Opolska "Setka z Hakiem" - cross terenowy na 100 km.

Autor: Micha│ Walczewski, Data: czerwiec 1999

By│ roku 1995. Maj. Pierwsza po│owa maja, a dok│adniej 14. Pi╣tek. Tego dnia w Opolu rozgrywa│ siΩ I cross na orientacjΩ "Setka z hakiem" , na dystansie oko│o 100km. Organizatorami by│ Harcerski Akademicki Kr╣g Instruktorski "Haki". Start odbywa│ siΩ w grupkach 2-5 osobowych (jako ┐e nikt nie zdecydowa│ siΩ wyruszyµ na tak╣ eskapadΩ indywidualnie) co 5-10 minut. Pierwsi zawodnicy wystartowali oko│o godziny 18:00.

Regu│y "zawod≤w" by│y proste. Najpierw organizatorzy podyktowali wszystkim "mniej wiΩcej przebieg trasy" w stylu : "500 metrowa prosta, za stodo│╣ bez dachu £cie┐ka w las. Oko│o 2 kilometr≤w lasu, potem polana po prawej i crosem przez m│odnik do tor≤w. Wzd│u┐ nich do wsi" i rozdali kolorowe mapki. Teren zapowiada│ siΩ bardzo interesuj╣co - czΩ£µ asfalt, wiΩkszo£µ jednak to le£ne £cie┐ki i ostΩpy. Na trasie by│o rozmieszczonych 10 punkt≤w kontrolnych, na kt≤rych nale┐a│o wykonaµ pewne czynno£ci pomiarowe w celu p≤ƒniejszego udowodnienia swojego tutaj pobytu. Limit czasu 24 godziny. Pogoda na starcie dobra. Zawodnik≤w troszkΩ ponad 50.

Uzbrojeni w kompasy, odzie┐ przeciwdeszczow╣, 4 pary skarpetek, 2 pary but≤w, prowiant i napoje startujemy 18:30 w czw≤rkΩ. Micha│, S│awek, Pawe│ i w ostatniej chwili nam≤wiona Klaudia. Pocz╣tkowo trasa wiedzie przez dobrze znane przedmie£cia Opola wiΩc biegniemy, i na pierwszy punkt docieramy pierwsi w wy£mienitych humorach. Jest on ukryty w miejscu wpadania jakiej£ rzeki (nie znam jej nazwy) do Odry. Zanim do niego jednak dotrzemy przedzieramy siΩ przez nadrzeczne zaro£la i efekcie w dalsz╣ drogΩ ruszamy nieƒle przemoczeni.

Zaczynamy siΩ rozpΩdzaµ. To, oraz zbyt weso│e nastroje prowadzi do tego, ┐e mijamy rozga│Ωzienie drogi i nadk│adamy 3 km. Musimy zawr≤ciµ. NastΩpuje oko│o 6 km prostej asfaltowej drogi. Zanim docieramy do jej ko±ca zapada ju┐ ca│kowita noc. SkrΩcamy w las i z niejakim trudem odnajdujemy drogΩ do drugiego punktu, kt≤ry jest drewnian╣ wie┐╣ obserwacyjn╣. Jedna grupka naszych rywali chc╣c upro£ciµ sobie drogΩ postanowi│a i£µ nie przez las ale jego skrajem. Niestety, nie do£µ ┐e drzewa przes│aniaj╣ im widok i w nocy nie mog╣ dostrzec wie┐y, to jeszcze wieczorna rosa strasznie ich moczy. Buty praktycznie nie nadaj╣ siΩ do dalszej drogi.

Spo┐ywamy pierwszy posi│ek i ruszamy dalej. Las okazuje siΩ tak gΩsto poprzecinany przecinkami, ┐e bez kompasu znalezienie drogi do wioski po przeciwnej jego stronie by│oby chyba niemo┐liwe. Ale nas│uchuj╣c szczekania ps≤w idziemy w dobrym kierunku. O 23:30 jeste£my powt≤rnie na drodze asfaltowej. NastΩpujΩ najnudniejszy etap zawod≤w: 15 km drogi miΩdzymiastowej, a┐ do rozwidlenia szosy we wsi Krzywy R≤g. Zaczyna padaµ, ale po nieca│ej godzinie przestaje. Dwa tygodnie wcze£niej startowali£my w Maratonie Wroc│awskim, wiΩc asfalt daje siΩ we znaki naszym kolanom. Ale energii dodaje nam to, ┐e jeste£my pierwsi. I tu niespodzianka : mapa kt≤r╣ otrzymali£my od organizator≤w r≤┐ni siΩ znacznie od rzeczywisto£ci - okazuje siΩ ┐e akurat w okolicach Krzywego Rogu szosa zosta│a znacznie przebudowana. SzczΩ£ciem orientujemy siΩ szybko w tym wszystkim i jeste£my we wsi.

Jest to 35 km. 3 punkt. 1:00 w nocy. Niestety Pawe│ rezygnuje z dalszej drogi ze wzglΩdu na ostry b≤l w kolanie. Zostawiamy go na przystanku autobusowym (na kt≤rym spΩdzi 6 godzin oczekuj╣c na autobus) a sami w tr≤jkΩ ruszamy dalej. Zaraz za sklepem monopolowym jest praktycznie niezauwa┐alna £cie┐ka w las. Z mapy wynika, ┐e czeka nas oko│o 25 km absolutnego lasu. Bez ┐adnych wiosek, dr≤g bitych, punkt≤w orientacyjnych. Same £cie┐ki. Tragedia: wchodz╣c do lasu wpadam jedn╣ nog╣ w jak╣£ dziurΩ pe│n╣ wody. Noga po kostkΩ ca│a mokra, │╣cznie z butem. Nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji i nie zmieniam obuwia. Za b│╣d ten ju┐ nied│ugo zap│acΩ straszn╣ cenΩ. Zmieniamy tylko baterie w latarkach i wchodzimy w las.

Po tych kilku latach nie pamiΩtam ju┐ szczeg≤│≤w ca│onocnego b│╣dzenia po lesie. Jedynym punktem orientacyjnym jest dla nas przecinaj╣ca las linia kolejowa. Momentami chodzimy prawie po omacku - ko±cz╣ nam siΩ baterie wiΩc £wiecimy tylko jedn╣ latark╣. Kolejny punkt, kt≤ry musimy znaleƒµ jest wed│ug mapy s│upem kartograficznym. Dochodzimy do miejsca, gdzie powinien siΩ znajdowaµ. Dzika puszcza ! Jak w takich zaro£lach odszukaµ wbity w ziemiΩ nie wiadomo ile lat temu kamie± ! Tracimy 40 minut, ale w ko±cu jest ! Doganiaj╣ nas rywale, jednak zanim zorientuj╣ siΩ gdzie jest s│up my ju┐ idziemy w dalsz╣ drogΩ i musz╣ go szukaµ sami.

Po drodze Klaudia, kt≤ra trzyma│a siΩ dzielnie do tej pory postanawia przenocowaµ do rana. Zostawiamy j╣ sam╣ w lesie. P≤ƒniej bΩdziemy mieli z tego powodu wyrzuty sumienia.

Robi siΩ ranek. Gdzie£ ko│o 4 rano kolejny problem - £cie┐ka, kt≤ra mia│a nas wyprowadziµ z lasu nagle ko±czy siΩ ! M│odnik. Co robiµ ? Rozdzielamy siΩ. Ja idΩ w jedn╣ stronΩ, S│awek w drug╣ i po piΩciu minutach zawracamy. Zwiad przynosi rozwi╣zanie : znalaz│em drogΩ, kt≤ra biegnie mniej wiΩcej w odpowiednim kierunku. Jeszcze godzina i wychodzimy z lasu. Oko│o 5 robimy kr≤tki odpoczynek. Zmieniamy buty. Teraz dopiero okazuje siΩ jakie konsekwencje poniosΩ za to ┐e nie zmieni│em obuwia po wpadniΩciu w wykrot. Ca│a stopa jest zawilgotnia│a i spuchniΩta. Sk≤ra siΩ pomarszczy│a i zaczyna schodziµ. Trudno. Jako£ wytrzymam.

ZmΩczenie zaczyna narastaµ. Na 50 kilometrze zaczynamy mieµ problemy, ale jeszcze jest OK. Tylko kolano boli mnie coraz bardziej. Znajdujemy szybko punkt - jest nim stacja kolejowa. Robimy nawr≤t. Przez dwa kilometry idziemy t╣ sam╣ tras╣ co w kierunku stacji. I co widzimy ! Klaudia ! Jest oko│o 3 km za nami ! Ale my znowu zamiast na ni╣ poczekaµ idziemy dalej. úotry.

Przez nastΩpne kilka godzina b│╣kamy siΩ po r≤┐nych wioskach, dr≤┐kach i polnych £cie┐kach. Jedyne co zaczynam pamiΩtaµ to b≤l kolana, b≤l stopy i kie│basa kupiona w jakim£ zapad│ym sklepiku.

Znajdujemy kolejny punkt. Mam do£µ. Ledwo stojΩ na nogach. Przechodzimy jeszcze kilka kilometr≤w i S│awek m≤wi ┐e nie wie gdzie jeste£my. PatrzΩ na mapΩ, ale nie mam si│y nic powiedzieµ. Robi mi siΩ ciemno przed oczami. Ale jakim£ niewyt│umaczalnym sposobem wypatrujΩ znajomo wygl╣daj╣cy (na mapie) uk│ad budynk≤w na tle lasu ! Idziemy prosto przez pastwisko ┐eby zaoszczΩdziµ drogi i wrΩcz cudem znajdujemy kolejny punkt. Z p≤ƒniejszych wylicze± wynika, ┐e zn≤w nad│o┐yli£my ok 5-7 km.!

Analizujemy mapΩ. Droga proponowana przez organizator≤w prowadzi dooko│a du┐ego kompleksu le£nego a┐ do punktu kontrolnego na 80 kilometrze. Ale gdyby przej£µ prze│ajem przez las mo┐na by zaoszczΩdziµ jakie£ 3 km. Wprawdzie na mapie w tym miejscu widniej╣ podejrzane mokrad│a, ale dla nas ka┐dy kilometr jest na wagΩ z│ota. Po 20 minutach ju┐ wiemy ┐e to by│ b│╣d. Ca│kowite mokrad│a i zwaliska drzew. Musimy okr╣┐aµ b│ota, le£ne strumienie i dziury. CiΩ┐ki teren straszliwie odczuwa moja noga. I jedna, i druga.

W pewnym momencie na wielkiej polanie pe│nej powyrywanych pni drzew prawie wpadam na plecy S│awka ! Otwieram szeroko oczy i widzΩ przed sob╣ ma│e dziki ! Stoimy os│upiali a┐ nagle s│yszymy g│o£ne hrumkanie. Po tonie g│osu orientujemy siΩ, ┐e to musi byµ co£ wiΩkszego. Bo┐e, nie wiedzia│em ┐e mam jeszcze si│Ω uciekaµ. W 10 sekund robimy z powrotem 50 metr≤w. Ale zatrzymujemy siΩ - nie mo┐emy przecie┐ wracaµ i i£µ dooko│a. Nie mamy na to ju┐ si│y !

Kilka minut wachania i z kijami w rΩku (absolutna g│upota) idziemy wolno przed siebie rozgl╣daj╣c siΩ na boki. Wpadam na pomys│ ┐eby daµ zwierzΩtom znaµ ┐e tu jeste£my. Mo┐e to one uciekn╣, nie my. îpiewamy g│o£no piosenki. R≤┐ne.

Po 15 minutach jeste£my po drugiej stronie polany. Jeszcze ma│y wysi│ek i jeste£my na nastΩpnym punkcie kontrolnym. Jeszcze tylko 20 km.!

Ten punkt jest zorganizowany pod dachem. Organizatorzy daj╣ nam je£µ i piµ. Odpoczywamy i opatrujemy rany. Czujemy, ┐e ciΩ┐ko bΩdzie nam wstaµ. Jednak wcale nie jest tak ciΩ┐ko. Dowiadujemy siΩ, ┐e przed nami jest jeden zawodnik. Ma oko│o p≤│ godziny przewagi. Pocz╣tkowe zw╣tpienie zastΩpuje mobilizacja - nie po to tyle wycierpia│em, ┐eby teraz przegraµ na ko±c≤wce ! Zrywamy siΩ i biegiem okr╣┐amy jezioro Turawskie. Kolejny punkt. 7 latarni co 5 krok≤w. Pi╣ta mocno przechylona. Pytamy napotkanego wΩdkarza czy widzia│ kogo£ przed nami i jak dawno temu. Nie widzia│ nikogo.

Jednak mobilizacja ju┐ nie wystarcza. S│awek zaczyna siΩ prawie zataczaµ. Mi kolano pulsuje ┐e a┐ zaciskam zΩby. Sk≤ra ze stopy ca│kiem mi ju┐ zesz│a. Zak│adam ostatni╣ parΩ skarpetek. Staram siΩ skoncentrowaµ na czym£ innym ni┐ b≤l. Marszu przez las do Opola praktycznie nie pamiΩtam. Ci╣gn╣ca siΩ nieprawdopodobnie d│ugo £cie┐ka w£r≤d drzew. ZakrΩt. Drugi. Kolejny. Za ┐adnym nie widaµ ko±ca lasu. W ko±cu mostek - ostatni punkt kontrolny. Trzeba wymierzyµ w stopkach jego d│ugo£µ. Poniewa┐ S│awek jest jakie£ 100 metr≤w przede mn╣, ka┐dy mierzy j╣ sam.

PatrzΩ - S│awek siada na drodze i czeka na mnie. Kiedy podchodzΩ on ju┐ £pi. IdΩ dalej oszo│omiony, w ko±cu przychodzi mi jakim£ cudem do g│owy by go obudziµ. Wo│am. Wstaje powoli. Bardzo powoli.

Rogatki Opola. S│awek mija mnie i zaczyna truchtaµ. Ja nie mam si│y wiΩc ka┐Ω mu mnie zostawiµ i biec. Ostatnie 3 kilometry zajmuj╣ mi ca│╣ godzinΩ ! Ju┐ nie idΩ ale pow│≤czΩ nogami. Na przystanku podje┐d┐a autobus. Jedzie w moim kierunku. Ostatkiem si│ zmuszam siΩ by do niego nie wsi╣£µ. Ludzie przygl╣daj╣ mi siΩ w os│upieniu - wygl╣dam jak koszmar - brudny, spocony, w zniszczonym obuwiu. DochodzΩ do budynku w kt≤rym jest meta. Nie mam jednak si│y wej£µ po schodach. Siadam. Podchodz╣ organizatorzy i wnosz╣ mnie do £rodka. Zasypiam.

Zawody uko±czy│o 12 os≤b z 50 startuj╣cych. Jednak z po£r≤d nich 3 osoby zosta│y zdyskwalifikowane - ominΩli niekt≤re punkty kontrolne - r≤wnie┐ ten, kt≤ry szed│ przed nami (nie by│ na po│owie punkt≤w a ostatnie 20 km przejecha│ autobusem). Tak wiΩc dziewiΩciu. S│awek pierwszy. Ja drugi. A trzeci ? Klaudia !

Czasy s╣ tu nieistotne. Nie maj╣ por≤wnania do biegu na 100 km. Tu trzeba szukaµ drogi, i£µ przez pola, b│╣dziµ. S│awek zmie£ci│ siΩ w 20 godzinach. mi zabrak│o 35 minut (tyle straci│em na ostatnich 3 kilometrach !). Rok p≤zniej w Kaliszu 100 km zrobi│em w 10 godzin i 49 minut. Ale w Opolu by│o dwa razy ciΩ┐ej.

W nastΩpnym roku wystartowali£my ponownie. By│em pierwszy. Zmie£cili£my siΩ w 16 godzinach, i obiecali£my sobie ┐e nigdy wiΩcej.

W 1997 roku wystartowa│o trzech naszych koleg≤w z klubu. Wygrali. I powiedzieli ┐e nigdy wiΩcej.

W 1998 wystartowa│em Ja, S│awek i kolega kt≤ry wygra│ w 1997 ! Przyszli£my pierwsi. Te zawody by│y jeszcze ciΩ┐sze od wszystkich poprzednich - temperatura ponad 30 stopni. Obiecali£my sobie, ┐e nigdy wiΩcej.

W 1999 roku nie wystartowali£my. Zabrak│o nam odwagi.


Lista Artyku│≤w