By│ rok 1996. Po raz pierwszy przyjechali£my z ca│ym klubem na maraton w Gda±sku, przy czym okaza│o siΩ (nomen-omen) ┐e jest on organizowany po raz pierwszy (wcze£niej rozgrywano p≤│maraton). Bez problemu trafili£my do biura zawod≤w, gdzie poznali£my baaaardzo sympatyczne dziewczyny zajmuj╣ce siΩ zapisami na zawody (pozdrawiam !!!). Ju┐ mieli£my wychodziµ, kiedy us│yszeli£my (niechc╣cy oczywi£cie ;-) jak zawodnicy opowiadaj╣ sobie o medalach kt≤re dostali. TrochΩ zaskoczeni i sko│owani podchodzimy bli┐ej i pytamy o co chodzi. Buzie opadaj╣ nam szeroko kiedy dowiadujemy siΩ, ┐e na tych zawodach medale dostaje siΩ ju┐ na starcie w biurze maratonu !!! Pomys│ zgo│a niesamowity i niepraktykowany chyba nigdzie indziej na £wiecie. Jak ju┐ powiedzia│em buzie opadaj╣ nam szeroko, tym bardziej gdy po natychmiastowych poszukiwaniach w otrzymanych reklam≤wkach nie znajdujemy nic co by przypomina│o medale. Nieƒle ju┐ zaskoczeni, choµ jeszcze w dobrym humorze maszerujemy z reklamacj╣. I tu od jednej z "wa┐nych pa±" dowiadujemy siΩ, ┐e i owszem medale dostaje siΩ "od razu" w biurze zawod≤w, ale zaszczyt ten dotyczy tych tylko, kt≤rzy pojawili siΩ w biurze odpowiednio szybko, gdy┐ jest ich mocno ograniczona ilo£µ. Nasza reakcja jest oczywista - staramy siΩ zwr≤ciµ uwagΩ na mocno nietypowe i niesprawiedliwe rozwi╣zanie (wszak dla marato±czyka-amatora nie ma wiΩkszej £wiΩto£ci i nagrody ni┐ wrΩczany na mecie medal).
I tu wybucha bomba. "Wa┐na pani" z rozbrajaj╣c╣ pewno£ci╣ siebie, tonem znanym nam z akademickich dziekanat≤w oraz urzΩd≤w pocztowych i "Spo│emowskich" sklep≤w oznajmia nam, ┐e jak siΩ komu£ nie podoba to nie musi startowaµ, gdy┐ nikt go o to nie prosi. A tak w og≤le to nie wie o co nam chodzi, wed│ug niej medale powinny byµ tylko dla zwyciΩzc≤w.
BΩdΩ szczery - s│ysz╣c tak╣ wypowiedƒ krew siΩ w nas zagotowa│a. Rozumiem, ┐e nie ka┐dy zna siΩ na sporcie, ale umieszczanie takich os≤b w gronie ludzi odpowiedzialnych za obs│ugΩ zawodnik≤w jest skandalem. Nie trac╣c czasu na zbΩdne rozmowy uderzamy bezpo£rednio ze skarg╣ do dyrektora zawod≤w. I tu ju┐ spotyka nas absolutna niespodzianka - pan dyrektor t│umaczy siΩ tym, ┐e maraton organizuj╣ po raz pierwszy i nie wiedzieli ┐e medale daje siΩ na mecie !!! Pani w biurze ma prawo byµ zdenerwowana gdy┐ siedzi tu ju┐ 10 godzin. A w og≤le to trochΩ przesadzamy. Do rozmowy przy│╣czaj╣ siΩ inni zawodnicy, ale to ju┐ koniec rozmowy. Dyrektor nic wiΩcej do powiedzenie nie ma.
No wiΩc jak on nie ma nic do powiedzenia to powiem ja: czasami w pracy te┐ siedzΩ po 10-12 godzin, i gdybym w ten spos≤b potraktowa│ klienta to wylecia│bym z roboty w trybie przy£pieszonym.
Dla relaksu idziemy porozmawiaµ z "naszymi" poznanymi wcze£niej m│odymi dziewczynami z biura. M≤wimy im jaka jest sytuacja: ┐e sko±czy│y siΩ medale i ludzie odchodz╣ z kwitkiem, oraz w jaki spos≤b traktuje siΩ tu zawodnik≤w. I nigdy nie uwierzycie w to, co teraz opowiem: dziewczyny prowadz╣ nas (sztuk dwa) na ty│y biura, otwieraj╣ pewn╣ szafkΩ i co widzimy? W kilku r≤wnych rz╣dkach le┐y sobie tak na oko co£ ko│o 50 medali! Mamy sobie wzi╣µ po jednym. Okazuje siΩ, ┐e medale te zarezerwowali sobie organizatorzy i r≤┐nego rodzaju dzia│acze oraz "wa┐ne" osoby na pami╣tkΩ. Tak po prostu! My bΩdziemy biec 42km a oni powrΩczaj╣ sobie nasze medale! Szlak nas trafi│ i tyle nas w biurze zawod≤w widzieli. Chcia│bym powiedzieµ, ┐e nie wziΩli£my sobie po medalu, ale bym sk│ama│. Niestety nie ka┐dy zawar│ odpowiednie znajomo£ci i wielu amator≤w tak ich jak my powr≤ci│o do domu bez "pami╣tki". Nie jestem polityczny. Nie interesuje mnie ani lewa, ani prawa strona. Ale w│a£nie na maratonie w Gda±sku nauczy│em siΩ jak dzia│a aparat partyjny. Gdyby kto£ nie wiedzia│, to organizatorami tych zawod≤w jest NSZZ Solidarno£µ, a jego "medalowi" dzia│acze piastuj╣ wszystkie funkcje organizacyjne, o czym mo┐na przekonaµ siΩ czytaj╣c informator.
No c≤┐, historia jak historia. Ka┐dy m≤g│by przytoczyµ podobn╣ - w ko±cu nie po raz pierwszy polityka miesza siΩ ze sportem. Ale to by│a dopiero przygrywka do tego, co nas jeszcze mog│o w Gda±sku spotkaµ.
Ka┐dy kto biega maratony wie, i┐ istnieje grupa ludzi kt≤rzy lubi╣ siΩ, tak dla zabawy, przebieraµ na zawodach w r≤┐ne przebrania. Je┐eli kto£ nie jest zawodowcem i ma w sobie trochΩ dowcipu to i on siΩ zabawi, i kibice te┐ bΩd╣ mieli rado£µ gdy zobacz╣ biegacza przebranego za niedƒwiedzia, kelnera, sΩdziego pi│karskiego lub cokolwiek innego (┐e przytoczΩ tylko najs│ynniejsze polskie kreacje). Od czasu do czasu, kiedy absolutnie nie mamy formy, te┐ lubimy siΩ za co£ przebraµ.
Tak wiΩc w 1997 roku w Gda±sku na starcie honorowym w bramie Stoczni Gda±skiej stanΩli£my we trzech ubrani tylko i wy│╣cznie w rΩczniki k╣pielowe. Przepasali£my je sobie wzd│u┐ bioder w stylu "prysznicowym" i poklepywani przez innych zawodnik≤w czekamy na start. Numery startowe regulaminowo z przodu. A niespodzianka nie ka┐e na siebie d│ugo czekaµ: przechodz╣cy obok sΩdzia zatrzymuje siΩ, przygl╣da siΩ nam chwilΩ po czym ka┐e nam natychmiast przebraµ siΩ w str≤j sportowy, bo inaczej on nie zezwoli nam na start!
»aden marato±czyk nie jest miΩczakiem. ReakcjΩ sΩdziego bierzemy wiΩc za ┐art - wszak je┐eli kto£ nosi sΩdziowsk╣ plakietkΩ to znaczy ┐e jeƒdzi trochΩ po zawodach i na pewno takie rzeczy ju┐ widzia│. Start honorowy. Przemarsz pod pomnik czynu. Przemarsz na start ostry. Na piΩµ minut przed startem podchodzi do nas ten sam sΩdzia w towarzystwie innego, i (uwaga) ju┐ krzykiem ka┐e nam siΩ wynosiµ! My nic, stoimy, z t│umu zawodnik≤w dobiegaj╣ nas s│owa wsparcia. Pan SΩdzia krzyczy na nas (!), wyzywa od oberwa±c≤w i pijanych g≤wniarzy machaj╣cych go│ymi pa│ami. Tego nam ju┐ za du┐o, zw│aszcza ┐e na pijanych to nie my wygl╣damy a kto£ inny. NastΩpuje kilka ostrych s│≤w. Widz╣c, ┐e nie zamierzamy siΩ ruszyµ z miejsca Pan SΩdzia ochoczo oznajmia nam ┐e zostali£my zdyskwalifikowani, i ┐e idzie po by siΩ nami zajΩ│a. Na szczΩ£cie dalsz╣ narastaj╣c╣ awanturΩ przerywa strza│ startera. Postanawiamy biec pomimo dyskwalifikacji, wszak nie po to jechali£my 700 km by teraz siΩ nie przebiec, zw│aszcza ┐e (he,he,he) medale ju┐ przecie┐ dostali£my!!!!! Mamy tyle adrenaliny, ┐e pierwsze kilometry biegniemy poni┐ej 4 minut/km (dla nas to szybko)
Ca│e szczΩ£cie na trasie biegu ┐aden sΩdzia wiΩcej siΩ nas nie czepia│. Opalili£my siΩ strasznie, i zebrali£my olbrzymie owacje na ca│ej trasie biegu od publiczno£ci (zw│aszcza na rynku Gda±skim). Niesmak jednak pozosta│ straszny.
W nastΩpnych latach ponownie startowali£my w Gda±sku. Organizacja nie poprawi│a siΩ ani trochΩ - dalej organizatorzy na r≤┐ne sposoby daj╣ wszystkim zawodnikom biegaj╣cym powy┐ej 3 godzin do zrozumienia, ┐e przeszkadzaj╣. Najwa┐niejsze jest wszak, by partia siΩ "pokaza│a" a nie biegacze. Nie jest to tylko moje zdanie, gdy┐ rozmawia│em o Gda±sku z wieloma innymi zawodnikami. Zreszt╣ ka┐dy, kto choµ raz tam startowa│ wie, o co mi chodzi. Ale pobiec mimo wszystko warto. Jest to tak piΩkne miasto, ┐e nie potrafiΩ oprzeµ siΩ pokusie odwiedzenia go choµ ten jeden raz w roku. Co£ tam zmieni│o siΩ na lepsze - medale daj╣ ju┐ na mecie, wszak przyznam, ┐e s╣ to najbrzydsze medale jakie w ┐yciu widzia│em.
Ciekawe co przynios╣ tegoroczne zawody. Czy znowu bΩdzie mniej startuj╣cych (jak co roku), czy mo┐e w ko±cu bΩd╣ dawaµ lepsze medale, czy te┐ mo┐e znowu zdyskwalifikuj╣ klub "Grunwald 1411"?
Bo zapomnia│em powiedzieµ.
Nie mamy formy.
A jak nie mamy formy to siΩ przebieramy. W tym roku wyst╣pimy jako bokserzy - w rΩkawicach i kaskach. Ciekawe jak tym razem uzasadni╣ dyskwalifikacjΩ, przecie┐ jest to str≤j sportowy!