£ jego dziwne, nieobecne spojrzenie b│╣dzi│o
gdzie£ nad obiektywem kamery.
Obraz zamigota│, nast╣pi│o ciΩcie, a potem ukaza│ ju┐ demonta┐ stosu
ca│opalenia.
Projekcja dobieg│a ko±ca. Ekran zmar│ cicho, a na suficie rozb│yska│y pojedynczo
£wiat│a. W mikroskopijnej sali, wype│nionej kilkunastoma fotelami, tylko dwa by│y
zajΩte. Starszy, szpakowaty mΩ┐czyzna o poci╣g│ej twarzy z namaszczeniem
przygotowywa│ do zapalenia cygaro. Drug╣ osob╣ by│ m│ody cz│owiek z ostatnich
kadr≤w filmu.
- Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazuj╣ na to Fich - odezwa│ siΩ Viaz Siegersky,
z zadowoleniem wk│adaj╣c cygaro do ust - ┐e przy wyborze agent≤w bΩdΩ musia│
zwracaµ uwagΩ, przede wszystkim, na ich aparycjΩ... - u£miechn╣│ siΩ krΩc╣c z
dezaprobat╣ g│ow╣. - W interesie przecie┐ nas wszystkich jest, aby SoulPeace
wzbudza│a zaufanie i pewno£µ. A co innego, jak nie media w│a£nie, nam to zapewni╣ -
zako±czy│ z sarkazmem puszczaj╣c kilka z rzΩdu zgrabnych, brunatnoszarych k≤│ek
dymu.
Nan'gnerry Fich nie oderwa│ wzrok od ekranu. Wci╣┐ wpatrywa│ siΩ w ciemny ju┐
teraz prostok╣t, prze┐ywaj╣c raz jeszcze wydarzenia ostatnich dni. Wspomnienie
orzeƒwiaj╣cego prysznicu, jaki by│o mu dane zasmakowaµ tu┐ przed tym spotkaniem,
ulatywa│o z jego cia│a i umys│u bezpowrotnie, ustΩpuj╣c miejsca leniwemu ciep│u,
panosz╣cemu siΩ coraz pewniej wraz z ka┐dym kolejnym │ykiem ciep│ej kawy. R≤wnie┐
nag│a energia wzbudzona satysfakcj╣ p│yn╣c╣ z pomy£lnego zako±czenia sprawy - czego
pe│na £wiadomo£µ pojawi│a siΩ dopiero tutaj, na tej sali r≤wnocze£nie z pierwszymi
sekundami filmu - ulega│a nawarstwionemu w ostatnim czasie napiΩciu, wybuchaj╣c raz po
raz implozjami gdzie£ wewn╣trz organizmu, bole£nie demonstruj╣c w ten spos≤b
potrzebΩ nale┐nemu mu odpoczynku. Nie widzia│ potrzeby pogarszania tego stanu zbΩdnymi
s│owami.
- Doskona│a robota - Siegersky westchn╣│, tuszuj╣c w ten spos≤b niezrΩczno£µ
trwaj╣cej d│u┐sz╣ chwilΩ ciszy. - Nie m≤wiΩ o tym filmowym gniocie. M≤wiΩ o
tobie...
Fich ostro┐nie za│o┐y│ nogΩ na nogΩ - co samym w sobie by│o ju┐ tre£ciwym
przekazem - dodatkowo przesadnie dbale unosz╣c przy tym kubek z kaw╣. Szef SoulPeace,
przywyk│y do tego rodzaju zachowa± swego negocjatora, skomentowa│ ten teatralny niemal
gest jedynie nik│ym u£miechem, zrodzonym i zgaszonym jeszcze w k╣ciku ust nie zajΩtym
akurat przez cygaro.
- Te filmy, to miernota, nieprawda┐? - skrzywi│ siΩ i wypu£ci│ pΩkate, acz nie
pozbawione ulotnej gracji smugi dymu. Wznios│o siΩ nie£mia│o, ociΩ┐ale,
przybieraj╣c raz po raz fantasmagoryczne, niemo┐liwe kszta│ty. Przez moment
przygl╣da│ siΩ im z wyraƒnym zadowoleniem, a potem podj╣│.
- Najwyraƒniej ich tw≤rcy nigdy nie pojm╣, o co w tym wszystkim chodzi. I pr≤┐ne
s╣ wszelkie nasze t│umaczenia. I tak zrobi╣ swoje. Klec╣ te swoje propagandowe
banialuki, kt≤re wywo│uj╣ wszystko, tylko nie to, co powinny. Ogl╣dasz taki dokument i
nagle ogarnia ciΩ strach, bo i ciebie mo┐e to pewnego dnia spotkaµ. Ogl╣dasz dalej i
czujesz, jak kie│kuje w tobie ziarno nienawi£ci. A┐ przeradza siΩ ono w agresjΩ. I
powracamy w ten spos≤b do punktu wyj£cia. Znowu trzeba komu£ t│umaczyµ, kogo£
przestrzegaµ, ratowaµ z r╣k religijnych fanatyk≤w... Pod wzglΩdem przydatno£ci, dla
nas i w og≤le, to jest sieczka. Przys│owiowy kicz. A my, c≤┐, cenzurujemy, czy
wszystko jest zgodne z faktami, czy nie ma ┐adnych przek│ama± i zalecamy, jako
materia│ do edukacji religijnej...
Negocjator nie podj╣│ tematu. Ograniczy│ zaznaczenie swej obecno£ci do siΩgniΩcia
po opr≤┐niony do po│owy kubek, ledwie paruj╣cej jeszcze, kawy. Siegersky umilk│
£ledz╣c uwa┐nie zachowanie Ficha, licz╣c prawdopodobnie na uczynienie z jego monologu
dialogu. Przez chwilΩ patrzy│ na niego swymi oczami do£wiadczonego starca, ale nie
doczekawszy ┐adnej dalszej reakcji wr≤ci│ do tematu.
- W tym popieprzonym £wiecie ten dokument stanie siΩ dla kogo£ pretekstem do czynu
podobnego, jakiego dotyczy. Brak tolerancji, ostro┐no£ci, odrobiny dobrej woli i
czystego zdrowego rozs╣dku. To wszystko przyµmi resztki humanizmu, kt≤re jeszcze chyba
w nas tkwi╣. Ale ludzie nie chc╣ poj╣µ, ze r≤┐norodno£µ wsp≤│czesnej sceny
religijnej to zab≤jstwo. Tak, sceny! Bo czym┐e to wszystko jest, jak nie jednym wielkim
teatrem. »a│osna groteska z istotami ludzkimi w roli g│≤wnej...
Wyk│ad Siegersky?ego zdawa│ siΩ nie mieµ ko±ca. W miΩdzyczasie Fichowi
sko±czy│a siΩ kawa, a narastaj╣ce przygnΩbienie, bior╣ce sw≤j pocz╣tek ze
zwyk│ego wyczerpania psychofizycznego, przybra│o pod wp│ywem przeci╣gaj╣cej siΩ mowy
szefa fundacji niebezpieczny stan wrogo£ci wobec ca│ego £wiata. Zmienianie pozycji w
fotelu przesta│o byµ wystarczaj╣cym £rodkiem przeciwsennym, a wszystkie te
spektakularne gesty, jakich dopuszcza│ siΩ z my£l╣ o przerwaniu monologu
Siegersky?ego nie przynios│y ┐adnego rezultatu. Czu│, jak narasta w nim, dra┐ni╣ca
najczulsze struny cierpliwo£ci, pospolita irytacja. Wreszcie odstawi│ ceremonialnie na
pod│ogΩ pusty kubek, kt≤ry zachwia│ siΩ i przewr≤ci│.
- Do czego pan zmierza? - rzek│ kr≤tko prostuj╣c siΩ, nieczu│y na dalsze losy
kubka.
- Do czego zmierzam...?! - Siegersky by│ autentycznie zaskoczony pytaniem.
Niewypowiedziana czΩ£µ zdania zosta│a bezpowrotnie wessana w odmΩty niepamiΩci wraz
z ca│a mas╣ innych s│≤w i pojΩµ, kt≤re w trakcie tej perory wychynΩ│y na
powierzchniΩ £wiadomo£ci.
- Od dobrych kilku minut narzeka pan na wszystko.
- O nie, ch│opcze - Siegersky mia│ zwyczaj zwracaµ siΩ w ten spos≤b do Ficha w
chwilach wyj╣tkowych. - To nieprawda. Pochwali│em ciebie. Poza tym palΩ...
- W takim razie nie wiem, o co chodzi? Raporty, wedle umowy, dostarczam w ci╣gu
dwudziestu czterech godzin. Do tej pory od mojego powrotu up│ynΩ│y... zaledwie cztery.
P≤ki siΩ nie prze£piΩ, nie sklecΩ najprostszego zdania, bo w takim stanie mam
problemy z elementarnymi czynno£ciami manualnymi - delikatnie kopn╣│ plastykowy kubek,
kt≤ry zatoczywszy p≤│kole, zatrzyma│ siΩ.
Siegersky nie odzywa│ siΩ, mile zaskoczony reakcj╣ agenta. Z milcz╣cego typa, a
jednocze£nie najlepszego negocjatora, jakiego fundacja mia│a zaszczyt mieµ w swoich
szeregach, zazwyczaj trudno by│o wyci╣gn╣µ cokolwiek poza rzeczowymi raportami i
lakonicznymi, zdawkowymi stwierdzeniami. Dowody na jego istnienie zwykle │atwo dawa│y
siΩ katalogowaµ i przechowywaµ.
- Film rzeczywi£cie jest do dupy - podj╣│ negocjator. - Nie pierwszy i nie ostatni.
Widzieli£my ju┐ takich setki. R≤wnie dobrze mogli£my obejrzeµ go kilkana£cie godzin
p≤ƒniej...
Siegersky odby│ w tym czasie kr≤tki spacer; z opuszczon╣ g│ow╣, pochylon╣
sylwetk╣ i za│o┐onymi na plecach rΩkami przypomina│ strapionego filozofa
usi│uj╣cego dociec rozwi╣zania jakiego£ niecodziennego problemu. W palcach jego lewej
rΩki tkwi│ zagas│y ju┐ teraz niedopa│ek. Odczeka│, a┐ przebrzmi╣ s│owa Ficha i
zatrzyma│ siΩ.
- OdnoszΩ niekiedy wra┐enie - powiedzia│ powoli cyzeluj╣c ka┐de s│owo, - ┐e
twoje sukcesy spowodowane s╣ jak╣£ cech╣, kt≤rej mi nigdy nie bΩdzie dane poznaµ.
U£miechn╣│ siΩ do Ficha, popatrzy│ na cygaro i z rezygnacj╣ pokrΩci│ g│ow╣.
- Wiesz, nie tak wyobra┐a│em sobie nasz╣ rozmowΩ...
- Czy to jaka£ specjalna rozmowa? Nic mi o tym niewiadomo - odci╣│ kr≤tko
negocjator, pr≤buj╣c przypomnieµ sobie, czy w prze│ykanym p│ynie doszuka│ siΩ smaku
w│a£ciwego kawie.
- Rzecz nie w temacie rozmowy, a w sposobie w jaki ona przebiega...
- Do rozmowy jeszcze nie dotarli£my - zauwa┐y│ negocjator. - ZmΩczyli£my dokument,
kt≤ry skompresowa│ moje ostatnie trzy dni do kwadransu i nie zdo│a│, jak s│usznie pan
to zauwa┐y│, wydostaµ z tych wydarze± istotnych fakt≤w. Zero wniosk≤w. Zero
po┐ytku. Zero znaczenia. Pierwszy lepszy produkt tr≤jki ogl╣da siΩ lepiej.
- Lecz jest on pozbawiony twojego aktorstwa - wtr╣ci│ Siegersky, wci╣┐
u£miechaj╣c siΩ.
- Nie obchodzi mnie to!
- A co ciΩ obchodzi? - u£miech spe│z z twarzy szefa SoulPeace, pozbawiaj╣c j╣
ciep│ego, opieku±czego wygl╣du i upodobniaj╣c do maski, kt≤r╣ tw≤rcy staro┐ytnych
dramat≤w z powodzeniem mogliby stosowaµ do wyra┐ania uczucia zw╣tpienia.
Fich zamruga│ gwa│townie oczami, jakby us│yszane pytanie ujawni│o skrywany tik.
- Czego pan ode mnie oczekuje? - rzuci│.
Siegersky zagasi│ dok│adnie cygaro na p≤│eczce dezintegratora i podni≤s│
spojrzenie na negocjatora. Spojrzenie twarde, surowe i zimne.
- Opanowania.
Fich raptownie podni≤s│ siΩ unikaj╣c wzroku szefa fundacji i ze z│o£ci╣
nadepn╣│ kubek. Rozleg│ siΩ chrzΩst i odg│os ten podzia│a│ na niego niczym,
przys│owiowy kube│ lodowatej wody; oto da│ siΩ ponie£µ swoim nerwom, a
wyrozumia│o£µ Siegersky?ego i spok≤j, z jakim przyjmowa│ jego zachowanie
zwielokrotni│o nag│e uczucie zwyk│ego wstydu.
- Zastanawiam siΩ niekiedy - odezwa│ siΩ Siegersky - jak ty sobie radzisz z nimi?
Czy rozmawiasz tak, jak teraz, tutaj? To niemo┐liwe, prawda? A przecie┐ sytuacje, w
jakich znajdujesz siΩ czΩsto s╣ wielokroµ trudniejsze...A mo┐e w│a£nie...
- Niech pan da spok≤j - powiedzia│ cicho Fich i powr≤ci│ na swoje miejsce. Po
drodze podni≤s│ resztki kubka i wrzuci│ je do dezintegratora. CzkniΩcie aparatu
ostudzi│o go do ko±ca.
- Ca│a ta rozmowa - odezwa│ siΩ ju┐ siedz╣c, z wbitym w posadzkΩ wzrokiem - do
z│udzenia przypomina mi jaki£ popieprzony test.
Siegersky przyjrza│ mu siΩ uwa┐nie doszukuj╣c siΩ w zgarbionej sylwetce Ficha,
jakiej£ wskaz≤wki, podpowiedzi jasno okre£laj╣cej, czy wypowiedziane s│owa maj╣
dodatkowe znaczenie. Nie znalaz│ niczego takiego. Zobaczy│ za to
dwudziestopiΩcioletniego mΩ┐czyznΩ w stanie skrajnego wyczerpania. Z nag│a obudzi│y
siΩ w nim jednocze£nie lito£µ i w£ciek│o£µ na samego siebie; uczucia tak odmienne,
a jednak w obecnej chwili tak bardzo sobie bliskie.
Podszed│ do negocjatora i pochyliwszy siΩ nad nim po│o┐y│ mu na ramieniu d│o±.
- Wracaj do siebie i odpoczywaj - powiedzia│ ciep│o. - Dam ci znaµ, kiedy bΩdziesz
niezbΩdny - doda│ po chwili my£l╣c nad tym, jak blisko by│ prawdy Fich.
Agent zareagowa│ dopiero po d│u┐szej chwili. Raz jeszcze da│ o sobie znaµ tik;
raptowne ciΩcia rzeczywisto£ci burzy│y harmoniΩ postrzegania. CiΩ┐ka d│o±
spoczywaj╣ca na ramieniu Ficha ulecia│a, kiedy i on siΩ podnosi│, a jej nag│y brak
zachwia│ nim przez chwilΩ. Zacisn╣│ silnie powieki i szybko rozwar│; wirowanie
£wiata usta│o. Podchodz╣c do drzwi rzuci│ kr≤tkie po┐egnanie, a w zamian Siegersky
ofiarowa│ mu ten sam ciep│y, niemal ojcowski wyraz twarzy.
- Fich. Czemu ty to robisz?
Drzwi rozsunΩ│y siΩ przed nim miΩkko. Przeszed│ przez nie i powiedzia│ nie
odwracaj╣c siΩ.
- Nic innego nie idzie mi tak dobrze...
Nim przebrzmia│y s│owa drzwi zamknΩ│y siΩ energicznie, a szef SoulPeace pokiwa│ w
zamy£leniu g│ow╣. Potem odwr≤ci│ siΩ twarz╣ w stronΩ p│askiego hologramu
kosmicznej siedziby fundacji, zdobi╣cego jedn╣ ze £cian pokoju. Przez pewien czas w
milczeniu wpatrywa│ siΩ w okaza│╣ konstrukcjΩ centrum ponadpa±stowej organizacji.
Jednak w jego spojrzeniu na pr≤┐no by szukaµ charakterystycznego b│ysku zachwytu,
jakim zwyk│ zdradzaµ siΩ niemal ka┐dy cz│owiek, kt≤rego wzrok po raz pierwszy
spoczywa│ na tym okaza│ym, zagospodarowanym przez cz│owieka, wydartym kosmosowi,
fragmencie pustki. Zdawa│o siΩ, ┐e Siegersky'ego znacznie bardziej interesuje to, co
≤w hologram skrywa.
- I? - rzuci│ gard│owo, kiedy cisza wype│ni│a ju┐ pok≤j do granic jego
pojemno£ci.
W mgnieniu oka materia│ dwuwymiarowego hologramu sta│ siΩ zwyk│ym lustrem,
ukazuj╣c tkwi╣c╣ po jego drugiej stronie postaµ. Barczyst╣ sylwetkΩ okrywa│ szary,
podniszczony p│aszcz, z rΩkaw≤w kt≤rego wystawa│y silne, mΩskie d│onie splecione
nerwowo na podo│ku; ich bia│awe k│ykcie powraca│y w│a£nie do naturalnych barw. Rysy
twarzy mΩ┐czyzny emanowa│y spokojem, za to na niedbale ogolonej czaszce zgromadzi│y
siΩ miejscami b│yszcz╣ce krople potu. Podobne b│yski mo┐na by│o dostrzec w k╣cikach
oczu, ale mΩ┐czyzna, o£wietlony nowym ƒr≤d│em £wiat│a, zamruga│ szybko powiekami
i Siegersky nie by│ pewien, czy nie ulega│ przypadkiem z│udzeniu.
- Powiesz mi teraz, o co chodzi? - odezwa│ siΩ ponownie.
MΩ┐czyzna w p│aszczu mia│ g│Ωboki i twardy g│os, sprawiaj╣cy wra┐enie
dobywanego z ogromnym wysi│kiem.