CZúOWIEK I CYWILIZACJA

Temat miesi▒ca
Spis artyku│≤w
Archiwum
Kontakty
Informacje
Strona g│≤wna
Poczta do redakcji

Andrzej Bobkowski

Literaturze polskiej przyby│ ╢wietny, g│Ωboki i jednocze╢nie b│yskotliwy pisarz. Jest to szczeg≤lnie cenne, je┐eli siΩ pamiΩta, ┐e ci▒gle oficjalna wsp≤│czesna literatura nie zosta│a oczyszczona z fa│szywych, ╢wiec▒cych cudzym blaskiem autorytet≤w. W wypadku Andrzeja Bobkowskiego, autora „Szkic≤w pi≤rkiem”, mamy do czynienia z autentycznym tw≤rc▒, wra┐liwie i z czu│o╢ci▒ opisuj▒cym naturΩ ludzk▒, operuj▒cym s│owem jak skalpelem, dotykaj▒cym najdra┐liwszych kwestii narodowych i uniwersalnych.

„Szkice pi≤rkiem” to niezwyk│a ksi▒┐ka, wielop│aszczyznowa. Odbierana byµ mo┐e wielorako: dla wra┐liwych na zmys│ow▒ naturΩ ╢wiata jest panteistycznym hymnem zachwytu nad przyrod▒, krajobrazem, przejawami bytowania cz│owieka, dla innych stanie siΩ traktatem politycznym, ostr▒ negacj▒ wszystkich totalizm≤w - tych nazistowskich i tych komunistycznych. Mo┐na te┐ odczytaµ „Szkice pi≤rkiem” jako wielki dyskurs o roli kultury, fundamentach, na jakich budowano ca│▒ cywilizacjΩ europejsk▒, jest wreszcie refleksj▒ nad przyczynami ju┐ nie kryzysu, a upadku tej cywilizacji, wyra┐aj▒cymi siΩ w tocz▒cej siΩ wojnie i nadci▒gaj▒cej epoce kolektywizmu.

Na wstΩpie dziennika, gdy autor podejmuje wyprawΩ na po│udnie Francji, tu┐ po jej klΩsce militarnej, szczerze opisuje swoje prze┐ycia, nie kryje siΩ za sztuczn▒ ┐a│ob▒, nie udaje patriotycznego smutku, gdy prze┐ywa radosne uniesienia. Le┐a│em na kierownicy i bra│em ostre wira┐e, pok│adaj▒c siΩ z ca│ym rowerem. By│o co╢ upajaj▒cego w tej je╝dzie. W pewnej chwili najwyra╝niej poczu│em, ┐e wszystko przesta│o mnie obchodziµ. Teraz, kiedy to piszΩ, czujΩ, ┐e pΩk│o co╢ we mnie. Mo┐e nast▒pi│o zerwanie z przesz│o╢ci▒. Nareszcie. Jestem wolny w tym zamierzeniu. Mo┐e nawet zerwa│em z samym sob▒. Wspaniale. Rozpiera mnie. I dalej: Wstyd mi, ale pomimo wszystko co nas dot▒d spotka│o, jeszcze nigdy w ┐yciu nie czu│em siΩ tak szczΩ╢liwy jak przez te lata, nawet te dwa lata wojny... Poch│ania mnie ┐ycie, to wspania│e, soczyste ┐ycie, ten Pary┐ czasu wojny, ka┐dy dzie±.

Okupacja niemiecka w Pary┐u by│a odmienna od tej, kt≤r▒ znamy w Polsce. Bobkowski z ┐on▒, przyjaci≤│mi bywa w restauracjach, teatrach, omawia filmy, przedstawienia teatralne, s│ucha radia londy±skiego, poch│ania ksi▒┐ki. Uderza go przerost formy, tak w│a╢ciwy kulturze francuskiej. Nie mogΩ czytaµ po francusku... Nie mogΩ znie╢µ tych kr▒g│ych zda± i okre╢le±, tej osch│o╢ci i kultu s│owa bez uczucia... I z jak▒╢ wprost barbarzy±sk▒ ┐ar│oczno╢ci▒ poch│on▒│em „Pana Tadeusza”, a teraz drΩ zΩbami, jak t│usty udziec barani, „Potop”. OblizujΩ siΩ, cmokam, pot│uszczone palce wycieram w spodnie i ┐rΩ.

W innym miejscu ostro, krytycznie wypowiada siΩ o nacjonalizmie, o tradycyjnym polskim patriotyzmie, a jednocze╢nie w dniach klΩski Francji, gdy obchodzi ona ╢wiΩto narodowe 14 lipca 1940 r. jako dzie± ┐a│oby narodowej, oburza siΩ postaw▒ Francuz≤w s│owami jakby wyjΩtymi z Sienkiewicza. By│em dzi╢ w zamku, w katedrze. Przed o│tarzem sta│ sztandar, ksi▒dz w czarnym ornacie, msza bez dzwon≤w. Po nabo┐e±stwie organy huknΩ│y „MarsyliankΩ”. Kolana mi siΩ ugiΩ│y, ╢ciska│o w gardle. Tadzio mia│ │zy w oczach. A Francuzi wychodzili z ko╢cio│a u╢miechniΩci, wielu jeszcze przed wyj╢ciem tka│o papierosa w usta, nak│adali kapelusze, grzebi▒c po kieszeniach w poszukiwaniu zapa│ek lub zapalniczki. Zaciska│em piΩ╢ci. O ile┐ trudniej ┐yµ, gdy siΩ jest barbarzy±c▒. Nie - przysz│o╢µ nie nale┐y do ┐o│▒dka i m≤zgu, pomimo wszystko - do serca.

Fascynacje, emocje, uczucia, ich opis to ┐ywio│ pisarski Bobkowskiego. Doskona│e uchwycenie p│ynno╢ci, zmienno╢ci wra┐e±, jakich doznaje, barw przyrody, zespolenie niemal mistyczne. Wracam o zmroku, jad▒c w╢r≤d winnic. Winogrona ju┐ dojrzewaj▒. Zsiad│em z roweru i zerwa│em ciΩ┐k▒ ki╢µ czarnych owoc≤w, pokrytych prze╢licznym, sinawym puszkiem. Wgryz│em siΩ w nie spragniony - by│o mi gor▒co i usta mia│em wyschniΩte. Niebo ju┐ pociemnia│o i tylko nad g≤rami, w stronie s│o±ca, by│o jeszcze popielato-b│Ωkitne. Wia│ wiatr. Siedzia│em na rozgrzanym kamieniu. Patrzy│em w niebo g│askany gor▒cym wiatrem, a po brodzie ciek│ mi purpurowy sok zerwanych z krzaka winogron. Znowu nic nie my╢la│em - jad│em winogrona. Czu│em tylko, jak intensywno╢µ ┐ycia wzmog│a siΩ we mnie do ostateczno╢ci. Czu│em swoj▒ m│odo╢µ, prze┐y│em j▒ w tych kilku chwilach tak, ┐e krew powinna by│a mi trysn▒µ ze wszystkich por i zmieszaµ siΩ z sokiem z winogron. Z│apa│em ┐ycie, na moment, ale wyra╝nie. To by│o wspania│e. W nocy usta│ wiatr.

Z Pary┐a, po kt≤rym je╝dzi wiecznie naprawianym rowerem, w kt≤rym stoi w kolejkach po ┐ywno╢µ, dowcipnie i z│o╢liwie kontestuj▒c ich ca│▒ obyczajowo╢µ, niezmienn▒, bo podobne realia odnajdujΩ w znanej nam z lat 80-tych rzeczywisto╢ci, je╝dzi wraz z ┐on▒ na letnie, kr≤tkie wakacje na prowincjΩ francusk▒. W≤wczas szczeg≤lnie ujawnia siΩ jego fascynacja trwa│o╢ci▒ form ┐ycia, tam jeszcze przechowan▒. Le┐Ω w │≤┐ku, na nocnym stoliku pali siΩ lampka. Reszta wielkiego pokoju tonie w p≤│mroku. Pod ╢cian▒ czarny klΩcznik, nad nim krucyfiks. Olbrzymia szafa breto±ska z ┐elaznymi okuciami. W k▒cie sto│ek, a na nim mundur huzar≤w z lat dziewiΩµdziesi▒tych. Mundur mΩ┐a Madame Basin. Okno jest uchylone, noc mglista, zmoczona ca│odziennym deszczem. Z drzew, z ga│Ωzi dotykaj▒cych szyb kapi▒ wolno krople mg│y i spadaj▒ z brzΩkiem na blachΩ framugi. W ogrodzie, w lesie za rzek▒ ╢miej▒ siΩ rowy. Gdzie╢ spad│a dojrza│a gruszka i klapnΩ│a o ziemiΩ... S│ucham kropel mg│y, patrzΩ na pok≤j, na fotografie kobiet w krynolinach i mΩ┐czyzn w mundurach z tamtej epoki... Cichy placyk, na ulicach pusto, niebo pokryte szarymi chmurami. Spok≤j. S▒ ulice i uliczki, stary autobus kaszl▒cy i krztusz▒cy siΩ, pusta kawiarnia z ogr≤dkiem, ma│e bistro i kilku obywateli przy winie... Pij▒c bia│e wino, wskakujΩ ca│y do kieliszka i rozpuszczam siΩ. Jestem Spokojem.

A jednak wojna go dopada.

Bobkowski wnikliwie analizuje wydarzenia polityczne, komentuj▒c je gorzko, jak to dotycz▒ce traktatu Stalin - Sikorski z 1941 r.: M≤wi▒ co╢ o uk│adzie polsko - sowieckim. Wszystko mo┐liwe. Kobra z kr≤likiem te┐ mo┐e zawieraµ uk│ady, choµ w wyniku ko±cowym prowadz▒ one tylko do jednego: do po│kniΩcia kr≤lika przez kobrΩ. Po dok│adnym i pieczo│owitym ob╢linieniu, ┐eby g│adziej posz│o. Efekty tego po│kniΩcia opisuje ju┐ w lipcu 1944 r., rozszyfrowuj▒c osobisto╢ci PKWN-u: Osoby s▒ znane a┐ nadto dobrze, ja sam znam osobi╢cie po│owΩ. Wanda Wasilewska, ┐yj▒ca z tym murarzem z Krakowa, Ma±kiem Bogatko, kt≤┐ jej nie zna│? Wszyscy ich znali, siedzieli ca│ymi dniami w Turze. Boles│aw Drobner nieznany? Genera│ Rola »ymierski te┐ nie? Andrzej Witos i genera│ Berling mniej znani. A jak doszlusuje do nich ca│y ZNMS i Ko│o Pacyfist≤w z prezesem J≤zkiem Cyrankiewiczem na czele, to te┐ bΩd▒ nieznani? Chodzi o to, ┐e tak znani, i┐ ju┐ dzi╢ mo┐na przewidzieµ, kto uformuje polskie Vichy. Ale to nie to samo... Nieznani - a┐ od razu swojsko siΩ zrobi│o. Julek i Frydka wyp│yn▒ pewnie nied│ugo jako „towarzysze ministrowie”, J≤zek na pewno zostanie grub▒ ryb▒, bo zawsze mia│ do tego niemal sanacyjne zaciΩcie, a Kry╢ce bΩdzie ┐al, ┐e przesta│a z nim chodziµ. Nieznani - hej, │zy siΩ krΩc▒... Nie mia│em nosa, fatalny brak wΩchu. A raczej za czu│y: oni wszyscy ju┐ przed wojn▒ pachnieli mi zanadto cuir de Russie. I dlatego by│em „mΩtniak”.

Pozostawiaj▒c w tle zwalczaj▒ce siΩ systemy, Bobkowski upomina siΩ o cz│owieka, o jego prawo do wolno╢ci.

By│bym raczej sk│onny odpowiedzieµ, ┐e wierzΩ w ka┐dy ustr≤j, ideologiΩ czy system, w kt≤rym jest naprawdΩ mowa o cz│owieku. Pozwoliµ cz│owiekowi »Y╞ - oto jedyny system i ideologia. Pozwoliµ ┐yµ, a nie KAZA╞ ┐yµ, zostawiµ mu wyb≤r celu ┐ycia, a nie narzucaµ mu go z g≤ry. I przechodz▒c od tego uog≤lnienia na poziom konkretu, tak opisuje indywidualny los cz│owieka: M. napisali do mnie z Monceaux, ┐e zabili ╢winiΩ i ┐ebym przyjecha│... On, by│y szofer pocztowy, ona urocza, subtelna kobieta z po╢redniej warstwy, spotykanej jedynie na Pomorzu. Osiedlili siΩ dwa lata temu na wsi, gdzie on pracuje jako robotnik rolny. Przyszed│szy do dw≤ch go│ych izb, znajduj▒c tak prymitywne warunki bytu... dorobili siΩ w│asn▒ prac▒ i g│ow▒ niemal wszystkiego. On sam porobi│ prymitywne meble, pobudowa│ klatki dla kur i kr≤lik≤w, chlewik, uprawia│ poza godzinami pracy spory ogr≤dek. Przyszed│szy tu z Pary┐a z trzema walizkami, dzi╢ maj▒ niemal ma│e gospodarstwo - oczywi╢cie ku zazdro╢ci wszystkich Francuz≤w z ich otoczenia. Bo Francuz, gdy chodzi o cudzoziemca, nie chce dostrzec olbrzymiej pracy, dostrzegaj▒c jedynie jej wynik... Polactwo jest zastanawiaj▒ce. Wszyscy daj▒ sobie radΩ, maj▒ pieni▒dze, handluj▒, zarabiaj▒, wydaj▒ i jedz▒, je┐d┐▒ na wakacje, lecz▒ siΩ. Polacy wszystko potrafi▒: robotnik fabryczny lub mechanik umie utuczyµ ╢winiΩ, dochowa kur, wszystko naprawi, sam zrobi myd│o, ╢wiece, kie│basy, szafΩ, posadzi tyto±, ma naj│adniejsze pomidory itd. Jeste╢my narodem stworzonym do ┐ycia na emigracji, bo tylko na emigracji potrafimy dokonaµ cud≤w. U siebie tracimy jako╢ ca│y rozpΩd i ka┐dy marzy tylko, aby byµ - urzΩdnikiem pa±stwowym.

Analogie z obecn▒ rzeczywisto╢ci▒ nasuwaj▒ siΩ same Wszak natura cz│owieka siΩ nie zmienia. I inna, podobnie aktualna refleksja, kt≤r▒ Bobkowski dzieli siΩ ze wsp≤│towarzyszem wyprawy rowerowej po po│udniowej Francji: Czy ty wiesz, co to jest polityka? Jeden wielki pisarz francuski Paul ValΘry powiedzia│, ┐e najpierw polega│a ona na zapobieganiu mieszania siΩ ludzi do tego, co ich dotyczy, a potem na zmuszaniu ludzi do decydowania o tym, na czym siΩ oni nie rozumiej▒.

Pisarz pr≤buje w przystΩpny spos≤b wyt│umaczyµ Tadziowi, mechanikowi z Warszawy, z kt≤rym odbywa wyprawΩ rowerow▒, pe│ni▒cemu przy nim rolΩ PiΩtaszka, jak budowano cywilizacjΩ europejsk▒. Przedstawia ten proces jako rodzaj wp│at do banku, gdy towarzystwo gra w karty: To by│y wp│aty grecka, rzymska i chrze╢cija±ska. Grecy wp│acili pojΩcie cz│owieka i rozum, zwyczajny ludzki rozum, jako miarΩ wszystkiego... DziΩki temu stworzyli teorie... Rzymianie wp│acili praktykΩ, a w niej g│≤wnie prawo i naukΩ o jego poszanowaniu... To wszystko by│o zimne pomimo usi│owa± wielkich filozof≤w, kt≤rzy czuli ten ch│≤d, ale nie potrafili z niego wyj╢µ i nie potrafili ogrzaµ temperatury ╢wiata, bo brak│o im - pomimo wszystko - poczucia cz│owiecze±stwa... I nagle... rodzi siΩ Chrystus. On i jego uczniowie nios▒ s│owo o nowym cz│owieku, o jego ┐yciu doczesnym i o ┐yciu duszy, o wieczno╢ci. Dopiero w tym cz│owieku kr▒┐y naprawdΩ ciep│a krew, nieraz a┐ za ciep│a. Dopiero ten cz│owiek zaczyna mieµ prawdziwe poczucie godno╢ci ludzkiej. Kr≤tko m≤wi▒c Chrystus odkrywa i podbija cenΩ cz│owieka na tym ludzkim jarmarku... wbij to sobie w g│owΩ - bez cennej warto╢ci wp│at greckiej, rzymskiej i chrze╢cija±skiej... to, co nazywamy totalizmem, to... zaprzeczenie warto╢ci tych trzech wielkich wp│at.

Pisarz stawia dramatyczne pytanie, jak dosz│o do tego, ┐e stara kultura europejska upada, ┐e barbarzy±cy j▒ zwyciΩ┐aj▒, a Europa nie ma do╢µ si│y, aby broniµ siebie i swej to┐samo╢ci. I odpowiada, ┐e wsp≤│czesny cz│owiek nie ma charakteru, wyzby│ siΩ odwagi, indywidualno╢ci poczucia swej wyj▒tkowo╢ci. Dla totalizmu nie ma nic nietykalnego, a ty jako cz│owiek, zale┐nie od twoich umiejΩtno╢ci, nie jeste╢ przede wszystkim Tadziem, a tylko │opat▒, kilofem, ╢rubokrΩtem, pilnikiem i tak dalej.

W swoim umi│owaniu wolno╢ci (tak silnym, ┐e zyska│ przydomek „chuligana wolno╢ci”), zrozumieniu dla istoty w│asno╢ci, posiadania, jej skutk≤w dla poczucia niezale┐no╢ci cz│owieka m≤g│by byµ Andrzej Bobkowski (tylko trochΩ ┐artujΩ) pasowany na patrona UPR, gdy pisze: Zaczynam rozumieµ tutaj znaczenie w│asno╢ci i jej wp│ywu na wewnΩtrzne kszta│towanie siΩ cz│owieka. Cz│owiek maj▒cy co╢ swojego nie mo┐e staµ siΩ termitem, nie mo┐e staµ siΩ k≤│kiem w bezdusznej machinie kolektywu. Je┐eli komunizm zacz▒│ od pozbawienia w│asno╢ci prywatnej, je┐eli z rolnik≤w zrobi│ co╢ w rodzaju urzΩdnik≤w pa±stwowych, to uczyni│ to w│a╢nie dlatego, ┐e wyczu│ niebezpiecze±stwo i niemo┐liwo╢µ uformowania termita z cz│owieka zwi▒zanego w jakikolwiek spos≤b z w│asno╢ci▒. Je┐eli Francja pomimo ca│ego industrializmu wieku XIX i XX zachowa│a indywidualno╢µ, to dlatego, ┐e tutaj ka┐dy co╢ mia│, stara│ siΩ mieµ lub marzy│, aby co╢ mieµ.

* * *

Bobkowski ekstatycznie wrΩcz prze┐ywa wyzwolenie Pary┐a, a ma to miejsce w sierpniu 1944 r., gdy w Warszawie trwa powstanie. Zachwyt, entuzjazm na widok wje┐d┐aj▒cych na czo│gach, ciΩ┐ar≤wkach, ma│ych „jeepach” ┐o│nierzy ameryka±skich, u╢miechaj▒cych siΩ pod ciΩ┐kimi he│mami ustΩpuje miejsca smutkowi. PatrzΩ, jak jad▒ przez most coraz to nowe ciΩ┐ar≤wki i czo│gi. Zaczynam nagle p│akaµ, prawie bezg│o╢nie. Dziewczyna siedz▒ca za kierownic▒ autobusu patrzy na mnie i pyta nagle po angielsku, dlaczego p│aczΩ. Jestem Polakiem i my╢lΩ o Warszawie - odpowiadam cicho. Oni tu mog▒ byµ szczΩ╢liwi, nam jeszcze nie wolno.

Do Polski nigdy nie wr≤ci│. Gdy po wojnie Francja - kt≤ra przez wiele lat by│a dla niego jedynym krajem zachowuj▒cym, mimo wszystkich atak≤w, r≤wnowagΩ - to poczucie r≤wnowagi (na rzecz opcji komunistycznej) straci│a, wyjecha│ z ┐on▒ z Europy.

Kamila Thiel-Kubacka


Andrzej Bobkowski, syn genera│a Wojska Polskiego, prawnik z wykszta│cenia. W marcu 1939 r. wraz ze ╢wie┐o po╢lubion▒ ┐on▒ Barbar▒ przyjecha│ do Pary┐a. W czasie wojny zajmowa│ siΩ opiek▒ prawn▒ i spo│eczn▒ nad polskimi robotnikami, po wojnie ima│ siΩ r≤┐nych zajΩµ, a w r. 1948 - nie maj▒c z│udze± co do kierunku zmian w Polsce - opuszcza na sta│e EuropΩ, osiedla siΩ z ┐on▒ w Gwatemali, gdzie prowadzi warsztat modeli samolotowych, sklep i klub modelarski. Zmar│ w 1961 r.

„Szkice pi≤rkiem” s▒ dziennikiem z lat 1940 - 1944, pisanym w okupowanym przez Niemc≤w Pary┐u. Po raz pierwszy zosta│y wydane oficjalnie w kraju w 1995 r. staraniem Towarzystwa Opieki nad Archiwum Instytutu Literackiego w Pary┐u. Dziennik Bobkowskiego jest arcydzie│em w opinii wielu znawc≤w literatury ╢mia│o konkuruj▒cym z „Dziennikami” Gombrowicza.

 

Historia | Pogl▒dyWywiady | Heraldyka | Religia i polityka | Polska daleka i bliska
Cz│owiek i cywilizacja | »ycie codzienne | Clintonland story | Podr≤┐e | Poradnik

 

 Data publikacji
1999-12-30

 

 

 

Hit Counter