Reporter

Cofnij
Strona g│≤wna
Poprzedni artyku│NastΩpny artyku│


-= OPOWIADANIA =-
Reporter nr 03 - 2000.03.24 K.D.Fido

romans@net.pl (4/4)

ªwieci│o s│o±ce, a marcowy wiatr pl▒ta│ siΩ po peronach, raz przynosz▒c z zewn▒trz ╢wie┐e, wczesnowiosenne powietrze, pachn▒ce mokrymi │▒kami, a raz wzbijaj▒c zapach taboru kolejowego i szyn rozgrzanych pod ko│ami hamuj▒cych poci▒g≤w.

Klara sta│a na peronie i miota│y ni▒ niespokojne my╢li i w▒tpliwo╢ci moralne, od czasu do czasu przerywane przyziemnym spostrze┐eniem.
- Cholera, ale mi kolana marzn▒!

Kolana Klary marz│y przez Maxi, kt≤ra by│a tak┐e g│≤wn▒ przyczyn▒ tych psychicznych katuszy. To Maxi upar│a siΩ, ┐eby Klara ubra│a tΩ krety±sk▒ kr≤tk▒ sp≤dniczkΩ, pomimo, ┐e wia│ wiatr, Maxi wymy╢li│a ten ca│y przekrΩt i jeszcze nie wiedzieµ jakim sposobem nam≤wi│a KlarΩ do udzia│u w takim pod│ym, wrednym przedsiΩwziΩciu. A Klara, jak jaka╢ idiotka siΩ zgodzi│a udawaµ w│asn▒ kole┐ankΩ przed jej facetem, kt≤ry niczego nie podejrzewa, byµ mo┐e durzy siΩ w Maxi, tak, jak ona z nim, i od tej Maxi dostanie dzi╢ per procura, czyli za po╢rednictwem Klary kopa... Co za niewdziΩczna rola. Klara pomy╢la│a, ┐e wystarczaj▒co przykrym prze┐yciem jest zerwanie z w│asnym facetem, nawet, je╢li na to zas│u┐y│, a co dopiero cudzemu, kt≤ry w dodatku nic z│ego nie zrobi│...

Przera┐a│o j▒ te┐, ┐e mo┐e daµ plamΩ, kiedy Razor zejdzie na temat poruszany ju┐ kiedy╢ w rozmowie z Maxi na IRC. Co prawda nauczy│a siΩ na pamiΩµ wszystkiego o rodzinie, znajomych i najwa┐niejszych wydarzeniach z ┐ycia Maxi i Razora, ale na pewno by│o co╢, o czym nie wiedzia│a.

No i obawia│a siΩ, ┐e go nie pozna. W╢r≤d ludzi porozumiewaj▒cych siΩ przez Sieµ zwyk│o siΩ uwa┐aµ, ┐e kogo╢, kogo pozna│o siΩ przez Sieµ bardzo │atwo jest rozpoznaµ na ┐ywo, nawet je╢li nie ma siΩ pojΩcia, jak on wygl▒da, ale przecie┐ Klara nie zna│a tego Razora przez Sieµ, a Maxi nie mia│a pojΩcia, jak on wygl▒da. Wspomina│a tylko, ┐e ma mieµ na sobie d┐insy i czarn▒ kurtkΩ, ale tak wygl▒da│a co najmniej po│owa facet≤w, wysiadaj▒cych z tego poci▒gu.


Desmond wysiad│ z wagonu i rozejrza│ siΩ po peronie. Szuka│ wysokiej, szczup│ej dziewczyny w czarnej sp≤dniczce mini, tyle mu powiedzia│ Razor. Zauwa┐y│ dwie mocno umalowane nastolatki, kt≤re, aczkolwiek spe│nia│y wszystkie warunki, jako╢ nie pasowa│y mu do Internetu. NastΩpnie wpad│a mu w oko jaka╢ modnie ubrana kobieta o powierzchowno╢ci top-modelki, jednak zanim zdoby│ siΩ na podej╢cie do niej, wisia│a ju┐ na szyi jakiego╢ oty│ego i │ysawego jegomo╢cia ze z│otymi sygnetami na ka┐dym palcu. Sta│ i rozgl▒da│ siΩ, a┐ na peronie poza nim zosta│a tylko drobna, choµ dosyµ wysoka dziewczyna w d│ugim p│aszczu i wysokich butach.
Podszed│ do niej.
- Maxi? - Spyta│.
U╢miechnΩ│a siΩ.
- Cze╢µ Razor. - Powiedzia│a.

Desmond poczu│ siΩ strasznie g│upio. Dziewczyna wyda│a mu siΩ ca│kiem mi│a i sympatyczna, a co do jej urody, ten Razor wcale tak bardzo nie przesadza│, a teraz on w jego imieniu bΩdzie musia│ daµ jej do zrozumienia, ┐e to spotkanie bΩdzie ich ostatnim, choµ pewnie nie tak od razu usunie j▒ z notify'a, przez jaki╢ czas bΩdzie m≤wiµ "cze;-)" i "co s│ychaµ?", przy okazji ╢wi▒t wy╢le jej kopie maila z ┐yczeniami i obrazkiem w ASCII, ale to nie bΩdzie ju┐ to, co przedtem...

- Jeste╢ zmΩczony? - Zapyta│a.
- Nie, nie.. Mi│o mi ciΩ poznaµ, na ┐ywo.
- Mnie te┐. Gdzie chcia│by╢ p≤j╢µ?
- Hmm... to twoje miasto, wiΩc sama zdecyduj, gdzie chcia│aby╢ mnie zabraµ?
- Mo┐e p≤jdziemy na stare miasto? Nie jeste╢ g│odny?

Klara ┐a│owa│a, ┐e nie zapyta│a Maxi, czy ten Razor nie chcia│by i╢µ w jakie╢ szczeg≤lne, okre╢lone miejsce. ChΩtnie by go tam zabra│a. W zasadzie nie wie nawet, gdzie Maxi chcia│a go zabraµ. Swoj▒ drog▒ niez│a kretynka z tej Maxi, taki przystojny facet. I ma taki fantastyczny g│os... Klara zaczyna│a rozumieµ, czemu Maxi tak lubi│a jego telefony... W│a╢nie! Dopiero teraz przysz│o jej do g│owy, ┐e ma ca│kiem inny g│os ni┐ Maxi. Jak dobrze, ┐e Razor nic nie zauwa┐y│.

Desmond tymczasem zastanawia│ siΩ, o czym mo┐na porozmawiaµ z t▒ obc▒ kobiet▒, kt≤ra uwa┐a, ┐e jest kim╢, kogo zna od paru miesiΩcy. Mo┐e chcia│aby go pokazaµ w swojej pracowni? Razor na pewno chcia│by j▒ przyprowadziµ do nich, do labu i patrzeµ, jak Desmondowi i innym ch│opakom szczΩki opadaj▒.

- Mo┐e p≤jdziemy do twojej pracowni? - Spyta│.
- Do pracowni? - Popatrzy│a na niego ze zdumieniem. - W weekend? To znaczy... nie wytrzymasz bez zalogowania?
- Nie o to chodzi... My╢la│em, ┐e chcesz mi przedstawiµ swoich znajomych... Eee... KlarΩ, Jelly i... tych tam innych...
- Nie, ich dzisiaj tam nie ma... Tylko ja siedzΩ w weekendy w pracowni.
- Nie ma? S│ysza│em, ┐e Klara ci▒gle tam siedzi i umawia siΩ z r≤┐nymi facetami. - U╢miechn▒│ siΩ i zauwa┐y│ dziwny b│ysk w oczach towarzyszki.

"Co za wredna harpia!" - Pomy╢la│a Klara. - "Ja siΩ dla niej tak po╢wiΩcam, robiΩ w balona tego biednego faceta, odwalam za ni▒ ca│▒ brudn▒ robotΩ, a ona robi ze mnie wirtualn▒ nimfomankΩ. Ubi│abym j▒ go│ymi rΩkami!!! Tymczasem przypomnia│a sobie dziwne imiΩ kumpla Razora. Zdaje siΩ, ┐e jedynego kumpla..."
- A jak tam Desmond?
- OK. Wczoraj pomaga│ mi │ataµ dziury na serwerze.
- Aha, on naprawdΩ ma takie kompleksy?
- Kompleksy?
- No przecie┐ tak m≤wi│e╢, ┐e wstydzi siΩ umawiaµ z dziewczynami.
- Hmm... - Desmond zaj▒kn▒│ siΩ i postanowi│ zmieniµ temat. - Co to za budynek?
- To? Dawny szpital. Zbudowano go podobno w XV wieku jako leprozorium, wiesz, co to by│y leprozoria?
- Nie.
- Miejsca, gdzie umieszczano trΩdowatych. Takie umieralnie, chodzi│o o to, ┐eby nie roznosili tej choroby dalej...
Desmond przyjrza│ siΩ murom.
- Ilu mog│o ich tu umrzeµ?
- Wtedy? Trudno powiedzieµ. Mo┐e parΩ setek? A potem powsta│ tu szpital. I te┐ ludzie umierali. Dawniej g│≤wnie po to chodzili do szpitala.
Desmond popatrzy│ na ni▒ zaskoczony.
- Niestety. - Doda│a. - A teraz s▒ tu biura...
- Makabryczna historia... Mo┐e lepiej nie wiedzieµ, co dawniej by│o w budynkach, w kt≤rych s▒ biura?
- Ja lubiΩ wiedzieµ. LubiΩ poznawaµ historiΩ miejsc i ludzi...
- Pl▒czesz siΩ po mie╢cie i pytasz, co gdzie by│o?
- Nie. - U╢miechnΩ│a siΩ. - Zrobi│am kurs przewodnik≤w. I du┐o czyta│am.
- Nie wiedzia│em. Chyba mi o tym nie m≤wi│a╢. - Powiedzia│ niepewnie.

"Chyba przesadzi│am." - Pomy╢la│a Klara. - "Maxi nie ma pojΩcia o historii, zapomnia│am, ┐e dzisiaj ni▒ jestem."


MinΩli kino, przyozdobione ogromnym plakatem nowego filmu Wima Wendersa. Desmond obejrza│ go z zainteresowaniem i zauwa┐y│, ┐e Klara zrobi│a to samo.
- Widzia│a╢ "A┐ do ko±ca ╢wiata"? - Spyta│.
Klara zawaha│a siΩ.
- Widzia│am. - Powiedzia│a w ko±cu, postanawiaj▒c wyci▒gn▒µ Maxi na ten film choµby przy pomocy tabunu dzikiego byd│a. - To jeden z moich ulubionych film≤w!
- Powa┐nie?


Desmond by│ zafascynowany, nigdy dot▒d nie spotka│ takiej dziewczyny: │adnej, sympatycznej i do tego jeszcze orientuj▒cej siΩ we wszystkich jego ulubionych filmach, ksi▒┐kach i ca│ej masie r≤┐nych innych zdumiewaj▒cych rzeczy. W dodatku w ci▒gu jednego dnia wydawa│a mu siΩ tak bliska, jakby zna│ j▒ co najmniej od kilku dobrych miesiΩcy... Fakt, ┐e Razor, kt≤rego dzi╢ udawa│ zna│ j▒ prawie od roku, ale o czym ten Razor z ni▒ rozmawia│, skoro w og≤le nie chodzi│ do kina, nie czyta│ ┐adnych ksi▒┐ek, poza tymi o zabezpieczeniach system≤w i r≤┐nych rodzajach kodowania i zupe│nie nie interesowa│a go historia i inne rzeczy, kt≤re tΩ Maxi najwyra╝niej fascynowa│y. Tak, czy owak, mia│ ten Razor prawdziwe szczΩ╢cie i tak krety±sko siΩ z nim obszed│. Gdyby on, Desmond pozna│ tak▒ dziewczynΩ, stan▒│by na g│owie, ┐eby j▒ zdobyµ, a co robi Razor? Wysy│a swojego najlepszego kumpla, ┐eby podaj▒c siΩ za niego pu╢ci│ tΩ dziewczynΩ w tr▒bΩ jerycho±sk▒.
Jak on to teraz zrobi?
Zupe│nie nie wyobra┐a│ sobie, ┐e mo┐e tej sympatycznej Maxi powiedzieµ, ┐e jednak ich zwi▒zek powinien by│ zostaµ wy│▒cznie na Sieci, ale niestety...

Zaraz, a mo┐e jednak nie puszczaµ jej w tr▒bΩ?

"Przecie┐ ona nie wie, ┐e nie jestem Razorem. - Pomy╢la│. - I najwyra╝niej jej siΩ podobam... Albo Razor jej siΩ podoba... Niewa┐ne zreszt▒, kt≤ry z nas, wa┐ne, ┐e ona my╢li, ┐e to przez ca│y czas jestem ja. Mo┐e dogadam siΩ z Razorem i pozostanΩ dla niej Razorem? Nie, nie, to siΩ nie uda na d│u┐sz▒ metΩ."


Siedzieli nad przes│odzonymi nale╢nikami i patrzyli na siebie.

"Teraz powinnam mu powiedzieµ, to, co powinnam" - Pomy╢la│a Klara. - "Tylko jak? Przecie┐ on nie jest moim... to znaczy tej Maxi facetem? A mo┐e jest?"
- Kiedy masz poci▒g? - Spyta│a.
Desmond spojrza│ na zegarek.
- Za godzinΩ.
- Sko±czymy je╢µ i p≤jdziemy na dworzec, OK?
- OK.
- A mo┐e poczekasz na nastΩpny poci▒g? Przejdziemy siΩ jeszcze nad Wis│Ω, poka┐Ω ci jeszcze jedno fajne miejsce?
- No, dobra...

Tym sposobem Klara odsunΩ│a trudn▒ rozmowΩ, co zrobi│a jeszcze dwukrotnie, gdy┐, jak siΩ okaza│o, poci▒gi kursowa│y mniej-wiΩcej co godzinΩ. Gdyby istnia│a taka mo┐liwo╢µ, odsunΩ│aby wyjazd Razora jeszcze bardziej, niestety, poci▒g o dwudziestej pierwszej z minutami by│ ostatnim dziennym ekspresem.


Stali na dworcu.
- Jak ci siΩ podoba│o? - Spyta│a.
- By│o ╢wietnie. NaprawdΩ, dawno nie spΩdzi│em czasu tak dobrze, jak dzi╢. DziΩkujΩ ci.
- Ja te┐ siΩ ╢wietnie bawi│am. - Powiedzia│a Klara i poczu│a, ┐e teraz jest ostatnia szansa, ┐eby zrobiµ to, na co mia│a ca│y dzie±, ale g│os uwi▒z│ jej w gardle.
- Trzymaj siΩ. - Powiedzia│ Desmond, wiedzia│, co powinien teraz zrobiµ, ale... po prostu nie m≤g│... Pomy╢la│ tylko, ┐e "co siΩ odwlecze, to nie uciecze", przecie┐ mo┐e siΩ jeszcze raz spotkaµ z Maxi i wtedy... zrobiµ to, co obieca│ Razorowi...
- Zapomnia│em o czym╢... - powiedzia│. - ªwietnie by│o u ciebie, ale my╢lΩ, ┐e teraz ja jestem ci winien wizytΩ, prawda?
- Eee... hmm... - Klara siΩ tego nie spodziewa│a. Z przyjemno╢ci▒ odwiedzi│aby tego sympatycznego faceta, ale... co bΩdzie z Maxi? No, chyba, ┐e wtedy mu to powie?
- To jak? - Spyta│. - Kiedy do mnie przyjedziesz?
- Wiesz, co? NapiszΩ ci maila. - Powiedzia│a. - OK?
- Dobra... - Zgodzi│ siΩ Desmond i wsiad│ do poci▒gu.


Maxi siedzia│a sama w pracowni.
Nie mog│a siΩ doczekaµ na KlarΩ.
Co ona robi│a do tej pory?
Przecie┐ ten poci▒g mia│ wyjechaµ o w p≤│ do sz≤stej, tymczasem zbli┐a│a siΩ dziesi▒ta. Zaraz przestan▒ je╝dziµ autobusy... Ale ciekawo╢µ nie pozwala│a jej wyj╢µ, dop≤ki nie wr≤ci Klara. I nie opowie, jak Razor wygl▒da, co powiedzia│ i...jak zareagowa│ na ich rozstanie.

- Ty wied╝mo! - Powiedzia│a Klara zamykaj▒c drzwi za sob▒.
- Klara! Nareszcie, ju┐ siΩ nie mog│am doczekaµ...
- Klep "logout", bo ci sama zresetujΩ maszynΩ i idziemy, zaraz odjedzie mi ostatni autobus.
Maxi pos│usznie wy│▒czy│a komputer.
- Jaki on jest?
- Najpierw ci powiem, jaka ty jeste╢: po pierwsze - piramidalnie g│upia, czy wiesz, jakiego przystojnego faceta w│a╢nie przepu╢ci│a╢ mimo? W dodatku fantastycznego! Po drugie - jeste╢ wredna i fa│szywa jak ma│o kto: ja za ciebie odwalam tak▒ paskudn▒ robotΩ, po╢wiΩcam siΩ, postΩpujΩ wbrew sobie i w│asnemu sumieniu, a ty opowiadasz o mnie, ┐e jestem niewy┐yt▒ nimfomank▒, kt≤ra robi sobie z Internetu rykowisko...
- Klara, daj spok≤j!
- O, nie! Teraz muszΩ ciΩ opieprzyµ za wszystkie czasy, inaczej bΩdzie niewa┐ne. Umawiasz siΩ przez ten IRC z ca│ymi rzeszami palant≤w bez m≤zgu, a kiedy trafi ci siΩ jeden normalny i nawet bardzo fajny, facet, zwalasz to wszystko na mnie - i to, ┐e to niby ja jestem zwolenniczk▒ jednorazowych randek z palantami i to, ┐ebym zerwa│a za ciebie z tym fajnym facetem... Teraz musisz odszczekaµ, to, co o mnie naopowiada│a╢, nie darujΩ ci tego. Ponadto musisz obejrzeµ parΩ film≤w, przeczytaµ ksi▒┐ki Umberto Eco i zrobiµ kurs przewodnik≤w.
Maxi s│ucha│a tego z coraz bardziej przera┐onym wyrazem twarzy.
- Klara! Czy... ty naprawdΩ uwa┐asz, ┐e ja jestem nimfomank▒? - Spyta│a w ko±cu ura┐ona.
- Chod╝my st▒d, autobus mi zwieje. - Powiedzia│a wymijaj▒co Klara.

Szybkim krokiem zmierza│y do przystanku.
- Jest taki przystojny?
- »eby tylko, jest ╢wietny!
- Hmm... M≤wi│a╢, ┐e muszΩ co╢ przeczytaµ?
- Tak, i to bardzo du┐o, zorientuj siΩ ile kosztuje kurs przewodnik≤w po mie╢cie, i zapisz siΩ do jakiego╢ dyskusyjnego klubu filmowego, bo tych film≤w ju┐ nie graj▒ w kinach.
- Jakich film≤w? Co wy╢cie robili? Musisz mi to szybko opowiedzieµ, bo jutro spotkamy siΩ na IRC...
- Najgorsze jest to, - westchnΩ│a Klara. - »e nie mam ochoty ci tego opowiadaµ, choµ nie robili╢my nic zdro┐nego...


W podobnych s│owach powita│ nazajutrz rano Desmond zniecierpliwionego Razora, kt≤ry przez ca│y dzie± nie m≤g│ IRCowaµ, a przez ca│▒ noc - spaµ.
- M≤wisz, ┐e jest │adna? - Spyta│ zrezygnowany Desmond.
- To te┐, ale przede wszystkim, jest bardzo fajna. Za bardzo, dla takiego │osia, jak ty...
- To dobrze, ┐e tam nie pojecha│em, rozczarowa│aby siΩ. - Westchn▒│ Razor.
- Jakby siΩ dowiedzia│a, ┐e stch≤rzy│e╢, to dopiero by siΩ rozczarowa│a...
- To dobrze, ┐e nie pojecha│em... - Westchn▒│ Razor. - Bardzo dobrze... Czy... hmm... powiedzia│e╢ jej to, co powiniene╢?
- Tak.
- To dobrze. - Razor pokiwa│ g│ow▒. Sta│o siΩ to, co mia│o siΩ staµ.
- Zaprosi│em j▒ tutaj. - Doko±czy│ Desmond.
- Jak to? Po co? Mia│e╢ z ni▒ zerwaµ?
- Ja z ni▒ nigdy nie by│em. Sam sobie z ni▒ zrywaj. Mnie siΩ ona podoba. Razora w pierwszej chwili zamurowa│o. Tego siΩ po Desmondzie nie spodziewa│!
- Co ty chcesz zrobiµ? - Spyta│ przera┐ony.
- Nie wiem, jeszcze... Nie b≤j siΩ, nie napiszΩ jej maila wyja╢niaj▒cego ca│a prawdΩ... Ale bardzo ┐a│ujΩ, ┐e tego nie zrobiΩ. - Powiedzia│ Desmond. I wyszed│.


Maxi siedzia│a nad klawiatur▒.
By│o jej niesamowicie smutno. W ci▒gu poprzedniego dnia i bezsennej nocy, zda│a sobie sprawΩ, ┐e bezpowrotnie straci│a mΩ┐czyznΩ, z kt≤rym │▒czy│o j▒ wiΩcej, ni┐ z kimkolwiek innym, choµ nigdy w ┐yciu go nie widzia│a...
Jak mog│a tak g│upio zaprzepa╢ciµ tΩ szansΩ?

Zalogowa│a siΩ i czeka│a na Razora.
Pojawi│ siΩ po chwili.
"Cze╢µ Maxi" - Napisa│. - "Kiedy przyje┐d┐asz?"
"Nie wiem, jeszcze" - Odpisa│a. Nie wiedzia│a, kiedy Klara bΩdzie mia│a czas. I martwi│a siΩ, ┐eby nie zacz▒│ o tych jakich╢ filmach i lep... no... tych zak│adach dla trΩdowatych. Te zainteresowania Klary...

Na szczΩ╢cie Razor nie m≤wi│ o tym, w og≤le, sta│ siΩ jaki╢ taki... Wymieniali coraz mniej tekst≤w. Tego dnia i przez dwa kolejne dni. Tak, jakby ich zwi▒zek zacz▒│ ulegaµ powolnemu, samoistnemu rozk│adowi.


Klara te┐ by│a jaka╢ nieswoja. Najwyra╝niej gryz│y j▒ wyrzuty sumienia.
- Jaki jest do niego adres? - Spyta│a stanowczo, kiedy sta│y na przystanku.
- Do kogo?
- Wiesz.
- Po co ci? Nie napiszesz mu chyba...?
- Je╢li nie dasz mi tego adresu, to sama sobie znajdΩ, wiesz, ┐e umiem. - Powiedzia│a tak stanowczo, ┐e Maxi naprawdΩ siΩ przestraszy│a.


Ale napisaµ taki list nie by│o prost▒ spraw▒. Klara zdawa│a sobie sprawΩ, ┐e to bardzo skrzywdzi Maxi, jednak nie mog│a d│u┐ej znie╢µ taj pokrΩconej sytuacji. Czu│a, ┐e musi to zrobiµ, bo w przeciwnym wypadku stanie siΩ co╢ z│ego... Czu│a, ┐e ten list, jakiekolwiek nie bΩd▒ jego konsekwencje, oczy╢ci teren, po kt≤rym teraz nikt z ich trojga nie potrafi siΩ poruszaµ.


Od tej porannej rozmowy, nazajutrz po powrocie, Desmond nie pojawia│ siΩ w labie. Najwyra╝niej unika│ Razora, kt≤rego bardzo to niepokoi│o. Mia│ wyrzuty sumienia, a na dodatek czu│, ┐e jego najlepszy kumpel sta│ siΩ jego... no w│a╢nie, kim? Bo chyba nie rywalem. A mo┐e jednak? Postanowi│ go odszukaµ i porozmawiaµ z nim.

- Desmond?
- Co?
- Co siΩ z tob▒ dzieje? Czemu nie przychodzisz do laba?
- Bo wolΩ siΩ nie zbli┐aµ do Sieci. To urz▒dzenie jest niebezpieczne.
- Desmond. S│uchaj... Zrobili╢my mo┐e co╢ nie ca│kiem uczciwego, ale zrozum, ja nie mia│em innego wyj╢cia...
- Jak poderwaµ dziewczynΩ i wm≤wiµ jej, ┐e ja to zrobi│em, a potem jeszcze ┐▒daµ ode mnie, ┐ebym siΩ z ni▒ rozsta│? Czy tobie siΩ wydaje, ┐e ta Maxi to jaki╢ program? Ona jest cz│owiekiem i ma uczucia.
- Wiem. W│a╢nie wiem... Ja te┐ jestem cz│owiekiem i mam uczucia...
- Co╢ podobnego?
- Desmond!
- Id╝ siΩ zaloguj, Razor! - Powiedzia│ Desmond. - I lepiej mnie nie dopuszczaj w okolice tych maszyn, bo jeszcze co╢ zrobiΩ.


Klara ulokowa│a siΩ w pracowni dopiero wtedy, kiedy wszyscy z niej wyszli. Nawet Maxi przesta│a tu spΩdzaµ ca│y sw≤j czas. Ta historia z odwiedzinami Razora najwyra╝niej os│abi│a ich zwi▒zek, a przynajmniej czΩstotliwo╢µ spotka±.

Usiad│a wygodnie i zdecydowa│a siΩ wspi▒µ na szczyty elokwencji i dyplomacji: napisze szczerze i otwarcie, ale trochΩ podrasowaµ rzeczywisto╢µ, ┐eby jak najmniej skrzywdziµ Maxi...


A Maxi do ko±ca nie dowierza│a, ┐e Klara to zrobi. TrochΩ siΩ denerwowa│a, ┐e mo┐e rzeczywi╢cie, spe│ni swoje pogr≤┐ki, ale jako╢ nie mog│a w to uwierzyµ. A jednak. Zrobi│a to.
- Nie napisa│am, dlaczego to zrobi│y╢my. - T│umaczy│a. - To znaczy nie napisa│am, dlaczego naprawdΩ. Napisa│am, ┐e tak bardzo ci na tym zale┐a│o, ┐e nie mog│a╢ wytrzymaµ napiΩcia, a poza tym bardzo siΩ ba│a╢, ┐e co╢ siΩ popsuje...
- Ale jak ty w og≤le mog│a╢ to zrobiµ?
- Musia│am.
- Dlaczego?
- Bo inaczej chyba bym pad│a w ko±cu martwym trupem. Poza tym nie umiem k│amaµ. Zawsze jak pr≤bujΩ, to mi nie wychodzi, a jak ju┐ wyjdzie, to mam wyrzuty sumienia i siΩ przyznajΩ...
- Ciekawe, co teraz bΩdzie. - WestchnΩ│a Maxi. - Byµ mo┐e on siΩ ju┐ nigdy do mnie nie odezwie...
- Nie, na takiego raczej nie wygl▒da, jest otwarty, postara siΩ ciΩ zrozumieµ.
- Powiedzia│a Klara bardzo smutno.
- Tak s▒dzisz? - ucieszy│a siΩ Maxi.
Klara skinΩ│a tylko g│ow▒ z wyrazem rozpaczy na twarzy.
- To czym siΩ martwisz?
- Niczym. CieszΩ siΩ.


Razor przyszed│ do labu bardzo wcze╢nie. Zdecydowa│ siΩ dzi╢ porozmawiaµ powa┐nie z Maxi i zapytaµ j▒, dlaczego sta│a siΩ taka milcz▒ca po tym spotkaniu. Przysz│o mu do g│owy, ┐e mo┐e Desmond zrobi│ lub powiedzia│ jak▒╢ g│upotΩ.

Zwykle zaraz po zalogowaniu siΩ robi│ szybki przegl▒d poczty. Zwykle by│o to trochΩ maili od user≤w, kumpli z innych serwer≤w, dw≤ch list dyskusyjnych, no i te od Maxi. Ale teraz zauwa┐y│ jeden mail, kt≤ry strasznie go zaskoczy│. Od jakiej╢ Klary. Czy┐by to ta nimfomanka, z kt≤ra przyja╝ni siΩ Maxi? ImiΩ do╢µ rzadko spotykane w dzisiejszych czasach, wiΩc to mo┐e byµ ona. Ciekawe, co te┐ ma mu do powiedzenia?


- Desmond!
- Co ci siΩ sta│o, Razor?
- Nie wiem, mo┐liwe, ┐e co╢ mi siΩ w│a╢nie sta│o, ale wygl▒da na to, ┐e nie tylko mnie.
- Co?
- Chod╝, sam zobacz.
- Co?
- Musisz przeczytaµ pewien mail i powiedzieµ mi, kto tu jest nienormalny.
- My dwaj na pewno. Co za mail?
- Od Klary.
- Jakiej Klary? Tej nimfomanki?
- Nie wiem, czy nadal bΩdziesz j▒ uwa┐a│ za nimfomankΩ. Twierdzi, ┐e nigdy nie um≤wi│a siΩ z nikim z Sieci, a ty j▒ chyba lubisz...
- Nie znam ┐adnej Klary.
- Znasz, znasz...


- Wiesz Maxi, my╢la│am, ┐e ty i Razor do siebie nie pasujecie, ale widzΩ, ┐e zostali╢cie wprost stworzeni dla siebie.
- Co ty m≤wisz? Sk▒d...?
- Jeste╢ ostatnia osob▒, kt≤ra siΩ dowiaduje, ┐e ka┐dy w tej historii dosta│ to, na co zas│u┐y│. I ta zasada dotyczy przede wszystkim ciebie i Razora. - My siΩ ju┐ nie spotkamy.
- Jak to nie? Um≤wili╢cie siΩ na spotkanie u niego? Wiem to na pewno, bo wystΩpowa│am w charakterze ciebie, kiedy siΩ umawia│a╢.
- Pojedziesz tam?
- Sama tam pojedziesz.
- Co╢ ty? A Razor?
- Razor nadal nie wie, jak wygl▒dasz. Te┐ siΩ umawia│ per procura.
- Jak?
- Przez po╢rednika. W zwi▒zku tym nie musisz ju┐ robiµ tego kursu przewodnik≤w, ani czytaµ Eco, ani nawet zapisywaµ siΩ do DKF. Ale warto, ┐eby╢ jednak to zrobi│a. Ale przede wszystkim musicie siΩ w ko±cu spotkaµ. Nie zawsze w takich sytuacjach cz│owiek dostaje drug▒ szansΩ.


Maxi wysiad│a z poci▒gu i rozejrza│a siΩ po peronie. Nie mia│a zielonego pojΩcia, jak wygl▒da Razor. Nie wiedzia│a czy jest wysoki, czy niski, nie wiedzia│a, jakiego koloru ma w│osy, a nawet jakiego koloru kurtkΩ bΩdzie mia│ na sobie. Na peronie zosta│o jeszcze kilku facet≤w, a w╢r≤d nich jeden, co do kt≤rego nie mia│a ┐adnych w▒tpliwo╢ci, ┐e jest Razorem.

No, prawie ┐adnych...

[spis tre╢ci][do g≤ry]