Boska bezp│odno╢µ tw≤rcy Opowiadanie |
|
| ilustracja: Aleksander Jasi±ski |
Szed│ przez park w swym nowym p│aszczu od Bossa, gdy spotka│ Tomasza.
- Czo│em!
- Witaj Maµku, dlaczego nie by│e╢ u Anki?
Du┐a familiarno╢µ, znaj▒ siΩ nie╝le, byli gdzie╢ um≤wieni... E, bez perspektyw, nie da siΩ tego dobrze rozwin▒µ. Niech Tomasz bΩdzie kobiet▒.
Szed│ przez park w swym nowym p│aszczu od Bossa, gdy spotka│ AnkΩ.
- Cze╢µ, Aniu!
- Cze╢µ, Maciek! Co u ciebie s│ychaµ?
Konwencjonalne. Nudne.
- Cze╢µ Maciek! Masz dla mnie ksi▒┐kΩ?
- Czekaj, muszΩ pogrzebaµ w teczce. Chyba nie zapomnia│em wzi▒µ jej z domu... O, jest.
Niewiele lepiej, ale niech bΩdzie. A wiΩc studenci? W porz▒dku, ale warto by wcisn▒µ jakie╢ uczucia, co╢ romansowego... Niech czeka na ni▒ w parku i niech bΩdzie zakochany.
Ju┐ parΩ minut przygl▒da│ siΩ krzakom i drzewom, gdy przysz│a Anka.
- Cze╢µ, Aniu.
- Cze╢µ, Maciek! Co u ciebie s│ychaµ?
Przytuli│ j▒, poca│owa│ w usta.
- W porz▒dku.
- Masz dla mnie ksi▒┐kΩ?
- Czekaj, muszΩ pogrzebaµ w teczce. Chyba nie zapomnia│em wzi▒µ jej z domu... O, jest.- Wyci▒gnΩ│a papierosa, poda│ jej ogie±, potem sam zapali│.
- Mia│e╢ rzuciµ palenie.
Wym≤wki? Nie teraz, mo┐e trochΩ p≤╝niej.
...poda│ jej ogie±, potem sam zapali│. Spojrza│ na ni▒ i zn≤w zachwyci│ siΩ jej urod▒. NaprawdΩ by│a piΩkna z tym papierosem w ustach. Czarne, kr≤tkie w│osy okala│y jej jeszcze troszkΩ dziecinn▒ twarz - w ko±cu mia│a dopiero siedemna╢cie lat. Zacisn▒│ szczΩki
...miΩ╢nie zagra│y mu pod sk≤r▒. A w og≤le by│ wysoki, czarnow│osy, wysportowany, inteligentny, u╢miecha│ siΩ jak Delon, a na dodatek walczy│ w imiΩ jakiej╢ piΩknej i szlachetnej idei, np.: ekologii. Pfe, co za kicz! O p│aszczu od Bossa te┐ zapomnijmy.
...mia│a dopiero siedemna╢cie lat. Byli razem prawie p≤│ roku, pozna│ j▒ na jakiej╢ imprezie u Starego Mu│a. Co takie dziecko tam robi│o? Mo┐e z kim╢ przysz│a? Ju┐ nie pamiΩta│. Luki w pamiΩci daj▒ siΩ we znaki.
Ojojoj, nie r≤bmy z niego sklerotycznego dziadka. To ma byµ dziarski student.
Mo┐e z kim╢ przysz│a? Ju┐ zapomnia│. Fakt, zrobi│a na nim du┐e wra┐enie. Um≤wi│ siΩ z ni▒ gdzie╢ i tak to siΩ jako╢ zaczΩ│o.
Ziewaµ siΩ chce. Dodajmy jaki╢ akcent o┐ywiaj▒cy ca│o╢µ, mo┐e na samym pocz▒tku.
Ju┐ parΩ minut przygl▒da│ siΩ kopuluj▒cym psom, gdy przysz│a Anka. Natychmiast zapomnia│ o tym, co tak przyci▒gnΩ│o jego uwagΩ.
- Cze╢µ, Aniu.
- Cze╢µ, Maciek! Co u ciebie s│ychaµ?
Przytuli│ j▒, poca│owa│ w usta.
- W porz▒dku.
- Masz dla mnie ksi▒┐kΩ?
- Czekaj, muszΩ pogrzebaµ w teczce. Chyba nie zapomnia│em wzi▒µ jej z domu... O, jest.- Wyci▒gnΩ│a papierosa, poda│ jej ogie±, potem sam zapali│. Spojrza│ na ni▒ i zn≤w zachwyci│ siΩ jej urod▒. NaprawdΩ by│a piΩkna z tym papierosem w ustach. Czarne, kr≤tkie w│osy okala│y jej jeszcze troszkΩ dziecinn▒ twarz - w ko±cu mia│a dopiero siedemna╢cie lat. Byli razem prawie p≤│ roku, pozna│ j▒ na jakiej╢ imprezie u Starego Mu│a. Co takie dziecko tam robi│o? Mo┐e z kim╢ przysz│a? Ju┐ zapomnia│. Fakt, zrobi│a na nim du┐e wra┐enie. Um≤wi│ siΩ z ni▒ gdzie╢ i tak to siΩ jako╢ zaczΩ│o.
Dobrze. Ale jakie╢ to statyczne. Niech gdzie╢ id▒.
Szli w milczeniu przez park. Maciek chcia│ wzi▒µ j▒ za rΩkΩ, ale nie wiedzieµ czemu, wyrwa│a j▒.
- Co siΩ sta│o?
- Nic.
U╢miechn▒│ siΩ i mrugn▒│ do niej.
- To daj │apkΩ.
- Nie dam.
- Czy co╢ siΩ sta│o?
- Ju┐ pyta│e╢. Nic.
No, co╢ siΩ ruszy│o. Jaki╢ drobny sp≤r zakochanych. Maj▒ siΩ dalej droczyµ? A mo┐e zrobiµ z tego co╢ powa┐nego?
- Chod╝, tu usi▒dziemy.
Siedli na │awce, s│o±ce tu tak nie grza│o, zasz│o za drzewo, ale na oparciu czuµ jeszcze by│o ciep│o jego dotyku.
Mo┐e co╢ irracjonalnego, nierzeczywistego?
Wtem na polanie przed │awk▒ wyl▒dowa│ statek kosmiczny, z kt≤rego wybieg│o kilka ma│ych, zielonych ludzik≤w.
Co za szmira! Nie, tego w og≤le nie by│o. Wr≤µmy na ziemiΩ.
- Kiedy Roman wr≤ci z KsiΩ┐yca?
Ale nie tak! To jakie╢ natrΩctwo! A wiΩc siedzieli na │aweczce...
...i obserwowali bawi▒ce siΩ na chodniku wr≤ble. Spojrzeli na siebie.
- Dziwna dzi╢ jeste╢.
- Zawsze to m≤wisz.
- Ale dzisiaj naprawdΩ jest co╢ nie tak. Powiedz, co jest grane. Wiesz, ┐e do mnie...
- ...jak do taty, wiem. Chcesz wiedzieµ?
- Tak.
Teraz trochΩ postopniujemy napiΩcie, takie nag│e wyja╢nienie zepsuje ca│o╢µ. Jako╢ trzeba zawiesiµ tΩ rozmowΩ. Mo┐e wprowadziµ jak▒╢ trzeci▒ postaµ? Nie chce mi siΩ... No, leniu do roboty. Niech siΩ stanie trzecia osoba.
Anka spojrza│a w g│▒b alejki.
- Popatrz, idzie Krzy╢!
- A, rzeczywi╢cie - westchn▒│ Maciek, z│y, ┐e tak przerwana zosta│a ta rozmowa. Opr≤cz tego by│ winny Krzysiowi trochΩ pieniΩdzy, wiΩc to spotkanie by│o jak najbardziej niepo┐▒dane.
- Ave!
- Ave, Chris, morituri te salutant!
O, jacy wykszta│ceni, i │acinΩ znaj▒!
- Co s│ychaµ?
- A co ma byµ s│ychaµ? - mrukn▒│ Maciek.
- Idziemy do kina, idziesz z nami? - za╢wiergota│a Anka, jak zwykle s│odka dla ka┐dego faceta powy┐ej metra osiemdziesi▒t.
- Niestety, nie mam kasy...
O, cholera - pomy╢la│ Maciek, powiedzia│ za╢:
- Oddam ci w przysz│ym tygodniu. Na pewno.
- Spoko, spoko... Nie widzieli╢cie ostatnio Romka?
Co╢ trzeba wymy╢liµ, bo po co╢ ten Romek jest mu potrzebny. Jakie╢ ksi▒┐ki? Nieciekawe. Pieni▒dze? Nie, nie drugi raz. Ju┐ wiem.
- Romek gdzie╢ znikn▒│. Jak zwykle.
Anka u╢miechnΩ│a siΩ.
- Zdaje siΩ, ┐e mia│ now▒ dostawΩ.
Krzy╢ a┐ podskoczy│.
- Kapitalnie, o to w│a╢nie mi chodzi│o. Sesja za tydzie± a ja nie mam ani dzia│ki...
Usta Maµka u│o┐y│y siΩ w ironicznym u╢miechu.
- Co, ju┐ bez tego nie mo┐esz...
- No co ty! Nie r≤b ze mnie narkomana! - obruszy│ siΩ Krzy╢ - Tyle, ┐e lepiej kuµ na amfie.
- Aha - bez przekonania przytakn▒│ Maciek, maj▒cy jeszcze w pamiΩci swoje przykre do╢wiadczenia.
Pomys│ jak pomys│, w ka┐dym razie trochΩ posun▒│ akcjΩ. Trzeba teraz jako╢ ten dialog sko±czyµ i odes│aµ Krzysia do stu diab│≤w.
Zapad│o milczenie. Krzysiowi nie pozosta│o nic innego, jak po┐egnaµ parΩ.
- No, to na razie, poszukam jeszcze Romka.
- No, hej.
Wr≤µmy wiΩc do naszych baran≤w, pardon, do naszej zakochanej pary.
Maciek popatrzy│ za odchodz▒cym Krzysiem, potem rzek│ do Anki:
- Ten cz│owiek siΩ wyko±czy. Po co╢ mu m≤wi│a o tej nowej dostawie?
Anka odrzuci│a trawkΩ, kt≤r▒ siΩ bawi│a.
- A co to za r≤┐nica? I tak dostanie to, czego chce. Zreszt▒ to jego sprawa.
- Mo┐e i masz racjΩ. - Maciek popatrzy│ na odlatuj▒ce wr≤ble, obj▒│ AnkΩ i poca│owa│ j▒ w ucho. Anka u╢miechnΩ│a siΩ. On te┐ siΩ roze╢mia│ - Na dzi╢ mi siΩ upiek│o.
Spojrza│a na niego zdziwionym wzrokiem.
- WiszΩ mu trzy paki.
Bez przesady z t▒ gwar▒!
- Jestem mu winien trzy st≤wy.
Te┐ ╝le, ale niech tak zostanie. Zdaje siΩ, ┐e o czym╢ przed spotkaniem z Krzysiem rozmawiali...
ChwilΩ siedzieli w milczeniu. Maciek obj▒│ j▒ jedn▒ rΩk▒, drug▒ strzepn▒│ jaki╢ py│ek ze spodni.
- Mia│a╢ mi o czym╢ powiedzieµ.
Anka zmru┐y│a oczy, bo s│o±ce wysz│o zza drzewa i bardzo spokojnym, niemal obojΩtnym g│osem rzek│a:
- Jestem w ci▒┐y.
I klops! C≤┐ teraz zrobiµ z biednym Maµkiem? A mo┐e wcale nie biednym, mo┐e jest z tego zadowolony? Zobaczymy, co wyjdzie.
Maciek wytrzeszczy│ oczy. Roze╢mia│ siΩ nerwowo.
- Jak to... By│a╢ u lekarza?
- Tak, przed godzin▒.
- I co ci powiedzia│?
- Ju┐ wiesz.
Wzi▒│ g│Ωboki oddech.
- Kurwa maµ.
STOP! STOP! Jak na to zareaguje ewentualny czytelnik!? Trzeba trochΩ Maµka zmitygowaµ, bo nam zasadΩ decorum narusza!
Wzi▒│ g│Ωboki oddech i zakl▒│ szpetnie.
Ha ha! Zakl▒│ szpetnie! Przednie, przednie, doprawdy! Ale mo┐e lepiej bΩdzie, je╢li rozdziawi gΩbΩ w grymasie szczΩ╢cia?
Maciek wytrzeszczy│ oczy i przez chwilΩ nie m≤g│ wykrztusiµ s│owa. Roze╢mia│ siΩ.
- »artujesz! By│a╢ u lekarza?
- Tak, przed godzin▒.
- A wiΩc jeste╢ ju┐ pewna?
- Tak.
- To cudownie - krzykn▒│, czuj▒c, ┐e nie mo┐e spokojnie usiedzieµ.
Pe│en entuzjazmu. Ale mo┐e ona nie jest taka szczΩ╢liwa?
Anka westchnΩ│a, spojrza│a na ziemiΩ.
- Maciek, ja nie chcΩ tego dziecka.
Nie, tak niedobrze. Wr≤µmy do wersji Maµka nieszczΩ╢liwego.
...zakl▒│ szpetnie. Zagryz│ wargi, zn≤w odetchn▒│ i zapyta│:
- Co chcesz zrobiµ?
Pytanie sugeruj▒ce intencje pytaj▒cego. W porz▒dku.
Anka spojrza│a na niego zdziwiona.
- Jak to co? Urodziµ je, to jasne.
Maciek nie jest zbyt szczΩ╢liwy z takiej odpowiedzi, zaczyna nasuwaµ inne rozwi▒zanie... To ju┐ mi siΩ nie podoba. Stworzy│em ten ╢wiat i tych ludzi, sterowa│em nimi, nadszed│ wiΩc czas, by sami sob▒ pokierowali. Do niczego siΩ nie bΩdΩ ju┐ wtr▒ca│, ani sam niczego tworzy│. Niech radz▒ sobie sami.
Piotr Leszczy±ski
{ leszczu@if.pw.edu.pl }
|
|
|
|