The VALETZ Magazine nr. 1 (VI) - luty, marzec 1999
[ ISO 8859-2 ]
( wersja ASCII ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powr≤t do indeksu nastΩpna strona

 
Czy androidy marz▒ o elektrycznym poranku?

rys. Magda P│uciennik
4:02:55, 4:02:54, 4:02:53... Dok│adnie cztery godziny, dwie minuty i czterdzie╢ci osiem sekund pozosta│o mi do terminacji. Ostatnie piΩµ godzin zawsze zostawiaj▒ sobie na eksperymentowanie. Pod│▒czaj▒ do skomplikowanej aparatury diagnostycznej i obserwuj▒ wychylenie wskaz≤wek, nagrywaj▒, licz▒. Kazali mi siΩ odprΩ┐yµ i nie my╢leµ o niczym specjalnym. Pr≤bujΩ, ale wiem, ┐e to ju┐ nied│ugo. Jeszcze tylko ....

 

Nie, nie bojΩ siΩ wcale. My siΩ nie boimy. Odk▒d mnie w│▒czyli wiedzia│em, ile mi zosta│o do terminacji. Po prawie dziesiΩciu latach mo┐na siΩ przyzwyczaiµ. »ycie z tym nie jest wcale takie trudne, jak niekt≤rzy ludzie my╢l▒. Wsp≤│czuj▒ nam, m≤wi▒, ┐e to straszne znaµ swoj▒ godzinΩ. M≤wi▒, ┐e jeste╢my gorsi od nich, bo nic na nas nie czeka po drugiej stronie, ┐e tak w│a╢ciwie to nasza druga strona nie istnieje. To prawda , jeste╢my przecie┐ tylko maszynami, androidami serii TX-6099, pierwszymi wyposa┐onymi w quasi ludzk▒ ╢wiadomo╢µ. Mimo to, mam jakie╢ dziwne przeczucie, irracjonalne spiΩcie w moim krzemowym m≤zgu, kt≤re m≤wi mi, ┐e to jeszcze nie koniec. ?Standardowa reakcja na bodziec psychiczny 144 przez 12 przez 3? powiedzia│ pan w bia│ym kitlu nie odrywaj▒c wzroku od panelu kontrolnego. My╢lΩ, mam nadziejΩ, ┐e i na nas czeka ?tamten ╢wiat?, tyle ┐e dla sztucznej inteligencji. Ciekawe tylko jak bΩdzie wygl▒da│. Czy rolΩ szefa odegra jaki╢ bardzo skomplikowany i wszechmocny komputer, czy te┐ bΩdzie to B≤g w ludzkim rozumieniu. Zreszt▒, na jedno wychodzi.

 

1:33:12. Tak w│a╢ciwie, to nie chcΩ jeszcze umieraµ. Wiecie, co najbardziej mnie w tym wszystkim wkurza? Stworzyli mnie na obraz i podobie±stwo cz│owieka. Bawi▒ siΩ mn▒ jak chc▒. Nawet teraz nie wiem, czy przypadkiem wszystko co robiΩ, o czym my╢lΩ nie jest jakim╢ chorym programem wklepanym przez pokrΩconego programistΩ. Pocieszaj▒ca jest my╢l, ┐e i za ich sznurki kto╢ poci▒ga.

 

0:52:34. Jest wiele rzeczy, kt≤re chcia│bym zrobiµ, a w│a╢nie czas mi siΩ ko±czy. Niebo widzia│em tylko przez szklan▒ kopu│Ω Instytutu. Morze znam z telewizji. Nie sp│odzi│em potomka. Nawet drzewa nie posadzi│em. Cholera, nic po mnie nie zostanie. Zasrane ┐ycie!. Wiem, co zrobiΩ...

 

0:10:53. Chyba ju┐ czas. BΩd▒ zaskoczeni, jak im powiem.

- Ch│opcy, wy│▒czcie to, ko±czymy zabawΩ. MuszΩ i╢µ do domu. - powiedzia│em z udawan▒ pewno╢ci▒ siebie.

Panowie lekko unie╢li brwi do g≤ry, ale nie odpowiedzieli nic.

- No, dalej! Zwijajcie te kabelki, mam do╢µ. Nie wezmΩ udzia│u w waszym eksperymencie, rozmy╢li│em siΩ.- wyrzuci│em z siebie staraj▒c siΩ przy tym zrobiµ gro╝n▒ minΩ. »adnej reakcji. Nikt nawet nie pofatygowa│ siΩ, ┐eby spojrzeµ w moim kierunku. Kto╢ za to ziewn▒│.

Tego ju┐ nie wytrzyma│em. Jednym szarpniΩciem zerwa│em krΩpuj▒ce mnie pasy i usiad│em na skraju le┐anki. W pomieszczeniu rozleg│y siΩ ostrzegawcze piski poroz│▒czanych urz▒dze± kontrolnych. Ludzie w bia│ych kitlach w os│upieniu przygl▒dali siΩ moim poczynaniom. Jeden zacz▒│ co╢ gor▒czkowo gryzmoliµ w kieszonkowym notesie. Inny krΩci│ tylko g│ow▒ jakby nie wierzy│ w│asnym oczom. Nareszcie jaka╢ reakcja.

- WychodzΩ. Gdzie s▒ drzwi? - zapyta│em najbli┐ej stoj▒cego.

- Ale┐... to niemo┐liwe. ProszΩ siΩ po│o┐yµ, jeszcze nie sko±czyli╢my. Profesorze Stawi±ski, to nies│ychane, to prawdziwy su...- nie doko±czy│. Osun▒│ siΩ bezw│adnie na ziemiΩ po tym jak zada│em mu cios w g│owΩ. Przesta│ oddychaµ. Odepchn▒│em kilku innych, kt≤rzy stali mi na drodze. Ludzie to kruche stworzenia. Pobieg│em w kierunku korytarza. Tam musz▒ byµ drzwi.

- Wy│▒czcie go! Niech kto╢ go wy│▒czy! -kto╢ krzycza│ za moimi plecami. Ju┐ blisko, tylko parΩ krok≤w. Jeszcze tylko... BZZZT. Co jest?! Kto zgasi│ ╢wiat│o?

 

[ - ]

 

Tak samo nagle i niespodziewanie jak zgas│o ╢wiat│o, pojawi│o siΩ znowu. Z pocz▒tku razi│o tak, ┐e musia│em zakryµ oczy rΩk▒. Kiedy w ko±cu je otworzy│em, ujrza│em nad sob▒ grupkΩ ludzi w bia│ych kitlach pochylaj▒cych siΩ nade mn▒. U╢miechali siΩ w taki dziwny spos≤b, jakby wiedzieli o czym╢ o czym ja nie wiedzia│em i jednocze╢nie cieszyli siΩ z tej swojej s│odkiej tajemnicy. Pomogli mi wstaµ. Stali╢my tak przez chwilΩ patrz▒c. Oni na mnie. Ja na nich. Zabawne, by│ tam te┐ cz│owiek, kt≤rego przed chwil▒ zabi│em, a mo┐e to nie on. Jeden z nich wyci▒gn▒│ w moim kierunku rΩkΩ. Trzyma│ w niej jab│ko. Wzi▒│em je od niego, by│o nadgryzione.

- Mo┐esz i╢µ - powiedzia│.

- Tak po prostu? - zapyta│em z niedowierzaniem

- Tak. - odpar│ nie zmieniaj▒c wyrazu twarzy.

No to sobie poszed│em. Aha, jeszcze jedno. Zawsze my╢la│em, ┐e szklana ╢ciana Instytutu jest ze szk│a. Nic bardziej myl▒cego.

 
Bartosz Koz│owski { bartek_kozlowski@faber.com.pl }
 

poprzednia strona 
			powr≤t do indeksu nastΩpna strona

22
powr≤t do pocz▒tku
 
The VALETZ Magazine : http://magazine.valetz.art.pl
{ magazine@venus.wis.pk.edu.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrze┐one.