The VALETZ Magazine nr. 1 (11) - marzec,
kwiecie± 2000
[ ISO 8859-2 ]
( wersja ASCII ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powr≤t do indeksu nastΩpna strona

  Boska bezp│odno╢µ tw≤rcy
        Opowiadanie
ilustracja: Aleksander Jasi±ski
ilustracja: Aleksander Jasi±ski

    Szed│ przez park w swym nowym p│aszczu od Bossa, gdy spotka│ Tomasza.
    - Czo│em!
    - Witaj Maµku, dlaczego nie by│e╢ u Anki?

    Du┐a familiarno╢µ, znaj▒ siΩ nie╝le, byli gdzie╢ um≤wieni... E, bez perspektyw, nie da siΩ tego dobrze rozwin▒µ. Niech Tomasz bΩdzie kobiet▒.

    Szed│ przez park w swym nowym p│aszczu od Bossa, gdy spotka│ AnkΩ.
    - Cze╢µ, Aniu!
    - Cze╢µ, Maciek! Co u ciebie s│ychaµ?

    Konwencjonalne. Nudne.

    - Cze╢µ Maciek! Masz dla mnie ksi▒┐kΩ?
    - Czekaj, muszΩ pogrzebaµ w teczce. Chyba nie zapomnia│em wzi▒µ jej z domu... O, jest.

    Niewiele lepiej, ale niech bΩdzie. A wiΩc studenci? W porz▒dku, ale warto by wcisn▒µ jakie╢ uczucia, co╢ romansowego... Niech czeka na ni▒ w parku i niech bΩdzie zakochany.

    Ju┐ parΩ minut przygl▒da│ siΩ krzakom i drzewom, gdy przysz│a Anka.
    - Cze╢µ, Aniu.
    - Cze╢µ, Maciek! Co u ciebie s│ychaµ?
    Przytuli│ j▒, poca│owa│ w usta.
    - W porz▒dku.
    - Masz dla mnie ksi▒┐kΩ?
    - Czekaj, muszΩ pogrzebaµ w teczce. Chyba nie zapomnia│em wzi▒µ jej z domu... O, jest.- Wyci▒gnΩ│a papierosa, poda│ jej ogie±, potem sam zapali│.
    - Mia│e╢ rzuciµ palenie.

    Wym≤wki? Nie teraz, mo┐e trochΩ p≤╝niej.

    ...poda│ jej ogie±, potem sam zapali│. Spojrza│ na ni▒ i zn≤w zachwyci│ siΩ jej urod▒. NaprawdΩ by│a piΩkna z tym papierosem w ustach. Czarne, kr≤tkie w│osy okala│y jej jeszcze troszkΩ dziecinn▒ twarz - w ko±cu mia│a dopiero siedemna╢cie lat. Zacisn▒│ szczΩki

    ...miΩ╢nie zagra│y mu pod sk≤r▒. A w og≤le by│ wysoki, czarnow│osy, wysportowany, inteligentny, u╢miecha│ siΩ jak Delon, a na dodatek walczy│ w imiΩ jakiej╢ piΩknej i szlachetnej idei, np.: ekologii. Pfe, co za kicz! O p│aszczu od Bossa te┐ zapomnijmy.

    ...mia│a dopiero siedemna╢cie lat. Byli razem prawie p≤│ roku, pozna│ j▒ na jakiej╢ imprezie u Starego Mu│a. Co takie dziecko tam robi│o? Mo┐e z kim╢ przysz│a? Ju┐ nie pamiΩta│. Luki w pamiΩci daj▒ siΩ we znaki.

    Ojojoj, nie r≤bmy z niego sklerotycznego dziadka. To ma byµ dziarski student.

    Mo┐e z kim╢ przysz│a? Ju┐ zapomnia│. Fakt, zrobi│a na nim du┐e wra┐enie. Um≤wi│ siΩ z ni▒ gdzie╢ i tak to siΩ jako╢ zaczΩ│o.

    Ziewaµ siΩ chce. Dodajmy jaki╢ akcent o┐ywiaj▒cy ca│o╢µ, mo┐e na samym pocz▒tku.

    Ju┐ parΩ minut przygl▒da│ siΩ kopuluj▒cym psom, gdy przysz│a Anka. Natychmiast zapomnia│ o tym, co tak przyci▒gnΩ│o jego uwagΩ.
    - Cze╢µ, Aniu.
    - Cze╢µ, Maciek! Co u ciebie s│ychaµ?
    Przytuli│ j▒, poca│owa│ w usta.
    - W porz▒dku.
    - Masz dla mnie ksi▒┐kΩ?
    - Czekaj, muszΩ pogrzebaµ w teczce. Chyba nie zapomnia│em wzi▒µ jej z domu... O, jest.- Wyci▒gnΩ│a papierosa, poda│ jej ogie±, potem sam zapali│. Spojrza│ na ni▒ i zn≤w zachwyci│ siΩ jej urod▒. NaprawdΩ by│a piΩkna z tym papierosem w ustach. Czarne, kr≤tkie w│osy okala│y jej jeszcze troszkΩ dziecinn▒ twarz - w ko±cu mia│a dopiero siedemna╢cie lat. Byli razem prawie p≤│ roku, pozna│ j▒ na jakiej╢ imprezie u Starego Mu│a. Co takie dziecko tam robi│o? Mo┐e z kim╢ przysz│a? Ju┐ zapomnia│. Fakt, zrobi│a na nim du┐e wra┐enie. Um≤wi│ siΩ z ni▒ gdzie╢ i tak to siΩ jako╢ zaczΩ│o.

    Dobrze. Ale jakie╢ to statyczne. Niech gdzie╢ id▒.

    Szli w milczeniu przez park. Maciek chcia│ wzi▒µ j▒ za rΩkΩ, ale nie wiedzieµ czemu, wyrwa│a j▒.
    - Co siΩ sta│o?
    - Nic.
    U╢miechn▒│ siΩ i mrugn▒│ do niej.
    - To daj │apkΩ.
    - Nie dam.
    - Czy co╢ siΩ sta│o?
    - Ju┐ pyta│e╢. Nic.

    No, co╢ siΩ ruszy│o. Jaki╢ drobny sp≤r zakochanych. Maj▒ siΩ dalej droczyµ? A mo┐e zrobiµ z tego co╢ powa┐nego?

    - Chod╝, tu usi▒dziemy.
    Siedli na │awce, s│o±ce tu tak nie grza│o, zasz│o za drzewo, ale na oparciu czuµ jeszcze by│o ciep│o jego dotyku.

    Mo┐e co╢ irracjonalnego, nierzeczywistego?

    Wtem na polanie przed │awk▒ wyl▒dowa│ statek kosmiczny, z kt≤rego wybieg│o kilka ma│ych, zielonych ludzik≤w.

    Co za szmira! Nie, tego w og≤le nie by│o. Wr≤µmy na ziemiΩ.

    - Kiedy Roman wr≤ci z KsiΩ┐yca?

    Ale nie tak! To jakie╢ natrΩctwo! A wiΩc siedzieli na │aweczce...

    ...i obserwowali bawi▒ce siΩ na chodniku wr≤ble. Spojrzeli na siebie.
    - Dziwna dzi╢ jeste╢.
    - Zawsze to m≤wisz.
    - Ale dzisiaj naprawdΩ jest co╢ nie tak. Powiedz, co jest grane. Wiesz, ┐e do mnie...
    - ...jak do taty, wiem. Chcesz wiedzieµ?
    - Tak.

    Teraz trochΩ postopniujemy napiΩcie, takie nag│e wyja╢nienie zepsuje ca│o╢µ. Jako╢ trzeba zawiesiµ tΩ rozmowΩ. Mo┐e wprowadziµ jak▒╢ trzeci▒ postaµ? Nie chce mi siΩ... No, leniu do roboty. Niech siΩ stanie trzecia osoba.

    Anka spojrza│a w g│▒b alejki.
    - Popatrz, idzie Krzy╢!
    - A, rzeczywi╢cie - westchn▒│ Maciek, z│y, ┐e tak przerwana zosta│a ta rozmowa. Opr≤cz tego by│ winny Krzysiowi trochΩ pieniΩdzy, wiΩc to spotkanie by│o jak najbardziej niepo┐▒dane.
    - Ave!
    - Ave, Chris, morituri te salutant!

    O, jacy wykszta│ceni, i │acinΩ znaj▒!

    - Co s│ychaµ?
    - A co ma byµ s│ychaµ? - mrukn▒│ Maciek.
    - Idziemy do kina, idziesz z nami? - za╢wiergota│a Anka, jak zwykle s│odka dla ka┐dego faceta powy┐ej metra osiemdziesi▒t.
    - Niestety, nie mam kasy...
    O, cholera - pomy╢la│ Maciek, powiedzia│ za╢:
    - Oddam ci w przysz│ym tygodniu. Na pewno.
    - Spoko, spoko... Nie widzieli╢cie ostatnio Romka?

    Co╢ trzeba wymy╢liµ, bo po co╢ ten Romek jest mu potrzebny. Jakie╢ ksi▒┐ki? Nieciekawe. Pieni▒dze? Nie, nie drugi raz. Ju┐ wiem.

    - Romek gdzie╢ znikn▒│. Jak zwykle.
    Anka u╢miechnΩ│a siΩ.
    - Zdaje siΩ, ┐e mia│ now▒ dostawΩ.
    Krzy╢ a┐ podskoczy│.
    - Kapitalnie, o to w│a╢nie mi chodzi│o. Sesja za tydzie± a ja nie mam ani dzia│ki...
    Usta Maµka u│o┐y│y siΩ w ironicznym u╢miechu.
    - Co, ju┐ bez tego nie mo┐esz...
    - No co ty! Nie r≤b ze mnie narkomana! - obruszy│ siΩ Krzy╢ - Tyle, ┐e lepiej kuµ na amfie.
    - Aha - bez przekonania przytakn▒│ Maciek, maj▒cy jeszcze w pamiΩci swoje przykre do╢wiadczenia.

    Pomys│ jak pomys│, w ka┐dym razie trochΩ posun▒│ akcjΩ. Trzeba teraz jako╢ ten dialog sko±czyµ i odes│aµ Krzysia do stu diab│≤w.

    Zapad│o milczenie. Krzysiowi nie pozosta│o nic innego, jak po┐egnaµ parΩ.
    - No, to na razie, poszukam jeszcze Romka.
    - No, hej.

    Wr≤µmy wiΩc do naszych baran≤w, pardon, do naszej zakochanej pary.

    Maciek popatrzy│ za odchodz▒cym Krzysiem, potem rzek│ do Anki:
    - Ten cz│owiek siΩ wyko±czy. Po co╢ mu m≤wi│a o tej nowej dostawie?
    Anka odrzuci│a trawkΩ, kt≤r▒ siΩ bawi│a.
    - A co to za r≤┐nica? I tak dostanie to, czego chce. Zreszt▒ to jego sprawa.
    - Mo┐e i masz racjΩ. - Maciek popatrzy│ na odlatuj▒ce wr≤ble, obj▒│ AnkΩ i poca│owa│ j▒ w ucho. Anka u╢miechnΩ│a siΩ. On te┐ siΩ roze╢mia│ - Na dzi╢ mi siΩ upiek│o.
    Spojrza│a na niego zdziwionym wzrokiem.
    - WiszΩ mu trzy paki.

    Bez przesady z t▒ gwar▒!

    - Jestem mu winien trzy st≤wy.

    Te┐ ╝le, ale niech tak zostanie. Zdaje siΩ, ┐e o czym╢ przed spotkaniem z Krzysiem rozmawiali...

    ChwilΩ siedzieli w milczeniu. Maciek obj▒│ j▒ jedn▒ rΩk▒, drug▒ strzepn▒│ jaki╢ py│ek ze spodni.
    - Mia│a╢ mi o czym╢ powiedzieµ.
    Anka zmru┐y│a oczy, bo s│o±ce wysz│o zza drzewa i bardzo spokojnym, niemal obojΩtnym g│osem rzek│a:
    - Jestem w ci▒┐y.

    I klops! C≤┐ teraz zrobiµ z biednym Maµkiem? A mo┐e wcale nie biednym, mo┐e jest z tego zadowolony? Zobaczymy, co wyjdzie.

    Maciek wytrzeszczy│ oczy. Roze╢mia│ siΩ nerwowo.
    - Jak to... By│a╢ u lekarza?
    - Tak, przed godzin▒.
    - I co ci powiedzia│?
    - Ju┐ wiesz.
    Wzi▒│ g│Ωboki oddech.
    - Kurwa maµ.

    STOP! STOP! Jak na to zareaguje ewentualny czytelnik!? Trzeba trochΩ Maµka zmitygowaµ, bo nam zasadΩ decorum narusza!

    Wzi▒│ g│Ωboki oddech i zakl▒│ szpetnie.

    Ha ha! Zakl▒│ szpetnie! Przednie, przednie, doprawdy! Ale mo┐e lepiej bΩdzie, je╢li rozdziawi gΩbΩ w grymasie szczΩ╢cia?

    Maciek wytrzeszczy│ oczy i przez chwilΩ nie m≤g│ wykrztusiµ s│owa. Roze╢mia│ siΩ.
    - »artujesz! By│a╢ u lekarza?
    - Tak, przed godzin▒.
    - A wiΩc jeste╢ ju┐ pewna?
    - Tak.
    - To cudownie - krzykn▒│, czuj▒c, ┐e nie mo┐e spokojnie usiedzieµ.

    Pe│en entuzjazmu. Ale mo┐e ona nie jest taka szczΩ╢liwa?

    Anka westchnΩ│a, spojrza│a na ziemiΩ.
    - Maciek, ja nie chcΩ tego dziecka.

    Nie, tak niedobrze. Wr≤µmy do wersji Maµka nieszczΩ╢liwego.

    ...zakl▒│ szpetnie. Zagryz│ wargi, zn≤w odetchn▒│ i zapyta│:
    - Co chcesz zrobiµ?

    Pytanie sugeruj▒ce intencje pytaj▒cego. W porz▒dku.

    Anka spojrza│a na niego zdziwiona.
    - Jak to co? Urodziµ je, to jasne.

    Maciek nie jest zbyt szczΩ╢liwy z takiej odpowiedzi, zaczyna nasuwaµ inne rozwi▒zanie... To ju┐ mi siΩ nie podoba. Stworzy│em ten ╢wiat i tych ludzi, sterowa│em nimi, nadszed│ wiΩc czas, by sami sob▒ pokierowali. Do niczego siΩ nie bΩdΩ ju┐ wtr▒ca│, ani sam niczego tworzy│. Niech radz▒ sobie sami.

 
Piotr Leszczy±ski { leszczu@if.pw.edu.pl }
poprzednia strona 
			powr≤t do indeksu nastΩpna strona

11
powr≤t do pocz▒tku
 
The VALETZ Magazine : http://magazine.valetz.art.pl
{ magazine@venus.pk.edu.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrze┐one.