Maraton Toru±ski 1995

Autor: Grzegorz Ko±czewski (Magazyn "Nowo£ci" ???)
ZdjΩcia: Andrzej Kami±ski (Magazyn "Nowo£ci" ???)
Data: 2 czerwca 1995
Nades│a│: Artur Wernacki


Targowisko na che│mskim rynku na kilkadziesi╣t minut zmienia siΩ w szatniΩ. Przy ustawionych ladach przebiegaj╣ siΩ uczestnicy maratonu Che│mno-Toru±. Impreza jak zwykle rozgrywana by│a pod patronatem prasowym ôNowo£ciö. W powietrzu unosi siΩ intensywny zapach ma£ci rozgrzewaj╣cych. NajwiΩksz╣ sensacjΩ wzbudza zawodnik zak│adaj╣cy gruby str≤j misia.

S│ysza│e£ ? Heniu pad│ û s│ychaµ komentarze dotycz╣ce pr≤by pobicia rekordu Guinnessa przez Henryka Pietrzaka z Bydgoszczy. Mia│ on trzykrotnie pokonaµ trasΩ maratonu mieszcz╣c siΩ przy tym w £ci£le okre£lonym czasie. Przebieg│ dwa razy i zrezygnowa│ z ostatniego startu w niedzielΩ û Ta rybka nie wysz│a mu na zdrowie. Widzia│em go wieczorem. Wygl╣da│ jak £mierµ. Rzyga│ ca│╣ noc.

Szybkie sk│ony, g│Ωbokie oddechy, ostatnie masa┐e, kr≤tki rozgrzewaj╣cy trucht. Kto£ robi kilka pompek. Czas jechaµ na start ostry do Brzozowa.

Ludzie ! Pom≤┐cie bo nie zd╣┐Ω - Ryszard Czernicki z MiΩdzyrzecza wskakuje do gwa│townie hamuj╣cej taks≤wki û Wszystko mi siΩ pokiµka│o na tym wielkim rynku. Zanim siΩ zorientowa│em gdzie jestem, autobusy ju┐ pojecha│y.

Zawodnicy z niepokojem spogl╣daj╣ na niebo. W powietrzu czuµ duchotΩ.

Cholera, ┐eby tylko nie wysz│o s│o±ce û zaklina Antoni Grzanka z Poznania û Zostawili£my czapki w baga┐ach. Mo┐e byµ ciΩ┐ko. Ju┐ lepiej, ┐eby wali│y pioruny.

Po chwili s│ychaµ ju┐ pierwsze oklaski. Przed barem ôZachΩtaö zebra│ siΩ spory t│umek. Piwosze udzielaj╣ biegn╣cym ôfachowychö rad. Od£wiΩtnie ubrane dzieci g│o£no skanduj╣: ôtempo, tempo...ö. Zza chmur wychodzi s│o±ce. Skwar bΩdzie towarzyszy│ marato±czykom do samego Torunia.

Ju┐ w Dorposzu Aleksander Pa±tak z Krakowa biegnie do przydro┐nego gospodarstwa û To nie mi siΩ chcia│o piµ, ale mojemu psu, kt≤ry zawsze mi towarzyszy û zawodnik wskazuje na │aciatego boksera pod╣┐aj╣cego za nim krok w krok û On ma problem, bo siΩ nie poci i wszystko idzie mu na jΩzor. Musi du┐o piµ, a najlepiej gdyby co jaki£ czas wskoczy│ do sadzawki û W│a£ciciel psa zapewnia, ┐e sam znakomit╣ kondycjΩ zdobywa│ p│ywaj╣c na statku. Zamyka│ siΩ w swojej kabinie i biega│ w miejscu godzinΩ ka┐dego dnia. Gdy zszed│ na l╣d, okaza│o siΩ, ┐e z powodzeniem mo┐e uczestniczyµ w maratonie.

Na punkcie ┐ywieniowym w Unis│awiu najsprawniej uwijaj╣ siΩ dzieci ôWoda û glukoza, woda û glukozaö û po kolei proponuj╣ picie mocno ju┐ zmΩczonym zawodnikom. Niemal ka┐dy bierze g╣bkΩ nas╣czon╣ wod╣, kt≤r╣ wyciska sobie na g│owΩ. Upa│ staje siΩ coraz bardziej dokuczliwy. Unis│aw to dopiero 15 kilometr.

Odpowiedzialna rola przypad│a Piotrowi Skibie, sekretarzowi gminy w úubiance. Okazuje siΩ bowiem, ┐e numery startowe odklejaj╣ siΩ. Trudno zidentyfikowaµ poszczeg≤lnych biegaczy. A przecie┐ niekt≤rzy przygotowali sobie od┐ywki, kt≤re trzeba im podaµ. Sekretarz wiΩc pyta zawodnik≤w i g│o£no wykrzykuje do oddalonego o kilkana£cie metr≤w punktu ┐ywieniowego.

»a│ujemy, ┐e nie ma takiej rangi jak w ubieg│ym roku ôCzw≤rka !ö û przerywa na chwilΩ sekretarz Skiba. û Gdyby by│y to Mistrzostwa Polski. Rada Gminy na pewno ufundowa│aby jakie£ nagrody ôTrzydziestka!ö

Gdy kr≤tko po 12 metΩ w Toruniu przekraczali najlepsi zawodnicy, ko±c≤wka maratonu zbli┐a│a siΩ do úubianki. Tam w│a£nie rozgrywa│y siΩ indywidualne dramaty, trwa│a walka ze zmΩczeniem, s│abo£ci╣ i s│o±cem. Znalaz│ siΩ te┐ pierwszy pasa┐er autobusu pod╣┐aj╣cego za biegaczami.

To m≤j pierwszy maraton w ┐yciu i od razu pechowy û Grzegorz Demski z Torunia przeciera spocon╣ twarz. û Bieg│o mi siΩ ca│kiem dobrze, ale na 25 kilometrze pΩk│o chyba £ciΩgno nad kolanem. Musia│em zrezygnowaµ. W ko±cu biega siΩ dla zdrowia.

Tu┐ przed autobusem pod╣┐a Tadeusz Spychalski w przebraniu misia. Niedƒwiedzi╣ g│owΩ trzyma pod pach╣ û W £rodku ca│y p│ywam zapewnia poruszaj╣c grubym futrem. û Dos│ownie czujΩ siΩ jak w wannie. Ale nie ┐a│uj╣. W ko±cu 41 maraton≤w przebieg│em na powa┐nie, to raz mogΩ siΩ powyg│upiaµ. Dzieci maj╣ za to wielk╣ frajdΩ. Fotografuj╣ siΩ ze mn╣, chc╣ razem biec. PijΩ ca│ymi wiadrami. Teraz te┐ biegnΩ do wodopoju.

Przy punkcie ┐ywieniowym w Pig┐y le┐y Zbigniew Wr≤bel z Che│mna. Wykrzywiona z b≤lu twarz, kr≤tki urywany oddech û Przez ten okropny upa│ nogi strasznie parz╣. Kompletnie zastyg│y mi miΩ£nie. Mam okropny kryzys, mΩ┐czyzna pr≤buje siΩ podnie£µ.

ProszΩ siΩ nie martwiµ û nied│ugo bΩdzie tu autobus. Zabierze pana û pr≤buje pocieszaµ kto£ stoj╣cy obok.

Co ? Autobus ? Nigdy w ┐yciu û zawodnik opiera siΩ o stolik, popija herbatΩ i zaczyna biec.

Na mecie udekorowano ju┐ zwyciΩzc≤w. Z okoliczno£ciowym medalem paraduje nawet pies Borys, kt≤ry mimo upa│u, dystans 42 kilometr≤w pokona│ bez wiΩkszych problem≤w. Wci╣┐ jednak wbiegaj╣ kolejni zawodnicy. Niekt≤rzy s╣ kompletnie wycie±czeni.

Do takiego delikwenta trzeba odpowiednio podej£µ û twierdzi Zdzis│aw Sieracki, dzia│acz TKKF, kt≤ry pomaga│ w organizowaniu wszystkich dotychczasowych maraton≤w û S╣ zawodnicy tak s│abi, ┐e wrΩcz maj╣ ob│Ωd w oczach. Zawsze wtedy zachodzΩ z boku, chwytam mocno za rΩkΩ i zagadujΩ. Zwykle pomaga. Ludzie przychodz╣ do siebie. Kiedy£ jeden z koleg≤w pr≤bowa│ mnie zast╣piµ. Obali│ siΩ razem z biegaczem. Tu potrzebna jest d│uga praktyka.

Zdzis│aw Sieracki wrΩcza r≤wnie┐ zawodnikom pami╣tkowe medale. Opr≤cz gratulacji niezmiennie od lat powtarza tΩ sam╣ regu│kΩ: ôDo przysz│ego rokuö.

Mnie nie trzeba zachΩcaµ û zarzeka siΩ 72-letni Stanis│aw Dankowski z Warszawy û To dla mnie szczΩ£liwy maraton. Dzi£ zrobi│em ┐yci≤wkΩ. Wspania│a atmosfery, ja do Torunia przyjadΩ zawsze, choµbym mia│ i£µ pieszo


Lista Artyku│≤w